Królewna #38
Niemcy
Patrzyłem zmieszany na ochroniarzy za mną, gdy Unia z nutką złowieszczości zadrwił.
- Co to za mina mój drogi..
Krążył po pomieszczeniu postawnię podczas gdy ja byłem osaczony przez kolejnych ochroniarzy. Słuchałem co ma do powiedzenia aż do momentu gdy nie stanął przed moją twarzą. Przypatrzył się moim źrenicą.
- Ta twarz, ta wściekłość.. i żądza zemsty - uniósł brew. - Kogoś mi przypominają..
Moje powieki poszerzyły się, a oddech zaparł w piersi. Czy to normalne że momentalnie wiedziałem o kim mowa? Przez moje ciało przeszło niewiarygodne poczucie słabości, a kolana ugięły mi się.
Starałem się tego nie ukazać, mimo wszystko UE po kołysał głową widząc moje zawahanie.
- Aż nie wiem czy mam się śmiać czy płakać - zaśmiał się drwiąc z mojej postawy. - Nie dziwota że byłeś brany wyłącznie rozczarowanie.. mały, strachliwy dziaciak bez ambicji
Nie wydusiłem ani słowa cicho przełykając ślinę, gdy ten przybliżył się do mojej twarzy jeszcze bardziej.
- Biedactwo, niekochany, zostawiony sam sobie.. bezbronny i słaby dzieciak którego znałem najwidoczniej nie zmienił się tak bardzo jak by się wszystkim zdawało..
- Nawet nie próbuj grać mi na emocjach, n-nie wiesz jak było, n-nie masz pojęcia jak to wyglądało - starałem się brzmieć jak najbardziej stanowczo, mimo wszystko z każdym kolejnym słowem głos załamywał mi się jeszcze bardziej. Jak on śmie mówić mi jak było, jak on śmie wspominać go w takich momentach!
Wewnętrznie byłem rozwścieczony, na zewnątrz zaś rozdarty. Wiedziałem ze była to jedynie jego kolejna manipulacyjna sztuczka, mimo to powoli dałem się w nią zaciągnąć. Wspominanie o moim Ojcu zawsze wzbudzało u mnie pewne nieoczekiwane emocję..
Jeśli okazało by się, że jestem do niego podobny, skąd mam mieć pewność że ludzie nie odbierają mnie właśnie tak na codzień.. normalnie ze mną rozmawiając, śmiejąc się ze mną, a wewnątrz umierając ze strachu.
Mimo iż wiem że niektórym do dnia dzisiejszego trudno ze mną rozmawiać, czy choćby spojrzeć w oczy. Uważają że powinienem się wstydzić swojej krwi, samego siebie tak naprawdę kierując się tylko i wyłącznie stereotypami związanymi z Nazizmem i zbrodniami mojego taty.
Nie było to tak że nienawidziłem go od samego początku, bo to nie tak. Kochałem go, tak jak każde normalne dziecko kochałoby swojego rodzica w fazie rozwoju. Nie wiedziałem czym się zajmował, słyszałem jedynie tłumaczenia iż to co robi jest tylko i wyłącznie dla naszego dobra. Ufałem mu..
Cierpiałem zaś dopiero gdy zdałem sobie sprawę co tak naprawdę miało miejsce w czasie gdy ja z Austrią spaliśmy spokojnie. Miałem wtedy ledwo skończone 10 lat. Wtedy poraz ostatni ujrzałem go na oczy..
- Widzę że wspomnienia nadal cię dotykają - usłyszałem UE przed sobą. Nie poznawałem go. To dzięki niemu jestem tu gdzie jestem, przygarnął mnie zaś Austrię wysłał do specjalnej szkoły, czułem jakbym w końcu znalazł wzór ojca. Potem zdałem sobie dopiero sprawę że mnie wykorzystywał, kazał pracować do ledwego utrzymania się na nogach. Zranił też na pozór ważne dla mnie osoby, dajmy Francję, ale i również Polena, on sam za czasów pracy w firmie nie był dobrze traktowany przez UE i dostawał najbardziej haniebne prace które za grosz nie były doceniane. Nie dziwię się już że nie chciał abym tu pracował. Nie mówiąc już o niesprawiedliwości mężczyzny, byłem tak zaślepiony w obowiązkach i jego komendach pragnąc czułości od wzoru ojca, ze aż zaniedbałem wszystkie ważne dla mnie osoby, a zwłaszcza... Austrię, która na każdym kroku była, i nie zwątpiła we mnie jak inni..
