Prolog
<Iruka>
Stałem na środku klasy i sprawdzałem obecność.
— Naruto Uzumaki! — krzyknąłem. Nikt nie odpowiedział. Westchnąłem smutno.
Zaginął dwa miesiące temu. Nikt go nie widział, nikt nic nie słyszał. Po prostu jakby wyparował. Mieszkańcy wioski świętowali ten dzień. Jednak trzeci widząc to, dał im porządny wykład, po czym wszyscy wrócili do swoich zajęć. Mimo wszystko cieszyli się... Przez kilka pierwszych dni. Najwyraźniej zaczęło im brakować żartów blondyna i tego, że nie mają na kogo zrzucić winy o narysowane graffiti i inne psikusy, okazało się też, że ponad połowa z nich nie została zrobiona przez Naruto. Jednak chłopak nigdy nie mówił o tym, z jakiegoś powodu. Mnie też go brakuje. Klasa jest o wiele mniej żywa. Jego rówieśnicy mniej to odczuwają, jeżeli w jakiś sposób to w ogóle robią.
Przerwałem rozmyślania i dalej sprawdzałem obecność. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Spojrzałem w tamtą stronę wraz z resztą klasy. Moje serce się na chwilę zatrzymało. Usta otworzyły się szeroko.
Stał tam Naruto! Jego oczy przysłaniała grzywka z blond włosów, które były lekko wyblakłe. Stałem jak sparaliżowany.
— N-Naruto? — spytałem niepewnie.
— Przepraszam za spóźnienie — powiedział cicho, po czym ruszył w stronę swojej ławki. Dosłownie wszyscy byli w szoku.
Po chwili otrząsnąłem się z szoku. Powinienem wziąć go do Hokage.
— Naruto podejdź do mnie — powiedziałem poważnie.
Odwrócił się do mnie przodem, stojąc przy swojej ławce. Spojrzałem w jego oczy, były... puste. Nie było w nich tej samej iskierki szczęścia i determinacji, która można kiedyś było spotkać, gdy się z nim rozmawiało. Co się z nim stało?
— Nie — odpowiedział ozięble i usiadł w swojej ławce, przeszły mnie dreszcze.
— Naruto, podejdź. Musimy iść do Hokage. — Blondyn westchnął ciężko i wstał. — Dzieci przeróbcie dzisiejszy materiał sami. Niedługo wrócę — powiedziałem, po czym wyszedłem z klasy razem z błękitnookim.
Szliśmy w ciszy, próbowałem nawiązać rozmowę z blondynem, ale on cały czas milczał. Było tak, jakby stracił kontakt z rzeczywistością. Cały czas patrzył się w ziemię, a jego grzywka zasłaniała oczy.
<N. trzecioosobowa>
Dwoje „shinobi" szło do Hokage, gdy byli przed jego gabinetem, brunet zapukał. Gdy usłyszał „proszę", wszedł razem z niebieskookim. Hokage dopiero po chwili podniósł wzrok znad papierów. Pióro wypadło mu z rąk, a oczy rozszerzyły się do granic możliwości, z powodu szoku.
— N-Naruto? — wydusił z siebie po chwili.
— No, a kto ma być? — prychnął z irytacją blondyn.
— Naruto! — powiedział Iruka, patrząc karcąco na swojego podopiecznego.
— Co? — warknął, a swój lodowaty wzrok przeniósł na nauczyciela, który tylko spuścił głowę.
— Naruto siadaj i mów. Gdzie byłeś, co robiłeś? Nic ci nie jest? — zaczął Hiruzen, ale przerwał mu głos ośmiolatka, który był wściekły z jakiegoś powodu.
— Nie udawaj, że obchodzi cię moje zdrowie. Jedyne co cię i starszyznę obchodzi to, to czy zdradziłem jakieś informacje innym wioską, i uprzedzając twoje pytanie, nie nie zrobiłem tego. Znam jakieś zasady. A odpowiadając na twoje dwa pierwsze pytania to nie twój interes — odpowiedział blondyn, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Hokage i Iruce odebrało mowę. Od kiedy on stał się taki bezczelny i zimny? Co się stało z tym radosnym niegdyś chłopcem?
