Rozdział 2
<Naruto>
Czarnowłosy prychnął i wrócił do jedzenia. Czułem na sobie zaciekawione spojrzenia Kakashiego i Sakury, ale je ignorowałem. Każdy ma swoje sekrety, a ja nie mam zamiaru dzielić się swoimi z ludźmi, którzy mogą mnie wsypać Hokage. Gdyby on się dowiedział, to miałbym przechlapane. Szczególnie że mój przybrany „ojciec" jest poszukiwany. Przecież nie powiem im, że to z nim i moim „rodzeństwem" byłem wtedy. Jednak wiem, że niedługo będę mógł się z nim spotkać, bo miał odsiedzieć swoją karę i wszystko wyjaśnić, a potem po nas przyjść. Nie mogę się tego doczekać. Nareszcie będziemy wszyscy razem, znowu.
Uśmiechnąłem się lekko, gdy wyobraziłem sobie, jak znowu wszyscy się śmiejemy. Spojrzałem na szarowłosego, który próbował jakoś nawiązać rozmowę z moim czerwonowłosym przyjacielem.
— Jesteś z wioski piasku? — spytał. Miętowooki odpowiedział mu skinięciem głowy. — Jakie macie relacje z Naruto? — po raz kolejny zadał pytanie. Jinchuuriki Shukaku spojrzał na mnie z pytaniem w oczach, skinąłem, dający tym samym znak, że może mówić.
— Jest dla mnie jak przybrany brat.
— O.
Całą trójką patrzyli lekko zszokowani to na mnie, to na niego. Czy to naprawdę aż takie dziwne, że mam z kimś bliskie relacje? A no tak. Zapomniałem. Dla nich, jak i wszystkich w wiosce jestem zwykłym potworem bez uczuć, chociaż... Nie wiem, czy sensei patrzy tak na mnie, bo ponoć był uczniem mojego ojca.
— To dobrze, że Naruto znalazł sobie przyjaciela — wtrącił się sprzedawca ramenu. — Pilnuj go, żeby nie nabroił — dodał ze śmiechem.
— Nabroił? — spytał z widocznym rozbawieniem mój „brat".
— No tak. To prawdziwy rozrabiaka. Kiedyś ciągle malował graffiti na murach, robił żarty mieszkańcom i szpecił twarze Hokage — zaśmiał się.
— Ja je tylko upiększałem, dattebayo! — zaprotestowałem. Widać było, że rudzielec powstrzymuje śmiech.
— Tak... Jasne — odpowiedział mi, tym razem Kakashi.
Gaara, sensei i sprzedawca ramenu zaczęli chichotać, gdy odwróciłem się do nich plecami, z obrażoną miną.
— Ne, Naruto muszę już iść. Temari i Kankuro będą się martwić — westchnął miętowooki. Skrzywiłem się. Nigdy ich nie lubiłem, zawsze traktowali go, jak potwora. Byli tacy jak reszta ludzi w stosunku do jinchuurki. Rozumiałbym ich, gdyby nie to, że on jest ich bratem do jasnej cholery! No, ale z tego, co opowiadał wcześniej, to zmienili się. Są... lepsi. Nie zachowują się już tak jak wcześniej, ale nie ufa im całkowicie. Nie ma się co dziwić.
Mój przyjaciel wstał i ruszył w stronę, zapewne swojego tymczasowego domu, machając mi i reszcie na pożegnanie. Odmachałem mu i uśmiechnąłem się lekko. Spojrzałem na członków mojej drużyny, którzy patrzyli na mnie, jakby wyczekując wyjaśnień.
— Co? — spytałem zdziwiony.
— Em... Wyjaśnisz, może skąd znasz jin... Znaczy się syna Kazekage? — spytał Kakashi, poprawiając się szybko. Powstrzymałem się przed powiedzeniem mu, żeby się nie interesował. Dla niego mogę być chociaż trochę miły, bo nigdy na mnie nie patrzył tak.
— Kiedyś się poznaliśmy — odpowiedziałem wymijająco.
— Ale gdzie? — spytał, tym razem Sasuke.
— W lesie — powiedziałem prawdę. Cała trójka spojrzała na mnie, jakbym mówił w innym języku.
— Ale... Chodzi o okoliczności bardziej — wytłumaczyła różowo włosa.
— Kiedyś wyszedłem trochę z terenu wioski i go spotkałem — powiedziałem w połowie prawdę.
— Ach...
— Cóż, ja już idę. Do zobaczenia, dattebayo! — pożegnałem się, po czym zszedłem z krzesła i ruszyłem do domu. Nie miałem ochoty przybywać dłużej niż to konieczne, w towarzystwie ludzi z Wioski Liścia.
Nie miałem nic do swojej drużyny, ale po prostu wolę być sam niż z nimi.
— Nie jesteś sam — usłyszałem głos rudzielca.
