55*EPILOG

Rozdział betowany przez Cessidy84



            Do gabinetu Ministra Magii wpadła roztrzęsiona szatynka z burzą loków na głowie.

- Tom, to straszne – wysapała, próbując złapać oddech. Minister podał jej szklankę wody i powiedział z naganą w głosie:

- Hermiono Jane Granger-Nott, czyś ty na głowę upadła, biegać w twoim stanie?

- Tomie Marvolo Riddle – odparła kobieta w tym samym tonie – Nie jestem przewlekle chora ani w inny sposób upośledzona. Ja jestem po prostu w ciąży, a poza tym, to miałam powód, aby tu biec. Gridenwald uciekł z Numergardu i przysiągł zabić ciebie i Harry'ego za śmierć Dumbledore'a.

- Ups! To niestety mamy mały problem – odparł Minister – Bo ani ja, ani Potter nie damy się tak łatwo zabić.

- Skoro już jesteśmy przy Harrym, to czy mi się zdaję, czy auror Potter znów się spóźnia do pracy? – spytała zirytowana kobieta.

- Pani podsekretarz Granger-Nott, ja jestem w pracy – powiedział Harry, wychodząc z drugiego gabinetu Toma, gdzie właśnie trwało spotkanie biura aurorów z Ministrem Magii.

- Wybaczcie – powiedziała szatynka lekko speszona – Przeszkodziłam wam w czymś.

- Spotkanie zarządu, jak ja to nazywam – usłyszała głos Dracona Malfoy'a, a po chwili wyżej wspomniany czarodziej pojawił się w drzwiach.

- Co? Chcecie mi powiedzieć, że zapomniałam o zebraniu? – spytała zdezorientowana szatynka.

- Nie. Nie zupełnie, ale Harry był rano u mamy, a Ginny dała mu jakieś tam patenty od bliźniaków na gadżety dla aurorów, więc ja wybrałem się z nim do Ministerstwa, a skoro to ja jestem od testowania nowej broni dla elitarnych jednostek, to stwierdziliśmy, że możemy to z Harrym i Tomem omówić, jeśli tylko Minister będzie miał chwilę. A jak wiemy, jeśli chodzi o Harry'ego, to Marvolo spotkanie samego Merlina, by odwołał, aby się spotkać ze swoim mężem – wyjaśnił blondyn.

- Aha – odparła pani Nott – To wracajmy do omawiania tych gadżetów – powiedziała szatynka, idąc w stronę biura Ministra.


{{Tymczasem Voltura}}

           - Witaj Severusie. W końcu nas odwiedziłeś ze swoim uroczym partnerem – powiedział Marek – I kto, by pomyślał, że pod tymi wiecznie pocerowanymi szmatami ukrywało się takie ciało – powiedział mało skromnie wampir. Lupin popatrzył na Volturiego, jakby ten, co najmniej mu oświadczył, że Lily i James żyją i tylko dlatego, że byli za młodzi na dziecko upozorowali własną śmierć – Widzę, Sev, że twój partner mi nie wierzy, że jest apetycznym kąskiem – zaśmiał się Volturi.

- Uważaj Marku, z kim żartujesz, i o kim – pouczył go Kajusz – Ale co fakt, to fakt. Żaden z nas nie przypuszczał, że panu Lupinowi tak się przysłuży brak jego wilczego problemu.

- Aro, ja cię bardzo proszę, ucisz ich, albo ja to zrobię, raz na zawsze – warknął zirytowany Severus.

- I tobie jednemu, by to uszło na sucho – odparł rozbawiony Aro.

- Czy to jakaś zachęta? – spytał mistrz eliksirów, unosząc brew.

- Oczywiście, że nie – odparł zapytany, po czym zwrócił się do Remusa – Widzę, że już się nie gniewasz na naszego drogiego księcia o to, że cię przemienił.

- Ciężko było mi się z tym pogodzić – odparł Lunio – Aczkolwiek......

- Ciężko! – wpadł mu w słowo jego partner – Przez pół roku mnie unikałeś, a rok ciskałeś we mnie klątwami na wampiry, jakie tylko ci do głowy wpadły.

- Wierz mi Sevi – odparł mu Remi – że gdyby nie mój szczeniak, to do dziś dnia bym ci nie przebaczył podjęcia tej decyzji samodzielnie. Poza tym proszę, powiedz Markowi, że mój tyłek to nie worek krwi, więc nie musi go pożerać wzrokiem – powiedział zirytowany Remus. Severus próbował zabić wzrokiem wyżej wspomnianego wampira, a głos znów zabrał Aro:

- Wybacz im, mój drogi. Jesteś dość urodziwym młodzieńcem, a ci tu – wskazał na Marka i Kajusza – po prostu zapomnieli, co to znaczy nie denerwować naszego drogiego Seva – po tym, jak te słowa tylko przebrzmiały, w dłoni księcia wampirów pojawiły się dwa miecze i mężczyzna padł na kolana przed Aro.

