Rozdział 6
MAKOTO
Usiałem wygodnie na kanapie przed telewizorem. Byłem wykończony dzisiejszym dniem. Mogłoby się wydawać, że zarządzanie całym tym burdelem i całą resztą to nic takiego. Jednak utrzymanie porządku i pilnowanie by pracownicy nie robili mnie w chuja wymagało ogromnego wysiłku z mojej strony. Musiałem być wobec wszystkich podejrzliwy, a co do niektórych wcale bym nie chciał.
Jednak była bardzo mała grupka osób, którą zażyłem pewną dozą zaufania. Ktoś jednak z tej grupy postanowił moją decyzję postawić pod znakiem zapytania.
- Sakamoto Haruki.
Moja wiernie oddana suka z własnego chowu zaczęła coś kombinować. Pierwsze dwa tygodnie pracy przychodził dwa razy w tygodniu, zgodnie z umową. Później wpadał tu raz na trzy dni, następnie co drugi dzień, aż w końcu przychodzi tu niemal codziennie. Bardzo mnie cieszyło, że tak się rwie do szkolenia moich chłopców, bo przynosiło to bardzo ładne efekty. Jednak coś mi w tym wszystkim nie pasowało. Za dużo czasu spędzał z Kastumim. Oczywiście należycie zajmował się również pozostałymi, lecz jemu zawsze poświęcał więcej swojego czasu.
Tchnięty przeczuciem zadzwoniłem do swojego syna. Jest środek nocy, jednak nie sądziłem bym swoim telefonem do niego mógł go obudzić. Odebrał po drugim sygnale.
- Jest u ciebie Haruki?
- Nie.
- Nadal się z nim pieprzysz?- Spytałem wprost.
- Dawno go nie widziałem.- Odpowiedział po chwili namysłu.- Poza tym nie odbiera ode mnie telefonów. Po co w ogóle o niego pytasz?
- Nie wtykaj w nosa w moje sprawy to ja nie będę wtykał w twoje.- Rozłączyłem się.
Nie dobrze. Czyżby właśnie sprawdzały się moje przypuszczenia? Eh... Haru, co ty próbujesz zrobić? Jutro na pewno się zjawi. Będę musiał się z nim zobaczyć.
Leżałem na kanapie z nogą założoną za kolano. Wymachiwałem stopą w rytm muzyki niczym zawodowy dyrygent.
- Mozart?
- Nie, Mahler - Poprawiłem go.- Już zaczął?
- Tak. Zamknąłem ich i od razu przyszedłem do pana.
- Dobrze. Wracaj, ja przyjdę później.
Usłyszałem oddalające się kroki.
- Utwór wydaje się być dość tragiczny.- Powiedział przed opuszczeniem salonu.
Tak jak dzisiejsza noc, pomyślałem. Wsłuchiwałem się w czwartą symfonię czując jak utwór powoli zmierza ku końcowi. Spojrzałem na zegar. Trzeba się ruszyć. Podniosłem się ociężale, kierując się w stronę zejścia do podziemi. Panował tu przyjemny chłód.
Zauważyłem Harukiego, kiedy Aki otwierał drzwi do celi. Wszedłem za nimi. Pozwoliłem mu spokojnie zakuć Katsumiego w okowy. Kiedy tylko się odwrócił spiorunowałem go wzrokiem. Spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony.
- O co chodzi?
- Ściągnij koszulkę.- Rozkazałem.
Zesztywniał. Coś ukrywa. Haru, proszę powiedz, że moje przypuszczenia nie są prawdziwe. Podniosłem wzrok na Katsumiego. Patrzył w naszą stronę obserwując wszystko, jednak jego twarz mówiła „Mam wyjebane".
- Ściągaj to!
Podszedłem do niego i sam zacząłem zrywać z niego koszulkę. Kiedy mi się to udało, odsunąłem się chcąc widzieć go całego. Stał przodem do mnie, mimo to mogłem dostrzec zaczerwienienia na jego bokach.
- Odwróć się.
