∆Rozdział 1∆
Słońce przebijało się przez szare zasłony, budząc tym samym demona, który otwierając bursztynowo - czarne oczy mruknął niezadowolony tą nagłą pobudką.
Podniósł się do siadu i odkrywając kołdrę wstał powoli zakładając kapcie podszedł do okna i rozsunął zasłonę aby wpuścić do środka więcej przyjemnego światła słonecznego. Otworzył okno by przewietrzyć swoją sypialnię, a następnie podszedł do szafy i wybierając schludny, czysty i elegancki strój pstryknął palcami by ten natychmiast pojawił się na nim za miast piżamy. Rzesza szczerze uważał, że takie umiejętności naprawdę potrafią ułatwić życie. Otworzył drzwi i wyszedł z sypialni. Za tydzień przeprowadza się do swojego własnego domu, ale na razie musi jeszcze mieszkać z synem co nie przeszkadza ani jednemu ani drugiemu. Grzechem by było nie wspomnieć o tym, że prócz nich w domu mieszka jeszcze Cesarstwo Niemieckie. Mężczyzna też za niedługo przeprowadza się do siebie. Jak na razie nikt i nic nie zakłóca ich spokoju.
Demon zszedł po schodach na dół, czując przepyszny zapach aż zgłodniał. Wszedł do kuchni i zastał Niemca robiącego coś przy kuchence. Zauważając na patelni jajecznicę wyjął talerze. Oszacował, że syn wbił dziesięć jajek więc idealnie na trzy osoby. Niemiec jednak nie zauważył ojca bo rozmawiał przez telefon i wcale nie była to przyjemna rozmowa. Mimo, że Rzesza nie powinien to trochę podsłuchał dialog.
-Dlaczego musisz być taki problematyczny!? Nie możesz po prostu przyjść dziś i zrobić część swojej pracy?
-A ty nie możesz tego zrobić!?
-Nie, ja wszystkiego sam nie zrobię, a to jest jednak twój zasrany obowiązek!
-Ale po chuj krzyczysz!?
-Ja krzyczę? To ciebie nie było od trzech dni w biurze! Wszystko sam musiałem robić!
-Mam czas wolny! Spędzam go z tatą!!
-Mnie nie obchodzi, że chciałeś spędzić czas z ojcem!
-Idź się pierdol!
-Polska robisz się cholernie irytujący i to mnie denerwuje! - Rzesza przysłuchiwał się rozmowie i w tym czasie wyjął trzy talerze.
-Mam gdzieś twojego straumatyzowanego ojca!! - Demon zwrócił uwagę bardziej niż wcześniej. Skrzywił się słysząc słowa syna.
-Niemcy, nie wypowiadaj się tak o panu Rzeczypospolitej. To bardzo porządny żołnierz po wielu przejściach. - Niemiec spojrzał na ojca i zrobiło mu się głupio.
-Ah... Polska posłuchaj... Przepraszam, że tak wrzeszczę i wybacz za to co powiedziałem o twoim ojcu... Ale chcę ci powiedzieć, że bez ciebie nie dam sobie rady w pracy i naprawdę potrzebuje twojej pomocy. - Rzesza uśmiechnął się lekko i nałożył śniadanie na talerze. Poszedł zawołać ojca, zapukał do drzwi i kiedy nie otrzymał odpowiedzi wszedł do środka.
-Wstawaj emerycie. Śniadanie na stole.
-Niczym nie różnisz się ode mnie... - Mężczyzna podniósł się do siadu i przetarł oczy.
-Co dziś będziesz robił? - Spytał demona, jednocześnie wstając z łóżka i podchodząc do szafy.
-Idę do kwiaciarni.
-Po co?
-Kupić kwiaty?
-Tak, ale dla kogo, hm?
-Ja w przeciwieństwie do ciebie staram się odbudować mój honor i przepraszam państwa za wojnę.
-Aha... I do kogo dziś idziesz?
-... Do Rzeczpospolitej Polski. - Szepnął i lekko się uśmiechnął.
-Aaa... Aniołek... - Wyjął ubrania i rzucił je na łóżko. Rzesza bez namysłu wyszedł z sypialni ojca i wrócił do kuchni.
-Dziadek idzie?
-Ta... Ubiera się.
-Idziesz dziś do pana RP tak?
-To mam w planach... Ale jeszcze nie jestem pewny... Może to przełożę?
-To idź chociaż popatrz na bukiety i ewentualnie jakiś mały prezent.
-Masz rację Niemcy... Same kwiaty nie sprawią, że mi wybaczy... Znam go już wystarczająco. Będzie się darł i w końcu mnie wyrzuci.
-To ty tu sobie planuj, a ja idę do pracy. - German wstał z krzesła i schował talerz do zmywarki.
-Umiesz włączać? - Spytał ojca przed wyjściem z kuchni.
