Rozdział 2

 MASARU

Spojrzałem na stół, na którym leżała cała masa różnych rzeczy oraz kilka słodkości. Wszystko to zamierzałem zabrać ze sobą. Chyba niczego nie zapomniałem. Na pewno część z mojego ekwipunku, zostanie mi zabrana i oddana dopiero po wizycie. Przeniosłem swój wzrok na zegar. Późno już, pora się zbierać. Wpakowałem wszystko do plecaka, po czym ruszyłem w stronę drzwi.

Dzień był wyjątkowo ciepły. Żadnej chmurki na niebie, jedynie samotne słońce. Gdyby jeszcze tylko powiewał chłodny wietrzyk byłoby idealnie. Wziąłem wdech pełną piersią.

Zapukałem do drzwi nieco ponaglająco. Ciekawe czy jest gotów. Otworzył mi ubrany w same bokserki. Patrzał na mnie lekko zaskoczonym wzrokiem.

- To już ta godzina?! Sorka, ubieram się i możemy iść.

- Spokojnie.

Wszedłem do mieszkania, zamykając za sobą drzwi. To już kolejny raz, kiedy otwiera mi w samej bieliźnie, właściwie to nie pamiętam, kiedy otworzył mi je kompletnie ubrany. Zaczynało to być trochę irytujące, ma szczęście, że przy okazji jest chociaż na co popatrzeć.

Haru biegał po domu szukając kolejnych części garderoby. W tym czasie rozglądałem się dookoła. Panował tu jak zawsze nienaganny porządek. Żadnych niepotrzebnych bibelotów czy dekoracji, typowy minimalizm, który dotyczył całego mieszkania. Wszystko znajdowało się na swoim miejscu, tam gdzie powinno być.

W końcu stanął przede mną ubrany Haruki z bułką w ustach. Wyszliśmy z jego mieszkania, kierując się w stronę szpitala. Spacer do niego zajął nam niemal godzinę. Podczas drogi żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Był niezadowolony, było to po nim widać. Nie miał ochoty go odwiedzać. Robił to chyba tylko ze względu na mnie. Chociaż ja również miałem coraz mniejszą ochotę go widzieć. Jestem okropnym przyjacielem.

W budynku przywitała nas młoda pielęgniarka ubrana w biały fartuch.

- Państwo do kogo?- Odezwała się miłym głosem.

- Orihata Daisuke, wczoraj dzwoniono do nas byśmy przyszli go odwiedzić.

Swoimi dużymi oczami wpatrywała się w monitor.

- Tak, rzeczywiście. Pacjent ma teraz czas wolny, znajdziecie go państwo w bloku drugim.

Już mieliśmy odchodzić, kiedy mnie zatrzymała. Oczywiście, tak jak przypuszczałem, zabrała niemal wszystko z mojego plecaka. Pozwoliła mi zachować kilka słodyczy. Zaczęliśmy kroczyć niezbyt przytulnymi korytarzami pełnych dziwnych ludzi. Jeden z nich rozmawiał z obrazem na ścianie, kolejny z ścianą, a inny z martwą muchą trzymaną w dłoni. Niektórzy podrygiwali, kiwali się, szurali stopami o wykładzinę. Żyli we własnym świecie. Jednak nigdzie nie mogłem dostrzec mojego przyjaciela.

- Tam.- Powiedział obojętnym tonem wskazując jedno z pomieszczeń.

Podążyłem wzrokiem we wskazanym kierunku. Był tam. Siedział przy oknie zwrócony do nas tyłem. Lekko przygarbiony, ubrany w szpitalne dresy. Ruszyłem w jego stronę niepewnym krokiem. Kiedy znajdowaliśmy się niemal przy nim, odwrócił się w naszą stronę. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Wstał z krzesła podchodząc do nas. Przytulił każdego z nas na powitanie.

- Jak się cieszę, że was widzę.

- My też.- Odpowiedziałem za nas obydwu nie zważając czy jest to zgodne z prawdą.

- Stęsk...

- Co to miało być, to wczoraj?- Przerwał mu szorstkim tonem.

Daisuke skrzywił się. Wyglądał jak skarcony szczeniak.

- Dawno mnie nie odwiedzaliście.- Wyszeptał.

- To powód by odwalać tu jakieś cyrki?! Stary, myślisz, że my nie mamy własnego życia? Nie mamy co robić? Mylisz się. Mamy swoje życie i swoje sprawy. Zajął byś się sobą, a nie zawracał nam dupę.

