Rozdział 9
<Naruto>
— Jestem Akai Eric, miło mi poznać — odpowiedział czerwonooki uśmiechając się lekko, mimo że jego głos nie wyrażał nic.
— Co to ma znaczyć, Emmiko? — spytał ze złością Gaara.
— Uspokój się. Proszę, wysłuchajcie go — poprosiła dziewczyna.
— Dlaczego mielibyśmy to zrobić? — spytałem z podniesioną brwią.
— Mam informacje, które otworzą wam oczy i uwolnią od Hiroshiego — odpowiedział białowłosy.
— Dlaczego mielibyśmy się od niego uwalniać? To nasz przybrany ojciec — rzekł Gaara.
— A co wy tak właściwie o nim wiecie, co? — spytał rozbawiony. Wraz z Gaarą milczeliśmy. To prawda, że nie wiedzieliśmy o nim wiele. Zawsze był tajemniczy i nie mówił o sobie prawie nic. — No właśnie. Nie wiecie pewnie też, że pracuje dla Akatsuki, co?
— Co?! — wrzasnęliśmy razem z Gaarą.
Patrzyliśmy na chłopaka, jakby był kosmitą. Przecież to nie może być prawda. To nasz... ojciec. Przybrany, ale ojciec. Czułem, jak do oczu napływają mi łzy, a kolana stają się miękkie. Upadłem na trawę i patrzyłem na nią, nie wiem ile czasu. On na pewno kłamie. To nie może być prawda. Tyle czasu nas chronił przed nimi. Uczył nas wszystkich jutsu, no prawie, ale to dzięki niemu mogliśmy zaznać choć trochę miłości, jakiej zaznaje normalne dziecko.
— Kłamiesz — szepnąłem.
— Nie. Jeżeli jesteście zdolni dalej mnie słuchać, to będę kontynuować, a jeżeli chcecie jeszcze ochłonąć to śmiało.
Jego głos wydawał się odległy. Szumiało mi w uszach, a gardło był boleśnie ściśnięte, uniemożliwiając wydobycie jakiegokolwiek głosu. W oczach zbierały się łzy bezsilności, smutku, złości i frustracji. Miałem wrażenie, że moje serce rozlatuje się na tysiące kawałków, tak samo, jak mój dotychczasowy pogląd na świat.
Popatrzyłem na ziemię i zacisnąłem pięści.
— Skąd mamy wiedzieć, że mówisz prawdę? — spytałem po chwili, starając się nie dać po sobie poznać, że mnie to w jakikolwiek sposób ruszyło.
— Ten zwój — W jego ręce pojawił się zwój. — zawiera dokładną instrukcję jego misji, która dotyczyła was. Hiroshi był wędrownym zabójcom, którego Akatsuki wynajęło. To ich można powiedzieć taka umowa. Przeczytajcie. — Rzucił nam. Złapałem zwój i natychmiast go otworzyłem.
Zacząłem czytać.
Ja, Hiroshi, zabójca z klanu Fruis zobowiązuję się do wypełnienia niżej powierzonej mi misji. Przyrzekam również, że nie zdradzę Akatsuki i nie przywiążę się do dzieci, którymi będę musiał się opiekować.
Znajdź jinchuuriki dziewięcio, jedno i trzy ogoniastego. Jeżeli to będą jeszcze dzieci, to je wychowaj i naucz walczyć. Gdy będą miały po trzynaście lat, przyprowadź je do nas. Zmanipuluj je w taki sposób, żeby chciały się do nas dołączyć.
Krótka, ale treściwa umowa, pod którą były podpisy Akatsuki i Hiroshiego. Złapałem się za głowę. Jak mogliśmy być tacy głupi?
Usiadłem na trawie, czując, że nie dam rady dłużej stać.
— To nie twoja wina, Naruto. Byliście i nadal jesteście tylko dziećmi. Nie mogliście wiedzieć, że was oszuka. Nawet ja się tego nie spodziewałem, a mam ponad tysiąc lat — próbował pocieszyć mnie lis.
