Rozdział 17

SUNA

Zerkałem co chwila w stronę Gaary, upewniając się, że dobrze się czuje. Chciałem jak najszybciej zrobić misje i wracać. Wiedziałem, że pewnie będzie czuł się źle. W końcu to miejsce, w którym wycierpiał więcej niż ja. Mnie nie próbował nikt zamordować tyle razy co jego i przynajmniej ze mną niektóre dzieci się bawiły, kiedy ich rodzice nie widzieli, a jego wszystkie się bały. Na początku miałem ochotę odmówić wykonania tej misji, ale gdy Gaara zobaczył, co chce zrobić, natychmiast mnie powstrzymał. Może nie popierał tego, że chce iść na misje, ale nawet on wiedział, że w końcu muszę wyjść.

Gdy w końcu dotarliśmy do Suny, zmienieni za pomocą Henge oczywiście, obudziła się we mnie jakaś dziwna euforia? Radość? Coś w tym stylu. Zupełnie zapomniałem o celu misji i postanowiłem pozwiedzać, zanim będziemy musieli wrócić. No bo kto nam zabroni? Cel i tak nie ucieknie, skoro nie wie, że ktoś chce go zabić. Gaara na początku był niechętny, ale w końcu udało mi się go przekonać.

— Ne, ne, marudo chodźmy tam! — Wskazałem na kolejkę, która nie wyglądała zbyt stabilnie.
Czerwonowłosy, choć teraz szatyn spojrzał na mnie jak na idiotę, a ja tylko uśmiechnąłem się szeroko.

— Jesteś idiotą czy chcesz po prostu umrzeć? — spytał, zakładając ręce na klatkę piersiową.

— Oj, no weź! Przecież to nie tak, że jeżeli to się zawali, to coś nam się stanie. — Chłopak nadal nie ustępował i wlepiał we mnie swoje spojrzenie. Cóż trzeba sięgnąć po broń ostateczną. — Jesteś nudny! — powiedziałem, niby tracąc zainteresowanie i odwracając się do niego plecami. — Na ostatniej misji byłem na takiej kolejce z Ericiem — powiedziałem niewinnie.

Choć nie widziałem, to mogłem sobie wyobrazić mechanizmy obracające się w jego łepetynie.

— No cóż, trudno — dodałem, odchodząc.

— Czekaj! — Położył mi rękę na ramieniu, a ja uśmiechnąłem się do siebie, zanim znowu przybrałem obojętny wyraz twarzy i się odwróciłem.

— Tak?

— Chodźmy tam. A później na lody — dodał, a ja uśmiechnąłem się szeroko i skoczyłem na niego.

— Jesteś najlepszy Ga-chan! — powiedziałem wesoło.

— Dopóki Eric znów cię nie przekupi?

— Jak ty dobrze mnie znasz — zaśmiałem się, patrząc mu się w oczy i trzymając się go niczym miś koala, co musiało wyglądać dosyć śmiesznie.

— Dziwne by było, gdybym cię nie znał aż tak dobrze słoneczko — powiedział z lekkim rumieńcem na policzkach. Mógłbym przysiąc, że jego wargi drgnęły w górę, gdy mówił mój przydomek.

— Więc chodźmy! — krzyknąłem, odczepiając się od niego i wskazując na kolejkę.
Poszliśmy i okazało się to niezbyt dobrym pomysłem, bo kolejka rzeczywiście się zawaliła. Nabiłem sobie przez to kilka siniaków, ale było warto. Gaara kupił mi ogromny lodowy deser miętowo-krówkowy z waflami. Był pyszny i super słodki.

Potem niestety musieliśmy wrócić do pierwotnego zadania, czyli misji. Szybko pozbyliśmy się celu, dzięki piaskowej trumnie czerwonowłosego. Ja w sumie byłem potrzebny do jego wytropienia. Jednak po wszystkim musieliśmy się szybko zmyć, bo rano strażnicy odkryliby ciało i zaczęłoby się dochodzenie, a my nie mogliśmy tyle tam siedzieć. A musielibyśmy, bo po odkryciu ciała zamknęliby bramy i musielibyśmy uciec przez mur a za nami reszta shinobi piasku. Co jak co, ale nie chciało mi się bawić w ganianego, więc postanowiliśmy odejść, najszybciej jak się da.

***

Kolejne miesiące mijały szybko. Przez większość dni chodziłem na misje z Ericiem lub Gaarą albo trenowałem. W międzyczasie mieliśmy kilka poważniejszych walk z Akatsuki, z których wyszliśmy zwycięsko. Oczywiście nie nasza trójka, tylko cała organizacja. Jednak po mniej więcej pięciu miesiącach Akatsuki zniknęła. Gdy nasi szpiedzy zbadali sprawę, okazało się, że w zabrali się za eksperyment z jakimś starożytnym reliktem i wysłali się do innego świata. Nikt nie miał zamiaru ich szukać. Wszyscy byli zadowoleni, że odeszli. Szczególnie że przez własną głupotę. Nie bierze się za rzeczy, o których się nie ma pojęcia. Jedynym minusem było to, że nasza organizacja zaczęła się rozpadać, gdy nie było już powodu, by chronić Bijuu. Dlatego też każdy członek poszedł w końcu w swoją stronę. Oczywiście, gdyby Akatsuki albo ktoś inny się znowu pojawił, była możliwość ponownego połączenia. Jednak pod innym dowództwem, bo nasz stary przywódca zachorował. Znaczy, wcześniej miał chore serce, ale w ostatnim czasie się mu pogorszyło. Nasze Bijuu zostały z nas wyciągnięte i żyją sobie, w miejscu gdzie są bezpieczne. Nie wiem, jak to zrobili, ale byłem szczęśliwy dla nich, chociaż też smutny. Osoby, które wyciągały z nas Bijuu, wyjaśniły, że nie będziemy w stanie więcej z nimi porozmawiać ani spotkać się z nimi. Ja, Gaara i Eric postanowiliśmy na razie odpuścić jakiekolwiek rzeczy związane z ninja, poza treningiem. Nadal trenowaliśmy, ale dla siebie. Zamieszkaliśmy w małym domku na skraju miasteczka Ware, w kraju Kore. Nasze życie było dosyć monotonne. Gaara i Eric codziennie się o coś kłócili(niczym stare małżeństwo), a ja kibicowałem temu, który da mi więcej cukru. Zacząłem też się gorzej czuć. Przez większość czasu to ukrywałem, ale w stresującej sytuacji, zdarzało się, że zaczynałem wymiotować krwią. Brałem tabletki, ale one niewiele dawały. Nie wiadomo było, co mi jest i musieli mnie leczyć objawowo. Gaara i Eric wiedzieli tylko o ledwie jednej czwartej ataków, bo inaczej nie wypuściliby mnie z domu. No, ale jak to w życiu bywa, kiedy jest wszystko ok, to znaczy, że to cisza przed burzą.

-----

Hejka!

OMG, wstawiłam rozdział?! Sama w to nie wierzę.  Następne dwie aktualizacje to epilog z podziałem na części. 
Przykro mi, ale straciłam chęci do pisania tego, a nie chciałam zostawiać tego niedokończonego. 


Pozdrawiam! 

NikusMikus

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top