Wujek #22

- myślisz że się obraził? - spytałem niemca ze zmartwieniem, a ten spojrzał na mnie niepewnie skrzywiony.

- szczerze to nie mam pojęcia Polen... to wszystko go pewnie za bardzo przytłoczyło - odparł.

Nastała cisza, a on uśmiechnął się. - to jak się czujesz ze świadomością że zostaniesz wujkiem.. - czułem że jest mu do śmiechu.

- no naprawdę bardzo śmieszne.. - odparłem przewracając oczami.

- oj no daj spokój... - podszedł do mnie z rozbawieniem na twarzy, a ja postanowiłem się nie odezwać. - fein, nie będę się już śmiał... obiecuję - dodał patrząc mi w oczy z uśmiechem, ja również spojrzałem i westchnąłem.

- przepraszam za bałagan który zrobiłem ci w sypialni - powiedziałem chcąc zmienić temat. Niemcy zaskoczył się.

- nic nie szkodzi - odparł z uśmiechem i spokojem w głosie po czym wrócił do chowania naczyń. Drobny rumieniec zabarwił moje policzki. Sam fakt że po takim incydencie nie miał mi niczego za złe był miły..

- śniadanie smakowało? - spytał nagle.

- było pyszne.. dziękuję - odparłem po czym usłyszałem westchnienie zadowolenia z jego strony.

- Davik wpadł na ten pomysł - dodał nagle kończąc prace przy zmywarce i obracając się do mnie.

- oh? - zaskoczony spojrzałem na psiaka który siedział obok mnie na podłodze i uśmiechnąłem się. - Nie przestaniesz mnie zaskakiwać - zaśmiałem się i pogłaskałem go.

Niemcy również się zaśmiał i usiadł na
przeciwko mnie.

- zawsze chciałem mieć psa, nie wiem czy ci mówiłem..

Niemcy

Gdy to powiedział zaskoczyłem się. - Nein, nie wspominałeś.. - odparłem. - ale widać to gołym okiem - odparłem z uśmiechem. Popatrzył na mnie równie uśmiechnięty.

- są bardzo kochane i wierne, a twój jest najlepszym tego przykładem - przyznał patrząc ciepło na Davika, widać że ma dobre podejście do psiaków.

Gdy głaskał tak Daviego zacząłem się zastanawiać.

- Odpowiedziałeś Ungarn? - spytałem z czystej ciekawości, a Polen osłupiał i popatrzył na mnie przerażony.

- n-nie..

Nastała cisza a ja patrzyłem na niego zmartwiony ale i zmieszany.

- chyba powinieneś to teraz zrobić - powiedziałem spokojnie, na co on przytaknął i zaczął szukać telefonu po kieszeniach.

- na święte pierożki i co ja mam mu teraz odpowiedzieć.. - przejął się. - mam 15 nieodebranych połączeń..

- napisz tak jak było.. - odparłem a ten popatrzył na mnie bez przekonania.

- bez urazy Niemcy, ale nie sądzę żeby Węgry był zadowolony z tego że jestem tu i teraz "z tobą" - powiedział, nie powiem zabolało ale jakoś to zniosłem, dusiłem to w sobie.

- oh.. - popatrzyłem jedynie w bok.

Polen westchnął. - wybacz ale musiałem to jakoś ująć w słowa, chcę jednak żebyś wiedział że ja mam zupełnie inne poglądy. Jestem pewien że gdybyście poznali się bliżej, Węgry by cię uwielbiał, tak jak ja - powiedział ze szczerym uśmiechem patrząc mi czule w oczy.

Jego słowa były naprawdę miłe, nigdy bym nie przepuszczał że Polen mnie..

uwielbia..

- miło to słyszeć - odparłem pewniej.

- dobra, może od razu do niego oddzwonię zamiast pisać.. - powiedział niepewny.

- rób jak uważasz - uśmiechnąłem się do niego.

Polska

- no dalej.. - powiedziałem sam do siebie z niecierpliwością słysząc przez dłuższą chwilę jedynie wkurzający sygnał.

- Halo? - usłyszałem nagle przez co się wzdrygnąłem.

- oh! h-hej bracie..

Węgry nie odpowiedział a ja już widziałem w myślach tą jego minę.

- Węgry ja-

- dzwoniłem do ciebie z piętnaście razy! - przerwał mi.

