∆Rozdział 14∆
Kolejny wspaniały dzień i kolejny radosny poranek. Rzeczpospolita otworzył oko i pierwsze co dziś ujrzał to jego przyjaciel. RP nie chciał go budzić, czekał aż mężczyzna sam wstanie. Przy okazji mógł się mu lepiej przyjrzeć. Wyglądał tak spokojnie gdy spał, można nawet powiedzieć, że jest przystojny. Nie posiada żadnych blizn na twarzy, włosy opadają mu delikatnie na zamknięte oczy. Anioł spojrzał niżej, na jego usta. Wyglądają tak kusząco. Polak przysunął się bliżej, tak, że niemal dotykali się nosami.
Spojrzał jeszcze raz na jego twarz, analizując znów wszystko. Zerknął jeszcze niżej, na klatkę piersiową, która powoli unosiła się i opadała. Dopiero kiedy RP przyjrzał się dokładnie, mógł zauważyć niewielkie szramy na jego skórze. Z wielkim trudem powstrzymał się przed wyciągnięciem dłoni w tym kierunku.
Znów skupił swój wzrok na ustach nazisty. Policzki Rzeczpospolitej wydawały się dosłownie palić rumieńcem. Nie wiedział czemu tak się przy nim czuje. Może po prostu... Podobał mu się?
Ah to słodkie współczucie, opiekuńczość, stanowczość i wiele innych cech, które german posiadał, a Rzeczpospolita potajemnie uwielbiał.
Polak zamknął oko i lekko ucałował jego policzek. Był to ruch bardzo nieśmiały i kosztował od RP wiele odwagi. Spojrzał na Rzeszę czując jak zżera go stres. Mimo to, mężczyzna wydawał się nieporuszony i spał dalej. To uspokoiło anioła. Po chwili delikatnie położył dłoń na jego policzku i przejechał po nim kciukiem.
W pewnym momencie, zaatakowały go jego własne myśli. Nie powinien robić takich rzeczy. Rzesza nic do niego nie czuje oprócz zobowiązania do przeprosin. A co jeśli tak naprawdę nie chce się z nim przyjaźnić? Jeśli to wszystko okaże się kłamstwem? Oko Polaka zaszkliło się od łez, a ten powoli odsunął się od przyjaciela, jeśli w ogóle można nazwać Niemca tym mianem.
W tej chwili german otworzył oczy, co oczywiście mówiło, że się obudził. Uśmiechnął się lekko patrząc na Polaka.
-Nie śpisz już hm? - Oparł głowę na ręce nadal uśmiechając się, ale jego uśmiech zniknął kiedy usłyszał pociąganie nosem.
-RP? - Wstał do siadu i delikatnie położył Polakowi dłoń na ramieniu
-Hey... Co się stało? Ledwo się obudziłeś aniołku. - Rzeczpospolita po chwili postanowił się odezwać.
-Nic mi nie jest... Po prostu czuję ból skrzydła... - Wytarł mokry policzek i lekko się uśmiechnął.
-Już w porządku.
-Skoro tak mówisz... - Niemiec wstał z kanapy i rozprostował kości, które strzeliły nieprzyjemnym dźwiękiem.
-Nie połam się. - Skomentował Polak i również zdecydował się wstać. Jak pomyślał, tak oczywiście zrobił.
-Zjesz ze mną może... Tosty? - Zaproponował german.
-Co to są tosty. - Rzeczpospolitej było nieco przykro, że kompletnie nic nie ogarnia, ale Rzeszy nie przeszkadzało tłumaczyć mu wszystko.
-To są takie zapiekane kanapki kochany.
-Aaaaa... No możemy zjeść. - Zgodził się z tym swoim słodkim uśmiechem.
Nazista pstryknął palcami żeby ich przebrać i później udał się razem z Polakiem do kuchni. Szybko przyrządził jedzenie, które zjedli ze spokojem.
-Dobra chodź, idziemy. - Powiedział Niemiec, wstając od stołu i szybko po wszystkim sprzątając. Lubił porządek, jebany perfekcjonista.
-Gdzie? - Anioł kompletnie zapomniał dokąd mieli się dziś udać.
-Do szpitala, nie będziesz ze złamanym skrzydłem chodził.
-I co lekarz zrobi ze skrzydłem, hm?
-Jak chcesz to możemy pójść do weterynarza, mi to obojętne. Ale skrzydło masz mieć zdrowe. - Wziął go za łapkę i razem poszli do drzwi.
