Rozdział 9 END
HARUKI
Nie pamiętałem dużo, lecz to co zostało w mojej pamięci w ogóle mi się nie podobało.
Moje życie nie wyglądało inaczej jak: amfa, hera, spotkanie z Masaru, amfa, hera, spotkanie z Masaru. I tak na okrągło.
Jeśli chodzi o pracę to chwytałem się wszystkiego. Całe szczęście, że mieszkanie było opłacone, bo nie wiem czy dałbym rade. Niemal całe zarobione pieniądze trafiały do Satoru. Jednak coraz częściej brakowało mi kasy. Kilka razy nawet dałem dupy by tylko starczyło mi na coś, co stawało się nieodłącznym elementem mojego życia.
Czas świąt uznałem za okres względnego spokoju. Nie będę musiał się tak kryć. Czasami było to naprawdę uciążliwe. Masaru powiedziałem, że od Wigilii do Sylwestra będę u mojego brata. Kazał mi go pozdrowić, więc kiedy udałem się by dać mu prezent przekazałem mu je. Na prezenty dla nich musiałem trochę zapracować.
Nawet nie wiem, kiedy minęło Boże Narodzenie i Sylwester. Byłem w ciągu. Zakupiłem od Satoru na krechę trochę więcej towaru by nie musieć do niego co chwila latać. Gdy kolejna dawka przestała działać sięgnąłem do szuflady po kolejną. Moja ręka nie napotkała nic. Pusto?! Czułem rosnący we mnie niepokój. Potrzebowałem tego, tak mi się przynajmniej wydawało.
Zarzuciłem coś na grzbiet i udałem się prosto do Satoru. Był nieco zaskoczony moją wizytą. Nie miałem ochoty na rozmowy z nim. Chciałem tylko wziąć trochę towaru i wyjść. Powiedział mi, że Masaru do niego dzwonił, lecz nie przejąłem się tym. Ciało zaczynało mnie boleć, potrzebowałem szybko... Gdy tylko wziąłem to po co przyszedłem, zacząłem kierować się w stronę domu. Chyba... Czułem się okropnie, nie wytrzymam do powrotu do domu. Usiadłem w zaułku opierając się ścianę.
Poczułem znajome odprężenie. Tak... Tego mi brakowało.
Otworzyłem oczy i oślepiło mnie jasne światło. Poruszyłem delikatnie ręką, lecz coś krępowało moje ruchy i to dość znacznie. Rozglądałem się zdezorientowany po pomieszczeniu. Gdzie ja jestem?! Wypuśćcie meni!
- Przestań się szarpać. Haru, możesz mi wyjaśnić co to wszystko ma znaczyć.
- Myślałem, że nie obchodzi cię co robię. Wypuść mnie.
- Nie ma mowy.- Mówił Makoto.- O mało co nie przedawkowałeś. Nie wypuszczę cię, dopóki nie powiesz co ćpasz i od kogo to masz oraz od kiedy to trwa.
Wyszli zostawiając mnie samego. Szarpałem się i krzyczałem, lecz na nic. Nie mogłem się wydostać. Leżałem zastanawiając się na swoją sytuacją. Jakby na nią nie patrzeć była chujowa.
- Wypuść mnie stąd!- Zawyłem gdy wrócili.
- To jak, odpowiesz na zadane wcześniej pytania?
- Jakie pytania?- Warknąłem.
- Co ćpasz, od kogo to masz oraz od kiedy to trwa?
Zaśmiałem się. Czułem się coraz gorzej, niech mnie wypuszczą.
- Nie pomożemy ci w żaden sposób dopóki nie odpowiesz.
W sumie... Może powinienem im powiedzieć. Wypuścili by mnie i znów mógłbym wrócić do swojego trybu życia. Z drugiej strony mogli sobie tylko pogrywać. Jednak istniała szansa, że mnie wypuszczą...
- Dobra.- Odpowiedziałem bezradnie.- Amfa i hera, naprzemiennie.
- Od kiedy?- Pytał dalej Makoto.
- A od kiedy mnie stąd wyrzuciłeś na zbity pysk?!
- Sam przyczyniłeś się do tego.- Niemal krzyknąłem z wyrzutem.
- Od kogo bierzesz?
- Gówno cię to obchodzi! Wypuść mnie!
Poczułem uderzenie w twarz. Bolało. Czułem pieczenie na policzku.