— Mogę już iść? — spytał błękitnooki, przecinając ciszę swym lodowatym głosem.
— Nie, Naruto wyjaśnij mi... — zaczął Saturtobi, ale chłopiec znowu mu przerwał.
— Nie będę nic wyjaśniać. Do widzenia.
Jinchuuriki wyszedł, trzaskając drzwiami i zostawiając oniemiałych mężczyzn.
<Naruto>
Po tym, jak wyszedłem z biura staruszka, pobiegłem do swojego domu. Chociaż... Czy to miejsce można nazwać domem? Z tego, co wiem, tak mówi się, o miejscu, gdzie czuje się bezpiecznie, czuje się ciepło, miłość, troskę i szczęście. A tam... Ogólnie w całej Konosze nigdy tak się nie czułem. Czułem się jak śmieć. Nie potrzebny nikomu śmieć. Dopiero niedawno odnalazłem prawdziwe szczęście. Już wtedy zacząłem się zmieniać, jednak codziennie zakładałem maskę. Teraz... Nie mam już na to siły. Jestem słaby. Za słaby.
— Nie mów tak o sobie. Jesteś silny — usłyszałem basowy głos w mojej głowie. — Przeszedłeś więcej niż nie jeden starzec i ninja, którzy niekiedy popełniają samobójstwo. Ty tego nie zrobiłeś. Nigdy się nie poddałeś i mimo wszystko parłeś do przodu, więc i teraz tego nie rób.
— Kurama... Dobrze wiem, ale to nie jest takie łatwe. Ta cała niepewność związana z tym wszystkim... — westchnąłem. — Co mam robić?
— Ufasz mu? -spytał, a ja przytaknąłem. — Więc czekaj, miej nadzieję, że wszystko się ułoży.
— A Gaara? — spytałem przygnębiony.
— Wróci do wioski Pisaku, co zrobić? Kiedyś się jeszcze na pewno spotkacie. Przecież i tak nie możecie wiecznie uciekać, musicie stawić czoła wyzwaniu i nie poddawać się w dążeniu do swoich celów. Przecież ty zawsze to mówiłeś, co nie? Więc słuchaj się teraz tego — powiedział lis.
— Masz racje! — Uśmiechnąłem się lekko. — Idziemy zaraz potrenować, a potem trzeba coś zrobić z Hokage... Nie przestanie się czepiać, co nie? — spytałem zirytowany. Czy oni nie mogliby zostawić mnie w spokoju? A nie czekaj... Jestem przecież demonem bez uczuć, mogę w każdej chwili zdradzić tę cholerną wioskę. Czy oni w ogóle myślą? Przecież gdybym chciał, to bym już dawno to zrobił... No, ale cóż przecież to ich logika, nie moja. Nigdy ich nie zrozumiem.
— Nie przestanie, ale możesz spróbować znowu założyć maskę, albo powiedzieć im, żeby zaczęli się przyzwyczajać, bo to prawdziwy ty. I nie martw się, ja też nie rozumiem ludzi — powiedział Kurama.
— Nikt ich chyba nigdy nie zrozumie — powiedziałem z rozbawieniem.
— Tylko cudotwórca lub ktoś inny. Logika każdego człowieka jest inna, chociaż często są jakieś, można powiedzieć „wzory". Jednak nikt nigdy nie określi dokładnie toku myśli człowieka. To, co inni odbierają jako komplement, inni jako obrazę. Niektóre czyny niektórych dobre, dla innych mogą być najgorszymi i zniszczyć im życie. Ludzie mają różne perspektywy świata, jest ich nieskończenie wiele. Nigdy się to raczej nie zmieni. Jednak nieważne co się stanie, co ludzie powiedzą, nawet gdyby cię znienawidzili jeszcze bardziej, pamiętaj... Nigdy, ale to przenigdy się nie poddawaj — powiedział lis, a ja uśmiechnąłem się lekko.
— Wiem Kurama. Nie musisz mi o tym mówić. Nie poddam się, nigdy. Choćbym miał zginąć.
------------------------------
Rozdział poprawiony
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top