Rozdział 21

Osłabiona, na wpół senna siedziała wtulona w jego ramię. Łzy wyschły, ale jej twarz była wciąż lekko czerwona po nich. Jego dłoń przesuwała się w górę i w dół, głaszcząc jej włosy opiekuńczym gestem. Panowało milczenie.
Cisza otaczała ich, ale nie potrzebowali słów, by zrozumieć siebie wzajemnie. Nie wszystko da się wyrazić mową, czasem lepiej jest po prostu być. Ludzie jednak coraz częściej o tym zapominają, zaczynając gadać bezsensu, bez namysłu, bez serca. Czy to czas zepsuł człowieka, czy on sam to sobie zrobił? Możemy szukać winnych, ale i tak nic nam to nie da. Pocałował ją w czoło, nie zareagowała. Była w tym momencie niczym lalka z porcelany, gdyby ją niechcący upuścił, roztrzaskałaby się na maleńkie kawałeczki. Nawet najdroższy klej by tutaj nie pomógł. Nie wszystko da się naprawić, chociaż często bardzo tego pragniemy. Są rzeczy niemożliwe, a my nic z tym nie zrobimy.

Przymknęła oczy, kolejny raz pociągnęła nosem. Przyjemnie było czuć ciepło drugiego ciała, dawno nie czuła czegoś tak miłego. Niby zwykłe przytulenie, a jednak okazało się, że było to dla niej niezbędne, by mogła się uspokoić. Tyle ufności, uczuć i troski kryło się w tym na pozór zwyczajnym geście, ale oni nie mogli sobie zdawać sprawy jak już blisko siebie byli. Dzielili jakieś przeżycia oraz, mimo że nie wypowiedziany to także swój ból. To, co drastyczne, nieprzyjemne, a nawet złe najmocniej łączy dwie osoby. Ten, któremu nie zależy, napotykając już pierwszą przeszkodę, odejdzie i wróci tylko wtedy, kiedy sam będzie potrzebował pomocy. Takich należy unikać, pozbywać się ich. Ten, który zasługuje na miejsce w naszym życiu, będzie obok, chociażby się waliło wszystko po kolei. Ten ktoś nie trąbi o pochwały z tego powodu, że jest z nami, bo sama nasza obecność jest dla niego nagrodą. Takiego można nazywać przyjacielem.

Po czasie jej mięśnie przestały być napięte, a ona sama powoli zasypiała. Dominic wstał i położył ją na łóżku, powoli się od niej odsuwając. Ona jednak chwyciła jego dłoń i popatrzyła w jego oczy.

- Zostań ze mną - wyszeptała - Nie chce być już nigdy sama.

- Nie będziesz Cassie - położył się obok niej, kolejny raz składając krótki pocałunek na jej skórze - Masz mnie Młoda i tego swojego chłopaka.

Na ostatnie słowo natychmiast się zerwała i popatrzyła nie niego jak na ostatniego idiotę. Nie rozumiała, co on powiedział. Zawsze była sama, nigdy z nikim się nie umawiała. Nie posiadała nawet znajomych, a co dopiero, żeby się z kimś spotykać! Już usiadła, krzyżując nogi, ciągle na niego spoglądając. Otworzyła kilka razy usta, natychmiast je zamykając. W końcu odważyła się odezwać.

- Ale... Ale ja jestem singielką.

- Jak to? - był równie zdezorientowany co ona - A Joseph? Mówił, że jesteście razem.

- Zabije go po prostu - zaśmiała się smutno, nadal nie czuła się najlepiej - On jest gejem, więc nie jestem w jego typie.

- Pomogę Ci go zabić - odpowiedział z goryczą - Tylko trzeba to jakoś dobrze zrobić, by nikt się nie skapnął, że to my. Najlepiej samobójstwo upozorować czy coś w tym stylu.

- Jesteś niemożliwy - uśmiechnęła się, ale tym razem szczerze - Co siedzi w tej twojej matematycznej głowie?

- Lepiej nie wiedzieć wszystkiego.