- Nie zapominaj do kogo mówisz. Nędzna kurwo.- Mówił niego pogardliwym tonem.- Kto jest twoim dilerem?
- A jak myślisz?- Odpowiedział spoglądając wprost na Masaru.
- Mówił, że nie było cię u niego.
- Przyszedłem po twoim telefonie. Mówił, że pytałeś się o mnie.
Uśmiechnąłem się widząc jego zszokowanie.
- O kim on mówi? Od kogo kupuje towar?- Pytał zniecierpliwiony Makoto.
- Satoru.
- Murasaki?- Dopytał.
- Tak.
Uśmiechnąłem się szeroko. Tak! A co, myślałeś, że twój synek to grzeczny aniołek?! Wdał się w tatusia, również ma rękę do nielegalnych interesów!
- Wiedziałem, że jesteś kompletnym idiotą, ale nie tak zasranym debilem, żeby pakować się w narkotyk! Tobie już do końca rozum odebrało, ty mały skurwysynu?!- Zapodała chwila ciszy. Głos po drugiej stronie najwyraźniej zaczął się tłumaczyć.- Przynajmniej byś kontrolował kto i ile od ciebie kupuje!- Chwila przerwy.- Jak to o co mi chodzi?! Haruki o mało co się nie przekręcił! Przedawkował heroinę, którą podobno ma od ciebie! Gdyby nie jeden z moich pracowników to zdechł by przy jakimś zasranym śmietniku!- Chwila przerwy.- Ty pieprzony egoisto! Ty jeszcze śmiesz się tam martwić o siebie?! Nie, nie zdzwonię na policję!
Haha! Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.
- Ale jest jedna sprawa. Musisz mi przywieść trochę towaru, bo w stanie jakim jest Haru nie można tak nagle całkowicie odstawić narkotyku. Będzie trzeba mu zmniejszać powoli dawki.- Chwila ciszy.- Dasz mi, kurwa, ile będę chciał i to za darmo! I zrobisz to z przyjemnością i w podskokach. Za pół godziny widzę cię u mnie!
Przywiezie mu towar? Ale o jakim odwyku oni mówią? Nie potrzebny mi odwyk. Biorę bo chcę, gdybym nie chciał to bym przestał!
- Co?- Haru zaśmiałem się drwiąco.- Nie udało się synalka dobrze wychować to proszę!
- Zamknij się kurwo niewychowana!
Ja muszę niedługo wziąć. Nie mogę tu tak leżeć!
- Proszę was. Jest coraz gorzej.- Zacząłem szlochać.- Masaru, wiesz jak to jest, daj...
- Nie!- Przerwał mi wściekły.- Nie wiem jak to jest, bo nigdy nie dałem się wciągnąć w takie gówno i znałem umiar!
- Proszę, wszystko zaczyna mnie boleć.
Makoto odebrał telefon i wszyli. Ostatni raz widziałem Masaru. Dni zlewały się w jedną całość. Czułem się koszmarnie. Ból był przeogromny.
Z jednym ten sukinsyn miał rację. Zaczął przeprowadzać mi odwyk. Cierpiałem z powodu braku narkotyków. To było prawdziwe piekło. Co jakiś czas wypuszczali mnie bym rozprostował kości. Trzy razy dziennie przynoszono mi jedzenia, a cztery razy wodę. Z czasem również mój wolny czas się wydłużał. Jednak to było bez znaczenia. Potrzebowałem hery, chociaż ból był coraz mniejszy.
Nie wiem ile minęło, lecz na pewno sporo czasu. Leżałem przywiązany do łóżka, a drzwi się otworzyły. Makoto nie był sam, był z nim Masaru. Rozmawiali ze sobą.
Kiedy podszedł do mnie zacząłem go błagać by mnie stąd zabrał. Zacząłem kłamać jak bardzo mi tu źle, byle tylko przekonać go do zabrania mnie. Poczułem niewyobrażalną radość, kiedy okazało się, że mój plan zadziałał. Chłopak przedyskutował z Makoto warunki. Wstrzyknął mi jakiś środek uspokajający i obaj przetransportowali mnie do mojego starego mieszkania. Zakuli mnie tam w kajdany. Opróżnili pomieszczenie, które stało zagracone.
