Rozdział 23

Zasnęła około piątej rano i spała, kiedy musiał wychodzić. Nie chciał jej budzić, dlatego wyszedł, najciszej jak potrafił i wsiadł do swojego samochodu. Uśmiechał się na myśl o wydarzeniach z poprzedniego dnia, chociaż gdzieś w nim był także lęk o to, że jednak dziewczyna nie będzie w stanie go pokochać. To była jednak sprawa na inny czas, a na razie nadzieja na to dodawała mu energii, by pójść do pracy. Powtarzał sobie, że już niedługo, ale od jakiegoś czasu widok uczniów nie sprawiał mu tej radości co kiedyś. Były ważniejsze rzeczy, a raczej osoba i był w sumie dumny z tego, że miał ją na wyciągnięcie dłoni. Chciał spędzić z nią jak najwięcej czasu, ale nie mógł wiecznie wykorzystywać pieniędzy państwa Skelton, bo one nie należały do niego. Na razie jednak musiał poszukać jakiegoś nowego źródła zarobku, a tymczasem był skazany na nich.

Zaparkował i wysiadł, widząc dosyć sporą grupkę uczniów, uznał, że musi trwać jeszcze przerwa. Przyśpieszył nieco, chcąc jak najszybciej znaleźć się w pokoju nauczycielskim, a gdy tylko się tam znalazł, usiadł na swoim miejscu, wyjmując to, co niezbędne. Przypomniał sobie, że nie pił jeszcze dziś kawy, więc poprosił jedną z anglistek o przysługę i jej zaparzenie. Ta tylko skinęła w jego kierunku głową i wyjęła drugą filiżankę, a on w tym czasie wyjął czerwony długopis. Zostały mu jeszcze sprawdziany jednej klasy do poprawienia, bo reszta czekała tylko do pokazania uczniom. Westchnął i zabrał się do tego, bo miał coraz mniej czasu, chociaż z nimi miał jako ostatnimi, a przynajmniej tak mu się wydawało. Po chwili ciemny napój został mu podany, a on podziękował skinieniem głowy i wziął łyk napoju.

Zadzwonił dzwonek oznajmiając, że właśnie zaczyna się trzecia lekcja, więc ruszył w kierunku odpowiedniej sali, pod którą czekało już kilkoro nastolatków, a reszta pewnie wejdzie, jak tylko zauważy, że już się pojawił. Otworzył drzwi kluczem i wszedł do środka, zajmując swoje miejsce na środku sali. Chwilę mu zajęło, by poukładać niezbędne rzeczy do prowadzenia lekcji, ale kiedy tylko mu się to udało wszyscy byli już na swoich miejscach.

— Wszyscy są czy muszę sprawdzać obecność? — zadał pytanie, spoglądając po wszystkich.

— Są wszyscy — odezwał się szczupły brunet ze środkowego rzędu.

— Dziękuje — odpowiedział, po czym podyktował temat.

Starał się wszystko jak najlepiej tłumaczyć, ale miał wrażenie, że niezbyt mu to idzie. Mimo to próbował, czasem żartował, by nieco rozluźnić atmosferę i zachęcić wszystkich do pracy. Nie obyło się jednak bez wygłupów, które jedynie go wkurzały, ale starał się nad sobą panować. Tak mijały wszystkie zajęcia, jakie musiał dziś przeprowadzić. Zmywały się w jedną całość, tworząc rozmazany obraz.

W tym samym czasie dziewczyna postanowiła wykonać jakieś porządki w domu. Nie wiedziała co ze sobą począć, ale także nie chciała leżeć bezczynnie. Ścierała kurz, zamiatała, zmywała i inne tego typu czynności. Trzęsły jej się ręce, ale wolała to zignorować, bo chciała czuć się potrzebna i wiedzieć, że jednak potrafi zrobić cokolwiek pożytecznego. Zazwyczaj wydawała się sobie bezużyteczna. Nikt jednak taki nie jest, bo każdy ma jakąś rolę, nie zawsze znany nam cel. Nie wiemy, po co przyszliśmy na ten świat, ale na tym właśnie to polega — by szukać nieustannie samego siebie i swojego sensu istnienia. Jeśli by nam tego zabrakło, stracilibyśmy życie, stając się jedynie pustą skorupą. Dążenie do odnalezienia tego jest czymś ekscytującym, jeśli się tylko zastanowić, bo nigdy tak naprawdę nie wiadomo co nas czeka na końcu tej drogi i czy w ogóle ona istnieje. Warto było jednak próbować, chociaż ta wędrówka niejednego przerosła.

