$ 53 $ cz. 1


Rozdział wyjątkowo pisany przez Cessidy84 za pozwoleniem Mani.




          O godzinie 10:45 dwaj czarnowłosi i chudzi mężczyźni pojawili się w Atrium. Jeden wysoki, drugi niski. Jeden o czerwonych oczach, drugi o avadowych. Ten pierwszy miał na sobie czarny elegancki garnitur i ciemno-szamaragdowy krawat, a drugi z nich miał ciemno-zielony garnitur, białą koszulę i czarny krawat. Stroje dopełniały peleryny. Wyższy miał czarno-szmaragdowo-srebrną, a niższy ciemno-czerwono-złotą. Ich pojawienie się przykuło uwagę najbliżej stojących. Osoby te rozproszyli się, robiąc im przejście do wind. Harry podniósł tylko na to brew. Przy jednej z wind stało biurko strażnika.

- Proszę tu podejść – powiedział czarodziej znudzonym głosem.

- Harry, Tom, tutaj – odezwał się Lucjusz Malfoy. Mężczyzna przy biurku chciał coś zrobić dziwnym prętem, a Tom chciał mu przeszkodzić, lecz Lucjusz mu w tym przeszkodził, wskazując głową na ludzi ich obserwujących. Riddle luknął na nich kątem oka, więc ustąpił.

- Różdżka – mruknął czarodziej, odkładając złoty pręt i wyciągając rękę. Harry podał mu swoją różdżkę. Czarodziej rzucił ją na mosiężną tacę, będącą częścią jakiegoś dziwnego przyrządu przypominającego wagę o jednej szalce. Tacka zaczęła wibrować i po chwili ze szczeliny u podstawy przyrządu wysunął się pasek pergaminu. Czarodziej oderwał go i rzucił na skrawek okiem – Ostrokrzew, jedenaście cali, rdzeń z pióra feniksa, używana od sześciu lat. Zgadza się?

- Tak – bąknął Harry.

- To zatrzymam – rzekł czarodziej, wbijając skrawek pergaminu na mosiężny szpikulec – A to zwracam – dodał, pchnąwszy różdżkę w stronę Harry'ego.

- Dziękuję.

- Teraz pan – spojrzał na Toma. Przełknął ślinę, wyciągając rękę po jego różdżkę. Ten nawet nie kwapił się podać jednego ze swoich skarbów. Dopiero syk Harry'ego i szturchnięcie w ramię go otrzeźwiło go.

- Tom, daj panu swoją różdżkę. Zaraz ją odzyskasz, dopilnuję tego – Harry patrzył na Toma swoim ciepłym wzrokiem, i mówił, jak do dziecka zachęcając, by dał swoją zabawkę. Dopiero po minucie Riddle dał strażnikowi swoją różdżkę. Strażnik wykonał tę samą czynność, co poprzednio. Po chwili powiedział:

- Cis, trzynaście cali, rdzeń z pióra feniksa, używana od pięćdziesięciu dziewięciu lat. Zgadza się? – zwrócił się do Toma, oddając mu cisową różdżkę. Tom spojrzał na strażnika i już chciał mu coś powiedzieć, ale Harry chwycił go za nadgarstek i odpowiedział za niego:

- Tak. Do widzenia – poprowadził kochanka do windy. Lucjusz podążył za nimi jak cień. Gdy drzwi windy się za nimi zamknęły, Harry spojrzał na Riddle'a.

- Musiałeś robić scenę przed tym mężczyzną? On ci nic nie zrobił. Poza tym nie rób sobie nowych wrogów, jeśli chcemy żyć w pokoju – oznajmił.

- Przepraszam, mój wężyku – po tych słowach dojechali na górne piętra.

- Piąte piętro, Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, z Międzynarodową Komisją Handlu Magicznego, Międzynarodowym Urzędem Prawa Czarodziejów i Biurem Brytyjskiego Przedstawicielstwa Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów – wyszli z windy. Skierowali się do biura Amelii Bones, mieszczącego się w połowie korytarza. Lucjusz zapukał do drzwi.

