Chapter 7

[Tutaj była notka od autorki, przepraszająca za opóźnienia itd, ale ją ominę (mimo że tyczyła się mnie, bo to ja się najbardziej spóźniam, ale trudno xD). Dodaję wam rozdział półtorej godziny wcześniej, niż zamierzałam. Love💚 Miłego czytania!]

- Steve, możemy porozmawiać?

Blondyn podniósł głowę znad kubka czarnej kawy i spojrzał nieprzytomnie na kobietę w drzwiach. Natasza wolno podeszła do stolika i usiadła naprzeciwko mężczyzny, nie spuszczając z niego wzroku. Kapitan westchnął głośno i znów wlepił wzrok we własny kubek, nawet nie starając się zacząć rozmowy.

- Co się stało, Steve?

Mężczyzna zacisnął dłonie w pięści, starając się pozostać spokojnym. Westchnął ponownie,
kręcąc gwałtownie głową.

- Nie mam pojęcia. Wydawało mi się, że wszystko jest dobrze. Że będzie tylko lepiej. A Tony... On stwierdził, że nie jestem NIM!

- Kim nie jesteś, Steve?

- Sam chciałbym to wiedzieć...

Natasza wolno zaczynała mieć tej całej sytuacji po prostu dość. Już lepiej by im było nigdy nie złapać Lokiego. Ale Fury nigdy by się na coś takiego nie zgodził. I nie wiadomo, jak zareagowałaby drużyna, gdyby Tony się jednak przyznał. Thor oczywiście byłby zadowolony. W końcu miałby swojego małego braciszka przy sobie i bezpiecznego. Bruce... cóż, teraz jest za, ale to przez to dziwne zachowanie Starka. Nie wiadomo, co by zrobił wtedy. Clint i Steve to nadal wielkie niewiadome. A Natasza wyraziła już swoje zdanie na ten temat. Może, gdyby drużyna wtedy się o wszystkim dowiedziała i jednomyślnie pozwoliła na ten romansik, gdyby Tony prawie nie zginął, gdyby Loki nie poświęcił swojej magii, by go ratować... Wszystko mogło potoczyć się inaczej. Nie ma teraz już nad czym gdybać.

Kobieta ujęła dłoń blondyna w swoje dłonie. Rogers spojrzał na nią z bólem wypisanym na
twarzy.

- Jeżeli chcesz, porozmawiam ze Starkiem i wyjaśnię to wszystko.

- Powinienem go przeprosić - przerwał jej żołnierz.

- Przeprosić? Ty? - zdziwiła się kobieta - Przecież to on powiedział ci, że...

- Napadłem na niego. Gdy powiedział TO, po prostu przyparłem go do ściany i... - Kapitan ukrył twarz w dłoniach, gdy jego głos się załamał.

- Co zrobiłeś, Steve?

- Nic! Ugryzł mnie i uciekł. Ale chciałem! Chciałem go zmusić! Wziąć siłą! I zrobiłbym to,
gdyby nie uciekł!

- Steve...

- Jak mogłem coś takiego zrobić? Jak mogłem w ogóle pomyśleć o zrobieniu czegoś takiego? Natasza, ja...

- To nie twoja wina, Steve - kobieta westchnęła, spoglądając na niego z czymś, co mogło
wydawać się bólem w oczach.

- O czym ty mówisz?

- Najpierw muszę porozmawiać z Tonym. Wtedy wytłumaczę ci wszystko od początku.

- Wytłumaczysz, co?!

- To dziwne zachowanie Starka od chwili pojmania Lokiego.

- Nie rozumiem. Co Loki ma wspólnego z jego zachowaniem?

- Wszystko, Steve. Wszystko...

~*~*~*~*~*~

Spędził całe dwa dni w łóżku. Wstyd przyznać, ale bał się wyjść z pokoju.

Steve może i był jego przyjacielem, ale teraz został zdradzony i Tony bał się tego, co może się stać, gdy znów staną oko w oko. Tym razem może już nie być tak łatwo uciec.
Ucieczka wróciła jego myśli do problemu, który starał się ten cały czas rozwiązać. Głos. Kim on był? Kto był na tyle potężny i potrafił odbierać wspomnienia? Nieudolnie, bo Tony jednak coś pamiętał, ale jednak. Kto potrafił tak go omotać, by nawet bez wspomnień czuł ciągłą pustkę? Kto był na tyle okrutny, by postarać się przekierować jego miłość na kogoś innego, przez co zranił Steva? Kim był ten ktoś, do kogo nadal żywił uczucia?

Na to pytanie nie miał odpowiedzi. Wszystko łączyło się w całość, ale nie miał najważniejszych elementów układanki i za Chiny nie mógł ich znaleźć. Dwa dni rozmyślania na kawie i jakiś krakersach nie przyniosły nic nowego. Więc postanowił w końcu wykonać jakąś normalną pracę w warsztacie.

