Szczodrość #32

Siedzieliśmy właśnie przy stole spożywając obiad ugotowany przez mojego skarba.

Atmosfera była naprawdę napięta. Polen nie chętnie się odzywał, a Francja widocznie czuła się niepewnie.

"Ta zupa jest naprawdę pyszna." Francja odezwała się nagle dość przyjaznym tonem.

"Miło to słyszeć." Polen odparł szturchając dodatki pływajace w wywarze obojętnie. Znowu nastała cisza. Mogłem się tego spodziewać.

"Bardzo doceniam waszą pomoc. To bardzo miłe." Dodała z delikatnym uśmiechem na co on spojrzał na nią bez słowa. Widziałem że był zflustrowany i gotował się od środka.

"A więc.. kiedy rodzisz?" Wrócił do bawienia się posiłkiem. Ona mrugnęła dwukrotnie.

"Cóż.. ja,"

"Ta kwestia nie jest jeszcze do końca wiadoma, prawda?" Postanowiłem jej pomóc.

"Owszem." Odwdzięczyła lekki uśmiech na co Polen popatrzył na mnie przez dłuższy moment. Ukrywałem swój strach przed jego zdenerwowaniem. Nie chciałbym mu podpaść.

"Dziękuję. Najadłem się." Wstał od stołu I odniósł naczynie do zlewu.

"Jesteś pewny skarbie? Przecież nawet nie dot-"

"Nie jestem głodny." Przeszył mnie pustym morderczym wzrokiem. Czułem jakby moja dusza została wyssana z mojego wnętrza. Wiedziałem już że czeka mnie długa rozmowa z mężem. Za każdym razem gdy używał swojej magii sugerowało to że mam przechlapane. Spojrzał jednak po chwili na Francję prędko zmieniając mimikę na sztuczny uśmiech. "Fajnie się gadało." Po tych słowach wyszedł z pomieszczenia.

Pomiędzy mną a Francją nastała cisza przez strach. Spojrzałem na nią i zrobiło mi się głupio.

"Cóż, haha.. cały Polen." Zaśmiałem się speszony sytuacją. "Proszę, nie miej mu tego za złe. Nie uprzedziłem go."

"Jest w porządku. Rozumiem." Odparła spokojnie po czym zaczęła się rozglądać. "Dużo się tu zmieniło." Przyznała.

"Ah Ja, wprowadziliśmy drobne zmiany." Uśmiechnąłem się.

Polska

"Co on sobie w ogóle myśli, co? Że tak nagle zmienie zdanie bo taka biedna i musimy jej pomóc bo zaliczyła kurwa wpadkę??" Szepnąłem sam do siebie ze sfrustrowaniem składając ubranka małej w szufladzie. "Nie zniosę obecności tej kobiety w naszym domu ani chwili dłużej, a już napewno nie zamierzam jej znosić przez kilka dni." "Niech sobie rodzi w samotności, mi to pasuje. No ale nie, Niemcy wielki pomaginier się znalazł, musi pomóc swojej biednej byłej w potrzebie."

W pewnym momencie oparłem się o komodę ze zdenerwowania.

"Dlaczego musisz taki być Niemcy. Dlaczego po prostu choć raz nie odpuścisz." Zmartwiłem się. Szczerze nie byłem na niego zły, ale po prostu dotknięty. Nic mi wcześniej nie powiedział, nie uprzedził mnie i nagle przyprowadza naszego największego wroga..

Bo potrzebuje pomocy??

To nawet brzmi niedorzecznie.

Niemcy czasem ma aż za dobre serce. Martwię się tylko że jak w końcu przejży na oczy, będzie to przeżywać. Nie chcę żeby cierpiał z powodu jakieś Francy. I nie zamierzam patrzeć jak będzie się wysługiwać jego dobrocią.

Kucnąłem z niemocy na podłodzę.

"Tylko mi się waż do niego zbliżyć, albo wymusić cokolwiek, a poczujesz co to znaczy zadrzeć ze wściekłym Polakiem." Podświadomie zapeszyłem z zagryzionymi zębami. Znałem jej zagrywki i nigdy, ale to przenigdy nie zamierzałem jej zaufać. Fakt że jest w ciąży niczego nie zmienia. Chcę teraz grać kozła ofiarnego to niech se gra. Mnie to nie ruszy.

Niemcy

Nastał wieczór. Pokazałem właśnie Francji pokój w których będzie mogła przenocować.

"Wybacz jeśli nie jest taki jak sobie wyobrażałaś."

"Przestań, całkowicie mi wystarczy." Z lekkim trudem usiadła na łóżko. "Merci." Uśmiechnęła się lekko.

"Natürlich. Gdybyś czegoś potrzebowała jestem tuż za ścianą." Zapewniłem gdy nagle poczułem Poli opierającą się o moją klatkę. "Wybacz Frankreich, chyba moja kruszynka ma na dzisiaj już wystarczającą ilość wrażeń."

"Jasne. Nie ma sprawy."

Spojrzałem na córeczkę po czym wyszedłem z pokoju. Ziewnęła. "Już już, idziemy nynu nynu." Pokołysałem nią delikatnie w drodzę do jej pokoiku.