Wydawała się sobie słabsza z każdą upływającą minutą, ale mimo to nie przerywała nawet na moment. Chciała zwyciężyć samą siebie, ale czy nie lepiej jest czasem przystanąć na moment? Czy warto ryzykować wyłącznie dla satysfakcji? Są sytuacje, kiedy lepiej odpuścić i nie ryzykować, bo może mieć to tragiczne skutki. To wszystko jest skomplikowane. Z jednej strony trzeba walczyć, a z drugiej bywa tak, że najlepiej jest się poddać. Nikt nigdy tego nie zrozumie, bo zbyt wiele jest sprzeczności w tym wszystkim. Tego nie trzeba znać i pojmować, wystarczy, ze się to zaakceptuje.

Stała na krześle, by zetrzeć kurz z szafy w swoim pokoju, ale kiedy już miała z niego schodzić, zachwiała się i upadła na podłogę. Nieco zabolało, ale wolała to zignorować. Gorsze rzeczy jej się zdarzały, a podobno co cię nie zabije to cię wzmocni. Kilka siniaków powinno się pojawić, ale prędzej czy później znikną, tak jak wiele rzeczy, które znamy z codzienności.

Wstała, zerkając na swoje dłonie i strzepała z nich niewidzialny brud. Taboret leżał przewrócony, a jej nagle ubyło sił, więc siedziała tylko w miejscu, gdzie upadła, wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Nie myślała, ogarnęła ją pustka. Odniosła wrażenie, że nawet jej serce na chwile przestało bić, jakby ten szaleńczy bieg w końcu się skończył. Czy na to czeka się przez długie lata? Po to trzeba przeżyć te lata, by w końcu poczuć, jak twoje serce zwalnia? Dziwna jest ta śmierć, a może to jeszcze nie ona? Dopiero kiedy zadała sobie to pytanie, poczuła, że krew znów zaczyna krążyć w jej żyłach. Poprzedni stan podobał jej się bardziej, było inaczej niż zawsze. Chciała odejść w niebyt, chociaż na jakiś czas i nabrać dystansu do tego, co ją spotykało. Nie wiedziała, ile czasu minęło, ile razy już nabrała powietrza do płuc. To była tylko liczba, kolejna statystyka wpisywana do tabel, rysowania na diagramach. Teraz wszystko chciano zamykać w rzędach cyfr, a tak naprawdę dawało to zazwyczaj wiedzę niepewną, bez której w wielu wypadkach można byłoby się obyć. Człowiek jednak ma manie posiadania czy to wiedzy, ludzi w swoim życiu czy dóbr materialnych. Magazynujemy swoje bogactwo, zapominając często, że nie będzie nam ono wiecznie potrzebne. To wszystko, co mamy tak naprawdę kiedyś obróci się w pył. Przyjaciele — opuszczą nas albo my ich. Mądrość — po śmierci korzystać z niej będą, tylko wtedy, kiedy zrobiło się coś wielkiego, wybitnego. Przedmioty, pieniądze — trupowi się nie przydadzą. To wszystko, co mamy przeminie razem z nami, a my nawet tego nie zauważymy zbyt zajęci zdobywaniem tego wszystkiego.