Warsztat od sypialni dzieliło kilkanaście pięter i korytarz. I ten korytarz był najgorszy. Gdy już dopadnie i wsiądzie do windy, nic mu nie przeszkodzi. Nim jednak to zrobi, może po drodze spotkać wszystkich. Łącznie z unikanym przez niego Kapitanem. To jednak tylko na chwilę zatrzymało Toniego. Brunet odetchnął głęboko z dłonią na klamce, otworzył drzwi i ruszył w stronę windy.

Gdy przebiegł cały korytarz bez spotykania nikogo, był wręcz pewny, że chociaż ten raz szczęście się do niego uśmiechnęło. Gdy jednak stanął przed windą, której drzwi właśnie w tym momencie zaczęły się rozsuwać, wiedział, że tak różowo wcale nie będzie. Nim zobaczył, kto stoi w windzie, rozejrzał się szybko za jakąś kryjówką. Niestety wszystkie pomieszczenia wokół to były sypialnie innych avengersów, do których aktualnie nie miał wcale ochoty wchodzić. Odwrócił się więc i starał wrócić jak najszybciej do swojego pokoju. Zrobił jednak tylko trzy kroki, gdy zatrzymał go głos Nataszy.

- Musimy pogadać, Stark.

Cóż, przynajmniej to nie Steve pomyślał geniusz i z westchnięciem powrócił do stojącej w
windzie kobiety. Gdy już wszedł do środka, ta wybrała piętro z jego warsztatem, nie odzywając się ani słowem. Dopiero w warsztacie, gdy oboje usiedli na czerwonej sofie, Natasza spojrzała na mężczyznę. Przez chwilę Tony widział w jej oczach zmęczenie i smutek, ale to zaraz znikło, zastąpione zwykłą obojętnością.

- Więc o co chodzi, Nat? Bo jeżeli o moje dwudniowe zniknięcie, to byłem bardzo grzeczny i nikogo przez ten czas nie napastowałem. Nie ukażą się moje zdjęcia w tabloidzie, nie będzie żadnej rozróby, więc...

- Co pamiętasz?

- Co?

Tony spojrzał na kobietę z szeroko otwartymi oczami. Chyba mu coś umknęło. Może te dwa dni jakoś pozabijały mu większość komórek mózgowych, których alkohol do końca nie dał rady zabić? Bo coś tu się kompletnie nie zgadzało.

- Nat, nie wiem, o co ci chodzi. Pamiętam wszystko doskonale... - no, może prócz kim jest Głos, ale to chyba cię nie interesuje. Rudowłosa spokojnie przyglądała się mężczyźnie, aż ten w końcu przestał mówić.

- Pamiętasz kogoś, ale nie wiesz, kto to jest, tak? Myślałeś, że to był Steve, ale wiesz, że to nie prawda.

Tym razem zamiast zdziwienia Tony poczuł tylko złość. Jakim prawem Natasza wtrącała się w jego życie sercowe? Zapewne rozmawiała ze Stevem i ten jej wszystko wypaplał. Geniusz zacisnął pięści i usta w wąską linię.

- Nie ma sensu mi zaprzeczać, Tony. Wiem więcej, niż sobie możesz wyobrazić. Na pewno więcej, niż ty sam w tej chwili wiesz.

- W takim razie powiedz mi, kim on jest? Oświeć mnie z łaski swojej, bo ja nic nie mogę wymyśleć!

- Najpierw powiedz mi, co pamiętasz. I co czujesz.

Zielone oczy Nataszy wpatrywały się w niego z takim spokojem, że brunet poczuł, jak cała złość go opuszcza, a na jej miejscu pojawia się tylko zmęczenie. Westchnął ciężko, wpatrując się w swoje kolana, całkowicie poddając się woli Nataszy.

- Niewiele pamiętam. Barwę głosu. Kolor oczu. Kilka przebłysków wspomnień, ale żadnej twarzy, lub czegokolwiek, bym mógł to zebrać do kupy i coś z tego wywnioskować -powiedział wolno, nadal wpatrując się w plamkę nad kolanem. — Czuję pustkę. Taką wielką dziurę, która za każdym razem, gdy coś sobie przypominam, gdy ten Głos do mnie przemawia, gdy pod powiekami widzę te oczy, powiększa się i boli. Boli coraz bardziej. I nawet picie nie pomagało zapomnieć. Potęgowało tylko ból. Ja...

Natasza położyła dłoń na zaciśniętej pięści bruneta. Dopiero wtedy mężczyzna spojrzał na nią i ujrzał w jej oczach zrozumienie. Uśmiechnął się, tak samo delikatnie, jak uśmiechała się kobieta. Rozmowa jednak była dobrym pomysłem.

