7.

   Stałam na przystanku autobusowym. Powoli idzie zima, a w telewizji mówiono, że ma się dziś ochłodzić, chociaż ja teraz czuję niezły mróz. Na zewnątrz było mi zimno, ale w środku aż się gotowałam, i to nie z nerwów czy coś takiego, tylko przez zajście, które miało miejsce kilka dni temu. A mianowicie to, jak Mura-kun niemal mnie pocałował. Nie poznawałam go wtedy. Z odgarniętą grzywką jego twarz nabierała zupełnie innych emocji i w ogóle wyglądał inaczej, nawet przystojniej. Cholera, o czym ja myślę? I znów to uczucie. Czemu zawsze się ono pojawia na samo wspomnienie o olbrzymie?

   Poczułam lekkie pacnięcie w głowę i ciepło dużej dłoni. Uniosłam głowę i zobaczyłam obiekt moich myśli sprzed chwili.

- Witaj, Himari-chin -

- C-Cześć - odparłam, cicho. Mura-kun schylił się, nie zabierając dłoni z mojej głowy.

- Nie słyszałem - powiedział mi na ucho. Zacisnęłam powieki. Czuję, jak moje policzki pokrywa rumieniec. Nie poznaję siebie. Normalnie zachowałabym się oschle i potraktowała morderczym spojrzeniem, ale przy nim to jest niemożliwe. - Himari-chin - szepnął, całując lekko mój płatek ucha. - Twój autobus przyjechał - Otworzyłam oczy.

- R-Rzeczywiście - powiedziałam. - To do zobaczenia - weszłam do autobusu.

- Mhm... Niedługo -

***

- A coś ty taka czerwoniutka? - spytał Samura. - Masz gorączkę? -

- Nie - Znów pomyślałam o tym co było dzisiaj na przystanku. Jego usta były ciepłe pomimo takiego chłodu. Chciałabym znów je poczuć i to przyjemne ciepło.

- Zakochałaś się? - Tym pytaniem wyrwał mnie z transu.

- Co!? Nie! -

- Wyglądasz na strasznie rozmarzoną. O kim tak namiętnie myślisz? O mnie? - poruszył znacząco brwiami.

- Na pewno nie - 

- To niech pomyślę... Ten gość, który nazwał cię złodziejką pocky! - Zarumieniłam się. - Czyli mam rację, zakochałaś się w nim! -

- Nie, wcale się nie zakochałam. Ledwo go znam -

- Yhm... -

- Mniejsza z tym... Mówiłeś, że z kim gracie mecz? -

- Ah! Ze szkołą z Tokjo, chyba Too jej było - blondyn podrapał się po brodzie.

- Kiedy ma być ten mecz? -

- Pod koniec naszych zajęć -

- Cholera, nie będzie mnie -

- Czemu. Obiecałaś, że tym razem przyjdziesz - zrobił minę zbitego psa.

- Mam pracę. W przeciwieństwie do ciebie muszę zarobić na swoje utrzymanie -

***

   Wyciągałam, a raczej mordowałam się z wyciągnięciem wózka z piłkami do kosza ze składzika. Pięć minut niekończącej się walki.

- Może pomóc? - spojrzałam na właściciela nieznanego mi głosu. Był to wysoki, granatowowłosy chłopak o ciemnej karnacji.

- Poradzę sobie - odparłam chłodno.

- Widzę, że ty z tych samodzielnych -

- Przyszedłeś tu pomóc, czy po podryw? -

- A jeżeli to drugie? -

- To nie masz tu co szukać - szarpnęłam wózkiem tak, że udało mi się go wyciągnąć ze składzika.

- Silna jesteś -

- I wkurwiona - odeszłam, zostawiając chłopaka samego. Poszłam w stronę trybun do Samury.

- Himari, już idziesz? - spytał.

- Taa... - 

- Dobra, to dzięki za pomoc -

- Nie ma za co. Zadzwoń i powiedz jak przebiegł mecz - Opuściłam salę.

   W szatni zmieniłam buty, założyłam kurtkę i wyszłam z budynku, kierując się w stronę bramy. Przetrząsałam torbę w poszukiwaniu telefonu. Doskonale pamiętam, że schowałam go w małą przegródkę, a teraz go nie ma.

   Byłam tak zajęta szukaniem telefonu, że nie patrzyłam przed siebie i na kogoś wpadłam. Natychmiast obejrzałam się by sprawdzić czy nikogo nie uszkodziłam.

- Ah! Przep... Co ty tu robisz!? - uniosłam głos. Taki kawał cielska ma tylko jedna osoba. Fioletowowłosy odwrócił się, spoglądając do dołu.

- Himari-chin - Po tonie jego głosu, nie umiem opisać uczuć, cieszy się czy smuci?

- Co ty tu robisz? - ponowiłam pytanie.