Nasze miejsce jest ograniczone. Czasem pragniemy wolności takiej, jaką mają orły, a nie doceniamy tego, co już jest. Czemu nikt nigdy nie mówi „Chce być jak tamten wróbel"? One też są piękne, chociaż tak bardzo pospolite, więc przestały być doceniane. Mogą latać, ale nie odlecieć. Zupełnie jak niektórzy z nas, mimo że nie mamy skrzydeł. My też często zostajemy zapomniani, skazani na pastwę losu. Czasem można liczyć na życzliwość innych, ale coraz mniej jest takich osób. Gubimy w tym tłumie to, co powinno być w nas wykształcone od początku, dobre serce i uczciwość to już przeżytek. Jesteś uczuciowy? Stajesz się łatwym celem, który można zniszczyć, zmiażdżyć. Dlatego coraz częściej ukrywamy swój ból, chowamy w sobie zarówno dobre, jak i złe emocje, bojąc się, że ktoś wykorzysta je przeciwko nam. Strach napędza społeczeństwo, jest dookoła nas, tylko nie zawsze go dostrzegamy. Niektórzy pragną naszego lęku, żywiąc się nim.

Sens. Czy on nadal istnieje w naszym dwudziestym pierwszym wieku? Czy ta gonitwa ma jakiś finał? Czy to wszystko, co dzieje się wokół nas ma chociaż powód, dla którego to toczy się tak, a nie inaczej? Może to wszystko było już od dawna, tylko nikt o tym nie mówił i nie zapisywał w swoich kronikach? Media nagłaśniają wszystko, a kiedyś ich nie było, więc jeśli już coś się wydarzyło, to wiedzieli o tym nieliczni, a wszystko inne było zwyczajną plotką. Nie wiemy jednak, jak było, tego nawet najlepsi archeolodzy i historycy nie odkryją. Pewne kwestie powinny pozostać dla nas niewyjaśnione.

Wstała, po czym przechodząc kawałek, dała swojemu ciału opaść na materac. Coś wiło się w jej żołądku, zżerało ją, a ona kolejny raz to ignorowała. Unikała tego, bo sprawiało to tylko, że czuła się jeszcze bardziej niekomfortowo z sobą niż zazwyczaj. Tym razem nie ustawało to po chwili, tylko wzmagało się z każdą upływającą minutą, a do tego dochodził ból. Nie wiedziała co z tym zrobić, a zaczynało jej brakować nerwów. Próbowała zasnąć, co w końcu jej się udało. Włosy opadały jej na twarz, niektóre wpadały prosto do ust, ale nie wiedziała nawet o tym, zbyt mocno pochłonięta przez krainę Morfeusza.

Dominic w końcu mógł wyjść poza teren szkoły, ale spokój widocznie nie był mu dany, a nie marzył o niczym innym jak powrocie do swojego pokoju i wypiciu świeżo parzonej kawy. Długowłosa nastolatka postanowiła podbiec do niego. Na twarzy miała sporą warstwę makijażu, a jej niebieskie oczy spoglądały prosto na niego z jakimś dziwnym, trudnym do odczytania wyrazem.

— Co z Cassie? — zapytała, nawet się nie witając — Wszystko u niej w porządku?

— Tak wszystko jest dobrze — westchnął, kiedy brunetka odrobinę się do niego przybliżyła — A czemu pytasz Giana?

— Bo to moja przyjaciółka — oznajmiła z uśmiechem — Tylko ostatnio się nie widujemy, a masz z nią korki, więc uznałam, że będziesz wiedział.

— Tak mam z nią korki, jednak wszystkiego nie wiem — westchnął zirytowany wzrastającym entuzjazmem — Jeśli chcesz się od niej czegoś dowiedzieć, to zadzwoń sama, nie wiem, napisz, czy cokolwiek innego.

— Jasne, ale zadać ci pytanie nie zaszkodziło — uśmiechnęła się — Do zobaczenia, Dominic.