- Nie wiem, co robić, Nat. Zraniłem Steva. Przez chwilę byłem wręcz pewny, że to jest on, ale później... To było tak, jakby nagle bańka mydlana, w której się znajdowałem, pękła. Wszystko wróciło do początku. Wrócił ból, a ja zareagowałem automatycznie. Po prostu odepchnąłem go od siebie i uciekłem.

- To nie mi powinieneś się tłumaczyć, Stark. - Natasza wstała i spojrzała na mężczyznę z góry. – Nie mi jesteś to winny. Ale ja cię rozumiem - położyła dłoń na ramieniu Toniego i znów się delikatnie uśmiechnęła. - Nie powiem ci, że wszystko będzie w porządku, bo tego nie wiem. Ale mogę ci tylko powiedzieć, że postaram się wszystko załatwić.

Geniusz w ciszy obserwował, jak kobieta idzie w stronę windy, przetwarzając jej słowa w głowie.

Jedno go tylko zastanawiało.

- Dlaczego chcesz mi pomóc? - spytał, gdy Natasza stała już w windzie. - Przecież nic nie jesteś mi winna.

- Powiedzmy, że będziesz mi za to coś winny. W przyszłości spłacisz swój dług.

Drzwi zamknęły się, a Tony przez dłuższą chwilę siedział w ciszy, nie mogąc powstrzymać
rosnącego uśmiechu. Może w końcu coś się wyjaśni. I wszystko skończy się dobrze.

~*~*~*~*~*~

- Musimy odnaleźć Lokiego.

Thor wręcz rozpromieniał na te słowa, za to Steve spoglądał na Nataszę, jakby ta urwała się z choinki. Przecież Loki już został odesłany do Asgardu i ukarany. Po co mają go szukać? I dlaczego rozmawiają o tym tylko we trójkę?!

- Więc jednak zaklęcie nie podziałało. Anthony jest zbyt silny na zabawę uczuciami.

- Zaklęcie? O czym wy mówicie?

Thor spojrzał na mężczyznę ze strapioną miną. Teraz chyba przydałoby się wszystko Kapitanowi wytłumaczyć. Kobieta westchnęła widząc błagalną minę boga piorunów i zagubioną Steva.

- Mówiłam, że wszystko ci wyjaśnię. To jest właśnie ten moment.

Rogers w jednej chwili przeniósł całą swoją uwagę na rudowłosą. Ta spojrzała ostatni raz na boga i zaczęła wszystko opowiadać.

- Tym Kimś, do kogo porównywał cię Tony, jest Loki. Nim Thor zabrał go do Asgardu, Loki usunął wszystkie wspomnienia o sobie Starkowki. Oni mieli taki mały romans, który najwyraźniej przerodził się w coś większego.

- Tony i Loki?! - Steve prawie krzyknął.

- Tak. Mój brat od kilku miesięcy przed jego pojmaniem przestał nam sprawiać poważne
problemy. Tylko bawił się z nami.

- Później, gdy okazało się, że jego zaklęcie nie spisało się tak, jak powinno, Loki postanowił przenieść uczucia Starka na kogoś innego. Kogoś, kto będzie w stanie te uczucia odwzajemnić.

- I tym kimś byłem ja...

- Bardzo mi przykro, Kapitanie, że przez mojego brata tak cierpiałeś. - Thor położył masywną dłoń na ramieniu żołnierza. – Przepraszam, że przyczyniłem się do tego, ale Loki naprawdę się zmienił.

- Dlaczego więc dał tak łatwo się złapać? - Rogers spojrzał na kobietę wzrokiem zbitego psa. Ta rzuciła szybkie spojrzenie bogowi, który westchnął cicho.

- Wszechojciec miał dość „zabaw" Lokiego. Złapałby go i ukarał. A Anthony zapewne nie stałby bezczynnie i przyglądał się temu wszystkiemu.

- Loki poświęcił swoją wolność, by tylko Tony nie ucierpiał? Ale co z tym wszystkim ma
odnalezienie Lokiego?

- Stark nadal pamięta. Niewiele, ale wystarczy, by cierpiał. A to może znacznie osłabić naszą drużynę. Destrukcyjne zachowanie może wrócić. Pił po to, by zapomnieć. Następnym razem może nie uważać na siebie w czasie walki.

Steve bezradnie spoglądał to na Nataszę, to na Thora. Próbował ułożyć sobie w głowie wszystko, co do tej pory usłyszał. Nie chciał w to wierzyć, ale wszystko układało się w całość i wiele wyjaśniało. Kapitan westchnął i chociaż wcale nie chciał, wiedział już, co musi zrobić.

- Gdzie zaczynamy poszukiwania?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top