Kolejne dni miały, a ja zdążyłem stwierdzić, że u Makoto było mi znacznie lepiej. Chociaż z nim nie mogłem sobie tak pogrywać jak z Masaru. Mój były pan miał o wiele mniej cierpliwości niż on. Wiele razy krzyczałem w niebo głosy, włączyłem telewizor i podgłaśniałem go do granic możliwości. Starałem mu się uprzykrzyć życie by zrezygnował i mnie wypuścił.
- Uspokój się.- Mówił do mnie spokojnym tonem.
- Spierdalaj! Wypuść mnie stąd pojebie!
- Po co się tak szarpiesz. Przecież dobrze wiesz, że to bezcelowe.
- Nienawidzę cię! Nigdy nic do ciebie nie czułem! Bawiłem się tobą i miałem z tego świetny ubaw. Daisuke też miał cię w dupie! Wolał pieprzyć się ze mną niż użerać się z tobą!
Widziałem wściekłość i smutek malujący się na jego twarzy! Tak!
- Jesteś zwykłą ciotą, która się od wszystkich odwraca!
Poczułem silne uderzenie w twarz. Lekko mnie zamroczyło. Gdybym stał, na pewno zatoczyłbym się na ziemię. Możliwe, że zostanie mi po tym siniak. Kiedy oprzytomniałem już go nie było. Usłyszałem tylko jak trzaska wściekle drzwiami.
Oj, chyba trochę go wkurwiłem. Kiedy wrócił sam podał mi heroinę. Była to mała dawka, ale jednak. Znów poczułem to przyjemne odprężenie.
- Jesteś żałosny. Nic dziwnego, że Katsumi cię nienawidzi. Na jego miejscu tez nie chciałbym mieć z tobą nic wspólnego.
No i chuj, cała frajda zniknęła. Gdybym mógł się ruszyć to oberwałby. Jednak byłem przykuty kajdanami do ściany, a narkotyk spowodował za dużą senność bym trudził się na jakiekolwiek odzywki. Za bolało. Zdążyłem już niemal o nim zapomnieć. O mężczyźnie, którego jako jedynego kiedykolwiek kochałem. Który wyznał mi w twarz, że mnie nienawidzi, który pragnął mojej śmierci i był gotowy zrobić to własnymi rękoma. Po moim policzku spłynęła jedna samotna łza.
Obrażałem go za każdym razem, jednak z mniejszą częstotliwością. Po wspomnieniu o Tsumim jakoś nie miałem ochoty na nic. Któregoś dnia odwiedził mnie również mój brat. Jego również ładnie zwyzywałem i wytknąłem rzeczy, które nie do końca były prawdą. Wybiegł z pokoju, a Masaru nagadał mi jak nigdy przedtem.
Całymi dniami milczałem rozmyślając jak spierdoliłem sobie życie. Lepiej by było dla wszystkich, gdybym po prostu zniknął. Wszystkich zawsze odpycham od siebie. Nikt tak naprawdę nie chce przebywać ze mną z własnej woli. Najlepiej jakby mnie nie było. Odciąć się od wszystkich problemów, po prostu zniknąć i nikomu nie zawadzać, dla nikogo nie być już jedynie problemem. Dlaczego oni po prostu mnie nie zostawią. Dla wszystkich byłoby lepiej. Zostawcie mnie!
Po długim okresie samotności, ktoś przyszedł mnie odwiedzić. Masaru nie był sam, ktoś przy nim był. Nie zwracałem na przybysza zbytniej uwagi. Masaru coś do mnie mówił, lecz ja tylko trzymałem się w swoim kącie. Odejdźcie, wszyscy.
Dzisiaj miałem wyjątkowo mało odwiedzin. Wczoraj również nie zajrzał do mnie by dać kolację i wodę. Zawsze robił to o stałych porach. Wiedziałem to, mimo że nie miałem dostępu do żadnego zegarka. Rano przyszedł, dał mi śniadanie i powiedział, że wychodzi i nie wie kiedy wróci. Nawet mnie z powrotem nie przykuł. Nie wiem po co mi to mówił. Mógłby już w ogóle nie wracać.
Spacerowałem bezcelowo po pokoju. Miałem telewizor, lecz i tak nigdy w nim nic ciekawego nie leciało, wiec już dawno zrezygnowałem z korzystania z niego. Nudziło mi się trochę. Musiało go nie być naprawdę dugo, bo mój brzuch zaczął się upominać o jedzenie. Na pewno minęła już pora obiadowa, śmiałbym sądzić, że nadeszła już pora kolacji. Może on rzeczywiście nigdy nie wrócił. W sumie, tak by było lepiej. Przecież jestem dla niego tylko problemem.
