Koszmar #30

~Było ciemno... nic poza mną albo cichym echem mojego płytkiego oddechu.
- halo? - spytałem trochę wypłoszony i rozejrzałem się dookoła.
Gdzieś w głębi czułem poczucie nadziei że może jednak ktoś odpowie.

•••

Lecz nikt nie raczył odpowiedzieć.

Czułem jak mój oddech nagle zaczyna nienaturalnie przyśpieszać, a poczucie bezwładności powoli ogarniało moje ciało.

Poczułem dreszcze gdy napływ zimnego powietrza dotknął moje plecy.

Obróciłem się... i ujrzałem w oddali postać.
Znaną mi postać...

Nie miałem zamiaru podchodzić bliżej lecz zacząłem się jej przyglądać z daleka.

Nagle wzdrygnąłem się a łzy same nagle napłynęły mi do oczu.

- t-tata... - szepnąłem z niedowierzaniem a łzy spływały mi już po policzkach.
Miałem ochotę po prostu podbiec i go przytulić, lecz podświadomie zdawałem sobie jednak sprawę że to nie może dziać się naprawdę.

- synu.. - usłyszałem z jego strony, brzmiał dokładnie tak jak zapamiętałem, patrzałem na niego jak w transie.. koszmarnym transie.

- to nie może.. to- odparłem cicho do siebie.

- ale wyrosłeś - zaśmiał się.

A ja zacząłem niekontrolowanie podchodzić do niego bliżej.

- to.. to ty - powiedziałem patrząc na niego zapłakany. Uśmiechał się.

- synku... - odpowiedział otwierając ręce do uścisku i kucając bym mój go objąć.

W tamtym momencie nie myślałem o tym czy to może być prawdziwe czy nie, zacząłem płakać i podbiegłem do niego bez wahania.

- to ty! - łzy smutku i szczęścia jednocześnie zaczęły mi się cisnąć do oczu.
Chwile po tym odsunął mnie trochę i przetarł moje łzy.

- mój syn - rzekł z dumą i szczęściem.

A ja znowu rzuciłem się do uścisku.
Czułem jakby to wszystko działo się naprawdę, tata zachowywał się dokładnie tak jak go zapamiętałem.

Pełny dumy, wdzięku... odwagi.
Zawsze chciałem być taki jak on, żeby był ze mnie dumny...

- a gdzie masz brata? - spytał również z zaszklonymi oczami, ja popatrzyłem mu w oczy po czym westchnąłem ciężko.

- to długa historia - odparłem ze zmęczeniem, na co on zaskoczył się i zmartwił.
Ale postanowił dłużej tego nie drążyć.

- a twoje skrzydła.. - spytał z nadzieją, dobrze wiedział co przeszedłem.

Ja jedynie spojrzałem za siebie na miejsce w którym powinny być lecz... nie było ich.

Tata chwycił mnie za ramię.
- odrosną synu... zobaczysz - rzekł, i uśmiechnął się z nadzieją, na co ja popatrzyłem na niego z wdzięcznością.
- dziękuję.. - odparłem z łzami i znowu go przytuliłem.

•••
Nagle zapadła ciemność
Nic nie widziałem ani nie słyszałem.
Zupełnie tak jakby nic się nie stało...
-

Usłyszałem strzał, a zaraz po tym jakby rozlew.. krwi.

Zacząłem rozglądać się po wszystkich ciemnych zakątkach nicości z przerażeniem.
- t-tato? - spytałem znowu licząc że ktoś odpowie.

~~~

Znalazłem się w jakimś pokoju... było tam dużo broni, wyglądał jak jakiś schowek.

Zacząłem wycierać łzy i chodzić po pomieszczeniu w poszukiwaniu sam nie wiem jakich informacji.

Nagle usłyszałem że ktoś gwałtownie wchodzi do pokoju.
- proszę mnie wysłucha-
- nie mam zamiaru wysłuchiwać ich zasranych kazań!
- Tak, ja rozum-
- Chcę tylko aby moja rodzina była bezpieczna! szczęśliwa!

Był to mój ojciec.. z jakąś kobietą, jakoś jej nie kojarzę.

- żeby moi synowie mieli normalne dzieciństwo!

Prawdopodobnie mówi o mnie i Litwie. Był bardzo zdenerwowany, ja jedynie stałem i obserwowałem co się dzieję. A oni mnie chyba nie widzieli.

Westchnął.
- musimy działać... od zaraz.
- al-ale to-
- teraz nie mamy nic do stracenia!

Wzdrygnąłem się gdy krzyknął.

- ale my nawet nie wiemy czy to zadziała! A co jeśli tylko pogorszymy sytuacje?!
- musimy zaryzykować.

...
Nastała chwilowa cisza.
~ co nie zadziała...~ spytałem sam siebie w myślach.

- kiedy?
- dzisiaj o pólnocy
- w porządku...