-Ale ja nie chcę... - Narzekał Polak, jednocześnie zakładając buty.
-Będę z tobą. - Demon założył buty, a następnie zabrał kluczyki do samochodu i klucze.
-Chodź już. - Otworzył swojemu przyjacielowi drzwi i wypuścił go pierwszego, wyszedł za nim i zamknął drzwi na klucz.
Zapakował miałczącego RP do auta, po czym odjechali. Zajechał pod pierwszy lepszy gabinet weterynaryjny oraz zaparkował oczywiście.
-Czuję się jak pies jakiś...
-Super. - Uśmiechnął się zirytowany i po zmianie wyglądu personifikacji, weszli razem do środka. Na ich szczęście było pusto w środku. Nikogo nie było oprócz jakiejś małej dziewczynki z jej mamą i chomikiem.
Udali się w kierunku pani, która stała za ladą. Najpierw przecież trzeba się umówić na godzinę.
-Guten Morgen Ma'am. - Odezwał się nazista, złapał Polaka za przed ramię i przycisnął do siebie, gdy ten chciał uciec.
-Guten Morgen. - Odezwała się kobieta i spojrzała na nich oboje.
-Mamy taki problem razem z moim kochanym przyjacielem. - Uśmiechnął się delikatnie, nadal mocno trzymając RP przy sobie.
-Słucham. - Pani wyjęła jakieś papiery i długopis.
-Kolega złamał skrzydło. - Przyznał, zażenowany samym sobą. No bo, jak to zabrzmiało do cholery?
-A gdzie zwierzątko? - Spytała pani.
-Nie, nie... Źle mnie pani zrozumiała. Mój przyjaciel złamał sobie skrzydło. - Szturchnął anioła. Ten był oburzony wcześniejszym określeniem go kolegą, więc gdy Rzesza trącił jego ramię, ten walnął go z łokcia w bok. German lekko zgiął się w pół, tymczasem recepcjonistka wyglądała na zirytowaną.
-Proszę pana, proszę sobie nie żartować. Tutaj przychodzą chore zwierzęta.
-Nie no naprawdę. RP jakbyś mógł? - Polak przewrócił okiem i wracając do swego wyglądu, pojawił również skrzydło. Babka stała w szoku.
-To jest sztuczne! - Zdenerwowała się i pociągnęła za pióra. Nie mogło obyć się bez krzyku Polaka.
-TY GŁUP- - Niemiec zasłonił mu usta uśmiechając się szeroko.
-Nie, skrzydełko jest w pełni prawdziwe. To personifikacja droga pani.
-Oh. Najmocniej przepraszam...
-Jest spoko... - Powiedział drżącym głosem powstrzymując się przez płaczem z bólu.
-Może pan wejść od razu po tamtej dziewczyncę. Proszę bardzo. - Kobieta gdzieś wybiegła i zniknęła za drzwiami gabinetu pani weterynarz.
-Zabije cię. - Warknął anioł, poszedł sobie usiąść na krzesełku, a nazista stał tam gdzie wcześniej.
-Już przestań. - Ostrzegł go demon i sam też usiadł na krześle.
Po niedługim czasie oczekiwania, dziewczynka z chomikiem weszła do gabinetu razem ze swoją mamą. Zostali sami na korytarzu. Rzeczpospolita siedział z odwróconą od Rzeszy głową. Tak jakby nie chciał na niego patrzeć z jakiegoś powodu.
-Powiesz mi co ci się dziś dzieje? - Zapytał german spoglądając w tym momencie na Rzeczpospolitą. Oh jaki on był, przede wszystkim wredny, ale jaki śliczny. Te miękkie biało czerwone włosy, śnieżnobiałe puchate skrzydło, w które aż przyjemnie wsadzić pazury i ścisnąć, to jego piękne zielone oko, słodka krew przypominająca ją tylko z wyglądu, no i te jego blizny Ahh... Jak można było się domyślać, nazista rozmarzył się patrząc jednocześnie na wciąż odwróconego mężczyznę.
-Nic mi się nie dzieje. Nie mam pojęcia o co ci chodzi. - W końcu hrabia się odezwał. Odwrócił się do Rzeszy i ujrzał go zarumienionego, wpatrzonego w Polaka.
-Lepiej powiedz co tobie się dzieje.
-Mnie? Nic. Tak tylko sobie patrzę.