- Wybacz mi, panie, ale jestem zmuszony walczyć o honor mego partnera, bo myśli Marka o to, aż krzyczą, a ja nie pozwolę mu porwać Remiego, gdy będę zajęty walką z Jeane i jej bratem – Aro tylko westchnął, po czym się zwrócił do Marka.

- Przykro mi mój bracie, ale właśnie się doigrałeś. Od wieków się o to prosiłeś.......... – tu przemowę wampirowi przerwał pojawiający się znikąd świetlisty jeleń. Jeszcze nim zwierzę przemówiło głosem swojego czarodzieja, Remus jęknął:

- Harry... – i zwierzę przemówiło głosem owego młodzieńca.

- Remusie, Severusie, Tom mówi, że macie spiąć dupy i się tu znaleźć w przeciągu trzech godzin, bo Grindelwald chcę nas zabić. Mówiąc "nas", mam na myśli mnie i Tomy'ego, ale on ma po swojej stronie inferiusy i dementorów oraz klan wampirów z południowej Wali – i jeleń się rozpłynął. Sev podał miecz drugiemu wampirowi, lecz ten go odrzucił i klęknął przed Remusem.

- Błagam o wybaczenie niecnych celów względem twej osoby. Moja chęć sprowokowania twego partnera przysłoniła mi zdrowy rozsądek.

- Czemu przepraszasz mnie? To Sev cię wyzwał – spytał ex-wilkołak.

- Bo to o twój honor chcę walczyć, więc tylko ty możesz go uratować – wytłumaczył mu jego partner.

- Sev – powiedział Lupin, wtulając się w jego bok – Tom i mój szczeniak nas potrzebują, a my potrzebujemy twojego klanu i jeśli Aro, by był łaskawy nam pomóc, to klan Volturi i jego sprzymierzeńcy też, by nam się przydali.

- Nie dość, że dość urodziwy, to mądry i litościwy – powiedział Aro, na co Snape mruknął:

- Gryfon zawsze zostaje Gryfonem.

- Nie zgodzę się z tobą, Sev – powiedział smutno Luni – Pomyśl o Glizdogonie – po czym wilczek zwrócił się do Aro – Panie, czy możemy liczyć na twą pomoc, by Harry i Tom nie musieli w trakcie walki martwić się o coś innego, niż chronienie własnych tyłków?

- Panie Lupin, ma pan prawo tego nie wiedzieć, ale jak pan Potter był u mnie w gościach, to obiecałem mu, że gdy tylko jego życie będzie zagrożone, a ja będę o tym wiedzieć, to przybędę mu z odsieczą. Więc nawet gdybyś, o to nie poprosił Remusie, to bym się udał z wami.

- Dziękuję, panie – powiedział huncwot.

- Mów mi Aro, Remusie, w końcu co jak, co, ale uratowałeś życie mego brata, więc zasługujesz, aby zwracać się do nas na 'ty'. Zgodzicie się ze mną panowie? – jego bracia pokiwali tylko głowami.

- To dla mnie zaszczyt, Aro – odparł Lunio.

- Skoro wszystko jasne – zabrał głos mistrz eliksirów – to spotkajmy się za dwie godziny w Riddle Manor – i zniknął z Remusem, by znaleźć się w swoim królestwie.


{{Tymczasem w Malfoy Manor}}

        W salonie już siedziała rodzina Malfoy, wraz z rodziną Nott oraz Tomem i Harrym. Gdy kominek zaszumiał i ze szmaragdowych płomieni po kolei zaczęli wychodzić członkowie family Weasley, wraz z partnerkami (ami). Najpierw Artur Weasley z najstarszym synem i jego żoną Fleur, po nich zjawili się państwo Black, czyli Reg i Charlie, następnie bliźniacy, a potem najmłodszy członek family Weasley ze swoją świeżo poślubioną Astorią Weasley (z domu Greengers), potem, co zdziwiło Harry'ego, zjawili się byli członkowie GD, niektórzy sami inni z małżonkami.

- Wybacz, Harry, ale twój patronus zastał nas na spotkaniu z Nevillem i Seamusem – wyjaśnił Fred – a oni powiedzieli, że nie zostawią cię samego, puścili wici i o to efekty – Następnie pojawili się Blaise i Pansy.

