Rozdział 13

<Naruto>


Przez kilka dni próbowałem rozmawiać z moim rodzeństwem, ale nic z tego nie wyszło, bo oni nie byli zbyt chętni, by się pogodzić. Dlatego też odpuściłem i zdecydowałem, że jak będą chcieli, to sami przyjdą. No i przyszli po kilku dniach. Nie mogłem im nie wybaczyć, widząc ich skruszone miny. Od tego czasu niby wszystko zaczynało się układać, ale to były tylko pozory. Zacząłem przed nimi ukrywać pewne rzeczy. Na przykład to, że kilka tygodni później miałem samotnie wyruszyć na misję wyeliminowania Hiroshiego. Nie miałem zamiaru nic im mówić, bo nie chciałem ich zranić. Jednak było to trudne do ukrycia, zważywszy na fakt, iż oboje zaczęli za mną łazić, jak cienie. To było miłe, nawet bardzo, ale też trochę denerwowało.

Przykładem mogłaby być sytuacja sprzed dwóch dni.

Westchnąłem zmęczony i oparłem ręce na kolanach. Wreszcie udało mi się uciec od Gaary i Emmiko! Kocham ich, ale zdecydowanie przesadzają z tym łażeniem za mną. Rozumiem, że chcą mi wynagrodzić ten stracony czas, no ale ludzie! W ogóle przestali szanować moją przestrzeń osobistą! Mam wrażenie, że zapomnieli co, to prywatność!

Wszedłem do swojego pokoju, wziąłem rzeczy na zmianę i poszedłem do łazienki. Nalałem ciepłej wody do wanny, wlałem jakiegoś olejku, rozebrałem się, po czym położyłem ciuchy na szafce. Spojrzałem na swoje ciało w lustrze. Na biodrze miałem małe blizny, które zostały mi z walki z jakimiś zwierzakami Hiroshiego, gdy nas trenował. Delikatnie przejechałem po niej palcami, a na końcu przycisnąłem, chcąc poczuć trochę bólu. Jednak nic nie poczułem. Westchnąłem cicho zawiedziony i wszedłem do wanny. Zanurzyłem się po sam nos i zamknąłem oczy, odprężając się. Niestety, mój odpoczynek nie trwał długo, bo gdy miałem zabrać się za mycie włosów, do łazienki wpadł Eric z szerokim uśmiechem na ustach.

— Naru-chan! Umyję ci włoski i całe ciało!

Zamknął drzwi i podszedł do mnie. Spojrzałem na niego zirytowany.

— Skąd u ciebie takie wyczucie czasu?

— Może jesteśmy sobie przeznaczeni. — Zaśmiałem się.

— Oczywiście. Ciekawe, kiedy mi się w takim razie oświadczysz? — spytałem rozbawiony, chcąc go, choć odrobinę zawstydzić. To był taki mój cel, który obrałem kilka dni wcześniej.

— Najpierw muszę zaoszczędzić na pierścionek, bo zasługujesz na to, co najlepsze — odpowiedział, uśmiechając się złośliwie. Tak chcesz grać?

— Jasne — prychnąłem. — Mógłbyś to zrobić, mając cokolwiek pod ręką — zaśmiałem się.

— W takim razie... — Wziął jakiś krem z półki i podszedł do mnie. Uklęknął na jedno kolano i spojrzał na mnie na pozór poważnie, ale głęboko w jego oczach kryło się szaleńcze rozbawienie. — Wyjdziesz za mnie?

— Oświadczyłeś mi się w łazience. Mając w ręku krem do — Wziąłem krem i sprawdziłem, do czego służy. — Depilacji, który swoją drogą należy do Emmiko. Czy naprawdę chcesz wiedzieć? — spytałem, także udając powagę.

— Tak. Odpowiedz.

— Tak. Wyjdę za ciebie.

Po tych słowach do łazienki wpadli Gaara i Emmiko, wyglądających na zszokowanych i złych.

— Co?! — krzyknęli równocześnie.

— Od kiedy tam byliście? — spytał Eric.

— Ty gnoju, na cholerę ci mój krem?! — warknęła Emmiko, kompletnie ignorując jego pytanie, po czym rzuciła się na chłopaka. — I jakim prawem oświadczasz się naszemu bratu?! 

Westchnąłem zirytowany, gdy Gaara siłą wywlekł mnie z wanny, oczywiście pozwalając mi się ubrać, podczas gdy czarnowłosa tłukła Erica. Nawet w moim pokoju słyszałem krzyki jego bólu. Biedny. No, ale cóż, pomóc mu nie zamierzam. To by tylko utwierdziło moje rodzeństwo w ich błędnym przekonaniu, iż mnie i jego łączy jakaś romantyczna relacja. Jakiś jego przyjaciel, na pewno mu pomoże, prawda?

Cóż krzyki ustały po godzinie. Wraz z moim rodzeństwem dostaliśmy, opiernicz, za stosowanie zbędnej przemowy wobec innych członków. Choć ja nie wiem dlaczego, skoro byłem tylko niczemu winną ofiarą. Jednak nie próbowałem przerywać, gdy przywódca prawił nam kazanie, bo gościu serio momentami jest straszny.

***

Spakowałem, najpotrzebniejsze rzeczy i wyszedłem z pokoju.

— Naruto? — Zamarłem, słysząc głos Gaary. Czy on nie powinien spać? Przecież Shukaku mu na to pozwala, a wręcz każe mu to robić, więc co się stało? Może chciał się czegoś napić lub coś...

— Hejka. — Odwróciłem się i udawałem wyluzowanego.