- Proszę! – rozległ się głos asystentki. Weszli do środka – Słucham?

- Panowie Riddle i Potter do panny Bones w sprawie przesłuchania – objaśnił.

- Już zapowiadam – powiedziała rudowłosa młoda dziewczyna nie wiele starsza od Harry'ego. Weszła do kolejnego pomieszczenia, a chwilę potem wróciła, mówiąc: – Pani Bones cieszy się, że panowie przyszli. Prosi najpierw pana Riddle'a – powiedziała.

- Dziękujemy – Harry spojrzał na kochanka – Tom, proszę cię, nie denerwuj się. Amelia Bones jest ciotką mojej koleżanki ze szkoły, Susan Bones. Obie są po naszej stronie, więc odpowiadaj spokojnie na pytania i...

- Panie Riddle, proszę to przed wyjściem wypić – poprosiła ruda kobieta. Trzej mężczyźni spojrzeli na fiolkę, ale tylko dwaj od razu wiedzieli, czym ona jest, a Harry dopiero po chwili zorientował się, że jest to Veritaserum. Avadooki przełknął nerwowo ślinę, gdy poczuł ból blizny. Dał niemy znak Lucjuszowi, by zabrał stąd kobietę, a on pogada z czarnoksiężnikiem. Blondyn skinął na zgodę głową.

- Tom, uspokój się – prosił, gdy dodatkowo zobaczył czerwone jarzące się oczy. Mężczyzna spojrzał na swojego wężyka. Poddał się w końcu, więc wziął głęboki uspakajający oddech, po czym wyciągnął rękę po fiolkę. Lucjusz mu ją podał. Pociągnął dwie krople, po czym wszedł do biura kobiety. Wszyscy troje odetchnęli głęboko, gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły. Chłód opadł, a Harry usiadł na najbliższym krześle z ulgą.


            Tymczasem w biurze, Tom patrzył na jasnowłosą kobietę, siedzącą za swoim biurkiem.

- Dzień dobry, panie Riddle. Proszę usiąść. Jak mniemam, wypił pan Veritaserum? – spytała.

- Tak – odpowiedział monotonnym głosem.

- Dobrze. Standardowe pytania: Nazywa się pan Tom Marvolo Riddle? - Amelia zaczęła zaznaczać pytania, a odpowiedzi zapisywać pod spodem.

- Tak.

- Urodził się pan w sierocińcu Wool's znajdującym się kiedyś w Londynie w dniu 31 grudnia 1926? – zadała kolejne pytanie.

- Tak – odpowiedział. Zaznaczenie odpowiedzi. Spojrzała na mężczyznę, myśląc chwilę nad pytaniem.

- Zabił pan wielu ludzi i torturował, był pan świadom tego? – spytała.

- Nie do końca – odparł. Amelia zmarszczyła lekko czoło.

- Proszę rozszerzyć swoją wypowiedź – poprosiła.

- Od najmłodszych lat Albus Dumbledore uważnie mnie obserwował, szczególnie po moim szóstym roku – odparł.

- Wie pan dlaczego? – spytała.

- Tak.

- Proszę opowiedzieć.

- Bo na szóstym roku otworzyłem Komnatę Tajemnic, wrabiając na koniec Rubeusa Hagrida – oświadczył.

- To znaczy, że jest pan dziedzicem Salazara Slytherina – stwierdziła.

- Tak. W ten wypadek nie był zamieszany. Po szkole wrabiał mnie w wiele zbrodni, których nie popełniłem, a on to robił, mówiąc swoim ludziom, że to ja robiłem. Sprawił, że społeczność czarodziejów nazwała mnie następcą Gridenwalda i drugim Czarnym Panem – objaśnił.

