∆Rozdział 7∆

Po tym jak Rzesza wyszedł, RP ponownie poczuł tą zimną nieprzyjemną pustkę w środku. Postanowił jednak, że nie będzie bezczynnie leżał i zrobi coś w końcu ze sobą. Wstał i rozprostował skrzydło co było błędem, ponieważ natychmiast poczuł skurcz, a następnie ból w mięśniach.
-Cholera... Położyłem się na nim? - Spytał sam siebie idąc w stronę kuchni.
-Najwyraźniej tak... - Westchnął, zły na własną głupotę warknął i podszedł do szafki, w której leżały przepisy. Wyjął grubą księgę i położył ją na stole. Zaczął przeglądać kolejne strony w poszukiwaniu czegoś idealnego na jego umiejętności.
-Uh... To bez sensu... - Zamknął książkę.
-Nie umiem gotować no i straciłem już chęci... - Położył głowę na stole i stęknął czując nieustający ból w skrzydle.
-Mam dość... - Wyszeptał.
-Nie lubię być sam... - Spojrzał na zegar.
-Może wyjdę na spacer... - Podniósł się powoli i zmienił formę. Skrzydło zniknęło co pozwoliło mu poczuć ulgę w bólu. Skierował się w stronę korytarza. Założył tam buty i wyszedł zamykając drzwi. Wziął głęboki wdech i skierował się w stronę chodnika. Zaczął sobie spacerować jakby nigdy nic. Wszedł w uliczkę i skierował się do parku. Mijał ludzi, którzy czasem spoglądali na niego co wprawiało go w zakłopotanie. Zobaczył, że zbliża się do kawiarni. Sprawdził czy ma jakieś pieniądze w kieszeni i poczuł się mile zaskoczony wyciągając pięćdziesiąt złotych. Postanowił, że wstąpi na moment. Wszedł do lokalu i znalazł sobie jednoosobowy stolik daleko od ludzi. Zamówił sobie kawę i ciastko. Długo nie czekał, było mało ludzi do obsłużenia. Nie skorzystał z cukru z papierowej saszetki. Wystarczyło mu to, że miał ciastko. Wziął łyk kawy gdy nagle usłyszał dziewczęcy głos.
-Plose pana, a cemu pan ma takom opaskę i plastelek? - Zakrztusił się patrząc na małą dziewczynkę.
-Kochanie nie ładnie tak. - Powiedziała kobieta, zapewne matka, biorąc szkraba na ręce.
-Bardzo przepraszam za córkę.
-Oh, nic się nie stało. - Rzeczpospolita uśmiechnął się do kobiety.
-Oj stało się. Przeproś pana, słońce.
-Pseplasam - Mała posmutniała i wtuliła się w kobietę.
-Nic się nie stało cukiereczku. - RP uśmiechnął się do dziewczynki, a ta już bardziej pewna siebie oddała uśmiech.
-A powie mi pan?
-Kasiu... - Upomniała ją matka.
-Jasne. Opaskę mam bo straciłem oko na wojnie.
-Ooooo... - Mała posmutniała.
-Baldzo mi psyklo. - Rzeczpospolita nie mógł się nie uśmiechać. Dziecko było urocze.
-No dobrze. Musimy już iść kochanie. Tatuś czeka na nas w domku. - Mama postawiła dziewczynkę na ziemi.
-Pożegnaj się z panem.
-Pa pa.
-Pa pa. - Odpowiedział z uśmiechem.
-Do widzenia. - Powiedziała kobieta i wyszła z dzieckiem. RP westchnął cicho. Dziewczynka była słodka, a jej mama... Była śliczna. Tak... RP jest takim typem, że każda kobieta jest dla niego ładna. "Ten gościu ma szczęście, że ma taka szczęśliwą rodzinę..." Pomyślał sobie i dojadł, i dopił kawę, po czym wyszedł.

Idąc tak, posmutniał. Czemu on nie może być choć raz szczęśliwy? Czy to takie trudne znaleźć kogoś, kto go nie zostawi bo pije? Swoją drogą mówiąc o piciu, ma wizytę w czwartek. Co on powie terapeucie? "Spotkałem moją byłą żonę w restauracji jakieś parę tygodni temu i teraz zapijam każdy wieczór po kryjomu". Brzmi żałośnie.