- Czekałem na ciebie -

- Co? - Niby po kiego? Nie ma nic lepszego do roboty?

- Himari-chin, posłuchaj... Chciałabyś się gdzieś przejść? - Otworzyłam szerzej oczy słysząc to pytanie. Proponuje mi... Nie.

- Sory, ale mam pracę. Właściwie to już powinnam być w drodze do niej - ruszyłam przed siebie.

- To ja idę z tobą - dorównał mi kroku.

- Pracuję do późna -

- Poczekam, przynajmniej spędzę te parę godzin w cieplej kawiarni... Nie to co tu -

- To ile tu stałeś!? -

- Hm... Dwie... i pół? -

- I nie zmarzłeś!? -

- Na Himari-chin czekać mogę o każdej porze i pogodzie - popatrzył na mnie. Co to za spojrzenie? Wygląda prawie tak samo jak wtedy, gdy próbował mnie... Na samo wspomnienie o tamtym wydarzeniu zalałam się rumieńcem. Od razu przyspieszyłam kroku. - Himari-chin, zaczekaj! -

***

   On tu cały czas jest. Siedzi cicho przy stoliku i zerka na mnie co chwila. Co, boi się, że ucieknę? Nawet nie wyobraża sobie, jak tego teraz pragnę. Tak bardzo chce uciec przed jego wzrokiem, ale niestety, muszę ganiać w te i z powrotem po sali. Składać zamówienia, przynosić zamówienia i sprzątać, składać zamówienia, przynosić zamówienia i sprzątać... I tak przez parę godzin. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie on.

- Pst, Himari - brunetka przybliżyła się do mnie. - Kto to jest? Twój chłopak? - szepnęła.

- Nigdy w życiu - Nie przerywałam wycierania szklanek. Koleżanka pociągnęła mnie lekko za rękaw koszuli.

- Jest słodki i dość wysoki, jak na japończyka. Co chwila błądzi za tobą wzrokiem, na pewno nie jesteście razem? -

- Nie i nigdy nie będę -

- Ah... Gdybym była trochę młodsza, a romans z licealistą to mogłaby być niezła przygoda. Mówią, że w tym wieku chłopcy są najlepsi, sama wiesz w czym - zachichotała.

- Trzymaj swoje chore fantazje z dala ode mnie... i od niego -

- Co, zazdrosna? -

- Nie prowokuj mnie -

- Okej, okej. Tylko nie wiesz co tracisz. Wiedz, że nie zawsze będziesz miała taką buźkę i ciało - odeszła.

   Faceci, nie mam czasu o tym myśleć. Teraz najważniejsza jest szkoła i Hanoke. Nie mogę pozwolić by jeszcze uczucia wtargnęły w moje życie, bo jak miłość wygaśnie, zostanie tylko ból.

***

   Dzisiaj rano na przystanku, później po szkole, w pracy, a teraz odprowadza mnie do domu!? Sama umiem o siebie zadbać i znam drogę do domu. To się robi powoli denerwujące.

- Powinnaś się pogodzić z tym, że cię odprowadzam, Himari-chin. O tej porze może być niebezpiecznie - I jeszcze czyta mi w myślach!? - I nie czytam w myślach -

- Akurat! - przyspieszyłam kroku.

- Zaczekaj - Nagle z torby zaczął dzwonić mi telefon. Szybko dokopałam się do niego i spojrzałam na wyświetlacz, to Hanoke. Od razu odebrałam.

- Co jest? - spytałam.

- "Himari, nie wracaj dzisiaj do domu" -

- Dlaczego? -

- "Ojciec zaprosił kumpli. Jak wróciłem ze szkoły, to byli już nieźle wstawieni. Proszę, nie wracaj do domu, nie chcę by skończyło się to jak ostatnim razem" -

- Powiedz mi gdzie jesteś -

- "Będę nocował u Makoto, więc się nie martw. I jeszcze raz proszę, nie idź tam" -

- Dobrze, coś wymyślę - Rozłączyłam się. Zapadła cisza. Co teraz?

- Himari-chin? -

   Co powinnam zrobić? Nie chcę by było, jak ostatnio, gdy o mało...

- Himari! - Atsushi chwycił mnie za ramiona. Przyglądał mi się z troską i przerażeniem. - Co się stało? Dlaczego płaczesz?-

- C-Co...? - dotknęłam policzka i otarłam łzę. - To nic -

- Powiedz o co chodzi -

- To naprawdę nic -

- Powiedz, inaczej cię nie puszczę - Między nami zapadła cisza. Łzy nie przestawały płynąć po moich policzkach. Ciepłe dłonie Atsushi'ego trzymały poje ramiona, nie pozwalając mi uciec, ale nawet tego nie chciałam. Zamiast uciekać, wtuliłam się w tułów chłopaka.

- Atsushi, mogę dziś nocować u ciebie? -


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top