Kurde, ostro pojechał. Widziałem jego zbolały wzrok. Dłonie zacisnął w pięści.

- Jesteś tu bo nie potrafisz się normalnie zachowywać. Wczorajsza noc doskonale to pokazała.

Powinienem mu przerwać, ale nie mogłem. W tym co mówił było sporo prawdy. Sam nie odważyłbym mu się tego powiedzieć, a sądzę że Haru i tak starał się mu to wszystko przekazać w jak najdelikatniejszy sposób.

- Ogarnij się to może cię stąd wypuszczą. Weź się trochę za siebie.

- Ha-haru... ja cię kocham...- Wyjąkał wtulając się w niego.

Widziałem jak na twarzy chłopaka maluje się złość. Stał nieruchomo nie chcąc nawet go dotykać. Wyglądał jakby się nim brzydził.

- A ja mam cię głęboko w dupie.

Dzisiejsze spotkanie należy chyba do jednych z najgorszych. Kiedy odsunął się od niego, wyglądał na zrozpaczonego obojętnością swojego ukochanego. Daisuke, kiedy się tak stoczyłeś? Kiedyś w życiu byś sobie nie pozwolił na takie wyznawanie uczuć i czułości. Jak zawsze udawałbyś twardego i niewzruszonego. Teraz twoje oczy były rozbiegane, jesteś zagubiony i nie wiesz jak sam ze sobą masz postępować.

- Masaru, chodźmy poszukać jego lekarza, chciałbym z nim porozmawiać.

Skierowałem się w stronę wyjścia.

- Masaru, proszę...

Obróciłem się. Ruszył w moją stronę, lecz Haruki zatrzymał go chwytając za ramię. Zbliżył twarz do jego ucha i zaczął coś szeptać. Nie byłem w stanie niczego usłyszeć, stałem za daleko. Jednak twarz Daisuke wraz z upływam czasu zmieniała się. Widać było mieszaninę zdziwienia, niedowierzania, smutku i strachu. W końcu puścił go, dołączając do mnie. Mężczyzna stał w miejscu spoglądając na mnie błagalnym wzrokiem.

- Masaru, chodź.- Ponaglił mnie.

Zebrałem się w sobie i odwróciłem się od niego. Podążyłem za Haru w stronę pokoju lekarzy. Dzisiaj był pewny siebie i skory do działania jak nigdy. Nie byłem pewny czy to dobrze. Obawiałem się, że skończy się to inaczej niż bym chciał.

- Jest może doktor Fujiru?- Zapytał właśnie mijanego mężczyznę ubranego w lekarski fartuch.

- Tak, poprosić go?

- Jeśli mógłby pan.

Po chwili ukazała nam się znajoma twarz. Niezbyt wysoki mężczyzna w okularach i włosach pokrytym siwizną.

- Witam panów. Chcieliście ze mną porozmawiać na temat Orihaty Daisuke, mam rację?

- Tak. Chciałbym, żeby pan zignorował wcześniejsze prośby kolegi. Niech robi pan na co tylko ma ochotę. Nie ma potrzeby traktować go jak porcelanową lalkę. My prawdopodobnie nie będziemy mogli już go odwiedzać. W razie konieczności, proszę jednak nas informować, co się z nim dzieję.

Lekarz patrzał na niego nieco zdziwionym wzrokiem, podobnie jak ja. Co on mówił?! Jak to nie będziemy już odwiedzać Daisuke?! Przecież to nasz przyjaciel, powinniśmy o niego dbać, troszczyć się. Interesować się jego stanem.

- Do widzenia.- Powiedział spoglądając na mnie znaczącym wzrokiem.

Ruszył w stronę wyjścia. Szybko pożegnałem się i dołączyłem do niego. Nie zamierzałem teraz żądać od niego wyjaśnień, jednak mógł być pewny, że jak tylko znajdziemy się u niego w mieszkaniu to będzie musiał mi powiedzieć, co to wszystko miało znaczyć.

Na miejscu moja złość nieco minęła, jednak...

- Co to wszystko miało być?!

- To dla jego dobra. Zawsze będzie odwalał takie numery, kiedy tylko będzie miał ochotę się z nami zobaczyć. Tak nie może być!

- Ale...

- Nie! Nie chce tego słuchać. Jak chcesz to dalej go niańcz, ja nie zamierzam. Odcinam się od niego Masaru! Odcinam się grubą linią!

Stałem próbując przyjąć jego słowa do wiadomości. Zero odwiedzin u Daisuke, żadnych kontaktów. Dlaczego ta wiadomość nie smuci mnie tak jak powinna? Może on rzeczywiście ma rację. Usiadłem na kanapie próbując jakoś to poukładać i obrać konkretne stanowisko w tej sprawie.