Po uśpieniu córki poszedłem do sypialni gotowy na rozmowę z mężem. Gdy otworzyłem drzwi widziałem że się przebiera.

"Oh! Wybacz skarbie. Powinienem był zapu-"

"Daruj sobie." Odmruknął. Westchnąłem.

"Nie możesz mi odpuścić, co?"

Zaprzestał nagle czynności spojrzawszy na mnie.

"Hmm czy mogę?" Zapytał są siebie z uśmieszkiem. "Nie. Nie mogę, a wiesz dlaczego?" Jego wyraz twarzy momentalnie zmienił się na przeciwny. "Bo zaprosiłeś naszego największego wroga pod nasz dach bez jakiejkolwiek konsultacji tego wcześniej ze mną. Bo zupełnie mnie olałeś. Bo nie myślisz racjonalnie. Bo masz zamiar pomóc kobiecie która truła poniekąd życie twojego własnego męża, a ty kurwa już o tym zapomniałeś bo to ona jest teraz ofiarą nie on." Z każdym kolejnym powodem przybliżał się bliżej do mojej twarzy. W jego oczach widziałem flustracje i gniew.

"Fein. Masz rację, nie przemyślałem tego i naprawdę przepraszam, ale to naprawdę nie jest tak jak myślisz.."

Popatrzył mi w oczy jeszcze przez chwilę zanim westchnął.

"A jak? Dlaczego mimo tego wszystkiego co nam zrobiła, ty nadal postanawiasz jej pomóc. Pomyśl chwilę Niemcy. Myślisz że ona zrobiłaby to samo? Pomogłaby ci w potrzebie?"

Na te słowa zawahałem się. Musiałem mu jednak wszystko wyjaśnić.

"Widzisz? Dobrze wiesz że by cię olała. Po co się tak oszukujesz." Zmartwił się.

"Bo tu nie chodzi tylko o nią, ale o dziecko."

Polen wydał się zaskoczony moją odpowiedzią. Nie chciałem żeby przez to wszystko córka Francji dorastała bez spokoju, chciałem żeby Francja mogła zapewnić jej dobry start i bezpieczeństwo, a ja wiedziałem że byłem w stanie jej pomóc aby stanęła na nogi.

"To że jest w ciąży nie powinno jej usprawiedliwiać z tego co nam zrobiła. Nie wiem, może mnie też zapłodnisz to od razu nie będę miał problemów, co?"

"Polen Bitte." Chwyciłem się za głowę ze zmęczeniem.

"Nie no wiesz, jakby tak to działało to ja bym poszedł nawet na in vitro i-"

"Bitte, wysłuchaj mnie." Położyłem dłoń na jego ramieniu na co Polen nareszcie zamilkł. Westchnąłem. "Masz rację że ciąża w niczym jej nie usprawiedliwia, ale to nadal jest zwykła osoba w potrzebie. Uwierz mi że ustaliłem z nią pewne reguły których z góry się trzymamy i nie ma mowy o żadnego typu wyłudzaniu."

Polen patrzył na mnie słuchając uważnie. Postanowiłem powoli podejść do łóżka i na nim usiąść. Ciężko mi było wydusić to co tak naprawdę skłoniło mnie aby pomóc Francji.

"Masz jednak pełne prawo być na mnie teraz zły, a jej nie ufać. Mojego zachowania nic nie usprawiedliwia." Spojrzałem na swoje dłonie gdy po chwili ten podszedł do mnie i usiadł u mego boku.

"Ty naprawdę nic nie rozumiesz Niemcy." Powiedział że zmęczeniem. "Przez te wszystkie lata miałeś swoje życie, swoją rodzinę.. mnie." "I nagle z nikąd ona daje jedyny znak życia. Wprowadza się tutaj, a ty chcesz opłacać jej utrzymanie na które tak ciężko pracujemy." Bez przekonania patrzył na mnie. Nie wiedziałem jak w końcu do niego dotrzeć. "Rozumiem że to twoja była i naprawdę nie chcę-"

"Polen tu nie chodzi nawet w najmniejszym stopniu o uczucia." Przerwałem mu bardziej stanowczo. Zaskoczył się a ja z westchnięciem zdjąłem okulary. Musiałem mu w końcu wyznać powód tego wszystkiego bo nigdy mi nie uwierzy. "Tu nie chodzi o przeszłość. Zapomnij o tym. Liczysz się dla mnie tylko ty i nasza córka." Nasze spojrzenia dotknęły się. Znów zwątpiłem.

"Co cię tak męczy." Najwidoczniej zauważył moje obawy. Po chwili ciszy z mojej strony wziąłem wdech po czym wypuściłem lekko powietrze.

"Weszła na złą ścieżkę. UE zwolnił ją zostawiając z długami. Nie miała pieniędzy i była na skraju bankructwa." Zacząłem na co mimikę Polena wskazywała na zmieszane zaskoczenie. "Musiała jakoś zdobyć pieniądze na utrzymanie i spłacenie długów, a z tego co wiem była i jest zupełnie sama."