-Podziwiasz dzieło sztuki?
-Tak, zastanawiam się kto jest autorem tego pięknego dzieła. - Na słowa germana, Polak lekko się zarumienił co chciał ukryć za skrzydłem jednak gdy tylko je pojawił i zakrył się nim, poczuł niewyobrażalny ból.
-No i co ty robisz. - Prychnął nazista. Za swoje głupie pytanie otrzymał zdenerwowane spojrzenie anioła.
-Co się głupio pytasz?
-Za to ty kipisz od inteligencji. Powiedz po prostu, że sobie zapomniałeś o złamanym skrzydle i tyle.
-O niczym nie zapomniałem. - Odparł nadal zdenerwowany. Schował skrzydło i oparł się plecami o ścianę.
-Wcale. RP nie rób ze mnie idioty i przy okazji z samego siebie.
-Pff... Przepraszam bardzo?
-Przeprosiny przyjęte. - Puścił mu oczko z uśmiechem.
Obaj kontynuowali sprzeczkę dopóki nie zostali zawołani przez panią. Weszli do gabinetu i zamknęli za sobą drzwi.
-Pani z recepcji o wszystkim mi powiedziała. Proszę pokazać złamanie. - RP podszedł bliżej i ukazał swoje skrzydło. Pani weterynarz zaczęła coś przy nim robić i to Rzeczpospolitej nie przeszkadzało. Cieszył się, że to była kobieta, a nie mężczyzna.
Skrzydło, tak jak przypuszczał Rzesza, było złamane. Jednak nie było to aż tak poważne. Pani wszystko ładnie opatrzyła i powiedziała aby przyjść za parę tygodni. RP był pierwszy żeby jak najszybciej stąd wyjść i już po chwili szli chodnikiem w stronę budki z lodami.
-Brawo, byłeś dzielny. - Mruknął nazista w stronę Rzeczpospolitej.
-O jakie śmieszne, wiesz? - Odpowiedział mu znudzony takimi zaczepkami.
-Jakie lody ci kupić?
-Normalne.
-Świetnie, czyli już ci nie przeszkadza, że wydaje na ciebie pieniądze?
-Przeszkadza.
-Ale chętny to ty jesteś.
-Bo chcę lody. - Nagle demon chwycił go za rękę.
-Co ty robisz...?
-Zachowujesz się jak małe dziecko więc musisz iść za rączkę.
-No jak chcesz. - Nagle zrobił się podejrzanie grzeczny i spokojnie szedł z demonem za rękę.
-Tylko to wygląda jakbyśmy byli parą, a przypominam ci mój drogi przyjacielu, że nie wszyscy lubią jak to się nazywa... Gejów. - Na słowa anioła, Rzesza głośno się zaśmiał.
-Jesteśmy personifikacjami, nie ważne do jakiej płci jesteśmy podobni, możemy zawierać związki z kim chcemy. Tata cię nie nauczył?
-Umarł jak miałem cztery lata... - Odpowiedział zażenowany.
-A nie wydawało ci się to dziwne, że dwaj mężczyźni wzięli ślub w średniowieczu?
-Mój tata nie jest mężczyzną. - Poprawił demona nadal zirytowany.
-Dobra, dobra. - Mruknął nazista i zamilkł.
-Co, argumenty ci się skończyły Rzesiu? - Zapytał Rzeczpospolita, uśmiechając się szeroko ze swoich słów.
-Nie podskakuj tak krasnalu.
-Jak śmiesz wyśmiewać mój wzrost!? Może nie jestem wysoki, ale... P-przynajmniej byłem zajebistym ojcem, nie to co ty! - Rzesza natomiast szedł w milczeniu z uśmiechem na ustach.
-Ostrzegam cię mój drogi, bądź grzeczny i nie pyskuj.
-A wal się, wiesz? Już nawet nie chcę tych lodów... Na pewno nie za twoje pieniądze. - Powiedział nie miłym tonem i wyrwał dłoń z uścisku nazisty. Ten tylko wzruszył ramionami i mruknął cicho.
-Żałosny jesteś. - Rzeczpospolita dosłownie wypluł te słowa jak najbardziej okropną rzecz jaką mógłby włożyć do ust.
-Pff... - Odpowiedział mu cichy śmiech towarzysza.
-Śmiej się śmiej, dupku.