- Ja idę wziąć prysznic. Jeśli chcesz to możesz tu posiedzieć.

- Zostanę jeszcze trochę. Masz może coś do picia?

Zaśmiał się pod nosem.

- Szafka na prawo od telewizora. Weź sobie co chcesz.- Powiedział, po czym zniknął za drzwiami łazienki.

Po chwili usłyszałem okręcaną wodę. Wstałem z kanapy i skierowałem się do wskazanej przez niego szafki. Kiedy ją otworzyłem, nie takiego widoku się spodziewałem.

- Okej...

Co najmniej trzydzieści butelek z różnego rodzaju alkoholem. Wódka, piwo, wino, likiery do drinków. Naprawdę ładny asortyment. Czyżby ktoś tu miał problemy z alkoholem? Wziąłem butelkę piwa i wróciłem na swoje poprzednie miejsce. Chwyciłem pilot do telewizora szukając czegoś ciekawego. Zatrzymałem się na kanale muzycznym, gdzie puszczali dobre kawałki.

Haru wyszedł z łazienki szybciej niż myślałem. Oczywiście w samym ręczniku na biodrach.

- Naprawdę nie mogłeś się ubrać?

- Nie mów, że ci się nie podoba.

Westchnąłem ciężko. Właśnie dlatego wolałbym, żebyś był ubrany. Takie ciało nie ma prawa komuś się nie podobać. Czasami nie wiem czy nie robił tego specjalnie, żeby mnie sprowokować. Przełączyłem na jakiś film. Oglądaliśmy w ciszy. Kątem oka zauważyłem, że Haru odchylił głowę na oparcie kanapy. Wyglądał jakby zasnął, jednak nie byłem tego pewien. Pomachałem ręką przed jego twarzą, żadnej reakcji. Śpi.

Oglądałem dalej, dopóki nie usłyszałem cichego sapnięcia obok. Ponownie spojrzałem na przyjaciela. Jego usta wyginały się w półuśmiechu. Klatka unosiła się i opadała wraz z przyśpieszonym oddechem. Musiało mu się śnić coś przyjemnego. Nawet domyślam się w jakiej tematyce... Wyciągnąłem rękę w jego stronę. Zawahałem się w połowie drogi. Może nie powinienem. Nic się nie stanie, chce tylko... Dotknąłem jego klatki piersiowej. Miał taką gładką skórę.

Drgnąłem, kiedy się poruszył. Jednak on tylko poprawił się na kanapie, nie przerywając swojego snu. Stęknąłem cicho, kiedy zauważyłem, że jego ręcznik ledwo co trzyma się jego bioder. Jego wzwód stał się jeszcze bardziej widoczny niż dotychczas. Skierowałem swą dłoń w jego stronę. Nagle poczułem silny ucisk w nadgarstku. Zostałem brutalnie pociągnięty w przód, moje usta napotkały przeszkodę na swojej drodze. Naprał na mnie kładąc nas na kanapie.

- Jeśli chciałeś się ze mną pieprzyć, wystarczyło powiedzieć.

Jego szare oczy przeszywały mnie na wylot. Serce w mojej piersi biło w szalonym tempie. Czułem na sobie jego gorący oddech. Jedną dłonią podciągnął moją bluzkę do góry robiąc sobie dostęp do mnie. Jego usta całowały mój brzuch, na początku drażniąc moje sutki, by później powoli zbliżać się do granicy moich spodni.

Haru rozpiął mój rozporek, gdy w mieszkaniu rozległ się dźwięk telefonu. To nie mój, więc...

- Kur...- Warknął. Odsunął się ode mnie i sięgnął po komórkę.- Cholera. Tak?

Zaczął nerwowo przechadzać się po pokoju, co jakiś czas przytakując rozmówcy. Kto do niego zadzwonił, że jego swoboda całkowicie zniknęła. Kiedy się rozłączył spojrzał na mnie przepraszającym spojrzeniem.

- Zapomniałem, że mnie dzisiaj gdzieś oczekują. Właściwie to już jestem spóźniony.

Jednak źle wyczytałem jego nastrój. Wcale nie był spięty, był podniecony. Najwidoczniej szykowała mu się robota. Zmarszczyłem brwi i zacząłem doprowadzać się do porządku.

- Masaru...

- Nic nie mów. Znów idziesz robić z siebie dziwkę?