— Gdzie idziesz? Jest trzecia nad ranem! Powinieneś spać! — skarcił mnie.

— Idę na misję — odpowiedziałem. Oczywiście nie miałem zamiaru mu mówić, na czym owa misja polega. Spojrzałem mimowolnie na podłogę. — A ty czemu nie śpisz? 


— Nie odwracaj kota ogonem. Zresztą, o tej godzinie? — spytał, powątpiewając.

— Tak.

— Na czym polega? - Tego pytania bałem się najbardziej. Co mam powiedzieć?

— Powiedz mu, że idziesz na zwiady — poradził mi Kurama.

— Dziękuję lisie — odpowiedziałem w myślach.

— Idę na zwiady.

— Mogę iść z tobą? — Czyżby coś podejrzewał?

— Nie. Eric powiedział, że rano będzie miał dla waszej dwójki inną misję. — To było oczywiście kłamstwo. Chłopak zmrużył oczy i chwilę patrzał na mnie, szukając jakichkolwiek oznak kłamstwa. Na szczęście nie dostrzegł moich dygoczących rąk.

— No dobrze... Jak coś się stanie, to od razu wyślij jakiegoś lisa tutaj. — Przytaknąłem. — Idziesz sam?

— Nie.

— A z kim?

— Z Kuramą rzecz jasna — zaśmiałem się. Miętowooki uśmiechnął się.

— Powodzenia i wróć szybko.

Chciałem odejść, ale chłopak zatrzymał mnie. Przyciągnął mnie do siebie, pocałował w czoło, po czym puścił i odszedł. Co tu się odwaliło? Potrząsnąłem głową. Muszę pozbyć się zbędnych myśli. Mogę o tym pomyśleć, jak wrócę. Moim priorytetem powinna być misja. Miałem tyle szczęście, że nie zauważył, że kłamię. Innych ludzi mogłem okłamywać do woli, ale moje rodzeństwo to co innego. Im nie potrafię tak po prostu spojrzeć w oczy i okłamać. 

Wyszedłem z kwatery i ruszyłem w drogę. Przez pierwsze kilka godzin skakałem po drzewach, a potem urządziłem postój. Nie mogłem paść w połowie bardzo długiej i męczącej drogi. W tempie, w którym się poruszałem, zajęłaby mi około kilkunastu dni. Musiałem przyśpieszyć, bo na misję miałem tylko trzy tygodnie. W tym podróż z dwie strony.

Po postoju ruszyłem dalej. Cały czas byłem w pełnej gotowości, co opłaciło się, gdy nagle w moją stronę poleciał kunai. Uniknąłem narzędzia, które przeleciało mi przed twarzą i wbiło się w drzewo. Zamknąłem oczy i wyostrzyłem resztę zmysłów. Wyczułem dwie obce czakry po obu stronach. Złapałem dwa shurikeny, które nadleciały z dwóch stron i odrzuciłem je, po czym otworzyłem oczy.

Przede mną pojawili się jacyś dwaj ninja. Kojarzyłem ich skądś, ale nie mogłem sobie przypomnieć skąd. Oboje mieli na twarzach materiałowe maski, z fioletowymi obwódkami wokoło oczu i ust. Reszta była czarna. Z odległości mogłem powiedzieć, że ten po prawej miał niebieskie oczy, a po lewej brązowe. Niestety włosów nie widziałem, bo także zasłaniała je maska. Ubrani w typowy strój ANBU.

Zmrużyłem oczy.

— Kurama, a ci coś świta? — spytałem, parując cios ręką, który chciał mi zadać ten po prawej.

— To ninja z księgi BINGO.

— O, czyli wystarczy ich zabić — mruknąłem pod nosem, uśmiechając się delikatnie.

— Lekceważysz nas, bachorze — wy warczał brązowooki, nie będąc zadowolonym, z tego, co usłyszał.

— Nie, to wy mnie lekceważycie — stwierdziłem dumny.

Zacząłem składać pieczęcie.

— Raiton: Doragon Boru! — krzyknąłem, a przede mną pojawił się smok z błyskawic, a z jego ust wyleciała elektryczna kula.

Atak uderzył w niebieskookiego, który padł na ziemię nieprzytomny. Drugi stał zszokowany, a ja wykorzystując chwilę jego nieuwagi, podbiegłem do niego i go zabiłem kunai'em.

— Szybko poszło. — Uśmiechnąłem się, po czym zabiłem drugiego, co nie było zbyt trudne, biorąc pod uwagę, że był nieprzytomny i zapieczętowałem ich ciała w zwoju.

— To dobrze, a teraz ruszaj, młody — ponaglił mnie Kurama.

— Dobra, już dobra — westchnąłem cicho.

***

Droga do miejsca, w którym przebywał Hiroshi, dłużyła mi się niemiłosiernie. Chciałem mieć już to po prostu za sobą. Starałem się o tym za dużo nie myśleć, by nie zaczęły dopadać mnie wątpliwości. Myślę, że podświadomie wierzyłem, że to wszystko jest iluzją, złym snem lub kłamstwem. I to właśnie doprowadziło mnie do największego błędu w całym moim życiu.  

-----

Witam?

Tak, znowu dawno mnie tu nie było. Jednak rozdział byłby wcześniej, gdyby nie to, że za każdym razem, gdy zaczynałam pisać, musiałam wyłączyć komputer. Jeżeli kogokolwiek to pocieszy to tylko na ten ff mam na obecną chwilę wenę, więc postaram się w niedługim czasie dodać nowy rozdział. 

Pozdrawiam wszystkich! =^-^=

NikusMikus

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top