Chapter 11


Wszystko wokół było… szare. Szare, nijakie… Steve miał w głowie tylko jedno słowo na
określenie tego, co widział. Martwe… Ale co się dziwić. W końcu był w podziemiach, z Panią umarłych. Z Panią, której miał dotrzymywać towarzystwa przez najbliższe 24 godziny, a jedyne, co robił, to wpatrywał się w okno, w rzekę, gdzie zniknęli Thor z Lokim.

- Jesteś tak samo rozmowny, jak mój ojciec, wiesz?

Steve odpowiedział uśmiechem po czym ponownie odwrócił się do okna. Nie było to miłe z jego strony, że tak ignorował Hel, ale jakoś nie bardzo go to obchodziło. Minęła dopiero godzina, a on już chciał wrócić, znów zobaczyć przyjaciół. Zobaczyć ten uśmiech, który Tony zawsze rezerwował dla swoich przyjaciół. Ten prawdziwy szczery, który sprawiał, że coś w środku stawało się ciepłe, a usta same układały się do uśmiechu.

- Ignorowanie mnie nie przyśpieszy ich powrotu. Za to może opóźnić twoje odejście. Zostałeś tu, by przez dzień dotrzymywać mi towarzystwa.

Blondyn westchnął i odwrócił się do kobiety. Jej twarz, która na początku przyprawiała go o ciarki, teraz wydawała mu się twarzą dziecka. Samotnego, rozkapryszonego dziecka. Uśmiechnął się do niej ponownie, chociaż ten uśmiech nie sięgał jego oczu.

- Co więc chciałabyś, bym robił, póki tu jestem? Nie jestem zbyt rozrywkową osobą.

- Chodź ze mną. Pokarzę ci moje królestwo. Chcę również porozmawiać. Umarli nie są zbyt towarzyscy.

- Wyobrażam to sobie.

Hel uśmiechnęła się, a Steve poczuł nagłą chęć uchwycenia Pani umarłych na papierze. Wyglądała jednocześnie na łagodną i straszną, silną i bezduszną. Prawdziwa Pani Umarłych.
Kapitan wstał, podszedł do niej i ofiarował Hel swoje ramię, gotowy na wycieczkę. Kobieta uśmiechnęła się do niego, jej martwe oko zdawało się spoglądać w jego duszę i poprowadziła go korytarzami jej pustego, cichego, martwego pałacu.

~*~*~*~*~*~

Loki miał dość. Kompletnie.

Cztery dni w pokoju Nataszy bez możliwości wyjścia. Ciągle był pilnowany przez bohaterów, nie mówiąc już o dopuszczeniu go w pobliże Starka. Na szczęście dla Avengersów, nie było żadnych ataków, mogli więc skupić się całkowicie na Triksterze, co jemu z kolei w ogóle się nie podobało.

Rany na jego ustach zdążyły się już wygoić. Zostały po nich tylko małe, jeszcze lekko różowe blizny, które przypominały mu o tygodniach spędzonych na wygnaniu. Wolał więc nie patrzeć w lustro zbyt często. Ale siedzenie w pustym pokoju, z wiecznie włączonym telewizorem, tabletem lub stanie przy oknie dwadzieścia cztery godziny na dobę było tak męczące, że gdy tym razem Bruce pojawił się w drzwiach, Loki miał ochotę rzucić się na kolana i błagać go wzrokiem o wypuszczenie. A to już dużo mówiło o tym, jak bardzo Loki się nudził. Nudził było złym słowem.

Denerwował, to już bardziej, chociaż nawet przed sobą nie chciał tego przyznać. Miał tak dużo czasu, że zdążył przemyśleć każdą opcję, jaka mogłaby się wydarzyć, gdy już zobaczy się z Tonym. Zaczęło się od tych pozytywnych. Potem było już gorzej. Na końcu Loki miał ochotę walić głową w ścianę, by tylko przestać myśleć. Niestety to również nie wyłączyło jego mózgu na zbyt długo.

- Zabieram cię na badanie. Sprawdzę raz jeszcze twoje struny głosowe. A potem ustalimy, kiedy i gdzie spotkasz się z Tonym.

Bruce był jego ulubionym bohaterem, zaraz po Iron-manie, Loki zadecydował, gdy tylko usłyszał słowa doktora. Nawet nie przeszkadzało mu w tej chwili, że Banner zamienia się miejscami z Hulkiem, gdy musi. W tej chwili, dzięki niemu mógł wyjść w tego depresyjnego pokoju i być może niedługo spotka się ze Starkiem.