-Oh, uwierz mi, że pożałujesz swoich słów aniołeczku. - Demon położył swoją rękę na ramieniu Polaka i delikatnie wcisnął w nie swoją dłoń, jednocześnie robiąc lekki masaż. Nakierował anioła na pobliską lodziarnię i pchnął go w tamtą stronę.
-Zostaw mnie człowieku. Co ty robisz?
-Kupujemy lody. - Wszedł do środka i poprosił o trzy-gałkowe lody, jeden z wanilią, miętą i truskawką, a drugi z czekoladą, śmietanką i też truskawką.
-Którego chcesz? - Spytał nazista trzymając dwa lody w ręce.
-Nie chcę. - Odwrócił się tyłem do niego, oczywiście obrażony.
-Bierz bo ci na głowę wycisnę. - Zagroził mu chłodnym tonem. Rzeczpospolita wziął jednego nic już nie mówiąc.
-Tak trudno?
-Pierdol się...
-Powiedz mi kiedy będziesz miał czas słońce. - Powoli zaczął jeść swojego loda, kompletnie nie zwracając uwagi na rumieńce drugiego. Ciekawe o czym ten alkoholik myśli.
-Chodź, wracamy do samochodu. - Rozkazał Niemiec, a RP nic nie mówiąc skierował się tam gdzie zostawili auto.
Demon odwiózł Rzeczpospolitą do domu. Polaczek przestał się już gniewać i w podziękowaniu przytulił sadystę. Dla germana to nie było nic dziwnego, ten go pogłaskał po głowie i odjechał. Wszystko analizował Polska stojący obok przed nimi.
-Co wy parą jesteście? - Zmartwił się przez chwilę, jednak widząc reakcję ojca uspokoił się.
-PFFF... HAHA... Parą!? Pojebało cię już od siedzenia w samotności! - Jego śmiechom nie było końca, dopóki jego telefon nie zaczął grać muzyczki. Ucieszył się widząc połączenie przychodzące od taty. Dawno z RONem nie rozmawiał, ciekawe o co chodzi.
-Cześć tatuś, co tam?
-No. No... Słyszysz mnie? Czemu cię nie widzę?
-Um... Tato? Przyłóż telefon do ucha.
-Aaaa... Dobra już... Hehe... Nie ogarniam jeszcze tych magicznych urządzeń.
-No co tam? - Rzeczpospolita usiadł na kanapie.
-Bo ten. Z ojcem robimy taki bal.
-Imprezę tatuś.
-Dobra idź mi z tymi współczesnymi słowami. Ogólnie to wszystkich zaprosiliśmy z rodziny i... Szkopów jeszcze zaprosimy bo z Prusem i CA przydałoby się pogadać.
-Serio? Dacie radę coś takiego zorganizować?
-No będzie za dwa dni no i cię zapraszamy, weź jakiś swoich przyjaciół i tam wiesz no. Wszystkich.
-No to super, no, no... Yhym... Jasne. No pa pa. - Rozłączył się, po czym odłożył telefon. Wstał i poszedł do syna.
-Poluś, dziadki robią imprezę.
-Serio?
-No.
-To super, kiedy?
-No w poniedziałek.
-Do pracy idę... Potem jeszcze mam robotę w domu na komputerze. - Zasmucił się młody. Cudownie byłoby pójść na taką imprezę, ale oczywiście praca mu nie pozwala.
-To wieczorem będzie to się wyrobisz, pomogę ci.
-Poważnie!? Jeju dziękuję. - Polak przytulił ojca, a ten oddał uścisk.
-Nie mogę się już doczekać.
-No ja też. Będzie dużo osób, cała nasza rodzina i szwaby.
-O matko tylko nie te kurwy.
-Wyrażaj się, a teraz chodź pomożesz mi robić obiad bo jestem głodny.
-Spoko, co robimy? - Spytał syn idąc za aniołem.
-Coś pysznego. - Oboje udali się do kuchni i rozpoczęli wspólne gotowanie. W końcu spędzą razem trochę czasu.
▃▄▅▆▇█▓▒░~✿❀❀✿~░▒▓█▇▆▅▄▃
Kolejny super rozdział i w końcu udało mi się wprowadzić trochę ten początek ich milosci. Chociaż w sumie oni cały czas się zachowują jak w zwiazku.
Różnica będzie taka, że jak będą już razem to będą się całować i gadać o seksie i w sumie to tyle roznicy.
Ciekawostka, ta dziewczynka z chomikiem to ja:3
~Pierożek
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top