Zaskoczył mnie dźwięk otwieranych drzwi wejściowych, a po pewnym czasie moich. Siedziałem w swoim kącie nie zwracając uwagi na Masaru. Przypatrywałem się swoim bosym stopą.
- Masz gościa, który chciałby się z tobą zaprzyjaźnić.- Powiedział wesołym tonem.
Zmarszczyłem brwi i spojrzałem w jego stronę. Co to ma być?! Po co przynosi mi tu tę kupę futra? Powróciłem wzrokiem do wcześniejszego punku, nie mając ochoty dłużej przyglądać się szczeniakowi.
- Idź się z nim zaprzyjaźnij. Idę zrobić kolację, zajrzę do was później.
Drzwi się zamknęły, a ja usłyszałem dreptanie małych łapek w moją stronę. Odsuwałem się od niego, a później go od siebie. Mała łaciata różnokolorowa kulka pałętała się wokół mnie spoglądając na mnie ucieszonymi błękitnymi oczami.
- Odejdź.- Burknąłem w jego stronę, lecz on nadal na mnie skakał.- Spadaj!
Powoli traciłem nerwy. Odpychałem go od siebie coraz bardziej brutalnie.
- Odejdź!- Warknąłem uderzając go.
Zamarłem, kiedy usłyszałem skowyt zwierzęcia. Leżał z podkulonym ogonkiem spoglądając na mnie smutnymi oczami. Serce mi zamarło. Co ja zrobiłem? Przecie to bezbronna mała kuleczka i chciała się tylko ze mną pobawić. Co ja zrobiłem?!
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam.- Szlochałem.- Nie chciałem, przepraszam.
Głaskałem go chcąc mu wynagrodzić poprzednia krzywdę. Szczeniaczek zaczął lizać moją twarz z niemałym entuzjazmem. Dlaczego tak szybko i łatwo mi wybaczyłeś?! Przecież cię zraniłem.
- Trzeba dać mu imię.- Usłyszałem nagle czyjś głos.
Podniosłem wzrok. W progu pokoju stał Masaru. Kiedy on tu przylazł? Chwila, coś jest nie tak. Po jego policzkach spływały pojedyncze łzy.
- Dlaczego płaczesz? Coś się stało?
Patrzał na mnie jak na idiotę.
- Cieszę się, po prostu się cieszę.- Mówił podchodząc do nas.- To jak z imieniem?
- Aoi.- Powiedziałem z uśmiechem.- Tak, Aoi będzie pasowało.
- Chodź.- Powiedział łapiąc mnie pod ramię.
Chciałem się schylić by wziąć na ręce Aoiego.
- Sam pójdzie za tobą, zobacz.
Szliśmy przed siebie, a on trzymał się tuż przy moich nogach co jakiś czas je gryząc. Usiedliśmy na kanapie. Szczeniak nie mógł się do nas dostać, więc mu pomogłem. Ponownie zaczął lizać moją twarz.
- Haru, nie sądzisz, że Aoiemu chce się siku?
Co?
- Może trzeba się z nim przejść na podwórko by się wysikał?
Skinąłem zgodnie głową. Gdy Masaru pomagał mi z ubieraniem, ja cały czas spoglądałem na pieska, chciałem mieć go cały czas na oku. Nałożył mu błękitne szelki pasującą do jego oczu i podpiął do niej smycz w tym samym kolorze. Przed wyjściem dał mi jeszcze kilka smakołyczków dla Aoiego. Masaru cały czas trzymał mnie blisko siebie. Na dworze dał mi nieco luzu. Poszliśmy z maluszkiem na trawnik koło bloku. Z wielkim zainteresowaniem przypatrywałem się jak wszystko obwąchuje szukając najlepszego miejsca na wysikanie się. Nie wiem jaką to robiła dla niego różnicę, trawa wszędzie była taka sama. W końcu wybrał miejsce godne na bycie obsikanym przez niego.
- Daj mu smakołyka.- Usłyszałem głos Masaru.
