Rozdział 28

Stała przed swoją przyjaciółką, która uśmiechała się do niej. Przesunęła się, żeby wpuścić ją do środka. Obudził ją natarczywy dzwonek do drzwi, więc musiała jakimś cudem wyślizgnąć się spod ramion Dominica. Miała wrażenie, że jego tylko nieliczne rzeczy są w stanie obudzić. Zanim zbiegła założyła pierwsze dresy, jakie znalazła w szafie, bo byłoby jeszcze gorzej. W momencie, kiedy zobaczyła brunetkę, miała ochotę zapaść się pod ziemię, ale niestety nic już nie była w stanie na to poradzić.

— Coś się dzieje? Jesteś strasznie blada — zauważyła niebieskooka.

— Wszystko w porządku, Gi — zapewniła Cassandra-Wchodź do środka, bo jeszcze zmarzniesz.

— Mówisz jak moja mama... — zaśmiała się w odpowiedzi — Uwierz, że ona bywa nadopiekuńcza, ale to może dlatego, że tak dobrze mnie zna.

Ukłucie w okolicy serca było dla niej małym zaskoczeniem. Pragnęła mówić o swojej rodzicielce, że jest aż zanadto troskliwa. Nigdy tak jednak nie było. Mogła jedynie patrzeć z zazdrością na matki ze swoimi małymi pociechami na spacerze w parku, na zakupach, odprowadzające je do szkoły. Ona została tego wszystkiego pozbawiona. Próbowała wyszukiwać zalety tego wszystkiego. Przykładowo miała większą wolność, ale czy korzystała z niej w dobry sposób?

— Chcesz czegoś do picia? — padła grzecznościowa formułka-Kawy, herbaty?

— Kawy, jeśli masz oczywiście.

Kiwnęła głową i ruszyła w kierunku kuchni. Nalała czajnika do wody i odnalazła zmielone ziarna, które tak uwielbiał Dominic. Ona nigdy nie rozumiała, co on w nich widział. Zapach ją odpychał, a w smaku napój był jeszcze gorszy. Nie każdy w końcu musi lubić to samo. Wsypała proszek do białej filiżanki i zalała wrzątkiem. Wzięła cukier i wraz z obiecanym wywarem zaniosła, stawiając przed swoją towarzyszką. Ta podziękowała uśmiechem i przyłożyła porcelanę do ust. Ciemna ciecz dotknęła jej ciemnoczerwonych od szminki warg.

— Chciałabyś gdzieś wyjść w najbliższym czasie? — zaproponowała Giana — Myśleliśmy, żeby wyjechać w najbliższy weekend poza miasto, ale pogoda ma być fatalna, więc zostaje kino lub zawitać do kogoś do domu. Lucas, mam nadzieję, że go pamiętasz, mówi, że grają teraz kilka ciekawych filmów.

— Chętnie z wami wyjdę — w jej głosie był entuzjazm, bo już dłuższy czas przyjaciółka jej nigdzie nie zapraszała.

— Bardzo się cieszę! — prawie zapiszczała — Poznasz kilka nowych osób. Ash ma dziewczynę, nie mogłam w to uwierzyć, bo jakoś nigdy nie angażował się w nic poza sportem. Zresztą nie tylko dla mnie to był szok, ale no długo opowiadać. Sama ją będę pierwszy raz widzieć. Jak myślisz jaka ona jest?

— Jeśli jest gotów godzić pasję z miłością i obu tym stroną się poświęcić to musi być naprawdę wyjątkowa.

Dziewczyna zaczęła się zastanawiać nad swoimi własnymi słowami, a słowa wymawiane obok niej trafiały do niej jak przez mgłę. Zresztą nie potrzebowała znać wszystkich plotek ze szkoły. Czy kochać to znaczy godzić to uczucie z innymi elementami życia? A może to gotowość do poświęceń? Być może to coś pośrodku. Oddanie fragmentu tego, co było wcześniej, ale nigdy całości, bo jeśli to ma być coś poważnego to trzeba się wzajemnie rozumieć i akceptować. To piękne uczucie jest jak ogień, a kiedy źle zadbamy o nie, to płomień zgaśnie. Jak wiadomo z tego samego, już nadpalonego drewna ogień nigdy nie będzie już taki sam i nie odzyska swojej siły. Aby to trwało, trzeba ciągle dodawać coś, szybko to ratować, kiedy zacznie słabnąć. Bez tego nie warto nawet próbować.