- A wy skąd się tu wzięliście? – spytał zaskoczony Draco.

- Ginny, kto ci zrobił te śliczne aniołki, skoro Smok nie wie, skąd się biorą czarodzieje? – zakpiła Parkinson.

- Pansy, ty mnie nie prowokuj – zirytował się blondyn. Po chwili w salonie pojawili się Volturi, Remus, Severus i jego klan. Po nich przybyli byli już śmierciożercy, ale nadal lojalni i zaczęły się przygotowania.

- Dobra – powiedział Potter – Kto potrafi wyczarować patronusy, będzie pod dowództwem Blacków. Wampiry, Aro, czy twój lud zechciałby się z nimi rozprawić? – spytał młodzieniec.

- Z przyjemnością, Harry.

- Sev, ciebie bym prosił o to, abyś wziął na swoje barki inferiusy – książę tylko przytaknął.

- Harry, wiesz, że oni mogą mieć wilkołaki? – spytał Remus.

- Cholera – zaklął avadooki – Bliźniacy, poradzicie sobie z nimi? – spytał.

- Jasne, ale daj nam jeszcze Rona i GD.

- Dobra. Kto pozbędzie się już dementorów, pomaga braciom Weasley. Hermiona, Ginny wy jesteście odpowiedzialne za stanowisko szpitalne. Blaise, Pansy - eliksiry – wydawał komendy Potter – Byli śmierciożercy zajmą się obecnymi zwolennikami Grindelwalda, a ja i Tom skopiemy dupę tej namiastce czarodzieja. Chciałbyś coś dodać, Tommy? – spytał nastolatek.

- Poza tym, że się cieszę, że nie jestem po drugiej stronie, to nic.


{{Time Skip}}

       Przed Ministerstwem Magii zebrała się, jak to Hermiona ich nazwała, Armia Obrońców. Po chwili w ich stronę zaczęli sunąć dementorzy. Harry dał znać i chwycił swoją różdżkę, po czym wypowiedział zaklęcie:

- EXPECTO PATRONUM! – świetliste zwierzęta ruszyły na stwory cienia, usuwając je z drogi.

- Potter, to dopiero rozgrzewka!! – ryknął Gellert.

- Wiesz, co? Powiem ci to samo, co usłyszał ode mnie ten stary Drops, a mianowicie "mniej gadania, więcej działania" – więc Grindelwald dał znak do ataku całymi swoimi siłami. Harry tylko przewrócił oczami na to zachowanie, po czym złapał Toma za dłoń i ruszyli w stronę Gellerta, po drodze nie przejmując się nawet odbijaniem klątw, gdyż Harry otoczył ich swoją barierą.

Tymczasem bliźniacy dzielnie stawiali opór wilkołakom. Gdy alfa złapał Freda i już chciał się wgryźć w jego szyję, gdy wtem przez pole walki przetoczył się tak potężny ryk, że większość wilkołaków puściła swoje ofiary i położyła się na ziemi. Ryk ten wydobył się z gardła nikogo innego, jak Remusa Lupina.

- Puść go, Max!! – zawył huncwot, zmieniając się w wilka o złotej sierści oraz większego trzykrotnie od alfy nazywanej Maxem.

- Nie, żebym w tej chwili narzekał – przemówił Harry do Toma – ale myślałem, że Sev wyleczył Remiego.

- Ja też tak myślałem, ale wygląda na to, że Remus wcale nie był mieszańcem, a czystym wilkołakiem i patrząc na jego umaszczenie, to wilkołak ze starego, że tak powiem, królewskiego stada – wyjaśnił Tom – A co jest w tym teraz najśmieszniejsze, to, że jest teraz nieśmiertelnym alfą królewską. Spójrz na jego głowę. Sierść na niej tworzy koronę, więc albo ten piesek puści Freda, albo nie zdąży nawet pisnąć, jak Lupin go rozszarpie, a Fred w jednym kawałku wróci do brata – po słowach Toma Lupin znów zawył.

- Powiedziałem: Puść go! – wilkołak niechętnie odrzucił Freda w stronę Lupina. Ten go złapał w locie i odstawił koło brata, po czym rzuciły się na wilkołaka, łamiąc mu kark i miażdżąc tchawicę, po czym zawył – Teraz ja jestem waszą alfą i jeśli w tej chwili nie wrócicie do siebie, zabiję każdego, kto mi się nawinie i potem każde jego młode, które zostało w domu oraz resztę watahy! – wilkołaki usiadły, zawyły i się wycofały. Lupin zmienił się z powrotem w swoją człowieczą formę i wyglądał na dość zdziwionego tym, co się przed chwilą stało.