Nie miał nawet siły, zwracać jej uwagi o to, jak się do niego zwracała. Uznał, że zrobi to innym razem. Chciał jak najszybciej zniknąć z tego miejsca, więc wsiadł do samochodu i ruszył w kierunku domu Cassandry. Zanim tam jednak dotarł, kupił najpotrzebniejsze rzeczy, a kiedy już był, od razu zaczął przyrządzać posiłek. Ugotował makaron, usmażył mięso, przygotował warzywa, by potem to połączyć i wstawić do piekarnika. Dziewczyny nie było na parterze, więc zapukał ostrożnie do jej drzwi, a gdy odpowiedziała mu cisza, uchylił je lekko i ujrzał ją leżącą na łóżku. Mimo że wyglądała nie najlepiej w takiej formie, przypominała mu anioła. Delikatna i krucha leżała na akurat białej pościeli. Jej blada cera nie odznaczała się na prześcieradle, a jedynie czarne ubrania. Wyszedł, nie chcąc jej budzić i wrócił do kuchni.

Zaparzył sobie upragnionego napoju i wpatrywał się przez chwilę w niego, jakby miał odpowiedzieć na wszystkie jego pytania. Nic takiego się nie działo, a zamiast tego kawa robiła się coraz zimniejsza, więc zbliżył kubek do ust. Powoli sączył ciemną ciecz, która rozlewała mu się po języku, a kiedy połowy zawartości naczynia już nie było, został zmuszony do wstania i wyjęcia obiadu. Nałożył przygotowany posiłek na dwa białe talerze i zaniósł je do stołu, a następnie postanowił zawołać zielonooką. Wchodził po dwa stopnie, dzięki czemu już po chwili był na górze. Otworzył drzwi, tym razem na oścież i podszedł do niej, delikatnie szturchając ją w ramię. Mruknęła coś i obróciła się na drugi bok, nic sobie nie robiąc z jego starań. Spróbował jeszcze raz, ale tym razem nieco mocniej, jednak wciąż na marne. Każdy jego ruch, mający na celu otworzenie przez nią oczu, kończył się jękiem niezadowolenia symbolizującym jego porażkę. Powoli tracił cierpliwość, co było do niego niepodobne, więc z każdą sekundą jego próby były coraz bardziej natarczywe.

— Cassie proszę cię, obudź się w końcu, bo zostaniesz oblana lodowatą wodą — zagroził jej, wcale nie żartując

— Daj mi spokój — burknęła ze wciąż zamkniętymi powiekami — Źle się czuję, chce odpocząć.

— Nie wymiguj się, bo przygotowałem obiad — westchnął, nie wierząc w jej słowa — Nie wymigasz się i oboje dobrze o tym wiemy, więc złaź jak najszybciej, bo inaczej dotrzymam swojej obietnicy.

— Już idę — usiadła z grymasem bólu na twarzy — Szczęśliwy?

— Bardzo, a teraz chodź — odpowiedział, idąc przodem.

Wlokła się za nim, ledwo chodząc, ale nie chciała go jeszcze bardziej rozzłościć. Przypomniała jej się sytuacja sprzed kilku lat, kiedy rodzice akurat byli w domu. Miała sześć, maksymalnie siedem lat, kiedy się to stało. Chciała zwrócić uwagę swojej matki, tak by chociaż na moment być tym numerem jeden, albo jakimkolwiek innym. Chciała zaistnieć w jej oczach, narodzić się dla niej na nowo. Próbowała zeskoczyć z okna w swoim pokoju, kiedy razem z ojcem była tuż pod nim. Zamiast oczekiwanego rezultatu trafiła na kilka dni do szpitala, gdzie większość czasu była sama i wrzask Agnes, kiedy tylko się ocknęła. „Przynosisz mi wstyd" — powiedziała prosto w jej oczy. Potem przez jakiś czas nie dzwoniła, a z nią była jedynie babcia. Płakała w ramionach staruszki, która głaskała ją po głowie. Cassandra do dziś miała po tym wydarzeniu kilka małych blizn, ale nie chciała o nich pamiętać. Pani Skelton zawsze była wobec niej oschła, ale wtedy ciężko byłoby opisać chłód, jaki od niej bił.