— Tak, ale gdyby nie ten... — przerwałem na chwilę, starając się przypomnieć sobie imię białowłosego. — Ktoś. Gdyby ten ktoś nas nie ostrzegł, to moglibyśmy... Mógłbym stracić Emmiko i Gaarę — szepnąłem załamanym głosem, w swojej głowie.
— Uspokój się, bo twoje rodzeństwo się martwi. Idź, pogadaj z nimi. Oni chyba lepiej wiedzą, jak się czujesz — mruknął lis. Wyszedłem z mojego umysłu i spojrzałem na czerwonowłosego i dziewczynę.
— Wszystko dobrze? — spytała zaniepokojona.
— Tak. — Mój głos był cichy. Odchrząknąłem, chcąc mówić głośniej, ale niewiele mi to dało. Dopiero po chwili zorientowałam się, że po moich policzkach płyną łzy. Starłem je wierzchem dłoni, którą wytarłem w bluzkę.
— W każdym razie... — zaczął Gaara. — Chcesz nam pomóc? Czy zabić? — spytał podejrzliwie.
— Pomóc. Gdybym chciał was zabić, dawno bym to zrobił — prychnął białowłosy.
— Dlaczego? — spytałem, gdy udało mi się ostatecznie opanować. Czerwonooki westchnął.
— Widzicie, jestem z organizacji zwanej Zabójcy Demonów. — Wszyscy się spięliśmy na tę nazwę i byliśmy przygotowani do ataku. — Spokojnie — zaśmiał się, widząc, że jesteśmy gotowi na atak. — Nie zrobię wam nic. Nasza organizacja pracuje pod przykrywką. Nazwaliśmy ją tak, żeby Kage dali nam spokój i nieświadomie pomagali zebrać jinchuuriki.
— Po co? — spytała czarnowłosa.
— Planujemy stworzyć własny kraj, w którym jinchuuriki, demony i zabójcy, którzy będą chcieli się zmienić, będą mogli żyć z dala od wielkich nacji. Jednak do tego potrzebujemy „armii", która będzie się składać z jinchuuriki i kilku demonów.
— Co dalej? — spytałem zainteresowany. Chłopak wzruszyła ramionami.
— Nie wiem. Nasz przywódca wie, ale na razie nie chce nic nikomu powiedzieć. Mnie wysłali tu po was — wytłumaczył.
— Mamy uciec? — spytał niepewnie Gaara.
— Dokładnie.
— Ale... — zacząłem, ale zaciąłem się, nie wiedząc co powiedzieć. Z jednej strony nie chciałem opuszczać wioski. To tu się w pewnym sensie wychowałem, dzięki tej wiosce jestem, kim jestem. Poza tym, za tą wioskę moi rodzice oddali życie. Jednak z drugiej strony nienawidziłem mieszkańców, oni mnie też.
Hmm... Nawet gdybym nie odszedł, nie zostałoby to przez nikogo docenione. Nienawidzę tej osady, chociaż czuję do niej dziwne przywiązanie. Co robić?
***
— Zgadzam się.
Stałem razem z Gaarą i Emmiko przed białowłosym, który patrzył na nas z dziwnymi iskierkami szczęścia.
— Jednak. — Postanowiłem przerwać ciszę. — Mam warunek — westchnąłem.
— Jaki?
— Zanim odejdziemy wypędzimy Orochimaru z Konohy — powiedziałem poważnie. Czerwonooki spojrzał na mnie zmieszany, a potem jego brew powędrowała do góry i zachichotał.
— Jesteś zabawny — stwierdził, chichocząc.
------------------------------
Hej! Kolejny rozdział, następny będzie do 15 czerwca. Przperaszam, że tak na koniec miesiąca, ale ostanio nie miałam lekko i nadal nie będę miałą, bo przez następne dwa tygodnia będę wlaczyć o wyższe oceny :/
To chyba tyle. Pozdrawiam i do zobaczenia! ^-^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top