- wiem-

- Coś ty wtedy robił?! Martwiłem się

- wybacz - odparłem. - ale miałem pewny wypadek..

- WYPADEK?! - przejął się.

- s-spokojnie to nic poważnego, nie odbierałem bo byłem w szpitalu..

- W SZPITALU?!

- nic mi nie jest okej? Tylko mała stłuczka na ulicy.. - zaczerwieniłem się przed patrzącym na mnie Niemcem.

- skoro taka mała to czemu wylądowałeś w szpitalu? - dopytywał. Westchnąłem. Typowy Węgry..

- nie ważne..

- Lengyelország żądam wyjaśnień - odparł z powagą.

- Dobra.. - przetarłem oczy. - Niemcy mi pomógł i zawiózł mnie na pogotowie...

Milczał przez moment. - Németország?

- zgadza się.. - zestresowałem się.

- na tyle dobrze że ktoś kogo znamy - odparł jakby z ulgą.

- tjjja... właśnie teraz u niego jestem i rozmawiamy

- oh! w porządku, Elnézést bracie ale zaraz muszę kończyć bo przerwa mi się kończy..

- oh! No cóż- no dobrze-

- ale powiedz jeszcze szybko czy wszystko dobrze? Czujesz się lepiej?

- tak tak, wszystko w porządku, nie zamartwiaj się.. jestem w dobrych rękach - zaśmiałem się do germana a on uśmiechnął się.

- bírság... to uważaj tam na siebie, gdy wrócę do domu wszystko obgadamy.

- jasne

- i wiesz.. jakby co to dzwoń - dodał.

- tak tak wiem... kocham cię

- no ja ciebie też, trzymaj się

Rozłączył się jako pierwszy. Byłem bardzo zaskoczony jego podejściem, myślałem że nie będzie zadowolony z tego że jestem u jednego z rodziny Germanów..

- i jak? - spytał Niemcy.

- w porządku, nie miał z tym problemu - odparłem z ulgą. - od ostatniego zdarzenia chyba też zmienił trochę podejście.. - dodałem zadowolony.

- od tego w którym rzucał we mnie doniczkami? - spytał, a ja nie mało się zakłopotałem.

- t-tja.. z tego.. - odparłem. - boże ale mi głupio, przepraszam ja-

- nein nein - przerwał mi. - przecież sobie wszystko już wyjaśniliśmy. Po prostu do tego nie wracajmy - ciepło się uśmiechnął. Westchnąłem

- w porządku..

- może ugotujemy coś razem, co ty na to? - zaproponował rozpromieniony.

Jego uśmiech był naprawdę szczery...

- ja? I gotowanie? - trochę się rozbawiłem.

- genauso - uśmiechnął się po czym spojrzał na zegarek.

- chyba zdążymy przyrządzić coś dobrego - stwierdził z zastanowieniem, a ja zaśmiałem się.

- co masz na myśli mówiąc coś dobrego?

Popatrzył na mnie spokojnie. - cokolwiek pan sobie zapragnie - odparł mógłbym powiedzieć że w sposób stymulujący, lub nawet lekko flirtujący.

Przełknąłem ślinę i zaczerwieniłem się cały. Zaśmiał się.

- ty cholero - powiedziałem.

- wiesz, wczoraj gdy spotkałem cię na ulicy, właśnie byłem w drodze do sklepu po składniki bo miałem zamiar przyrządzić pizze na dzisiaj - powiedział jak gdyby nigdy nic. - ale w końcu nie dotarłem, a do domu przyniosłem ciebie... - dodał rozbawiony, a ja popatrzyłem na niego zza dłoni. - mógłbym pójść teraz po te składniki ale ty musiałbyś tutaj zaczekać - rozmyślał stojąc na środku kuchni.

Przyglądałem mu się bez opamiętania, a jedynym o czym myślałem było jak dobrze leży na nim sweter który miał akurat no sobie..

Po sekundzie jednak usłyszałem zamykanie drzwi a ja gwałtownie się ocknąłem.

- Niemcy? - zacząłem się rozglądać po kuchni ale go nie było..
Pomyślałem że wyszedł podczas gdy ja zachwycałem się jego outfitem. Palnąłem się w czoło. - o czym ty do cholery myślisz - zadawałem sobie pytanie niedowierzając.

•••

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top