— Matko Cass... — męski głos zwrócił ich uwagę — Jest niedziela, więc mogłabyś dać spokój.

Włosy miał rozwichrzone na wszystkie strony, a dłońmi przecierał zaspane oczy. Miał na sobie czarny dres, w którym zasnął i nic poza tym. Okulary miał na czubku głowy, a kiedy zszedł po schodach, założył je. Zaklnął cicho pod nosem, widząc jedną ze swoich uczennic. Patrzył raz na jedną, raz na drugą dziewczynę nie rozumiejąc, co się dzieję. Niższa wstała i podeszła do niego kładąc mu dłoń na nagim ramieniu. Cassandra poczuła dziwne ukłucie, jakiś wewnętrzny ból, ale wolała się nie odzywać. W końcu to jej przyjaciółka i po prostu chce być miła, nic więcej.

— Dzień dobry, panie Winslet — jej głos był wesoły, ale czuć w nim było swego rodzaju piskliwość — Miło cię widzieć.

— Nie zapędzaj się — burknął na nią, strącając jej rękę ze swojego ciała, po czym skierował się do drugiej z obecnych — Co ona tutaj robi o takiej porze jak gdyby nigdy nic?

— Przyszłam zaprosić Cassie na wyjście z nami — kolejny raz spróbowała go dotknąć, ale ten szybko to odtrącił — Ktoś tutaj nie jest w nastroju...

Podszedł do blondynki i pocałował ją w czoło, po czym oznajmił, że idzie na górę, jakby go potrzebowała. Tak też zrobił, a ona została sama z palącym rumieńcem na twarzy. Dziewczyna nie wiedziała nawet, co powinna w tej sytuacji powiedzieć, czuła się niezręcznie.

Usiadła na popielatym materiale kanapy. Zachowanie tej dwójki było co najmniej dziwne. Ciężko nawet określić kogo bardziej. Uznała, że niewarto tego komentować, a przynajmniej na razie. Ten dzień robił się dla niej coraz to nieprzyjemniejszy. Marzyła o tym, by wrócić do łóżka i nie otwierać tych przeklętych drzwi z rana. Jednak skąd miała wiedzieć, że tak to się potoczy? Rzecz w tym, że nie mogła tego przewidzieć. Gdyby była taka opcja, to każdy by robił wszystko by uniknąć bólu i cierpienia, a wtedy nasze społeczeństwo byłoby szczęśliwe na pozór. Cierpiąc, zdobywamy doświadczenie, a dzięki niemu potem potrafimy docenić to, co piękne i dobre dookoła nas. Nie można patrzeć na świat przez pryzmat tych ludzi, którzy czynią źle, bo przecież dookoła nas jest tyle osób, które czynią nasze dni lepsze. Tylko wolimy mówić o tym, czego nie powinno być, bo wzbudza większą sensację.

— Może lepiej będzie, jeśli ja już sobie pójdę — jej głos nie uległ zmianie, wciąż wesoło trajkotała — Ale przyszły weekend jest cały nasz, potem zapraszam do siebie na noc. Będzie genialnie, zobaczysz!

— Wierzę ci na słowo — przytuliła ją, kiedy wstała, inaczej ona by to zrobiła i zeszłoby dużo dłużej — To do zobaczenia jutro w szkole.

— Do jutra.

Po chwili jej nie było, a dziewczyna kierowała się na górę. W żadnym z pokoi nie znalazła mężczyzny, więc ruszyła do swojego w nadziei, że zaraz się pojawi. Czekała kilka minut i nadal nic, gapiła się jedynie bez celu w sufit. Pozwoliła odpłynąć sobie w jakieś dalekie światy, ale nie umiała określić nawet jakie. Nie zauważyła nawet jego pojawienia się, dopiero w momencie, kiedy objął ją w pasie i pocałował w czoło. Wzdrygnęła się, a on odsunął się od niej, zdziwiony jej reakcją. Przetarł swoje mokre włosy, mając smutne spojrzenie. Nie wiedział, jak ma się zachować w takiej sytuacji.

— Przepraszam, nie zauważyłam cię i mnie trochę przestraszyłeś — odetchnął z ulgą na jej słowa — Zamyśliłam się.

— Nic się nie stało, skarbie — uspokoił ją i na chwile zamilkł — Co ta dziewucha tutaj robiła i to o tak nieludzkiej porze?