I tak słowo po słowie zaczęli żartować z zaistniałej sytuacji, a następnie z innych. Przytulali się do siebie, było im dobrze ze sobą. Obojgu od dawna brakowało takiego kogoś, kto by po prostu był, nieważne co robił. To jest piękne w tych szczerych relacjach. Po ponad godzinie zasnęła, ufnie przytulając się do jego piersi. Gładził prawą dłonią jej plecy, a lewą w swojej tą należącą do dziewczyny. Właśnie leżał obok kogoś, kogo kochał. Wiedział jednak, że jego miłość jest dopiero małą sadzonką, którą musi pielęgnować, by w pewnym momencie wydała wiele, pięknych i dorodnych owoców. Wielu zapomina, aby pielęgnować swoje uczucia i więdną one, zanim zdążą na dobre wykiełkować.

Nie potrafił zasnąć razem z nią. Zamiast tego słuchał jej oddechu, bicia serca i czuł się wyjątkowo spokojny, jak nigdy wcześniej. Przyjemnym było czuć ciało drugiej osoby tak blisko swojego, życie tak kruche tuż obok swojego własnego. Tak rzadko doceniamy tę intymną chwilę, jaką jest leżenie obok drugiego człowieka. A właśnie w tym kryje się oddanie drugiemu. Zasypiając, mówisz „Wiem, że mogę ci ufać, a ty mi nic nie zrobisz", bo to wtedy jesteśmy kompletnie bezbronni, wtedy najłatwiej zrobić nam krzywdę. To jest niemy znak, który wystarczy umieć rozszyfrować, a nasz mały świat stanie się piękniejszy. W końcu swoją rzeczywistość kształtujemy my sami. Nasza wola, nasze intencje, nasze spostrzeżenia na pozór znaczą tak niewiele, ale jeśli tylko dobrze się im się przyjrzeć są czymś naprawdę ogromnym. Tkwią w nas niezliczone pokłady energii, które wystarczy chcieć wykorzystać.

Przez moment próbował się od niej odsunąć, ale natychmiast przylgnęła do niego mocniej. Przecież nie miała nikogo, ale on postara się to zmienić. W końcu teraz było przed nim zielone światło, mógł dać swoim uczuciom wolność. Wtulił się w nią, przymykając oczy. Czy to było jego miejsce? Chciał odpowiedzi, ale niektóre pytania nie bez powodu zostały nazwane retorycznymi. Nie na wszystko przecież ona istnieje, czasem sami musimy ją stworzyć, zbudować ją od podstaw. Wszystko przecież da się zrobić, nawet to, co niemożliwe. Kiedyś nie dało się latać, myślano, że nigdy się to nie stanie, chociaż ciągle próbowano. A dziś? Na co dzień możemy zobaczyć wielkie maszyny sunące na niebie przewożące setki ludzi. Niemożliwe stało się możliwe.

Mijał czas, a ona wciąż była pogrążona w morfeuszowej krainie. Spokój malował się na jej smukłej twarzyczce, ale nie trwało to zbyt długo. Na początku zaczęła się wiercić, szeptać jakieś pojedyncze, niezrozumiałe słowa. Potem uspokajała się na jakiś czas i do nowa, aż w końcu zaczęła krzyczeć, wymachując nogami i rękami. Kiedy otwarła oczy zamilkła, a po jej policzkach znów ściekła łza. Jednak tak szybko, jak się pojawiła tak znikła, a on otoczył ją swoim ramieniem. Początkowi próbowała je odtrącić, co się nie udało, więc szybko zrezygnowała.

- Zły sen? - zapytał najzwyczajniej w świecie, na co wzruszyła ramionami

- Pamiętasz coś z niego?

- Nic - jej głos był jeszcze słabszy niż zwykle, przychrypnięty od wrzasku.