Znów musiałem do niego podejść i własnoręcznie go obrócić. Kurwa! Miałem rację. Chciałbym chociaż raz w życiu się pomylić. Na jego plecach widniały czerwone pręgi różnej grubości. Co my tu mamy... Bicz, pałka trzcinowa, szpicruta... Puściłem go.
- Ty wyrachowana, podstępna suko!
Od uderzenia w twarz zatoczył się na ziemię. Klęczał przytrzymując dłoń przy obolałym policzku. Rzuciłem w niego jego koszulką.
- Miałeś go wyszkolić, a nie dawać się mu pieprzyć! Z innymi też tak postępowałeś?!
- Nie- burknął ledwie słyszalnie pod nosem.
Wstał twardo spoglądając mi w oczy. Po chwili uciekł wzrokiem i ruszył w stronę wyjścia. O nie, wyjdziesz, kiedy ja ci na to pozwolę. Przy drzwiach chwyciłem go i z całej siły przycisnąłem do ściany. Musiał dość mocno uderzyć się przy tym w głowę, bo jego wyraz twarzy bardzo wyraźnie to sugerował. Spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem przesiąkniętym złością.
- Dam ci ostatnią pieprzoną szanse. Ostatnią! Możesz tu przychodzić, lecz masz zakaz chociażby zbliżania się do Katsumiego!
Sięgnąłem do kieszeni po przyszykowany wcześniej plik banknotów.
- To za dotychczasową robotę, chociaż powinienem ci ją poważnie obniżyć.- Wcisnąłem mu zawiniątko za krawędź spodni.- Znaj łaskę Pana.
Odsunąłem się od niego.
- Ubierz się i wypierdalaj.
Odkleił się od ściany wkładając na siebie koszulkę. Mój wzrok padł na ścianę za nim. Cholera. Mały sukinsyn udaje twardziela. Sięgnąłem po telefon.
- Szesnastka, teraz.- Powiedziałem krótko rozłączając się.
Staliśmy wpatrując się w siebie z gniewem. Jego szare oczy jak nigdy nie uciekały. Do celi wszedł Takao obdarzając mnie pytającym spojrzeniem. Musiał wyczuć panującą tu atmosferę. W końcu przeniósł wzrok na Harukiego.
- Odwróć się i pokaż głowę.- Powiedział wzdychając.
Sprawdził ranę na głowię i reakcje źrenic. Nie było tak źle, szycie nie było konieczne. Chociaż możliwe, że po prostu nie był odpowiednio zaopatrzony. Opatrzył starannie jego głowę.
- Teraz wypierdalaj!- Warknąłem w stronę Haru.- Aki, przypilnuj żeby wyszedł.
Zostaliśmy sami. Ja i Takao. Nie... Był jeszcze Katsumi.
- Możesz mi powiedzieć co tu się wydarzyło?
- U mnie na górze, chodź.
- Muszę dokończyć przerwaną mi robotę. Skończę opatrywać tamtego i przyjdę.
- Jasne, będę czekał.- Skierowałem się w stronę drzwi.- Ciebie czeka jutro kara.- Rzuciłem z uśmiechem na pożegnanie w stronę blondyna.
Metalowe drzwi zamknęły się za mną z głuchym chrzęstem. Powolnym krokiem skierowałem się po schodach do swojego domu. Udałem się prosto do salonu. Po drodze chwyciłem butelkę whisky, a następnie wygodnie usadowiłem się w skórzanym fotelu.
Usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Dlaczego on nigdy nie używa dzwonka? Podniosłem się ociężale i ruszyłem mu otworzyć. Wpuściłem go do środka pozwalając mu iść przodem. Podałem mu szklankę i nalałem alkoholu.
- Co Haru tu robił?- Zapytał przykładając szklankę do ust.
- Pracował u mnie. Zajmował się szkoleniem chłopców. Efekty tego były bardzo ładne.
- Ale...- Powiedział przeciągle.