— Domi! Mówisz o mojej przyjaciółce — oburzyła się.

— A ja twoim chłopakiem z tego, co wiem i mówię o przyjaciółce, która raz jest, a innym razem jakby znikała z powierzchni ziemi — odburknął — Zresztą skończmy o tym rozmawiać, nie było tematu.

Położyła się plecami do niego i przez moment myślał, że jest na niego zła, ale mógł odetchnąć z ulgi, kiedy kazała mu się położyć obok. Pokręcił z niedowierzaniem głową. Zastanawiał się, jak bardzo zmieniło się jego życie od momentu, kiedy bezwładna leżała w jego ramionach. Sama nie miała wielkiego wpływu na to, czy on znajdzie miejsce w jej codzienności. Wiedział, że nie tak powinien zareagować i powinien być wyrzucony natychmiastowo z pracy, ale to było coś, czego na pewno nie żałował. Nawet gdyby zabroniono mu wykonywania zawodu, wciąż uważałby, że to najlepsze co mógł zrobić w takim wypadku. Nigdy jeszcze nie czuł czegoś takiego do drugiego człowieka. Nie umiał dokładnie opisać tego, co go opanowywało, kiedy tylko otwierał oczy i wiedział, że jest na tym świecie ktoś, dla którego wciąż warto być. Jeśli to wszystko było tylko snem, nie umiałby wrócić do normalności po wybudzeniu.

Wdychał jej delikatny zapach. Czy jego ojciec przytulał jego matkę tak samo, jak on ją teraz? Nie umiał sobie wyobrazić takiego obrazka. To dla niego było tak nierealne, jak to, że kiedyś zostanie bogaty i będzie się mógł obijać całe życie. Niektóre rzeczy musiały pozostać w sferze jego marzeń. Zresztą i tak te wspomnienia teraz były dla niego mało ważne. Chciał je odsunąć jak najdalej od siebie, schować gdzieś z tyłu swojej podświadomości. To wszystko ukształtowało go i nie chciał tego zmieniać, ale widmo przeszłości wciąż nie dawało mu spokoju. Miewał wrażenie, że czegoś nie wie, coś przez to wszystko jest w jego życiu niepełne i żadnego kroku nie czyni w pewności. Wmawiał sobie, że to tylko złudzenie, głupia myśl, która od czasu do czasu pukała do jego myśli. Nie zawsze wpuszczamy wędrowców w swoje progi.

Podwinął jej koszulkę i położył dłoń na jej brzuchu, a kciukiem głaskał jedno z wystających żeber. Kreślił na jej ciele różnorakie wzory, każdy inny od poprzedniego. Ona śledziła je, starając się zapamiętać chociaż jeden z nich, ale jej się to nie udawało. Odpuściła, po chwili ciesząc się z tej krótkiej chwili, kiedy miała go dla siebie i mogła zapomnieć o poprzednich wydarzeniach. Po prostu była i nie potrzebowała nic oprócz tego. Obecność. Jedno słowo, które może dać człowiekowi tak wiele, być może nawet ocalić od jakiś strasznych kroków. Ma w sobie wielką moc, ale tylko wtedy kiedy nie pozostaje jedynie układem liter, a przeradza się w czyny. Czuły dotyk wędrował coraz wyżej, aż do momentu, kiedy Dominic opuścił materiał i zatrzymał ręce na wysokości jej brzucha.

— Przepraszam, nie powinienem — wyszeptał blisko jej ucha.

— Ale może ja chciałam — powiedziała z uśmiechem, jego zachowanie przypominało jej tych wszystkich bohaterów filmów, które oglądała — O mnie to już nie pomyślałeś.

— Też bym chciał — zapewnił — Ale nie chce, by to był impuls chwil, chce byś była pewna. Korzystanie z każdego momentu, chwytanie chwili jest dobre, ale czy warto to robić na siłę, skoro czasem czekając, można osiągnąć najpiękniejsze chwile w życiu. Tego bym chciał dla ciebie, dla nas.

— Tani romantyk z ciebie — zażartowała, mimo że była wzruszona jego wypowiedzią.

— A ty lubisz psuć takie chwile. Chce ci człowiek zaimponować, a ty masz to gdzieś.