Kłamała. Gdy zamykała oczy, wciąż to wszystko widziała. Każde dotknięcie, każde słowo, ruch, twarz. To wszystko wciąż malowało się przed nią ze sporymi szczegółami. To była jedna z tych mar, które potem przez długi czas nie pozwalają spać, snują się za człowiekiem niczym najgorsze zjawy. Tak to już jest w tym naszym świecie. Jedni śpią niczym tknięci jakąś czarodziejską mocą, a inni snują się w nocy po odmętach swojej osobowości, swojej duszy, swojego serca i nic nie złagodzi ich bólu. Cierpienie jest jedynym co towarzyszy pewnym osobnikom, chociaż odchodzi na jakiś czas, to potem wraca silna jak nigdy wcześniej. Oni właśnie myślą, że nie zasługują na nic innego, a kiedy tylko pojawi się mała iskierka ciepła, czułości i miłości to natychmiast się jej chwytają, niczym ostatniej deski ratunku. Później płaczą sami po kątach, a nikt nawet nie próbuje podejść i pocieszyć. Ale to tylko majaczenie kolejnej zranionej.

- Mam już dość - wychrypiała, wtulając się jeszcze mocniej w jego pierś - Chciałabym odejść w niebyt, zasnąć i się nie obudzić, skończyć z tym marnym życiem. Tak by nagle z moich ust uleciało całe powietrze, każda...

- Stop! - przerwał jej, unosząc głos - Nie chce tego słuchać. Chcesz się zabić? Co ci to da? Super, umrzesz, ale co jeśli po tym jest coś dużo gorszego niż to życie? Co wtedy zrobisz?

- Nic, zupełnie nic. A jeśli już bym musiała, to próbowałabym umrzeć znowu, kiedyś w końcu musiałoby się udać, aby było tak, jak należy.

- Przestań! - krzyczał coraz głośniej - Obiecałem, że ci pomogę! Teraz ty mi musisz coś obiecać, jasne?

Kiedy kiwnęła głową, a on odsunął się od niej. Za oknem było ciemno, jedynie lampy uliczne i niektóre okna dawały światło. Jeszcze nieliczne gwiazdy. Pociągnął ją za rękę i w milczeniu poprowadził na zewnątrz, uprzednio zakładając jej coś ciepłego na ramiona. W końcu zatrzymali się w niewielkim ogrodzie za domem. Usiadł na trawie, przyciągając ją bliżej siebie, aż w końcu usiadła mu na kolanach.

- Zależy mi na tobie - tym razem był spokojny - Popatrz w górę. Póki ostatnia nie zgaśnie, będzie mi na tobie zależeć, a ty obiecaj mi, że będziesz żyła do tego momentu.

- No dobrze - odpowiedziała po dłuższym milczeniu.

- Jesteś moją gwiazdą - szepnął na jej ucho - Kocham cię.

Odwróciła się w jego kierunku, szukając jakiejś oznaki świadczącej o tym, że to żart. Niby raz już to słyszała, ale to było coś zupełnie innego. Tym razem mówił jej to, wiedząc, że jest świadoma. Nie umiała wykrztusić z siebie nic sensownego. Cofała się, dzieliła ich coraz większa odległość. W końcu nie wytrzymała i ruszyła pędem, by po chwili znów być w swoim pokoju. Pukał do jej drzwi, wołał ją, ale wszystko na marne. Po dłuższym czasie odpuścił i odszedł od niej z bolącym sercem. Miał tylko nadzieję, że to, co powiedział, nie zmieni zbyt wiele między nimi, ale miał świadomość, że już nigdy nie będzie tak samo. Niektóre słowa zmieniają wszystko na gorsze lub lepsze. Mają one dziwną moc, bo bywają silniejsze niż jakiekolwiek czyny. Może to dlatego, że ludzka psychika jest potwornie krucha, jeden nieodpowiedni ruch i już może być jedną wielką ruiną, strzępem dawnego człowieka. Trzeba naprawdę uważać, by nie zadać komuś ciosu prosto w serce. Często nawet nie zauważamy momentu, kiedy go zadajemy.

