• 17 •
17 grudnia
Antoni nie wiedział, co działo się w jego życiu. Zatracił się w oczach Mateusza, zupełnie nie zdając sobie sprawy z własnej głupoty. Ludzie są podli. Ludzie są fałszywi, wykorzystają cię na każdy możliwy sposób i przy każdej możliwej okazji. A przynajmniej ci, których napotkał na swojej drodze.
Antoni zapomniał, że świat nie jest czarno - biały. Po drodze znajdują się różne odcienie szarości, które cichutko płyną obok ciebie i zachęcają do wejścia. Nigdy nie wiesz, w który wskoczyć. Ten jasny, czy delikatnie ciemniejszy? A może bliżej ci do czerni?
To niebezpieczne, ale tak właśnie jest. Podświadomie tego pragniesz. Chcesz utonąć w czarnych odmętach. Pozwolić sobie na koniec. Bo przecież nikogo to nie obchodzi, prawda?
Antoni nie rozumiał, dlaczego ludzie czują. Masz wybierać.
- Wszystko okey? Jesteś smutny.
Wydaje im się, że wiedzą lepiej, co ty sam czujesz. Tam w środku. Każdego dnia podejmujesz decyzje.
Kłamać czy mówić prawdę?
Prawda zaboli, a kłamstwo wyniszczy cię od środka. Ale kłamiesz. Bo tak jest prościej.
Antoni nie kłamał. Przestał, kiedy stał się dużym Antonim.
Mimo wszystko, wydawało mu się, że ludzie na to nie zasługują. Zbyt wielu kłamie, nawet tego nie zauważając.
Więc nie robił tego. Chyba jednak nie chciał utonąć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top