Rozdział 10

  <N. Trzecioosobowa>


— Co? — spytał blondyn, nie rozumiejąc, co białowłosy ma na myśli.
— Mimo że nienawidzisz tej wioski, nadal chcesz ją w jakiś sposób chronić. Dlaczego?
Błękitnooki zamilkł. Przez chwilę nie był pewien co odpowiedzieć, gdy zdecydował się, westchnął i przetarł swoją twarz.
— Widzisz, moi rodzice zginęli za nią, a nie chcę, by ich ofiara poszła na marne. Do tego, niestety, ale dzięki tej wiosce jestem, kim jestem. Gdyby nie nienawidzili mnie, to bym prawdopodobnie nie spotkał Gaary i Emmiko. Jestem z tym miejscem w jakiś sposób związany i niestety nie zmienię tego. Naprawdę chciałbym znienawidzić to miejsce, ale po prostu nie umiem. Zresztą nie mogę oceniać całej wioski przez to, że większość mnie raniła. Nie wszyscy są tacy — wytłumaczył, choć nie wszystko. Nie umiał dokładnie powiedzieć, co mu leży na sercu i dlaczego dokładnie chce chronić tę wioskę. Czuł się lekko skołowany, że nie umie dokładnie wyrazić swoich uczuć, ale lata nieokazywania emocji i rozmawiania z ludźmi robiły swoje. Jednak nie żałował tego.
— Dobrze — westchnął białowłosy. — W takim razie możemy zająć się Orochimaru, a dopiero potem nawiać — zaczął, ale widząc powoli przepełniające się radością oczy blondyna, dodał. — Jednak Emmiko powinna już wyruszyć z moim przyjacielem, który jest niedaleko — stwierdził.
— Dlaczego? — spytał lekko poirytowany Gaara.
— Oni nie wiedzą o jej istnieniu, więc nie przyda się tu nawet. Zresztą niedługo Hiroshi wróci, a wolę, żeby chociaż ona była bezpieczna. I nie martw się rudzielcu. Nie mam zamiaru ci jej odbijać — prychnął.
— Jak to możliwe, że nie wyczuliśmy czakry twojego kompana? — spytał niepewnie błękitnooki.
— Och, widzisz. Nasza baza jest w Wiosce Wiru — zaczął, ale blondyn mu przerwał.
— Przecież ta wioska została zniszczona — stwierdził ze zmarszczonymi brwiami.
— Tak, ale odbudowaliśmy ją i nałożyliśmy specjalną pieczęć. A kontynuując, znaleźliśmy ukrytą bibliotekę, aczkolwiek niestety mieliśmy dostęp do niewielu technik i zwoi, bo potrzebna jest do reszty krew Uzumakiego. Jednakże w dostępnych wtedy zwojach znaleźliśmy pieczęć, która ukrywa, nieważne jak wielką czakrę. Będziecie musieli się jej później nauczyć, ale to jak tam wyruszymy.

<Naruto>

Hmm... Czyli kiedy tam dotrzemy, będę mógł się jeszcze więcej nauczyć, co oznacza, iż będę silniejszy. Cieszę się, bo to znaczy, że będę mógł chronić bliskie mi osoby. Jednak to nie czas na to. Muszę wypędzić z wioski Orochimaru. I już chyba nawet wiem jak.
Spojrzałem na czerwonowłosego.
— Gaara, powiedz, Wioska Piasku pod dowództwem Orochimaru, chcę zaatakować Konohę, prawda? — spytałem, łapiąc się za podbródek, a miętowooki skinął głową. — Więc jeżeli pokażemy przed wszystkimi, iż on podszywa się pod Kazekage, to tego nie zrobicie, bo będzie za duży zamęt. Wtedy też nie będziemy musieli odwalać całej roboty, bo to oni go wygonią — stwierdziłem z zadowoleniem.
— To nie będzie takie łatwe — powiedział Gaara, sprawiając, iż nie byłem już tak zadowolony.
— Czemu? — spytałem.
— Jak chcesz niby udowodnić, że to Orochimaru?
—Normalnie. Podczas walki niby przypadkiem zastosuje technikę, która zdejmie iluzje z wszystkich w promieniu kilometra. I bum! — Uśmiechnąłem się dziecinnie.
— A jeżeli Hokage zacznie coś podejrzewać?
— To raczej nie ważne, bo potem, jak Orochimaru zniknie, my wraz z nim. Uznają, że nas porwał, dzięki czemu nie będziemy poszukiwani przez zabójców.
— Nie byłbym tego taki pewien — wtrącił się białowłosy.
— Dlaczego? — spytałem. Myślałem, iż mój plan jest idealny.
— Wiesz, już trochę jestem w tej wiosce. Pracowałem pod przykrywką jako jeden z ANBU i wiem, że Danzou ma duże wpływy i wiem, że cię nienawidzi i uważa za niebezpiecznego. Na pewno nie uwierzy, że Orochimaru cię porwał i nastawi ludzi przeciw tobie bardziej niż dotychczas byli.
— Zdaję sobie sprawę z ryzyka wystąpienia takiego problemu, aczkolwiek masz inny pomysł? Możemy rzecz jasna uciec w nocy, jak wszystko się uspokoi, ale po co mieć ogon? Rano, gdy tylko się zorientują, iż nas nie ma, wyślą ANBU, a nie wiem jak ty, ale skoro istnieje szansa, żeby nie być wpisanym do księgi Bingo, to chcę ją wykorzystać.
— Dobra — westchnął czerwonooki.