Czułem że delikatne łzy zbierały się w moich powiekach na każdą kolejną myśl które przywoływały mi wspomnienia. Nie mogłem tak, musiałem pokazać ze nie jestem tam za kogo mnie uważa. Nie zamierzam stać bezczynnie, moja córeczka ma mieć spokojne dzieciństwo, beztroskie wspomnienia, tak jak planowałem od zawsze. To czego mi brakowało. Nie pozwolę aby jakiś manipulant mi to odebrał.
- Wiesz co... może i jestem według ciebie słaby, jestem pewny że nie tylko według ciebie, ale z całym szacunkiem uważam ze mogę mieć w takim razie równe prawa do swojej własnej opinii na twój temat - zacząłem czując się pewniej. - Od małego bałem się wyrażać swoje zdanie właśnie przez takich ludzi jak Pan. Nie ma nic złego w tym że jestem jego synem, nie ma nic złego w moim pochodzeniu, tak samo jak nie ma nic złego w tym że mam prawo do własnego zdania. Myślisz że masz wszystko, ale to nie prawda, bo brak ci honoru i przyzwoitości aby przyznać się do błędu. W normalnej sytuacji powiedziałbym ze błędy to zupełnie naturalna rzecz, jednak znając Pana przyznam że jest to dość upokarzające w jaki sposób sprowadza Pan sam siebie na dno..
Stałem czujac jak moje ciánienie wzrasta, a czoło zaczyna się delikatnie pocić. Wysiliłem się na tak samo bezuczuciowy wyraz twarzy jak za czasów pracy w tym miejscu. UE patrzył mi w oczy realizując, mimo wszystko czułem się dumny z tego co powiedziałem. Moment ten dawał mi trochę uczucie jakbyśmy prowadzili intelektualne starcie spojrzeniami, kto drugiego zmiecie, wygrywa. W pomieszczeniu rozbrzmiała się przytłaczajaca cisza, aż z mojej kieszeni nie wydobył się brzęk powiadomienia z komórki. Wzdrygnąłem się lekko zakłopotany.
- D-dajcie mi chwilkę - wyciagnąłem telefon odwracając się od UE. - Halo?
- Na litość boską, tak trudno było odebrać? - z komórki rozbrzmiał się głos mojego ukochanego. Był zdenerwowany.
- Przepraszam cie skarbie, a-ale-
- Nie przepraszaj tylko się popraw, chyba mam prawo się martwić, nie odbierasz telefonów i nie dajesz znaku życia
Chwyciłem swoją przegrodę zaciskając powieki z zażenowania. Podczas gdy Polen kontynuował wywody ja czułem kolejno zmieszane spojrzenia od strony ochroniarzy i samego UE. Odetchnąłem spokojniej słysząc jak się martwił.
- Ruhig Shatzi, dlaczego dzwonisz akurat teraz - wszedłem mu w słowo.
- Bo zostawiłeś mnie samego z Francją, a tak się składa że dziecku zachciało się zawitać na świecie
Moje oczy wytrzeszczyły się w szoku gdy dreszcze przeszły przez moje ciało. Moja twarz pewnie była warta śmiechu.
- Fein, gdzie jesteście? - nie tracąc czasu spytałem.
- Jesteśmy w szpitalu, kazali mi czekać więc nic nie wiem - odparł. Odetchnął po chwili czułem ze zmartwieniem. - Cieszę się że nic ci nie jest, może i moje zwątpienia były zbędne..
Uśmiechnąłem się ciepło na te słowa. Kochałem tą jego nadwrażliwość względem mnie.
- Natürlich, nie dałbym się
- Kocham cię - powiedział co sam nie wiem dlaczego, ale zaskoczyło mnie. Przez ostatnie tygodnie chyba ani razu od niego tego nie usłyszałem, przynajmniej nie tak szczerze. Moje serce przyśpieszyło czując niewiarygodne uczucie do jego cudnego charakteru.
- Ich liebe dich auch Shatzi - samoistnie uśmiech zawitał w kącikach moich ust, a subtelna czerwień zamalowała policzki. Usłyszałem odchrząknięcie za moimi plecami.
- Już jestem w drodze - krótko powiedziałem i nie czekając rozłaczyłem się.
- Było to na tyle ważne aby tak niegrzecznie przerywać naszą konwersacje? - UE uniósł brew.