Po dłuższej chwili zmagań udało jej się dogonić Dominica. Była wpół zgięta i z każdym krokiem ból się zwiększał. Dopiero kiedy upadła na ziemie, mężczyzna podbiegł do niej, pomagając jej położyć się na kanapie. Usiadł na podłodze naprzeciwko niej i gdyby miała cokolwiek w żołądku, to pewnie by to teraz zwróciła. Zamiast tego leżała zwijając się z bólu, a ciemnooki trzymał ją cały czas za rękę.

— Daj mi te białe tabletki z drugiej szuflady od dołu w kuchni — wydusiła z siebie, a on natychmiast pobiegł we wskazane miejsce.

Po chwili pomagał jej popić garść tabletek na rozkurcz żołądka. Żałował tego, że nie uwierzył jej od razu i nie pozwolił dłużej pospać, bo może wtedy teraz by tak nie cierpiała. Robił to w dobrej wierze, ale czy ona wystarczy? Poczucie winy zerkało na niego z boku, szeptając mu do ucha nieustannie, że źle postąpił, że powinien jej uwierzyć, że to jego wina. Gdyby tak istniał wehikuł czasu, gdyby można było cofnąć się, chociaż o parę, paręnaście minut. Byłoby dużo łatwiej żyć. Nie naprawilibyśmy wszystkich błędów, bo niektóre uświadamiamy sobie po czasie, ale gdybyśmy mogli te drobne, to już by był wielki sukces. Czasem jednak i bez tej niezwykłej (nieistniejącej) maszyny można naprawić swoją porażkę, ale trzeba naprawdę chcieć i próbować. Słowo przepraszam i szczera rozmowa czasem działa cuda. Bywa też tak, że najlepiej jest zrezygnować, bo wszystko, co się stało wcześniej, nas niszczyło. Czasem po prostu tak ma być i my nie mamy na to wpływu.

Głaskał ją delikatnie po głowie, a jej cierpienie chyba zelżało, bo zaczęła przysypiać. Nadal leżała z podwiniętymi nogami i co jakiś czas marszczyła twarz. W końcu jej ciało stało się kompletnie bezwładne, a on wziął ją na ręce, by nie bolał jej później kręgosłup. Nie pierwszy już raz miał ją w ramionach, ale za każdym razem zadziwiała go i przerażała jej lekkość. Czuł pod palcami jej kręgosłup i śmiało mógłby policzyć wszystkie kręgi. Zostawił ją i już miał odejść od niej, by jej nie przeszkadzać, ale przytrzymała go na wpół przytomna, czego mógł się spodziewać. Nie musiała się odzywać, by zrozumiał o co chodzi, więc przytulił się, mając jej ciało tak blisko swojego. Nie rozumiał, czemu to wszystko spotkało akurat ją, codziennie zadawał sobie to samo pytanie i ani razu jeszcze nie dostał odpowiedzi, na którą tak bardzo czekał. Może wtedy wiedziałby jak skutecznie jej pomóc i wyprowadzić z tego wszystkiego. Na razie polegał na jakiś książkach o jej przypadłości, które wypożyczał z biblioteki oraz na różnego rodzaju forach i artykułów z internetu. Czytał je zazwyczaj po nocach, a za dnia wolał się skupić na dziewczynie. Nawet nie zauważył, kiedy stała się jego pririotytetem, sam sobie z tego jeszcze nie zdawał sprawy. Ludzie tak łatwo zajmują miejsce w naszym życiu i sercu. Czasem czynią je pięknym, a czasem robią coś wprost przeciwnego, rujnując to, co stworzyliśmy wcześniej. To od nas zależy, kogo wpuszczamy w swoje progi, ale nawet jeśli się pomylimy, można taką osobę grzecznie wyprosić. Wymaga to ogromnej ilości silnej woli i samozaparcia, by nie zrezygnować, patrząc temu komuś w twarz. Wiem, że to trudne, ale rzeczy niemożliwe są naprawdę wielką rzadkością.