Czemu nie ma pilota do serca niczym do telewizji. Dzieje się coś złego, a ty przełączasz się na inny tryb, na ten adekwatny do sytuacji i dajesz sobie rade, idziesz do przodu. Czy nie byłoby prościej? Niestety coś takiego nie jest możliwe i raczej nigdy nie będzie. Wiele kwestii pozostaje w sferze naszych pragnień, nie wszystko jest możliwe. Oczywiście, że możemy błagać, kajać się i robić co tylko w naszej mocy by się tak stało, ale świata nie naprawimy, nie uleczymy wszystkich ludzi. Jedynie miłość, ona potrafi złagodzić nasz ból, jest silniejsza niż całe to zło i jest w zasięgu każdego z nas, musimy chcieć ją zauważyć. Miłość jest niczym róża, bo nawet najpiękniejsza, która wygląda delikatnie, może zranić, ale to chyba małe cierpienie dla takiego pięknego kwiatu. Jeśli się go jednak nie pielęgnuje, nie nadaję się on do niczego, oprócz ścięcia i wyrzucenia. Do tego potrzebny jest pracowity ogrodnik, nie każdy ma rękę do takich roślin, ale każdy może ją sobie wyrobić.

Zastanawiał się, czy potrafi kochać, czy mogłaby odwzajemnić jego uczucia. Za każdym razem pojawiało się jakieś „ale", a sama coraz bardziej gubiła się w tych rozmyślaniach. Męczyło ją to, że sama tak naprawdę nie wiedziała, co czuję. Każdy jego ciepły gest w jej stronę, sprawiał jej sporą przyjemność, czuła się przy nim bezpieczna, lubiła moment, kiedy otulał ją ramionami, ale czy to było właśnie to? Szczerze w to wątpiła, ale pewności także nie miała. Nikt nie powiedział jej jak rozróżniać ten stan od innych. Tylko raz w życiu odczuwała coś takiego i to od członka swojej rodziny, a to nie to samo. Miała ochotę zniknąć, udać, że nigdy nie istniała. Czas upływał, a ona coraz mocniej odczuwała jakiś dziwny ból związany z całą tą sytuacją, jakąś tęsknotę. Tylko za czym?

Wyszła ze swojego pokoju, chcąc się odświeżyć, miała nadzieję, że to pomoże jej trochę w tym wszystkim. Przy okazji mogła spalić trochę kalorii. Ta ostatnia kwestia była argumentem, który ją do tego przekonał ostatecznie. Będąc już w łazience, spojrzała na swoją twarz. Wychudzona, blada, z wystającymi kośćmi policzkowymi. To było jej piękno, ale czy dla kogoś innego też miało takie być? Ludzie są ślepi, nikt nie chciał zauważyć jej bólu i tym samym wszyscy stali się jego winowajcami. Każdy z nas jest odpowiedzialny za cierpienie drugiego, nawet nie wiemy, kiedy zadajemy cios. Odeszła od lustra napuszczając zimnej wody do wanny. Patrzyła, jak ciecz zajmuje coraz więcej miejsca, aż w końcu uznała, że wystarczy. Ubrania wylądowały na podłodze, a jej stopa zanurzała się w zimnej cieczy. Przeszedł ją dreszcz, ale mimo to coraz większa część jej skóry była za ciężka. W końcu jej włosy dryfowały po powierzchni, tworzyły przedziwne wzory i splatały się ze sobą. Dotknęła ich, czując dziwną szrostkość, wydawały jej się, jakby nagle zaczęły więcej ważyć. Miała wrażenie, że jakby je mocniej ścisnęła, to rozkruszyłyby się pod palcami. Przestała się nad tym głowić i wynurzyła się, jednocześnie opierając się o brzeg.