"I co? Musiała dorobić sobie do tego jeszcze-"

"Nie chciała tego." Odparłem z żalem spojrzawszy na partnera. Ten wzdrygnął się w szoku. Nastała chwilowa cisza.


"S.. skąd to wiesz?"

"Przyszła do mnie na badanie. Powiedziała że nie jest w stanie już nikomu zaufać i że.. naprawdę się boi. Że nie wie co zrobi później i że nie była w stanie usunąć tego dziecka." Bawiłem się palcami odstresowując się. Trudno było mi o tym wszystkim wspominać. Nadal nie mogłem pojąć przez co musiała przechodzić.

Polska

Jego słowa zszokowały mnie. Francja..
Nie. To musi być jakiś przekręt. Dlaczego niby miałaby zachować dziecko od jakiegoś zwyrola. Nigdy nie zdawała wrażenia lekkodusznej, a tym bardziej odpowiedzianej żeby wziąć odpowiedzialność za dziecko. Z drugiej strony jednak, choć trudno mi to przyznać, miało to jakiś sens, może spanikowała, a potem to do niej dotarło?

"Kuźwa.." Szepnąłem spojrzawszy na podłogę.

"Polen nie mogłem tak tego zostawić. Muszę wiedzieć że będzie bezpieczna. Że dziecku nic nie będzie" chwycił moją dłoń. "Wiem że ciężko ci to wszystko teraz poukładać, ale wiem że ty też byś tak postąpił." Patrzył mi głęboko w oczy z nadzieją. Widziałem że to przeżywa. Że faktycznie mu zależy. "Zostanie z nami do czasu aż nie urodzi. Potem pomogę z finansami i o wszystkim zapomnimy. Chcę tylko żeby miała świadomość że nie jest sama."

"Ale skąd masz pewność że tego wszystkiego nie zmyśliła? Może to jedno z jej brudnych-"

"Skarbie." Chwycił moje obie dłonie gdy nasze twarze były naprawdę blisko. "Po prostu mi zaufaj."

Przez dłuższy moment prześledziłem jego oczy. Widziałem że nie odpuści. Cały Niemcy, uparty jak osioł. Znowu spuściłem głowę spojrzawszy na jego dłonie mocno ściskające moje. Odetchnąłem cicho.

"W porządku." Nasze spojrzenia dotknęły się. "Ale robię to tylko dla ciebie. Masz u mnie dług." Wysiliłem się na lekki uśmiech.

"Danke Shatzi, jesteś cudowny." Położył dłoń na moim ramieniu z uczuciem gdy nagle chwilę przerwało nam pukanie do pokoju. Westchnąłem. Było wiadomo że to Francja. "Proszę skarbie, bądź choć troszkę wyrozumiały." szepnął po czym wstał i jej otworzył. Nie wiem dlaczego ale również postanowiłem podejść. Może też będę w stanie pomóc.

"Przepraszam za najście, a-ale mogłabym pożyczyć jakąś koszulę do spania?.. zrozumiem jeśli-" zawahała się gdy wyszedłem zza partnera. Próbowałem zachować neutralność. "J-jeśli to problem to zrozumiem. Naprawdę mi głupio, nie mam nic do przebrania." Widocznie zniepewniała gdy analizowałem ją wzrokiem.

"Zatrzymałeś niektóre ze swoich koszul po Poli, prawda skarbie?" Niemcy spojrzał na mnie z uśmiechem. Mrugnąłem dwukrotnie po czym znów spojrzałem na nią zwątpiony. Uśmiechnęła się pewniej na co westchnąłem.

"Niech będzie. Chodź." Zaprosiłem ją do środka gdzie otworzyłem szafę. "Powinny być gdzieś schowane." Zacząłem przeszukiwać, aż w końcu znalazłem. "Ah! Jest." Uśmiechnąłem się gdy nagle spojrzałem na nią obok. Odkaszlnąłem chowając swoje zadowolenie. "Masz. Tylko o nią dbaj." Odwróciłem wzrok dając swoją ulubioną koszulę nocną w jej ręce. Pamietam że uwielbiałem w niej drzemkować kiedy Poli jeszcze nie było na świecie. Jest taka miękka, błekitna i ma na sobie urocze małe kaczuszki. Niemcy zawsze się śmiał gdy ją zakładałem, choć wtedy nie wiedziałem o co mu chodzi..

Myślę że teraz już wiem.

"Merci." Odparła z wdzięcznością.

"Tak tak wiem, nie ma za co." Zamknąłem szafę. "Ale zabiję jeśli mi ją pobrudzisz. Nie daruję ci.

"Fein, haha. Nie ma za co Frankreich." Niemcy wtrącił się zakłopotany. "Potrzebujesz jeszcze czegoś?"

"Nan nan. Tylko to.. Merci." Odparła patrząc na piżamę. "Cóż.. no to dobranoc." Wyszła z pokoju gdy nastała chwila ciszy.

"Chyba zaczynam ci wierzyć." Wydusiłem do partnera.

•••

Macie, widzę że nie możecie już co niektórzy wytrzymać 💀💖

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top