Wszedł do parku i usiadł na pierwszej lepszej ławce. Patrząc na zakochane pary i matki z dziećmi, zrobiło mu się przykro. Dlaczego każdy może mieć szczęśliwą rodzinę tylko nie on? Gdzie w tym sprawiedliwość. Wziął głęboki wdech i wydech. Spojrzał na kwiaty i przymknął oczy czując promienie słońca. Gdyby ktoś zwrócił teraz na niego uwagę to wyglądał mega atrakcyjnie, a po parku kręciło się wiele ładnych dziewczyn. Rzeczpospolita mógł sobie jedynie pomarzyć. Posiedział tak z pół godziny i zaczęło mu się nudzić. Nie łatwo znaleźć sobie rozrywkę gdy jest się samotnym zdepresiałym alkoholikiem. Właściwie to on już dosłownie umierał z nudów na tej ławce.
-Uuuuuh... - Jęknął i wstał. Zaczął wracać do domu rozmyślając i wyobrażając sobie rzeczy, które nigdy się nie wydarzą. Otworzył drzwi mieszkania. Polska już wrócił, ciekawe jak tam u niego.
-Cześć Poluś. - Odezwał się jakby nigdy nic.
-Oh... Hey tato, byłeś na spacerze?
-Tak. Um, wiesz co? Nie przejmuj się już tym co się stało.
-Serio? Między nami wszystko okej?
-Taak. W końcu jesteś moim synem. Nie mogę być na ciebie zły aż tak długo. - Polak podszedł do ojca i uścisnął go lekko.
-Dziękuję.
-Nie ma sprawy. - Zajrzał mu przez ramię i spojrzał na torbę z zakupami.
-Co tam masz? - Syn przestał przytulać Rzeczpospolitą i zaczął wyciągać rzeczy z torby.
-A pomyślałem, że zjemy dziś domową pizzę na kolację.
-Co to jest pizza? - Spytał, zainteresowany wymysłami nowoczesnego świata.
-To takie ciasto w kształcie koła. Kładziesz składniki jakie lubisz i pieczesz w piekarniku.
-Aha... I ty to sam zrobisz? - Polak spojrzał na syna.
-Nie bój się. Nie otrujesz się. - Przewrócił oczami i wyjął mąkę z szafki, następnie miskę i zaczął przygotowywać wszystko na pizzę.
-Tato?
-Tak?
-Co masz na szyi?
-Oh, to? Skaleczyłem się. - Nie chciał mówić prawdy bo nie wiadomo co by Polak zrobił tym razem.
-Aha, w porządku. - Polska rozpoczął przygotowywanie ciasta.

Gdy ciasto było już gotowe, Polska je rozwałkował i przełożył na blaszkę.
-I co teraz? - Spytał RP wpatrzony w syna.
-Teraz posmarujemy sosem i dodamy składniki, które lubimy. - Odpowiedział i zaczął robić to co właśnie powiedział.
-Mogę ci pomóc?
-Tak. Możesz zetrzeć ser. - Polska podał ojcu tarkę jak i wyjął mu ser w kawałku z lodówki.
-Dobrze. - RP wziął rzeczy i rozpoczął swoje zadanie, podczas kiedy Polska zajmował się innymi składnikami.

Gdy skończyli, włożyli swoje arcydzieło do piekarnika i nastawili czas na parę minut. Oboje udali się do salonu na kanapę.
-Jak ci minął dzień? - Spytał Rzeczpospolita patrząc jednocześnie na syna.
-W miarę okej. Trochę mnie niektórzy irytowali, ale było znośnie. Z resztą jak zawsze. A u ciebie?
-A wyszedłem sobie na spacer i wstąpiłem do kawiarni. Później poszedłem do parku i wróciłem. - Opowiedział w skrócie.
-To dobrze.
-Mhm... Też tak myślę. - Zgodził się z Polską RP.

Po tych kilku minutach, piekarnik zaczął wydawać z siebie dźwięk oznaczający, że pieczenie dobiegło końca. Polska udał się do kuchni i zakładając rękawice do pieczenia wyjął gotową pizzę. Położył ją na desce i zaniósł do salonu, podczas kiedy RP przyniósł nóż do pokrojenia.
-Smacznego. - Uśmiechnął się Polska i wziął kawałek pizzy.
-Smacznego. - Odpowiedział mu ojciec tym samym i również wziął kawałek jedzenia, po czym oboje wzięli gryza.

Spędzili miły wieczór na rozmowach i pysznym jedzeniu. Gdy zrobiło się już bardzo późno, przygotowali się do spania i zniknęli w swoich pokojach.

Rzeczpospolita miał tej nocy niezrozumiały sen o pewnej osobie. Ale o jakiej to już wie tylko on.

_._._._._._._._._._._._._

Spojler.

Następny rozdział będzie ze zboczonym klockiem Cesarstwem.

~Pierożek

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top