Miała wrażenie, że słyszy swoje serce, bijące ciężko, tak jakby miało ochotę się zatrzymać. Nie stało się jednak nic takiego, a ono wciąż mogło dawać jej siłę. Czy wytrzyma kolejne obciążenia? Przecież ono jest takie kruche. Łatwo w dzisiejszych czasach o jakiekolwiek problemy z nim, jeszcze łatwiej złamać je lub mieć je złamanym. Dziwny jest ten świat, gdzie gonimy za majątkiem, potęgą i władzą, a jednocześnie stajemy się coraz słabsi. Prawdziwa siła drzemie bowiem w naszej dobrej woli, wytrzymałości uczuciowej i wielu innych, zapomnianych już rzeczach. Czy ktokolwiek zdołałby ich wymienić, chociaż jeszcze pięć? Szczerze to wątpię, bo chyba z pamięcią też zaczynamy mieć problemy.

Jeśli by tak istniał pasek cofania, niczym ten oglądając film na internecie, moglibyśmy zobaczyć i może nawet brać przykład z naszych przodków. Wiedzielibyśmy, jak żyli tak naprawdę, czy rzeczywiście jest tak, jak niektórzy twierdzą, że dawniej ludzie byli lepsi. Jest to jednak kolejna rzecz pozostająca w sferze nierealnych pomysłów. Człowiek często chce dokonać niemożliwego, boleśnie obcierając kolana podczas upadku.

Otaczało ją jakieś dziwne wrażenie, że powinna się obawiać, ale ignorowała to, bo to mogła być jakaś zwykła głupota, której nie warto było poświęcać ani minuty na rozważania. Nie wszystko powinniśmy rozkładać na czynniki pierwsze, bo czasem da nam korzyść, a innym razem może okazać się kompletnie nieprzydatne. Oczywiście można mimo tego próbować za każdym razem, ale co nam z tego przyjdzie? Kolejne rozmyślania nad nową strategią działania.

Mijał czas, a ona wciąż siedziała opatulona chłodem. Jej dłoń przejechała po kilku żebrach, wyobraziła sobie, że są niczym dzwoneczki - pięknie wyglądają i wydają przyjemne dla ucha dźwięki. W niej wywoływały jednak tylko lekkie łaskotki, za którymi nie przepadała. A może tylko nikt nie umiał sprawić, by nie kojarzyły jej się z bólem? Kiedyś robiła to jej zmarła babcia, a teraz kojarzyło jej się tylko z wodzeniem palcami po wychudzonym ciele. Czy tak to wszystko sobie planowała, mając te siedem czy nawet już wchodząc w wiek młodzieńczy? Czy planowała głodówki, ćwiczenia, które ją niejednokrotnie przerastały, nienawiść do samej siebie? Nie. Nikt nie mówi, że chce być nieszczęśliwym człowiekiem, mieć zaburzenia odżywiania. Raczej każdy snując plany na przyszłość, chce mieć jak najlepiej i tak właśnie to widzi. To wszystko, co się dzieje potem, zazwyczaj odbiega od tego, czego pragnęło się wcześniej, ale czasem miło jest sobie pomarzyć.

Mijały długie minuty, a ona nie miała siły unieść się i wyjść. Na jej ramionach były jakieś niewidzialne dłonie, które zmuszały ją, do pozostania w niezmienionej pozycji, a z drugiej strony czuła narastającą senność. Przymknęła oczy na moment, szukając jedynie chwilowego ukojenia, a wyszło na to, że pogrążyła się w ciemności.

***

Sama dookoła nicości, jedynie jakieś zarysy drzew, roślin, ale nie umiała określić czy to na pewno to. Próbowała ruszyć przed siebie, poruszyć dłonią, wykonać jakikolwiek ruch, jednak każda próba wiązała się z okropnym bólem. Spuściła głowę, myśląc, że zaraz po jej policzkach popłyną łzy, ale nic się nie działo. Już się nie ruszała, bo po co skoro to niosło tylko negatywne skutki? Dopiero po czasie zaczęła upadać, a w każdy zakątek wkuwał się jej coś, co przypominało odłamek szkła, ale nie miała pewności.