Wyglądał na nieco zszokowanego moimi słowami. Jednak nie zaprzeczał.

- Znalazł byś sobie jakąś normalną pracę. Miałbyś zajęcie i nie latał dawać dupy.

Nie wyglądał na urażonego. Nie ruszyło go to. Przez cały czas mierzyłem go wzrokiem. Wyszedłem trzaskając za sobą drzwiami. Zdenerwowany wróciłem do domu. Kurwa, zachęcił i zostawił... Od progu przywitał mnie wesoło naskakujący na mnie pies.

- Ruki, przestań!

Pies skulił ogon i poszedł do swojego legowiska. Kurczę, teraz jeszcze krzyczę na Bogu ducha winne zwierzę.

- Przepraszam. Chodź, przejdziemy się na długi spacer, co ty na to?

Podszedł do mnie merdając podkulonym ogonem. Wziąłem smycz i wyszedłem na spacer. Skierowałem się do parku, tam Ruki mógł się wybiegać. Rozweselił się, kiedy spotkał swoją przyjaciółkę, czarną labladorkę. Ja sam uspokoiłem się trochę.

Wróciwszy do domu zjadłem kolację, którą zapiłem piwem.


Mogłem wczoraj trochę wcześniej pójść spać. Budzik za późno zadzwonił, więc nawet nie zdążyłem niczego zjeść czy chociażby wypić kawę. Miałem pierwszą zmianę i moja mała ilość snu odbijała się w czasie pracy. Byłem ospały i z koncentracją też było nienajlepiej. Po puszce napoju energetycznego, którą wypiłem w wolnej chwili było nieco lepiej.

Ruch w sklepie był większy niż przypuszczałem. Wiele rodziców odwiedzało nas mówiąc, że zbliżają się urodziny ich dziecka. Pytali się mnie, jakiego zwierzaka doradzę na prezent. Nie mogłem powiedzieć im, że zwierzę jako prezent to nie najlepszy pomysł. Miałem to zabronione w umowie o pracę. Jednak starałem się im zwracać uwagę, że to nie zabawki i wymagają uwagi i odpowiedzialności. Kiwali potwierdzająco głową, jednak nadal przystawali przy swoim. Ostatnio zauważyłem, że dużą popularnością zaczęły cieszyć się papugi i myszoskoczki. Chomiki i rybki przeszły na dalszy plan.

Z ulgą wyszedłem z sklepu kończąc zmianę. Chwila spokoju. W domu położyłem się na kanapie by odpocząć przed wieczorną próbą. Tam nie mogę pozwolić sobie takie ospalstwo.

Obudziłem się dwie godziny przed próbą. Miałem dużo czasu by spokojnie się wyszykować. Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy zauważyłem zwiniętego na moim brzuchu węża. Prawie zapomniałem, że przed wyjściem do pracy ją wypuściłem.

- Chodź Nanami. Chyba starczy już tych przechadzek. Wygrzej się u siebie.

Chwyciłem węża, zanosząc go do swojego terrarium. Upewniłem się, że jest zamknięte i podszedłem do woliery kameleona. Czas by i Yuki mogła sobie pozwiedzać mieszkanie. Zjadłem obiad, przebrałem się i ruszyłem w stronę sali wynajętej do prób. Zjawiłem się jako jeden z pierwszych. Na miejscu czekała na mnie jedynie Hanako.

- Gdzie twój brat?

- Nie wiem. Od wczorajszego popołudnia nie byłam w domu, byłam u koleżanki.

- Okej.

Razem zaczęliśmy rozkładać cały potrzebny sprzęt. W tym czasie zjawił się Ichiro wraz z Noboru do pomocy. Wszyscy obecni poza liderem. Gdzie on się podziewa? Łaziłem nerwowo po sali. Spóźnia się już pół godziny.

- Już jestem, możemy zaczynać.- Usłyszałem dobrze znany władczy głos.

- I tyle?! Może jakieś wyjaśnienia?

- Widzę ktoś tu jest niedoruchany...

- Za to ktoś jest, aż za bardzo.- Odwarknąłem.

Na tym się skończyło. Wszyscy wzięliśmy się do próby. Oprócz dobrze znanych kawałków, pod koniec zaczęliśmy ćwiczyć powstałe niedawno. Satoru oznajmił nam, że ma już dwa teksty, tylko trzeba by było sklecić do nich muzykę.

- To już będziemy musieli skomponować innym razem.- Zwróciłem mu uwagę.

- Masz rację. Trzeba się już zbierać, czas nam się kończy.