***

Pożegnaliśmy się z Emmiko i wróciliśmy do naszych domów. Widziałem, że Gaarze było ciężko się z nią rozstawać znowu. Biedak. Z Emmiko nie było lepiej. Wyglądała, jakby miała się rozpłakać. Oboje byli do siebie bardzo przywiązani, więc to niedziwne. Czasami naprawdę im tego zazdrościłem. Jednak ja również miałem osobę, która była memu sercu tak droga. Niestety owa osoba umarła. Nie pamiętam wiele z okresu po jej śmierci, jednak ponoć kilkakrotnie próbowałem popełnić samobójstwo. Dlatego też większość pamięci o tej osobie została mi zapieczętowana. Nie mogę sobie przypomnieć jej twarzy, koloru włosów, charakteru, niczego. Nie wiem, czy mam być smutny z tego powodu, czy nie, ale staram się myśleć pozytywnie, dla Gaary i Emmiko.
Położyłem się na łóżku i westchnąłem. Zamknąłem oczy i starałem się przypomnieć cokolwiek o osobie, przez której śmierć próbowałem się zabić. Jednak, gdy tylko to robiłem, przed moimi oczami pojawiały się zapieczętowane wrota, do których nie mogłem się nawet zbliżyć. Byłem przykuty niewidzialnymi łańcuchami do podłogi i nie mogłem się z nich uwolnić. Gaara i Emmiko nie chcieli mi nic powiedzieć o tej osobie, tak samo Kurama. Nie wiem czemu, ale jestem im za to w głębi serca wdzięczny. Wiem, że chcą dla mnie dobrze. Jednak świadomie nie potrafię zaakceptować tego. Jak każdy człowiek jestem cholernie ciekawy i chciałbym to wiedzieć, ale jednocześnie nie chciałbym.
Rozmyślając, nawet nie zauważyłem, kiedy zasnąłem. Nie pamiętam, co mi się śniło. Jednak wiem, że nie było to ani przyjemne, ale jakieś straszne też nie. Po prostu neutralne.
Następnego dnia ruszyłem na arenę, na której miała odbyć się ostatnia część egzaminu na chuunina. Wiedziałem, że wygram. Wśród mojego rocznika nie było nikogo, kto mógł stwarzać dla mnie wyzwanie, nie licząc Gaary rzecz jasna. Jednak oboje wiedzieliśmy, że nie mogliśmy iść na całość, jeżeli doszłoby w ogóle do pojedynku, gdyż planujemy przerwać tę szopkę, zanim będziemy musieli walczyć.
Gdy doszedłem na arenę, zobaczyłem uczestników walk. Jednak po przeliczeniu zabrakło mi jednej osoby. Co prawda nie ma jeszcze Gaary i Sasuke, ale nawet dodając ich, brakuje jednej osoby. Nagle ktoś dotknął mojego ramienia. Normalnie zaatakowałbym, ale wyczułem czakrę czerwonowłosego, więc tego nie zrobiłem. Odwróciłem się w jego stronę.
— Cześć — przywitał się.
— Cześć. Nie wiesz, może kogo brakuje, oprócz Sasuke? Liczyłem i coś mi się nie zgadza.
— Ach. To ten z dźwięku. Wczoraj go zabiłem — stwierdził. Popatrzyłem na niego zdziwiony.
— Czemu?
— Chciał mnie zabić. To była samoobrona.
— Znowu nie mogłeś spać, co?
— To moja wina?
— A kogo? — Nastała chwila ciszy. — No właśnie.

***

Jakąś godzinę później, gdy w końcu przybył pan Uchiha, ogłoszono zmiany w walkach, gdyż ninja dźwięku się nie zjawił i przegrał walkowerem. Ja i Neji walczyliśmy pierwsi. Oboje weszliśmy na arenę. Sędzia dał nam znak, iż walka się rozpoczyna, podczas gdy ustawiłem się w pozycji bojowej.
W tej walce nie mogę przeginać. Nie chcę go zabić. Co najwyżej trochę uszkodzić, no może trochę bardzo. Nie mogę jednak wykorzystać rasengana, a co za tym idzie innych jego odmian, technik żywiołów, zaawansowanych pieczęci, czakry Kuramy... Cóż, sporo tego jest. Będę musiał się ograniczyć do klonowania, pieczęci dla chuuninów, walki wręcz i ewentualnie oczu.
Westchnąłem i spojrzałem Hyuudze w oczy. Zaczął coś gadać o przeznaczeniu, ale go uprzejmie ignorowałem. Na początku walczyliśmy wręcz, co okazało się dla mnie bolesne i niekorzystne z powodu ich specjalnych technik. Tak, więc zdecydowałem się na klonowanie.
Stworzyłem kilkanaście klonów, które ruszyły na szatyna, a ja w międzyczasie napisałem pieczęć, która miała sparaliżować go. Jednak wiedziałem, że początku będzie zszokowany, a potem łatwo się uwolni, ale ja w tym czasie użyję mojego kenkei genkai i zakończę walkę.
Wszystko poszło po mojej myśli. Nikt się nie zorientował, że używam kenkei genkai, bo z ich perspektywy wyglądało to na atak klonów. Z początku miałem być sztucznie zmęczony, ale przez to, że musiałem rzucić iluzję na wszystkich widzów, a niektórzy z nich to elitarni jonini, więc naprawdę się zmęczyłem. To było trudne. Muszę popracować nad kontrolą czakry.  

--------

Cześć!

Co tam? Podobał się rozdział? Wiem, że miał być pierwszego, ale na profilu napisałam, iż z powodów prywatnych nie mogłam pisać. 

Nie wiem kiedy następny. Obecnie, gdy nie mam weny poprawiam resztę opowiadań, a muszę napisać rozdział do innego ff. 

To tyle. Pozdrawiam i do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top