Nagle wszystko to, co ją raniło znikło, a z jej gardła wydobył się przeraźliwy krzyk. Znowu była tam, gdzie zasnęła, ale teraz zapłakana, otulająca się swoimi własnymi ramionami. Nawet nie zauważyła momentu, kiedy jej współlokator wyciągał ją z pomieszczenia. Zdjął swoją własną koszulkę i założył na nią, zasłaniając dosyć sporą część jej ciała, a następnie przyciągając ją do siebie. Szeptał jej na ucho, próbując zaświadczyć o swojej obecności. Wyglądała fatalnie. Mokre włosy, zaczerwieniona twarz, oraz ubranie, które również powoli przesiąkało, ale przecież nie to teraz było ważne. Liczyła się ona i jej cierpienie, a nie to jak się prezentuje w zaistniałej sytuacji. Pogłaskał ją czule po głowie, następnie całując w jej czubek.

Sam już nie wiedział jak sobie z tym radzić, opadał z sił, ale kiedy tylko usłyszał jej wrzask, wszystko inne przestało się liczyć. Nie było wcześniejszej rozmowy, nie było jego wcześniejszej ucieczki i tych kilkudziesięciu ostatnich godzin, w których tak wiele się wydarzyło. Była ona i on, nic więcej. Nie przejmował się tym, że będzie musiał się później wytrzeć, bo wszystko, co z niej ulatywało, lądowało prosto na nim.

- Cassie proszę, powiedz co się stało - szeptał po raz kolejny tuż obok jej ucha, a ona wciąż zostawiała go bez odpowiedzi - Już jest dobrze, jestem tutaj, tylko powiedz, co się stało. Proszę Cassie, proszę...

Wydawała mu się coraz słabsza, więc uniósł jej ciało, tak jakby nic nie ważyło i zaniósł prosto do swojego pokoju, tuląc ją do siebie nieustannie. Ona na wpół przytomna mamrotała jakieś dziwne, niezrozumiałe słowa zupełnie tak jakby nie rozumiała, co się dzieje dookoła niej. Ułożył ją na materacu, a samemu kładąc się obok. Nieustannie próbował nawiązać z nią jakikolwiek kontakt, na marne. Otoczyła się szczelnym murem, którego jak na razie nie potrafił zburzyć, ale nie wszystko jest wieczne i nawet najlepsze fortece kiedyś muszą ulec zniszczeniu. W końcu projektują je ludzie, które nie potrafią tworzyć doskonałości, ponieważ sami tacy nie są i na dodatek nigdy nie będą. Tak już to wszystko zostało stworzone, a my możemy jedynie próbować, chociaż osiągnięcie tego celu jest niemożliwe. Czy warto więc próbować? Chyba tak, bo przy okazji możemy nabyć wiele dobrych cech, trzeba jednak uważać, by nie zgubić się gdzieś po drodze, bo i my możemy dołączyć do żywych szkieletów.

Znów pogrążyła się we śnie, tym razem spokojnym, a przynajmniej przez pewien czas. Dominic zamiast pójść w jej ślady wpatrywał się w dziewczynę, która mając siedemnaście lat, przeszła o wiele więcej niż nie jeden siedemdziesięciolatek. Nie tak powinno wyglądać jej nastoletnie życie, powinna się cieszyć i czerpać z niego pełnymi garściami, ale ono lubi sobie z nas kpić. Młodość łatwo utracić, ale jeśli to jest możliwe to na pewno ciężko odzyskać. Przez lata żałujemy naszych decyzji, zakładając na oczy przysłony, które nie pozwalają nam się cieszyć tym, co tu i teraz. Tracąc ten piękny okres, możemy utracić również i to, co ma nadejść potem, jeśli nie będziemy ostrożni. Może jednak to całe „carpe diem", czyli „chwytaj dzień" nie jest takie znowu głupie i to nie tylko głupie porzekadło optymistów? Może, ale przecież to tylko gdybania, majaczenie duszy, a może nawet kilku. Nie wiadomo ile osób, mogło się przyczynić do danego dzieła, tak samo, jak do tego, że Cassandra Skelton zostało kośćmi, które każdego dnia są wśród nas. Tylko czemu nikt tego nie zauważył wcześniej? Czy ludzkie oczy są aż tak bardzo ślepe?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top