- Zamiast szkolić Katsumiego dawał mu się przelecieć. Głupia suka.- Warknąłem.- Chociaż musiał też trochę się nim zajmować, bo chłopak mimo wszystko się poprawił. Jednak nie pozwolę na to, żeby mnie tak w chuja robiono. Poza tym, zaczynałem mieć podejrzenia, że podoba mu się Katsumi, a to dodatkowy problem.
- Widzę chłopak nie umie odciąć się od przeszłości. Mam dziwne wrażenie, że zajrzy tu najwyżej raz.
- Ja również.- Westchnąłem.- Nie rozmawiajmy już o tym. Zagrasz w karty?
- Nie mam hajsu.- Odparł.
- Masz dzisiejszą wypłatę. Jeśli wygram, nie dostaniesz nic za dzisiejszą robotę. Jeżeli ty będziesz wygranym, dostaniesz kasę oraz ładny napiwek. Co ty na to?- Uśmiechnąłem się.
- Zgoda, ale ja tasuje i rozdaje karty. Masz ich również nie liczyć ty pieprzony hazardzisto.
Zaśmiałem się wesoło.
- Mój przyjacielu, chyba za dobrze mnie znasz.
- Lepiej niż bym tego chciał, naprawdę.
Przetasował karty, a następnie sprawnym ruchem rozdał odpowiednią ilość. Zapowiadała się bardzo ciekawa partyjka. Był z niego godny przeciwnik z tą zawodową pokerową twarzą. Graliśmy w ciszy coraz bardziej skupiając się na swoich ruchach. Uśmiechnąłem się widząc swoje karty.
- No to chyba tym razem ci się nie...- Zamilkłem, kiedy odkrył swoje.
- Nie tym razem- zaśmiał się.- Mam nadzieję, że napiwek będzie nie mały.
Skubany. Dobrze, że nie graliśmy o nic innego niż o jego wynagrodzenie. Zgarnął by dziesięć razy więcej niż powinien. Będę musiał któregoś razu się zrewanżować.
- Nie bój się o to.- Zapewniłem go.
Odłożyliśmy karty wygodnie rozsiadając się w skórzanych fotelach.
- Tak w ogóle ostatnio widziałem twojego syna w podejrzanym towarzystwie.
- Sprecyzuj „podejrzane".
- Nie jestem pewien, ale możliwe, że byli to handlarze narkotyków. Skądś ich kojarzę, jednak nie mogę sobie dokładnie przypomnieć skąd. Na pewno czymś handlują...
- Satoru jest idiotą, ale nie aż takim, by pakować się w to gówno.- Zmarszczyłem brwi.
- Możliwe, że tylko mi się coś wydawało. Jak mówiłem, nie pamiętam dokładnie skąd ich kojarzę.
- Eh...- Westchnąłem ciężko.- Robię się już na to wszystko za stary.
- Na co?- Zaśmiał się.- Na bycie okropnym ojcem, burdelmamą czy szefem jednej z największych firm w perfekturze?
- Na to pierwsze nigdy nie będę za stary.- Uśmiechnąłem się.- Chodzi mi o cały ten szajs na dole. Czasami mam już tego wszystkiego dość. Najlepiej rzucił bym to wszystko w pizdu i wyjechał na jakieś wakacje. Na jakieś wyspy lub coś w tym stylu.
- Czasami też bym tak chciał, jednak sam wiesz...
- Nie da się z tego wyjść, odejść odcinając od reszty.- Odezwałem się smutno.- Jednak nie zamierzam szukać już nowych chłopaków. Ci co są dociągną do odpowiedniego wieku i będę próbował powoli to kończyć. Wiem, że nie będę już kupował nowych chłopaków. Tych sprzedam za kilka lat i będę miał względny spokój.
Odchyliłem się spoglądając w sufit. Ta nieskazitelna biel uspokajała.
- Co tam u żony?- Zapytałem chcąc przerwać ciszę.
- Wczoraj mi oznajmiła, że jest w ciąży.- Odparł.
- To gratuluję.
- Ta...
Widać, nie był przekonany co do tego. Nie dziwię się. Gdybym mógł się cofnąć do przeszłości nie popełnił bym tego samego błędu i nie pozwolił na urodzenie się tej dwójki. Chociaż tak naprawdę to Hanako mogłaby zostać. Jedynie Satoru zawsze działał mi na nerwy.