- Na tyle ważne abyś poczuł choć za grosz przyzwoitości i przejął się faktem że twoja córka się rodzi. Mógłbyś choć przez sekundę nie patrzeć wyłącznie na swoją dupe - schowałem komórkę do kieszeni. - Muszę iść bo tak się składa ze po części zająłem twoje stanowisko. Będziesz aż takim egoistą żeby mnie tu trzymać? - poważniej na niego spojrzałem. Byłem świadom iż wyjście jest zamknięte, a ochroniarze nie byli tam bez powodu. Ten bez słowa sięgnął po przycisk pod biurkiem. Znałem to miejsce, wiedziałem gdzie co się znajduje. Kiwnąłem głową aż nie podszedłem do wyjścia.
- Nie ujdzie ci to na sucho... mam nadzieję że masz dobrego prawnika - ostatni raz zerknąłem na niego, aż nie zniknąłem za ścianą. Przez najbliższy moment czułem jak dłonie drżały mi z adrenaliny, jeszcze nigdy się tak nie sprzeciwiłem. Było to dla mnie...
...przyjemne?
Po zasięściu do samochodu, przekręciłem kluczyki i położyłem dłonie na kierownicy. Spojrzałem na osadzone na niej ręcę. Drżały. Wziąłem głęboki wdech myśląc nad tym co zrobiłem. To moze dla niektórych drobnostka, mimo wszystko dla mnie to krok w coś nowego, w nowy etap. Czułem się pewnie, pewnie jak nigdy. Uśmiechnąłem się sam do siebie odpalając pojazd i ruszając do szpitala. Miałem nadzieję że wszystko będzie dobrze.
Droga była niebywale zakorkowana jak na gwiazdkowy wieczór co nieco utrudniło sprawne dotarcię, mimo to zdołałem przetrwać. Zaparkowałem przed samym wejściem i wybiegłem ile sił w nogach.
- Gdzie zabrali Frankreich? - spytałem gwałtownie wpadając na stanowisko rejestracji. Stał tam Bułgaria jak wryty.
- Frantsiya? - zajżał w komputer. Po podajże dwóch minutach mrukania pod nosem podał mi numer sali.
- Danke - prędko pobiegłem w wyznaczone miejsce, gdy nagle nie wpadłem na kogoś.
- Woah- ale proszę nie biegać - kobiecy głos odezwał się, aż nie ujrzałem Szwajcarii. - Deutschland? gdzieś ty był? - zaskoczona poprawiła stetoskop. Chwyciłem jej ramiona.
- Wszystko dobrze? Gdzie Frankreich, Polen- znaczy, przepraszam za dużo na raz. Jak przebiegł zabieg, co z dzieckie-
- Ruhig - uśmiechnęła się cieplej czym już dała mi do zrozumienia że nie było zbytnio problemów. Zdjąłem dłonie z jej barków chwytając się za głowę. Musiałem uspokoić oddech.
- Wybacz, dużo się działo..
- keine Sorge - zapewniła tym razem to mnie chwytajac za ramię. - Zaprowadzę cię do nich - spokojnie zaśmiała się, mi dając nadzieję na chwilę spokoju. Po drodzę zadałem jej jeszcze trochę pytań, gdyż nie czułbym się sobą. A przed salą zatrzymaliśmy się.
- Odtąd już sobie poradzisz - poklepała mnie pozostawiając samego. Przełknąłem cicho ślinę znów uspakajając się. Zapukałem delikatniej, po czym uchyliłem drzwi. Zajżałem ostrożnie do środka gdy zobaczyłem ich oboje.. albo raczej troje. Zawiniątko wyraźnie spoczywało w ramionach Francji, a Polen siedział obok na krześlę. Wszedłem do środka cicho zamykając drzwi za sobą, aż gdy się odwróciłem zobaczyłem że się na mnie patrzą.
- Do reszty cię pogrzało - Polen podszedł prędko do mnie, chwycił moje policzki i zaczął oglądać z każdej strony. - Nic ci nie jest, bo jeśli tak to osobiste złoże tej kurwie wizytę i wyszarpię mu serce gołymi rękami
chwyciłem jego dłoń z uczuciem zapewniając iż nic mi nie jest. Spojrzałem na Francję z uśmiechem podchodząc.
- To musi być ta mała królewna - moje serce uradowało się widząc zdrowe w pełni dorodne maleństwo.
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top