Zaczęliśmy pakować instrumenty z powrotem do pokrowców. Najmniej do chowania miał nasz wokalista, bo całe nic, a najwięcej jego siostra- całą perkusję.

- Mogę cię prosić na chwilę?- Lider odezwał się do mnie odciągając mnie na bok.

- Tak?- Spytałem nieco podejrzliwym tonem.

- Jesteś częściej na próbach niż nasz oficjalny gitarzysta. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miał czas dla zespołu. Pomyślałem, czy nie chciałbyś zostać na stałe?

- To poważna propozycja?

Miałem nadzieję, że nie żartował sobie w tej sprawie.

- Tak. To poważna propozycja. To jak, piszesz się na to?

- Tak!- Powiedziałem zadowolony.

- No to mamy świetną okazję by teraz jechać do jakiegoś baru się zabawić.- Poklepał mnie po plecach.- Nie wiesz może czy Noriko dzisiaj pracuje?

- Ja wiem!- Odezwała się Hanako.- Jeśli się postaramy to zdążymy jeszcze coś u niej zamówić.

- Impreza!- Krzyknęli chórem chłopaki.

Po drodze do baru każdy z nas zadzwonił do dziewczyn, by towarzystwo było bardziej zróżnicowane. Stres i nerwy dzisiejszego, jak i wczorajszego dnia minęły. Hanako w damskiej toalecie bardzo się do tego przyczyniła. Chyba było mi tego potrzeba. Wyszaleć się, przelecieć kogoś. Odprężyć.

- Widzę, że już lepiej się czujemy.- Odezwał się Satoru przysiadając się do mnie na kanapie.

- Tak, dużo lepiej.

- Nie chciałbyś może jeszcze jakieś delikatnego wspomagacza?- Spytał z przebiegłym uśmiechem na ustach.

Doskonale wiedziałem co miał na myśli. Propozycja była dość kusząca, ponieważ proponował mi to w taki sposób, z którego wynikało, że nie będę musiał płacić za towar. Jednak pamiętam te wszystkie razy, kiedy za bardzo zaszalałem i Daisuke musiał mi pomagać, zbierać z podłogi, znosić moje depresje i głody. Obiecałem sobie i jemu, że rzucę to gówno. Dobrze wiedziałem jaką cenę musiałem płacić za chwilę przyjemności.

- Nie dzięki, już nie biorę.

- A od kiedy to nasz Masaru nie bierze? Przecież jeszcze ostatnio brałeś ode mnie towar.- Spytał lekko rozbawiony.- Jak się bawić to na całego. Ostatni raz, co ty na to?

Miał rację, jeszcze tydzień temu brałem od niego kilka gramów i pamiętam jak się to skończyło. Może ostatni raz? Tak na ostateczne pożegnanie. Jednak zawsze miałem taką wymówkę. To ostatni, a ten ostatni zamieniał się w jeszcze kolejny. Nie, czas zmienić coś w swoim życiu. I to w dodatku na lepsze. Odsunąłem się od Daisuke, teraz czas na odsunięcie się od narkotyków.

- Nie, dzięki.

Było mi to trudniej powiedzieć niż sobie wyobrażałem. Może rzeczywiście wpadłem już w uzależnienie? Nie, przecież odmówiłem. Przestałem, kiedy tego chciałem. Mogę przestać. Mam dość tego gówna. Chwila przyjemności, a później większy dół niż można sobie wyobrażać.

- Jak chcesz. Ale jeśli będziesz chciał, wystarczy poprosić.

- Nie, rzucam to. Nawet jeśli będę cię prosił, to mi nie pozwól mi wziąć.

- Jasne.- Powiedział niezbyt przekonywującym tonem.

Wróciliśmy do zabawy, która trwała niemal do rana. Tak, bez narkotyków też można się świetnie bawić. Nie potrzebuje tego. Wróciłem do domu uśmiechnięty i zadowolony z dzisiejszego dnia. Pies przywitał mnie z podkulonym ogonem. Szybko zauważyłem jaki był powód jego postawy.

- To nie twoja wina, to ja nie wyszedłem z tobą na wieczorny spacer.

Posprzątałem po nim, schowałem Yuki do woliery i ległem na łóżko jak nieżywy.

_________________________________________________________________

Witam na końcu drugiego rozdziału, mam nadzieję, że się podobał.

Czy Masaru uda się skończyć z starymi nawykami? Czy ma jakieś szanse u Harukiego, a przede wszystkim czy w ogóle powinien starać się zabiegać o jego uczucia? Zapowiada się trudny okres dla naszego gitarzysty.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top