3.
Dzień, jak co dzień. Wstaję rano, ogarniam swój wygląd, mundurek, śniadanie i do szkoły. A potem powrót, przygotowanie się do pracy, po paru godzinach powrót do domu, kolacja i sen. Naprawdę tak będzie wyglądało moje życie? Ja nawet nie mam ani chwili odpoczynku. Opieka nad bratem, praca, szkoła, dom. To nie jest normalne życie nastolatki. Ale co się dziwić, ojciec i te jego cholerne długi. Gdybym miała odpowiednią ilość pieniędzy to wynajęłabym jakieś mieszkanie i wyprowadziła się z Hanoke, zostawiając tamtego dziada samego ze swoimi długami.
Wchodząc do kuchni napotkałam zaskakujący widok. Hanoke sam robił śniadanie. Uśmiechnęłam się.
- A dla kogo tyle tych kanapek? - spytałam, podchodząc do brata.
- Dla nas - odparł. Wyglądał jakoś dziwnie. Nigdy wcześniej nie zachowywał się tak chłodno.
- Stało się coś? - spytałam.
- Nie -
- Hanoke - podeszłam do niego bliżej. Ten spojrzał na mnie i dopiero teraz spostrzegłam rozcięcie na jego wardze. - Kto ci to zrobił? - spytałam przerażona.
- A jak myślisz? Ojciec wrócił wczoraj cały najebany i szukał kasy. Chyba nie muszę tłumaczyć, jak to się skończyło - wrócił do robienia kanapek.
Tego było już za wiele. Co prawda zdarzały się drobne potyczki między ojcem, a Hanoke, ale tego było już za wiele.
- Wyprowadzimy się - powiedziałam po dłuższej chwili.
- Co? -
- Wyprowadzimy się stąd - popatrzyłam na brata. - W najkrótszym czasie -
- Nie czekasz do skończenia liceum? -
- Tylko patrzeć, jak ten dziad posunie się dalej - Nigdy bym się do tego nie przyznała, ale chciało mi się płakać. Wyrzucić z siebie wszystkie emocje jakie zbierałam w sobie przez cały ten czas. Ale nie mogłam, nienawidziłam pokazywać swojej wrażliwej strony. Wszyscy widzą we mnie oschłą, pewną siebie i niezależną osobę, i niech tak pozostanie. Wszystko co robię, robię dla Hanoke. Obiecałam sobie, że zaopiekuję się nim i mam zamiar tego dotrzymać, choćbym miała się wyrzec wszystkiego.
***
Stoję już jakiś czas na przystanku i czekam aż przyjedzie autobus. Z nudów zaczęłam czytać rozkład jazdy, by zabić czas.
- Atsushi, jadłeś dzisiaj śniadanie? - usłyszałam za sobą.
- Tak. Co ty, jesteś moją matką? -
- Eh... Po prostu chodzi mi o... -
- O! Złodziejka ostatnich pocky tutaj jest - Poczułam, że ktoś za mną stoi. Obejrzałam się i zobaczyłam fioletowowłosego olbrzyma. Patrzył się na mnie, jakbym mu chomika gazetą zabiła, i jednocześnie podjadał jakieś słodycze.
- He? - Nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Nie pamiętasz? - spytał.
- A ty to nadal rozpamiętujesz, Atsushi ?- Obok niego staną czarnowłosy. Powoli zaczynał boleć mnie kark przez zadzieranie głowy. Czym ich w domu karmili, że tak wyrośli? - Przepraszam za niego, mój kolega jest... -
- Wkurzony - dokończył krótko olbrzym.
- Ale to była tylko paczka pocky -
- Ostatnia! - W czasie ich rozmowy przyjechał mój autobus. W samą porę. Powoli wsiadałam do środka.
- A ty gdzie uciekasz!? - rzucił za mną olbrzym.
- Do szkoły - odparłam chłodno, a drzwi za mną się zatrzasnęły. Jak można tak rozpamiętywać o zwykłej paczce pocky, przecież to było niemalże tydzień temu. Obym już nigdy nie spotkała tego wielkoluda.
***
- Ahahaha! - przyjaciel wybuchł śmiechem. Dobrze, że siedzimy na dachu i nikt go tu nie usłyszy. - Naprawdę spotkałaś tamtego gościa? - dopytywał blondyn.
- Ile razy mam ci to powtarzać!? I zwiąż sobie włosy, już całe są w ryżu! - Samura zaczął wyskubywać ryż ze swoich włosów. Rany, ma tak długie kudły, a nawet nie chce mu się ich wiązać, przynajmniej na czas jedzenia.
- Himari - Popatrzyłam na niego i doznałam szoku. Czy on się zarumienił? Jak to możliwe?! - M-Masz... gumkę? - kącik jego ust drgną.
- Nie -
- Och... Chyli, że muszę użyć twojej ręki - Co!? O co mu...
Samura złapał mnie za nadgarstek. Zamknęłam oczy. Boje się, jak to się skończy. Znając Samure on jest do wszystkiego zdolny. Nagle pod swoją dłonią poczułam coś miękkiego.
- Trzymaj i nie puszczaj - nakazał. Otworzyłam oczy i okazało się, że trzymałam włosy Samury, a ten bydlak wesoło wcina swoje drugie śniadanie. W tej chwili pragnę śmierci... jego. Jak ja w ogóle mogłam o czymś takim pomyśleć? - Hm? Himari, masz gorączkę? Jesteś cała czerwona -
- Zamknij się! I sam trzymaj te swoje kudły!-
***
Weszłam do szatni gdzie czekała szefowa.
- O, Himari, przyszłaś. To świetnie - uśmiechnęła się słodko. - Przebież się i posprzątaj stoliki, dobrze? -
- Tak - Otworzyłam szafkę i i zaczęłam się przebierać. Uniformy w kawiarni były dość proste, ale zachowywały swój elegancki wygląd. Biała koszula, długa, czarna spódnica, czarne pantofle i oczywiście czarny fartuch. Włosy związałam w koka i podwinęłam rękawy.
Wyszłam zza zaplecza i zaczęłam zbierać naczynia z pustych stolików na tacę. Jak na razie nie jest tak źle. Zawsze zaczynam od sprzątania, a potem zbieram zamówienia, nic trudnego. Prawdziwy koszmar jest kiedy są naprawdę spore tłumy, ale dzisiaj jest spokój. Dobrze czuje się w tej robocie, chociaż nie szastam z tego nie wiadomo ile kasy, to i tak jest dobrze. Zwykle lekcje kończę około szesnastej, więc pracuję na pół etatu. Wiele razy myślałam o lepiej płatnej pracy, ale i tak nie trafiłabym na nic lepszego niż to. Polubiłam obecny skład pracowników i nie wyobrażam sobie pracy bez nich.
Nagle usłyszałam dźwięk dzwoneczka powieszonego nad drzwiami.
- Witamy w Cafe La Rose, w czym mogę służyć? - spojrzałam na gości i doznałam szoku. Nie, nie, nie, nie!
- Oh... -
**************************************
Długo to trwało, ale napisałem rozdział. Brawo ja! I nadal nie wieżę, że tyle napisałem.
Cóż... Mam nadzieję, że podobały wam się moje wypociny, nad którymi pracowałem X czasu. To jak na razie tyle, a następny rozdział... Nie wiem kiedy napiszę :D
Senpaii~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top