— Tyle razy ci mówiłem, że nie masz mi czytać w myślach, dattebayo! — krzyknąłem na niego.
— A ja tyle razy ci mówiłem, żebyś nie nazywał mnie rudzielcem. Podziałało? Nie! — odwarknął lis.
— Oj cicho tam, kupo futra — mruknąłem cicho ze śmiechem.
— Ja ci zaraz dam kupo futra! — krzyknął Kurama.
— Dobra mniejsza z tym. — Postanowiłem zakończyć, naszą kłótnię.
— Jak zwykle, szybka zmiana tematu, teraz będzie — usłyszałem, mruczenie pod nosem Kyuubi'ego.
— Nie masz może żadnych wieści od niego? — spytałem smutny, mając nadzieję, że odpowie tak.
— Nie. Niestety. Nie skontaktował się ze mną. I szczerze powiedziawszy, powiem ci tyle: Przestań się łudzić. Może to trochę okrutne, ale zastanów się. Gdyby chciał, to by już dawno się do ciebie odezwał. Najprawdopodobniej o tobie zapo... — mówił, ale przerwałem mu wściekły.
— Nie zapomniał o mnie! Nigdy by nie zapomniał! Obiecał! Obiecał, że nas zabierze, że pomoże jej, że będziemy żyć jak prawdziwa rodzina! Nie mógł zapomnieć! — krzyknąłem, a łzy zebrały mi się do oczu. On nie mógł, przecież obiecał!
— Naruto, słuchaj. Przepraszam, nie chciałem cię urazić, ale nie chcę, też byś potem cierpiał, po tym, jak może się okazać, że to, co mówiłem, jest prawdą. Zresztą był już dosyć chorowity...
<Kurama>
Próbowałem wytłumaczyć Naruto, że Hiroshi mógł o nim zapomnieć. Bądź co bądź, ale był dosyć chorowity, do tego młodym go nazwać nie można, miał około trzydziestu lat.
Jednak ten uparciuch nie chciał mnie słuchać. Obraził się. Widziałem jego oczami, jak biegnie do domu, zamyka się w nim i płacze. Westchnąłem. Położyłem się. Postanowiłem mu dać spokój. Niech się chłopak uspokoi, a potem porozmawiamy. Nie mogę oczekiwać od dwunastolatka, że będzie się zachowywał jak dorosły, ale mam nadzieję, że zrozumie.
Gdy go poznał, zarówno dla mnie, jak i dla niego otworzyły się nowe horyzonty. To dzięki niemu błękitnooki dowiedział się o moim istnieniu i się ze mną zaprzyjaźnił. Tak samo Gaara i Emiko. Rozumiem, że on mu coś obiecał, ale Naruto jest zbyt naiwny. Ludzie są kłamliwi, wiem, że on taki nie był, ale... To nie znaczy, że nie mógł zapomnieć po czterech latach. W końcu był tylko człowiekiem. Człowiekiem pragnącym chronić swoją rodzinę, za wszelką cenę, nie zważając na opinię innych.
— Kurama — usłyszałem głos. I wcale nie należał on do Naruto.
— Hiroshi?! — wrzasnąłem zaskoczony.
— Hiroshi? — spytał Naruto, zachrypniętym głosem.
— Tak to ja. Słuchajcie mnie uważnie. Muszę wam coś powiedzieć.
<Sasuke>
Siedziałem przy stole w moim pustym domu i jadłem. Właściwie to grzebałem pałeczkami w ryżu. Nie miałem humoru. Chciałem poćwiczyć, ale wtedy Sakura przyjdzie i będzie mi przeszkadzać. Wolę obecność Naruto niż jej. On przynajmniej nie jest aż tak irytujący. Swoją drogą ciekawe co robi? I skąd się zna z tym Gaarą? Gdy mówił o tym lesie, to wiedziałem, że kłamie. To była czysta intuicja, ale miałem wrażenie, że coś ukrywają. Chyba będzie trzeba to sprawdzić.
Wyszedłem z domu i zacząłem skakać na dachach prosto do domu blondyna. Z daleka widziałem, jak gdzieś wychodzi, więc wyciszyłem czakrę i szedłem za nim tak, by mnie nie zauważył. Po kilku minutach dotarł do lasu, gdzie był też ten czerwonowłosy.
Zmrużyłem oczy. Co oni tu robią, o tak późnej porze?
Potem podbiegła do nich znikąd jakaś dziewczyna. Miała długie czarne włosy, związane w kucyka, zielone oczy, była raczej drobna. Ubrana w czarną obcisłą bluzkę, trzy czwarte legginsy w tym samym kolorze, miała też fioletową bluzę związaną w pasie.
Chłopacy ją przytulili, ale to nie to najbardziej mnie zaskoczyło. To dopiero to, co się stało zaraz po tym.
------------------
Rozdział poprawiony
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top