- Jak na boga kłamstw, twoje oczy naprawdę wiele ujawniają. Możesz być mniej podekscytowany? Jakbyś miał ogon, to pewnie zamiatałbyś nim teraz podłogę.

Loki stanął jak wryty w miejscu, przyglądając się w szoku doktorowi. Spodziewałby się takich słów od Toniego, nie od Bruce’a, który uchodził za przyjaznego osobnika. Banner uśmiechnął się do niego i pokręcił głową.

- Spędzam dużo czasu z Tonym. Może zbyt dużo. Jak widać, podłapałem trochę jego odzywek. Możemy już iść?

Brunet powoli, ciągle nie spuszczając z niego wzroku, zbliżył się do doktora, który miał teraz na twarzy przyjazny uśmiech. Coś jednak w jego oczach ciągle bogowi nie pasowało. Musiało to jakoś pokazać się na jego twarzy, bo Banner zaśmiał się tylko cicho, po czym ruszył do laboratorium, więcej nie oglądając się na Lokiego. Triksterowi nie zostało nic innego, jak podążyć za doktorem.

- Thor z Natashą zabrali akurat Toniego na małą wycieczkę. Nie wiem i nie chce wiedzieć, co będą robić, ale powiedzieli, że zajmie im to kilka godzin. Clint ich pilnuje, ma dać nam znać, gdy będą wracać. Zostałeś ze mną sam, ale nie radzę ci tego w jakikolwiek sposób wykorzystywać, bo może się to dla ciebie źle skończyć.

Doktor posadził bruneta na kozetce już w swoim laboratorium i zaczął przygotowywać narzędzia. Nie spoglądał nawet w jego stronę, czyli nie oczekiwał żadnej odpowiedzi. Loki i tak jednak kiwnął głową na znak, że rozumie, po czym westchnął cicho i przyglądał się kręcącemu się wokół doktorowi.

- Nadal nie wiem, czy twój głos zadziała, gdy zobaczysz Toniego. Miejmy nadzieję, że tak. Inaczej może być niebezpiecznie. – Banner usiadł na wysokim taborecie naprzeciwko boga i przyciągnął do siebie małą metalową szafkę, w której miał wszystkie potrzebne narzędzia. – Otwórz szeroko usta.

Loki spełnił jego polecenie bez jakiegokolwiek oporu. Wzdrygnął się lekko, czując coś obcego i metalowego na języku, pozostał jednak w tej samej pozycji.

- Wydaje mi się, że najlepiej będzie, gdy obaj znajdziecie się w tym samym pomieszczeniu, bez żadnej widowni. My oczywiście będziemy czuwać blisko, ale wydaje mi się, że taki scenariusz może być najlepszy. Kaszlnij.

Kolejne polecenie wypełnione. Zielone oczy Lokiego ani na chwilę nie opuściły twarzy doktora. Chciał jakoś dać mu do zrozumienia, że zgadza się z jego pomysłem, ale z metalowym patykiem w gardle ciężko było się ruszyć.

- Natasha również stwierdziła, że będzie to najlepsze rozwiązanie. Dlatego po badaniu przebierzesz się w ubranie, w którym tu przybyłeś i poczekasz na Toniego w jego warsztacie. I nie radzę ci niczego dotykać. Jarvis będzie miał na ciebie oko, a Hulk potrafi bardzo szybko przemieszczać się między piętrami bez użycia schodów czy windy.

Gdy tylko metal opuścił jego usta, Loki pokiwał głową. Zgodziłby się na wszystko, byleby tylko znów zobaczyć się ze Starkiem. Cokolwiek, by pomóc mu, by zdjąć z jego ramion cierpienie. W tej chwili obchodziło go tylko to, że znów będzie mógł zobaczyć te brązowe oczy, które tak kocha i usłyszeć głos, który prześladował go w snach.

- Przestań śnić na jawie i dokończmy te badania, nim reszta wróci.

Bruce uśmiechnął się do boga, który również odpowiedział mu uśmiechem. Doktor był naprawdę miłym człowiekiem i nawet to, że przemieniał się w Hulka nie mogło teraz zmienić opinii Lokiego o nim.

~*~*~*~*~*~

Doktor Banner był okropnym człowiekiem. Do takiego wniosku Loki doszedł, gdy siedział sam w warsztacie, w otoczeniu trzech botów, które krążyły wokół niego non stop już trzecią godzinę.

Dobrze przynajmniej, że dostał obiad, nim go tu zamknięto, bo mówiłby jego żołądek zamiast niego. Loki zdążył już przejrzeć większość gratów, które walały się po stołach, ale żaden nie zaciekawił go na dłużej. Za to drzwi… Tak. Na nie Loki spoglądał co pięć minut, czekając, aż w końcu się otworzą i Tony Stark we własnej osobie się w nich pojawi.

