• 15 •
15 grudnia
Co, jeśli Antoni coś poczuł?
Do własnego przyjaciela... do osoby, w której miał oparcie.
Chodził z nim do miasta, do kina, na zakupy, grali wspólnie na gitarach i tańczyli w strugach deszczu.
Siedział tak blisko, niezdolny do miłości. Nie czuł tego. To nie było zauroczenie.
Czuł. Zachłannie i bez granic.
Czuł. Ogromnie i nieprzewidywalnie.
I nie potrafił się z tego cieszyć. Bo wiedział, że to coś więcej niż miłość.
To uzależnienie od tej jednej osoby. Chciał go całym ciałem, duszą i sercem. Potrzebował go. Ogromnie.
Każda sekunda bez niego była jak katorga. Pragnął poczuć go w sobie. A może już wcisnął się do jego życia... bezpowrotnie? Może siedzi tam zbyt długo i pożera go od środka? Być może zupełnie im to nie przeszkadza?
Któregoś dnia ich usta zbliżyły się do siebie i wpiły w malinowe wargi. Niczym wampiry łaknące krwi. Ale żaden z nich nie pragnął krzywdy tego drugiego. Chcieli tylko siebie nawzajem.
I w końcu udało im się połączyć. Trwali w namiętnym tańcu pod gwiazdami. Zatracili się w sobie, zapominając o przeszłości.
Tańczyli tak coraz częściej, niemal dosięgając migoczących na nocnym niebie słońc.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top