Zaśmiali się razem. Poleżeli jeszcze chwilę, a potem dziewczyna oznajmiła, że musi wyprowadzić psa. Próbowała go uprosić, by poszedł wraz z nią, ale stanowczo odmówił. Wzięła zakupioną poprzedniego dnia smycz i przypięła szczeniakowi do obroży. Następnie sama ubrała cieplejsze rzeczy i wyszła. Nie było jeszcze południa, więc ludzie przechodzili jedynie od czasu do czasu. Zresztą ta okolica zawsze była jedną ze spokojniejszych. Oczywiste było, że jeśli ktoś płaci spore pieniądze za swój dom to nie bez powodu. Ciekawiło ją jak mieszka większość ludzi, jak to jest budzić się w małym pokoju, w kawalerce. Jak to jest być takim jak reszta świata. Mieć zwyczajną, ale kochającą rodzinę.

Była tak zamyślona, że nie zauważyła, jak Rocky zaczął skakać do jej nóg i ubrudził jej spodnie. Pokiwała tylko z lekką irytacją głową i strzepała pobieżnie brud z nogawek. Pokierowała nim w kierunku najbliższego parku, który w rzeczywistości był niewielkim miejscem z alejkami między drzewami i fontanną w samym centrum. Nic nadzwyczajnego, ale lepsze to niż oglądanie domów, mimo że ładnych to dla niej nic nieznaczących.

Zeszła po schodkach i mogła podziwiać na nowo rodzące się rośliny. Gdyby człowiek mógł razem z mijającym czasem obumrzeć, a po czasie stać się kimś nowym. Bo liście na gałęziach nigdy nie rosną dokładnie w tych samych miejscach. Czemu tak nie jest z nami? Byśmy za każdym razem mogli stworzyć siebie, może być kimś innym. Może łatwiej jest pokochać siebie i zaakceptować ze wszystkimi wadami, ale nie zapominać o tym, by pracować nad sobą. To trochę jak z sosną czy innymi drzewami iglastymi, być zawsze sobą, ale wciąż piąć się w górę.

Odpięła smycz i pozwoliła pupilowi trochę pobiegać, nie spuszczając go jednak z oka. Usiadła na ławce, patrząc, jak biega w różnych kierunkach, co chwile do niej wracając. Ławkę dalej usiadł mężczyzna, otwierając jakąś książkę. Przez chwile mu się przypatrywała, ale kiedy podniósł wzrok i ich spojrzenia się spotkały, speszyła się i spuściła wzrok. Było jej głupio, ale to uczucie było niczym, naprzeciwko temu, jak dosiadł się do niej. Na początku milczeli, ale potem dotknął jej kolana. Wzdrygnęła się i odsunęła, o mało nie spadając z ławki, a nieznajomy na ten gest się zaśmiał.

— Nie bądź taka, przed chwilą wyglądałaś na chętną — znowu położył dłoń w tym samym miejscu, tylko tym razem sunęła coraz wyżej — Jestem Kevin, a ty ślicznotko?

— Nie powinno cię to interesować, bo ta twoja ślicznotka jest zajęta — znowu spróbowała go odepchnąć, ale bezskutecznie.

— Przecież ten twój chłoptaś nie musi nic wiedzieć — wstała, a on zaraz za nią. Zaczynała się go trochę bać — Co ci szkodzi zaszaleć?

Zbliżył twarz do jej i pocałował. Próbowała się wyrwać, ale był od niej dużo silniejszy. Próbowała unieść kolano, ale ją powstrzymał, dlatego też zdziwił ją jego wrzask. Poluzował uścisk, dzięki czemu udało jej się wyswobodzić. Zauważyła jak Rocky gryzie mężczyznę w nogę i zrozumiała, że dlatego on krzyczał. Zabrała psa i zaczęła biec jak najdalej od niego. Dopiero kiedy wydawało jej się, że jest daleko od niego, usiadła na chodniku. Czuła się bezradna, łzy same pociekły po jej twarzy. Drżącymi dłońmi wyjęła telefon i zadzwoniła do Dominica. Wciąż nie mogła się opanować, więc kiedy tylko odebrał, zasypał ją toną pytań, co się stało. Nie odpowiedziała, tylko poprosiła, by po nią przyjechał.