Spojrzałem w jego stronę. Nie był sam. Zacisnąłem dłoń w pieść. Co on tu robi? Po tym co mu powiedziałem nie spodziewałem się, że będzie chciał mnie kiedykolwiek widzieć. Wróciłem myślami do pieska. Wyciągnąłem z kieszeni smakołyk i dałem mu go w nagrodę.
- Wracajmy już do domu. Zrobił siku, a dzisiaj jest zimno. Wyjdziesz z nim na dłuższy spacer jak będzie cieplej.- Niech mu będzie. Wstałem i skierowałem się w stronę bloku.- Nie! Chodź koło mnie.
Wywróciłem oczami i podszedłem do niego. Wszyscy razem wróciliśmy do cieplutkiego mieszkania. Coś tu się zmieniło?
- Może pokażesz Aoiemu dom? Pokaż mu, gdzie ma miskę z jedzenie i z wodą oraz gdzie będzie spał.
- Gdzie będzie spał?- Spytałem nieco zaskoczony.
To nie będzie spał ze mną?
- Ma swoje ładne legowisko koło łóżka w sypialni. Ale Haru, nie kładź go na łóżko. Trzeba go od początku uczyć, że nie wolno mu tam wchodzić.
Dlaczego? Przecież wiele psów śpi z właścicielami i włazi na łóżka. Tak w ogóle to on jest mój? Czy może Masaru sprawił sobie nowego psa? Będę musiał się go później o to zapytać. Wziąłem Aoiego na ręce i zacząłem z nim kroczyć po mieszkaniu. Tłumaczyłem mu, co i gdzie się znajduje, sam odkrywając zmiany jakie zaszły w mieszkaniu.
Na dłużej zatrzymałem się w sypialni. Leżało tam kilka zabawek dla psów. Wziąłem niektóre i zacząłem się z nim bawić. Z rozbawieniem patrzałem jak biega i potyka się na prostej drodze.
W pewnym momencie kątem oka zerknąłem na wiszący na ścianie kalendarz. Co?! Minęło już tak dużo czasu?! W życiu bym nie przypuszczał, że... I Masaru przez cały ten czas sie mną zajmował, znosił wszystkie moje humory, wybuchy histerii i ciche dni.
- Haru!- Usłyszałem wołanie przyjaciela.- Może pokażesz Aoiego Yukichiemu? Przecież to będzie jego wujek.
Nie byłem do końca przekonany do tego pomysłu. To nie, że nie chciałem pokazać bratu psa. Jednak czułem się przy nim niezręcznie, po tym co mu powiedziałem. Zresztą, Masaru też nie raz ładnie wygarnąłem.
Wziąłem szczeniaczka na ręce i udałem się z nim do salonu. Spocząłem koło brata. Wziąłem głęboki wdech podałem psa bratu.
- To jest Aoi.- Przedstawił go.- Aoi, to twój wujek Yuki.
Myślałem że zaprotestuje, gdy skróciłem jego imię w sposób który nie lubi, lecz on milczał. Głaskał małego z lekkim uśmiechem. W końcu oddał mi go, a ja pochwyciłem psa jakbym nie widział się z nim całą wieczność.
- Nie jesteś głodny?- Spytał niepewnie Yukichi.
- Chyba trochę tak.
- To może ty w tym czasie położysz Aoiego spać, bo chyba jest już nieco zmęczony.- Zaproponował Masaru, a pies w odpowiedzi ziewną przeciągle.- A my w tym czasie zrobimy ci kolację.
Udałem się z Aoim do sypialni, z którą niedawno opuściłem. Położyłem go do ślicznego granatowego legowiska. Mały nie chciał w nim zostać.
- Tu śpisz. Musisz się położyć i nie ruszać.- Położyłem się koło legowiska chcąc mu pokazać o co chodzi.- Leżysz sobie i później zasypiasz.
Nadal leżąc wsadziłem małego do kojca. Położył się przyglądając mi swoimi ślepiami. W końcu ziewną, a ja razem z nim. Położył małą główkę na łapkach, a jego oczka same zaczęły się przymykać. Poczekałem, aż zaśnie. Kiedy byłem pewien, że swoim powstaniem go nie obudzę, podniosłem się i udałem do salonu.
Czekali na mnie, na stole już leżały talerze z zapiekankami z bułek, które przyrządzili na kolację. Zająłem wolne miejsce na fotelu. Wpatrywałem się w talerz nie mając odwagi spojrzeć na nich.