- Później musimy pogadać – zaznaczył mu mistrz eliksirów, przyciągając go i całując.

- Ciekawe, jak z moją niespodzianką sobie poradzisz – spytał Gridenwald i z głównej ulicy wyszły wampiry, na co Harry tylko się zaśmiał i krzyknął do swoich.

- Rozsuńcie się – i na przód wyszła rodzina królewska, podając Severusowi koronę, którą on nałożył, a za nimi stał klan Volturi wraz z Aro, Markiem i Kajuszem na czele.

- Poznaj, Gellerze moich przyjaciół. Króla Severusa Snape'a oraz braci Volturi – Gridenwald przeklął siarczyście, gdyż wampiry zaczęły się kłaniać, jak nie przed Snapem to przed Volturi i znikały jeden po drugim.

- Inferiusy, na nich! – lecz to też nic nie dało, bo tylko usłyszeli szum skrzydeł i strumień ognia spalił część inferiusów, a resztą zajęły się wampiry. Harry zastanawiał się właśnie, skąd się tu wzięły smoki? Gdy zobaczył, że Charlie macha do kogoś, kto siedzi na największym z trójki smoków i gdy spojrzał w tamtą stronę, nie wierzył własnym oczom. Na smoku dumnie siedział Rubeus Hagrid, a smok wydawał się Harry'emu znajomy i okazało się, że to rzeczywiście jest znajomy smok. 'Norbert!'.

- Jeszcze coś Gellert, bo zaczynasz mnie nudzić! – zawołał Gryfon, po czym udał, że ziewa.

- Och, ty gówniarzu! Ja cię nauczę, jak się odnosić do czarodzieja mojego kalibru!

- Czyli jak? Poczekaj. Już wiem – odparł Harry i zwrócił się do przyjaciela – Ron, jak to mówiła Hermiona w pierwszej klasie "Mówi się? Wingardium Leviosa, nie Leeviosa" – młodzież ryknęła śmiechem, a Harry zaczął naśladować swojego wuja – Uczesałbyś się chłopcze! Tak się traktuję czarodziei twojego kalibru! Jak dzieci chcesz zobaczyć prawdziwą magię, to patrz! – powiedział Harry, po czym naciął sobie nadgarstek i przyłożył go do betonu, mrucząc śpiewnie łacińską inkarnację, po czym w miejscu, w którym stał Gridenwald, z ziemi wystrzeliły dwa ciemne stwory. Jeden go trzymał, a drugi włożył dłoń do jego ciała, wyjmując małą złoto podobną kuleczkę, po czym rzucił ją Harry'emu mrugając.

- Czy ty właśnie...? – spytał mężczyzna.

- Sprawdź – odparł mu szatyn. Czarodziej uniósł różdżkę i powiedział:

- Avada Kedavra – ale nic się nie stało – Skurwielu! Oddaj mi mój rdzeń magiczny! – wrzeszczał czarodziej.

- Nie – odparł krótko Harry – A jako główny auror i na twoje nie szczęście przewodniczący Wizengamotu popierany przez Ministra Magii Wielkiej Brytanii skazuję cię na dożywocie, jako charłak, a dożyjesz końca swych dni w mugolskim zamkniętym zakładzie psychiatrycznym – po czym odwrócił się do tłumu, chcąc im coś powiedzieć, gdy usłyszał, jak ostrze przecina powietrze. Gdy spojrzał w tamtą stronę, zobaczył, że Gellert wbił sobie miecz w gardło i pociągnął w dół – Idiota – mruknął – Nie potrafi rozróżnić iluzji i zablokowania mocy – po czym po prostu złapał Toma i deportował ich do Doliny Godryka, gdzie mieli wille rodu Potterów – Może nie powinienem rzucać tej iluzji? – powiedział zaraz po wylądowaniu.

- Harry, to była walka. On by cię zabił, gdyby tylko mógł.

- Może masz rację – odparł nastolatek, po czym wtulił się w Toma i zasnął.

- Przysięgam, że was zmienię, nawet wbrew jego woli. Jeśli jeszcze jakiś idiota będzie wam zagrażał – szepnął Aro, zjawiając się koło mężczyzn.

- I byłbyś pierwszą jego ofiarą, którą by zabił, a potem by zabił samego siebie – odparł mu Tom.





OKI  NIE  MAM  POMYSŁU JAK  TO  EXTRA  ZAKOŃCZYĆ, WIĘC JEST, JAK JEST

KOMENTARZE MILE WIDZIANE

MANIA

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top