Miał wielu takich towarzyszy przez te dwadzieścia sześć lat, którym musiał powiedzieć „Żegnaj", ale po czasie żadnej tej znajomości nie żałował. W końcu to przeszłość sprawiła, że stał się tym, kim był przy Cassandrze. Każda jego porażka tak naprawdę była małym sukcesem, bo jeśli tylko dobrze je wykorzystywał, przynosiły nowe korzyści, przykładowo wiedział, nad czym musi popracować następnym razem. Musiał się tylko podnieść i próbować, bo bez tego ponosił najgorszą możliwą porażkę.

Dziewczyna się obróciła, wbijając mu łokieć w żebro. Nie zrobiła tego mocno, ale uczucie było nieprzyjemne, więc delikatnie przesunął jej rękę. Zastanowił się, czy blondynka będzie kiedykolwiek w stanie go szczerze pokochać. Lata temu obiecał sobie, że nie zwiąże się z nikim bez obustronnych uczuć, a co zrobił? Wpakował się w związek z wychudzoną, dziewięć lat młodszą osobą, która go owym nie darzy. Coś mu chyba odwaliło, ale czy żałował podjętej przez siebie decyzji? Jak na razie nie i miał nadzieję, że to się nie zmieni. Miał wcześniej kilka partnerek, ale zawsze kończyło się to nie najlepiej. Jedna okazała się kłamliwa, druga postanowiła znaleźć sobie kogoś lepszego, a jeszcze inne po prostu się nim znudziły. Podobno to faceci są niedojrzali, ale to jest rzecz niezależna od płci, a takie gadanie jest zwyczajnie głupie i godne kłótni pięciolatków. Kim więc jest człowiek dojrzały? Co o tym świadczy? Taki osobnik powinien odznaczać się troską o innych, zwłaszcza swoich najbliższych, odpowiedzialnością i byciem gotowym na konsekwencje swoich czynów.

Każdy z nas jest zupełnie różny od reszty zarówno pod względem wyglądu, jak i charakteru. Czy więc on mógłby porównywać Cassie do swoich byłych? Je wszystkie dzieliła niekończąca się przepaść. One były raczej ze skromnych rodzin, ale same do takich nie zawsze należały. Możliwe, że panicznie chciały osiągnąć inny los niż ich rodzice. Ta, która była przy nim miała wszystko, o co ludzie starali się całe życie. Ta cała pogoń za pieniądzem z każdym dniem była coraz gorsza. Niektórzy byli gotowi poświęcić najbliższych, by tylko osiągnąć majątek, a co tak naprawdę nam to daje? Luksus? Nawet jeśli to czy on da nam uśmiech na twarzy na dłuższy okres? Szacunek? Bez tego też można go osiągnąć. Przyjaciół? Jednak czy są oni szczerzy w swojej obecności? Niektórzy ludzie to naprawdę dobrzy aktorzy.

Każdy z nas pragnie, odszukać kogoś przy kim czujemy, że to nasze miejsce na ziemi nieważne gdzie się jest. Nie wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Jedni odnajdują to w poświęceniu się swojej wierze, społeczeństwu, a jeszcze inni tylko w swojej drugiej połówce. Dlatego te jedyne, ci jedyni są różni. To wszystko zależy, czego my potrzebujemy, jacy jesteśmy. Miłości jednak szuka nawet największy gbur, bo potrzebuje wiedzieć, że dla kogoś się liczy, że kiedy zniknie, ktoś będzie o nim pamiętać. Zostają po nas zdjęcia, osiągnięcia, ale to wspomnienia naszych bliskich są najcenniejsze, bo to oni mogą opowiedzieć o tym, kim się było. Reszta pamiątek może ulec zniszczeniu, można je zgubić, ale pamięci nie da się zniszczyć. Nawet sam zainteresowany nawet jakby chciał, nie pozbędzie się tego wszystkiego. On chciał ją wyzwolić od bólu, ale jednocześnie nie chciał, by czas go zamazał, bo on mógł się stać przestrogą na kolejne lata.

***

Nie ma to jak rozdziały napisane na zapas, wena sobie poszła. Jeśli widzicie jakieś nieprawidłowości będę wdzięczna za zwrócenie uwagi!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top