~~~

Następnie upadłem obok małego mnie w piaskownicy.
- no chodź! Będzie fajnie! - powiedziałem (mały polaczek)
- ni-Nie! Nie chce... (mały litwa)

Spojrzałem za siebie a tam znajdowała się wielka zjeżdżalnia.
Chwile po tym poczułem jak mały ja przebiega przeze mnie ciągnąc Litwę za rękę.

- booisz się!?
- nie, nie boję, ja po prostu.. wolę widoki z dołu!

Zaśmiałem się i rozczuliłem wycierając łezkę.
Nagle usłyszałem obok mnie zawołanie.
- dzieci! chodźcie tu na sekundę.
Był to tata.

Znowu mały ja i mały litwa przebiegli przeze mnie i weszli na kolana taty.
- polsko... litwo - zaczął ze smutkiem.
- tatusiu dlaczego jesteś smutny? (mały ja)
- no właśnie...(mały litwa)
- nie nie, nie jestem smutny - uśmiechnął się.

Patrzyłem tak na tą sytuację, podszedłem bliżej i kucnąłem obok nich, gdyż oni nie mogli mnie zobaczyć.
Zrobiło mi się przykro bo doskonale pamiętam tą sytuację.

- tylko.. tata będzie musiał na trochę wyjechać.
- niee! (litwa)
- kto będzie się z nami bawić!?(litwa)
- a za ile czasu wrócisz? (ja)

Ojciec w tym momencie zawahał się.
Ja patrzyłem z boku na tą sytuację i miałem łzy w oczach.

- litwo.... polsko, bez waszego pozwolenia nikt nie może sprawić że poczujecie się gorsi - przytulił nas (litwę i Polskę)
- cokolwiek się zdarzy, zawsze będę przy was...- dodał chwytając nas za ramiona.
- kocham was ponad wszystko.

Zacząłem płakać jak dziecko, a film znowu się urwał.

Teraz nastała dłuższa ciemność a ja nadal płakałem i uklęknąłem załamany i spojrzałem na swoje dłonie.
Były całe w ranach, świeżych ranach...

- co do-
- choć ze mną...- usłyszałem swój głos za mną.
Obróciłem się i ujrzałem moment rozłąki z litwą. Stało się to zaraz po wojnie. Co sprawiło że poczułem wewnętrzną pustkę. Wszystkie te wspomnienia mnie bolały, strasznie bolały.
- ty naprawdę zamierzasz z nim zostać?! - spytał zdenerwowany litwa.
- bracie, wybierasz złą drogę-
- ja? Ja wybieram złą drogę..?
- pomyśl co pomyślałby tata! - krzyknął polak.

Litwa uraził się z łzami w oczach.
-...
- albo on, albo ja... - powiedział stanowczo załamującym się głosem po chwili ciszy.

Znów podchodziłem coraz bliżej.
Miałem tutaj 16 lat, a litwa 15...
Młodszy ja spojrzał na Litwę z niedowierzaniem.
- ty naprawdę karzesz mi wybierać...
- tak...
-...
- dobrze więc... zostaje tutaj - odpowiedział stanowczo młodszy ja.

Po policzkach litwy zaczęły spływać łzy, mi z resztą też.
- w porządku - powiedział z żalem litwa po czym odszedł w przeciwną stronę.

Pamiętam ten moment aż za dobrze.

~~~

>Nagle znów zapadła ciemność a ja słyszałem jedynie krzyki bólu, cięcia nożem, rozlewy krwi i strzały<

>Wszystkie wspomnienia zaczęły mi się pośpiesznie zlewać i przewijać<

>Tego było już za wiele, nie dałem rady, nie wytrzymałem<

Pov. Polski

Obudziłem się gwałtownie i obrazu podskoczyłem do siadu cały roztrzęsiony.

Iddech miałem nienaturalnie przyśpieszony a oczy zaczęły niekontrolowanie rozglądać się na wszystkie strony. Zasłoniłem usta dłońmi i nagle zacząłem płakać.

Próbowałem przestać lecz to było silniejsze ode mnie a kolejne łzy same wpływały mi do oczu.

Po chwili jednak byłem w stanie wziąść kilka głębokich oddechów i się uspokoić.

Popatrzyłem na drzwi i obrazu pomyślałem o Węgrach.. to on zazwyczaj pomagał mi z koszmarami i najlepiej wiedział co zrobić.. ale przecież go tu nie było.

Bez dłuższego namysłu jednak postanowiłem wstać i wyjść z pokoju, w całym domu była ciemność a ja nadal byłem przerażony....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top