- Chciałbym wiedzieć, co zamierza pan zrobić, gdy Sir odzyska już swoje wspomnienia. Jeżeli uda się panu mu pomóc.

Loki spojrzał na sufit, chociaż Tony wielokrotnie powtarzał mu, że Jarvis wcale się tam nie znajduje. Otworzył usta, zamknął je i uśmiechnął się, dając AI do zrozumienia, że nie ma mu jak na to odpowiedzieć.

-Klawiatura. Leży za panem. Proszę napisać swoją odpowiedź.

O tym bóg nie pomyślał. Odwrócił się wolno do panelu sterującego, sięgnął po klawiaturę i wolno zaczął pisać.

Chciałbym z nim zostać. Decyzja zależy jednak od Anthoniego, a nie od tego, czego ja bym
chciał.


- Jakakolwiek próba manipulacji zakończy się pana śmiercią, panie Laufeyson. Gwarantuje to panu.

Wiem o tym. Cieszę się, że jest ktoś, kto się o niego troszczy.


- Do tego zostałem stworzony.

Nie odpowiedział. Bo niby co miałby napisać? Że maszyna, stworzona przez Starka jest lepszym człowiekiem, niż on? Brzmi to niedorzecznie, a jednak jest prawdziwe. Loki westchnął tylko cicho i ukrył twarz w dłoniach, starając się uspokoić i cierpliwie czekać na bruneta. Jak widać Avengersi chcieli go tym oczekiwaniem jeszcze torturować. Ale miał w końcu spotkać się z Anthonym, a to było warte każdego poświęcenia.

~*~*~*~*~*~

- Nie czuję się zmęczony, chociaż minęło już tyle godzin, odkąd tu jestem.

Hel spojrzała na Steva z delikatnym uśmiechem, po czym wróciła do księgi, którą właśnie przeglądała. Blondyn przez chwilę patrzył na nią, oczekując odpowiedzi, ale gdy po kilku minutach jej nie dostał, spojrzał na rysunek przed nim, który rysował dla pani umarłych.

- W moim świecie nie potrzebujesz jedzenia, czy snu. – Hel odezwała się, gdy Kapitan ponownie wziął się za rysowanie. - Zmęczenie odchodzi samo, a głód nawiedza tylko te dusze, które pragną.

- Pragną czego? – spytał, nie odrywając wzroku od kartki. Tak naprawdę nie obchodziło go to. Zrobił to tylko z grzeczności, by podtrzymać rozmowę.

- Różnych rzeczy. Wolności, szczęścia, miłości, władzy, pieniędzy, kochanka lub kochanki. Człowiek pragnie wiele rzeczy w życiu, a po śmierci jest skupiony tylko na swoich pragnieniach. Ci, którzy byliby egoistyczni, już nigdy nie zaznają spokoju. Przez wieki będą szukali, lecz nigdy nie znajdą, niezdolni zauważyć, że ich pragnienia nie mają już dla nich sensu. Martwi są żałośni…

Steve uniósł wzrok na panią umarłych. Jej twarz była bez wyrazu, pusta. Martwi jej nie obchodzili. Żywi nie mieli tu wstępu. Steve wiedział, że jest samotna, a jej pusta twarz to tylko maska. Wiedział, że powinien jej współczuć, ale nie czuł nic. Powrócił więc do swojego rysunku, nie zauważając, że uśmiech Hel stawał się z każdą minutą coraz szerszy. A nawet gdyby zauważył…

Hel przewróciła kolejną stronę swej księgi, odliczając w myślach godziny do powrotu Thora po swojego przyjaciela. Była jednak ciekawa, czy Steve zechce powrócić do świata żywych, uczuć, bólu, rozczarowania, skoro tutaj był w jego sercu był spokój. W końcu Hel mogła mieć towarzysza, który będzie żył dłużej niż kilkadziesiąt lat.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Miało być dłużej. Miało być wcześniej. Jednak nie wyszło. Za to następnym razem i to będzie w ciągu dwóch tygodni, w końcu spotkanie Lokiego z Tonym :)
Oraz powrót Steva z Krainy Umarłych :)

[Tak jak wyżej. Przepraszam, że znów tak długo czekaliście, ale ostatnio miałam małe... Komplikacje. Do tego ta cała nauka (tak, wiem, typowa wymówka, ale 3 gimnazjum jednak ma swoje minusy). Mam nadzieję, że wytrzymacie jeszcze (prawdopodobnie przedłużający się okres dodania) dwa rozdziały i epilog.]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top