Nie wiedziała ile minęło, ilu ludzi przeszło nad jej płaczącą postacią, nie zwracając na nią uwagi. Uniosła głowę dopiero wtedy, kiedy poczuła czyjeś ramiona otaczające ją, początkowo się wzdrygnęła, bojąc się, że tamten facet wrócił. Czując jednak zapach znajomych perfum, uspokoiła się trochę. Ciemne oczy patrzyły na nią z troską, lękiem i smutkiem. Próbował spytać, co się stało, ale nic nie powiedziała, jedynie bardziej się skuliła. Nie zadawał więc więcej żadnych pytań, tylko podniósł ją i usadził na miejscu pasażera, a następnie zapiął jej pasy. Sam usiadł za kierownicą, wcześniej dając psa do tyłu, mając nadzieję na to, że nie zmoczy mu siedzeń. Ruszył z miejsca, czekając na to, aż dowie się o co chodzi, denerwował się, bo zastał ją w naprawdę fatalnym stanie.

Włączył radio, mając nadzieję, że dzięki temu dziewczyna się rozluźni. Dwie piosenki pozostały przez nią niezauważone, ale wraz z rozpoczęciem się trzeciej zaczęła się delikatnie poruszać do rytmu i nuci pod nosem. Pierwszy raz słyszał „Learn to love", ale był to przyjemny utwór, zwłaszcza kiedy usłyszał jej głos.

— Bo jesteś nikim, dopóki nie nauczysz się kochać, dopóki nie poczujesz przepływu krwi do głowy, napływu krwi do twojego serca, przepływu krwi do twojego ciała — skończyła cicho razem z oryginałem.

Potem jednak nadal milczała przez moment i kiedy już miał obmyślać kolejny plan, ona zaczęła mówić o nieznajomym, który na siłę próbował się do niej zbliżyć. Mówiła spokojnie, ale słona ciecz spływała po jej policzkach. Zatrzymał się pod domem, ale wciąż siedzieli w samochodzie, kiedy usłyszał fragment o tym, dzięki komu udało jej się uciec od tego człowieka. Ciężko mu było to przyznać, ale cieszył się, że adoptowała tego psa. Wolał sobie nie wyobrażać, co by się mogło stać, gdyby była tam bez niego. Czuł się temu w pewnym stopniu winny przez to, że nie zgodził się iść z nią. Nie każdy w tym świecie ma dobre intencje, ale czy robiąc coś, zastanawiamy się, jakie to jest? Przecież dla tego człowieka było to do pewnego momentu przyjemne, że zabawi się nastolatką, a dla niej wprost przeciwnie. Być może potrzebny jest nam jeden wzór, ale zabiegani, gonimy uparci w swoim pośpiechu, zapominając o swoim rozwoju. Wychodząc z pojazdu, przetarł twarz, chciał dopaść tego gościa, ale musiał najpierw zadbać o Cassie. Wiedział, że to może być ciężkie, ale nie chciał, by ten człowiek skrzywdził kogoś jeszcze.

— Chodź Młoda, zjemy coś na szybko — powiedział do niej — A potem mam dla ciebie małą propozycję.

— Jaką? — zaciekawiona wyszła, oczy miała wciąż czerwone, a twarz opuchniętą.

— Może kino? Albo równie dobrze możemy obejrzeć jakiś film w domu. Twój wybór.

Poprosiła go, by zostali w domu, twierdząc, że potem musi się pouczyć na lekcje. Zgodził się i weszli razem do budynku. Ona poszła wybierać film, a on chciał przygotować jakieś przekąski. Przeskakiwała po kanałach, ale nie mogła znaleźć nic ciekawego, więc postanowiła poszukać w internecie. W końcu zrezygnowała i wybrała jakiś film akcji, mając nadzieję, że trafiła na coś ciekawego. Otuliła się kocem, a po kilku minutach przyszedł Dominic z tacą, na której znajdował się dzbanek z herbatą, dwa kubki i talerz z tostami z dżemem. Usiadł obok o niej i nalał jej napoju, następnie podając jej.

— Stawiałem, że wybierzesz jakąś komedie czy romansidło — zaśmiał się, siadając obok, na co początkowo się wzdrygnęła, on jednak to zignorował — Ale muszę przyznać, że jestem mile zaskoczony. „Thor" to całkiem niezły film.

— Cieszę się, że trafiłam — oparła się o niego, próbując szkarłatnej cieczy — Za słodka jak dla mnie.

— Chociaż raz nie marudź, proszę — westchnął, starając się nie zirytować, to nie był czas na to, by pozwalać emocjom sobą zawładnąć — I tak ci nie odpuszczę, więc zjeść też musisz, chociaż trochę.