- Haru, co jest? Co się stało?- Spytał zaniepokojony Masaru.
Moim ciałem wstrząsnął szloch.
- Przepraszam.
- Za co?
- Za wszystko.- Powiedziałem pociągając nosem.
Brat podszedł do mnie. Natychmiast wtuliłem się w niego chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Ja naprawdę nie chciałem by przechodzili przez to piekło, jakie im tu urządziłem. Zachowywałem się okropnie i nic tego nie usprawiedliwiało.
- Nic się nie stało Haru.- Pocieszał mnie drżącym głosem.
Po chwili zamieniliśmy się w trzyosobową szlochającą kulkę. Nie wiem ile minęło zanim się uspokoiliśmy. W końcu rozdzieliliśmy się, każdy z nas miał czerwone opuchnięte od płaczu oczy.
- Pora spać.
- Ja zajmę kanapę...- Odezwał się Yuki.
- Przestać, ja się tu położę, a ty...
- Nie.- Odparł stanowczo.- Zajmijcie sobie sypialni i wyśpijcie się. Mi starczy kanapa.
Masaru pociągnął mnie uniemożliwiając dalsze kłócenie się z nim. Przebraliśmy się w piżamę, którą była jedynie bielizna na ciele. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz leżałem w łóżku, a co dopiero w nim spałem. Poczułem pod sobą miękką pościel, a po chwili okryłam mnie pachnąca fiołkami kołdra. Wziąłem głęboki wdech. Materac ugiął się pod ciężarem Masaru. Przybliżył się i niepewnie objął mnie ramieniem. Chwyciłem jego rękę i przytuliłem się do niej.
- Wszystko już będzie dobrze Haru.
Wolną dłonią zmierzwił mi krzywo obstrzyżone prze niego włosy. Czułem w sercu ucisk.
- Ja naprawdę przepraszam.- Zacząłem.- Dlaczego mnie po prostu nie zostawiłeś? Dlaczego przez ten cały czas... znosiłeś...
- Bo cię kocham Haru. Nigdy w życiu bym się nie opuścił, szczególnie w chwili, gdy naprawdę tego potrzebowałeś.
Poczułem jak do moich oczu znów napływają łzy. Zwinąłem się w kulkę, cały czas trzymając przy sobie jego rękę. Naprawdę się cieszę, że go przy sobie miałem. Przy nim na pewno będzie wszystko dobrze.
- Kocham cię Masaru. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.
________________________________________________
W końcu szczęśliwe zakończenie opowiadania. Narzekaliście, że cały czas są smutne i tragiczne zakończenia, to teraz coś dla publiczności. Happy End. Mam nadzieję, że podobało się wam opowiadanie. Zdaję sobie sprawę, że nie piszę idealnie i czytając możecie natrafić na błędy i niedopatrzenia, za co was bardzo przepraszam. Pomimo przeczytania minimum dwa razy rozdziału nie zawsze jestem w stanie wszystko zauważyć. Ale postanawiam poprawę!
Jeszcze tylko pytanie do was, co teraz chcecie przeczytać:
1) Nowe miasto, nowi znajomi- czyta karta. Wszystko wydaje się układać po myśli Hajime. Jednak to miasto skrywa położone w środku lasu skrywa swoją własną tajemnicę. Mieszkańcy co roku zbierają się w jednym miejscu by świętować Nocy Kupały. Tańce, śpiewy, zabawa. Organizatorami tej imprezy jest rodzina Sato, która w pewien sposób opiekuje się miastem. Kim tak naprawdę okaże się być najbardziej ceniona rodzina w mieście? Może lepiej byłoby się nie mieszać? Jednak czy ciekawość i miłość idzie w parze z zdrowym rozsądkiem?
2) Praca jako sekretarka może nie jest szczytem marzeń, szczególnie dla faceta, jednak jest to pierwsza praca Yukine i to w tak dużej firmie. Wszystko zawdzięczam dyrektorowi firmy, z którym znajomość dopiero rozpocząłem, lecz nabrała szybkiego tempa. Jednak w tym samym czasie Yuki poznaje kogoś jeszcze. Główny bohater wpakował się w dziwny, niezręczny i nieco skomplikowany trójkąt. Kogo powinien wybrać i jakie może mieć to konsekwencje?
Jaki jest wasz wybór?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top