- Ja już będę się chyba zbierał.
- Nie zatrzymuję cię.- Wstałem odprowadzając go do wyjścia.- Jutro przeleję ci pieniądze na konto.
- Do zobaczenia.- Pożegnał się znikając za drzwiami.
Spokojnie zjadłem śniadanie szykując się na kolejny ciężki dzień. Minęły nieco ponad dwadzieścia cztery godziny odkąd wygoniłem skąd Harukiego. Katsumi już od półtora dnia nic nie jadł i chyba jeszcze go trochę przetrzymam. Nikt do niego nie zaglądał. Chciałem by trochę posiedział w samotności. Może bardziej doceni to co ma.
Pojechałem do firmy na zebranie. Dłużyło się ono niemiłosiernie. Przez cały czas czekałem na koniec. Po wszystkim z ulgą i radością wróciłem do domu. Zjadłem obiad i zszedłem do piwnicy. Kierując się do celu z czystej ciekawości zaglądałem do losowo wybranych pomieszczeń. Mężczyźni podnosili na mnie wzrok, w którym malowała się niepewność.
Kiedy zajrzałem do niego nawet na mnie nie spojrzał. Siedział z opuszczoną głową. Podszedłem do niego czując rosnącą złość. Rozkułem go, jednak on nadal siedział.
- Wstawaj- wysyczałem.
Wykonał rozkaz. Cały czas uciekał ode mnie wzrokiem. Unikał jakiegokolwiek kontaktu.
- Jak to było z Harukim? Nie szkolił cię, prawda?
- Nie, Panie.
Jednak liczyłem trochę, że się zapomni i źle odpowie.
- Szkolił cię podczas każdego spotkania?
- Nie, Panie.
- Pieprzył cię?- Zadawałem kolejne pytanie.
- Nie, Panie.
- Posuwałeś go?
- Tak, Panie.
Moja ręka sama pognała na spotkanie z jego policzkiem. Stał twardo zaciskając dłonie w pięści. Jego oddech stał się cięższy.
- On cię do tego namówił?
Czekałem na odpowiedź jednak on milczał. Oberwał kolejny raz.
- Czekam na odpowiedź.- Ponagliłem go.
Wymierzyłem kolejny cios. Dla własnego dobra powinien zacząć odpowiadać.
- Spytam jeszcze raz. Namówił cię do tego?
- Tak, Panie.- Odezwał się drżącym głosem.
- Opowiedz mi o tym.- Rozkazałem, lecz on znowu milczał.- Katsumi!
- Zaoferował, że będę mógł na nim odreagowywać swoją pracę. Miałem zachowywać się posłusznie, a gdy przychodził mogłem go przelecieć oraz bić go palcatami, szpicrutami czy czym tam aktualnie chciał.
- Spójrz na mnie.
Zrobił to powoli i niechętnie. W jego oczach mieszał się smutek, żal, złość, gniew, rozpacz i strach. Zaczął drżeć na całym ciele. Westchnąłem ciężko przecierając dłonią twarz. Co ja się z nimi wszystkimi mam. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do jednego z pracowników, który był dzisiaj na zamianie. Sam nie będę się tym zajmował.
- Tak? Wzywał mnie pan.- Odezwał się wchodząc do środka.
- Weź go do dziesiątki. Związać całego na dwa dni. Brak jedzenia do końca tygodnia. Woda co trzy godziny.- Poleciłem mu.
Widziałem jak strach w oczach Katsumiego się zwiększa. Pracownik posłusznie kiwną głową i zabrał chłopaka. To wszystko załatwione. Należy mi się chwila odpoczynku. Pod koniec tygodnia może urządzę jakieś spotkanie. Dawno nikogo nie zapraszałem.
__________________________________________________
Sprawy się nieco pokomplikowały, na pewno na niekorzyść Haru. A może właśnie na korzyść? Tylko jak on to wszystko zniesie? Mam nadzieję, że podobał wam się ten niezbyt długi rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top