Zrezygnowana pokiwała głową i wpatrywała się w swój posiłek. W głowie powtarzała sobie, że i tak nic nie wskóra, że tak trzeba. Sięgnęła do talerza, ugryzła i powoli przeżuwała. Miała wrażenie, że z każdą chwilą w jej ustach przybywa tego i przybywa. Z trudem przełknęła. Niby ostatnio jadła coraz lepiej, przybierała na wadze, ale coraz rzadziej patrzyła w lustro. Nie umiała spojrzeć na swoje odbicie, nie wyrzucając sobie tego, że odeszła od swojego celu. Była blisko, droga wyrzeczeń już powoli się kończyła, ale ona została zmuszona do zawrócenia. Z jednej strony wiedziała, że jej to szkodziło, ale z drugiej widziała tłuszcz zwisający z jej ciała. Prawda była taka, że kiedy ściągała koszulkę, wciąż można było bez problemu dostrzec wystające obojczyki i żebra, a kiedy opuściła, chociaż odrobinę materiał spodni widać było kości biodrowe. Ile młodych dziewczyn tak katuje same siebie, oddając się w zimne objęcia wszechobecnej śmierci. Już za pierwszym razem, kiedy odmawiasz sobie na siłę jedzenia, ta smutna postać pojawia się w twoim życiu. Chodzi za tobą, szepcze na ucho i kusi, by dalej męczyć swoje i tak umęczone bytowanie, tak aż do momentu, kiedy się jej nie znudzi lub nie sięgniesz po pomoc. Nie bój się krzyczeć, nie bój się płakać, zwijać z bólu. W końcu znajdzie się ktoś, kto usłyszy cię nawet z czeluści ziemi. Niektórzy przechodzą koło leżącego i jedyne co robią, to zerkając z pogardą, obrzydzeniem a czasem kpiną. Wszystko może zranić drugiego człowieka: uderzenie, plotka, słowo, ale także spojrzenie, gest rąk, ruch ciała, bo czasem pokazujemy dużo więcej, niż nam się wydaje.

W połowie filmu sięgnęła po raz drugi do talerza, w myślach ciągle to sobie wyrzucając. W takich chwilach zastanawiała się, czemu to wszystko się dzieje. Czuła się źle we własnej skórze, we własnym istnieniu. Nie wiedziała czemu, bo przecież kochała, a wtedy człowiek powinien być szczęśliwy, zawsze to tak sobie wyobrażała. Jako stan radości, wsparcia w upadkach, bycie razem mimo wszystko, a kiedy tak siedziała przed telewizorem, gapiąc się bez sensu w urządzenie, czuła się tak, jakby w tej relacji z dnia na dzień było jej coraz mniej. Czy można zniknąć, wciąż stojąc w miejscu? Podskoczyła zaskoczona, kiedy zadzwonił czyjś telefon. Jej towarzysz natychmiast wstał i odszedł od niej kawałek i zaczął rozmawiać. Słyszała jedynie wyrywki jego słów, ale na zmianę się uśmiechał i poważniał.

— Dziękuje, dowidzenia — odłożył smartfona i wrócił do niej rozradowany — Nie zgadniesz!

— Nie zgadnę — udzielił się jej jego dobry nastrój — Powiedz mi po prostu!

— Znaleźli kogoś na moje miejsce, to ostatni tydzień mojej pracy!

Wstała i uściskała go, podzielając jego radość. W odpowiedzi uniósł ją i zakręcił wokół swojej osi, zapiszczała przestraszona jego nagłym ruchem. Przyjemnie jej się słuchało jego śmiechu, sama dała się ponieść spazmom szczęścia. Nie rozumiała tylko, czemu było jej z tym tak źle na sercu.

***

Dawno mnie tutaj nie było, co? Miałam jednak zagrożenie z angielskiego i musiałam spróbować jakoś się wyratować. Udało się!! Zaległości z podstawówki mam jeszcze, więc bywa ciężko. Ostatni rozdział był początkiem października, a mamy drugi stycznia. Bardzo Was za to przepraszam, ale mam nadzieję, że ktoś tutaj jeszcze jest. Postaram się wrócić do pisania, ale jakoś ostatnio nie umiałam, dopiero teraz mnie nabrało na pisanie. Dziękuje wszystkim moim czytelnikom i witam w nowym roku. Mam nadzieję, że do zobaczenia wkrótce!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top