-Poradzę sobie. - Wtedy Niemcy wyszedł, a Rzesza został sam. Zjadł powoli swoją porcję śniadania i posprzątał po sobie. Wychodząc minął się z ojcem, który nadal był zmęczony jak widać.
-Wychodzę.
-Do aniołka?
-Nie dziś... Dzisiaj idę na sklepy. - Machnął ręką obojętnie i biorąc portwel wyszedł z mieszkania. Na szczęście posiadał legalne prawo jazdy, więc nie było problemu w tym, że wziął czarny samochód. Pojechał nim spokojnie do kwiaciarni. RP kocha białe róże i maki. Ale może nie ładnie dawać komuś kwiaty, które leżały na jego płycie grobowej? W tym całym zakupie bukietu to był chyba najgorszy problem. A co jak mu się nie spodobają? A jak kupi róże to czy RP nie pomyśli sobie jakiś głupot na jego temat?
-To może wezmę hortensję? - Demon spytał sam siebie. Zmienił formę na ludzką. Włosy stały się jasne, a oczy niebieskie. Zamknął samochód i udał się w stronę kwiaciarni. Nie lubił gdy ludzie patrzyli na niego krzywo. Zapewne to był powód dlaczego zmienił formę.
Wszedł do środka i pierwsze co to poczuł piękną woń przeróżnych kwiatów.
-Dzien dobry. - Przywitał się z uśmiechem na ustach.
-Chciałbym kupić bukiet. - Pani stojąca za ladą, uśmiechnęła się i wzięła mały notesik.
-Jakaś szczególna okazja?
-Zgadza się. - Uśmiechnął się Rzesza.
-To będzie bukiet na przeprosiny.
-Jakieś konkretne kwiaty?
-Właśnie potrzebuję pomocy.
-Oczywiście. Proszę.
-Coś dla... Kolegi..? Na przeprosiny.
-Mhm, jakie lubi kwiaty?
-Białe róże i maki. Ale nie jestem pewny czy się nie obrazi...
-Hmm... Warto zaryzykować. - Uśmiechnęła się i zapisała zamówienie.
-Jakaś kokardka?
-Chętnie, a czy można z liścikiem?
-Jasne. - Dziewczyna uśmiechnęła się i zniknęła za drzwiami. Wróciła z kwiatami i zaczęła układać je w bukiet.
-Duży ma być?
-Bardzo duży, tak z trzydzieści róż i maków.
-Ojej, to muszę jeszcze zerknąć do magazynu bo tutaj to mi nie wystarczy. - Pani wyszła do pokoju. Kwiatów było tyle, że potrzebowała pomocy kolegi by je zanieść. Razem związali kwiaty by bukiet się nie rozpadł i owinęli je w papier ozdobny. Gdy przyszło zapłacić, Rzesza wyjął portfel i przyłożył kartę do czytnika.
-Dziękuję bardzo. - Wziął kwiaty mimo trudności.
-Do widzenia. - Uśmiechnął się i opuścił kwiaciarnię.
Pojechał do cukierni. Może Polak wybaczy mu gdy dostanie parę słodkości?
-Dzień dobry. - Przywitał się i rozpoczął poszukiwania idealnych słodyczy.
-Cukierków mu nie kupię... Może tabliczkę czekolady? Ale nie takiej zwykłej... Dobra, nakupię mu słodyczy i pierdółek to się ucieszy. - Zaczął pakować wszystko do koszyka. Czekolada mleczna, biała, ciastka, rurki z kremem. Poszedł zadowolony do kasy i położył swoje zakupy na ladzie.
-To wszystko? - Spytał mężczyzna.
-Tak.
-To będzie pięćdziesiąt euro.
-Proszę. - Zapłacił podobnie jak w kwiaciarni i wyszedł zadowolony. Pojechał do sklepu z koszami. Wybrał ładny biały, który bez problemu pomieści jego prezent.
Włożył do środka kopertę i pojechał do domu Polski. Domyślał się, że tam prawdopodobnie przebywa RP. Nie miał pewności ale gdy dojechał i wypakował kosz z bagażnika, podszedł do drzwi. W oknie zauważył Rzeczpospolitą.
-RP... - Zestresował się, ale teraz nie może się wycofać. Położył kosz pod drzwiami i zadzwonił dzwonkiem. Od razu telepierdnął się do samochodu i odjechał. Nie chciał by ktoś go zauważył.
Rzesza wrócił do domu i padł zmęczony na kanapę.
-Byłeś u niego? - Spytał Cesarstwo siedzący na fotelu obok z filiżanką kawy i książką.
-Nie... Zostawiłem prezent pod drzwiami...
W porządku... - Mruknął pod nosem i wrócił do czytania.
_._._._._._._._._._._._._._
Pierwszy rozdział tej książki.
Zajebiście...
Hehe...
Zabijcie mnie, co to za gówno jest...
Dobra walić, kocham ich
~Pierożek
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top