- Czy to prawda, że panna Ginny Weasley miała być zeswatana z Harrym Potterem? – spytała Amelia.

- Tak. To miało być aranżowane małżeństwo bez zgody obojga dzieci ~ Nie jestem dzieckiem! ~ usłyszał buntowniczy głos Harry'ego, ale nie zwrócił na to uwagi i mówił dalej – Weasley'owie mieli się wzbogacić na majątku Potterów. Gdyby nie dług Weasley'ów wobec Malfoy'ów nie było, by ich małżeństwa. Teraz oboje są szczęśliwi – wyjaśnił. Kobieta usiadła wygodnie w swoi fotelu i spytała:

- Słyszałam wiele plotek o związku miłosnym między sławnym wybrańcem a Lordem Voldemortem. Może mi pan o was coś więcej opowiedzieć? – poprosiła. Tom zmarszczył brwi, czując, że serum przestaje działać.

- Nie zmuszałem mojego wężyka do tego związku – odparł w zamian.

~ Tylko nie "wężyku"! ~ Tom usłyszał oburzony głos Harry'ego swoim umyśle. Uśmiechnął się mentalnie. Uwielbiał wkurzać tego chłopaka.

~ Tak, tak, wężyku ~ zaśmiał się Tom nie świadom, że się uśmiecha.

~ Tom! ~ jęknął Harry.

~ Jęczeć to będziesz w naszym łóżku ~ Tom wyczuł, że Harry jest zakłopotany i wiedział, że na jego twarzy pojawia się gryfońska czerwień. Zaśmiał się pod nosem, tym razem na głos.

~ Grozisz, czy obiecujesz? ~ pytanie zawisło w powietrzu.

- Panie, Marvolo, jest pan tam? – przypomniała o swojej obecności pani Bones.

- Tak, tak. Przepraszam. To przez pewnego wężyka – powiedział Riddle.

- Wężyka? Czyli kogo? – spytała pani Bones.

- Mój prywatny ból głowy, czyli Harry'ego Pottera... O Gryfonie mowa – i w tym momencie drzwi się otworzyły. Tom wciąż siedział w swoim fotelu.

- Odczep się! – powiedział Harry, pakując się Tomowi bezczelnie na kolana. Amelia była nieco zdziwiona zachowaniem młodego Pottera, ale nie skomentowała tego.

- To może teraz z panem porozmawiam, skoro pan tu już jest – powiedziała, gdy już ochłonęła.

- Jasne! Nie ma sprawy, tylko niech moje krzesełko zostanie! – Tom, lekko się śmiejąc, strzelił go w potylicę, na co Harry się oburzył, a Amelia zachichotała.

- Nazywa się pan Harry James Potter, urodzony 30 lipca 1980 roku?

- Tak.

- Czy jest pan pod Imperiusem? – zapytała.

- Nie. Imperius na mnie nie działa.

- Jak to?

- Na czwartym roku Barty Crouch Junior, pod postacią Alastora Moody'ego na mnie go rzucił podczas lekcji obrony przy całej klasie. Oparłem się mu bez trudu – oznajmił.

- Ja także rzuciłem na swojego wężyka Imperiusa. Oparł się – wtrącił się Tom – Kilka miesięcy później – dodał.

- Och, naprawdę? – zachwyciła się kobieta.

- Tak – odpowiedzieli jednocześnie.

- Harry, czy byłeś zmuszany do czegokolwiek pod wpływem Cruciatusa lub ktoś cię zaszantażował?

- Nie, nigdy.

- To może dostałeś eliksir miłosny, żebyś się zakochał panu Riddle'u?

- Ta, jasne! – oburzył się Riddle, nim Harry zdążył się odezwać lub nabrać powietrza – Jakbym nie wiedział, jak skończyła moja matka. A poza tym, nie potrzebuję, aby ten mój wężyk mnie pokochał – i w tym momencie Harry na te słowa złapał przysłownego buraka – O widzi, pani? Znowu mamy gryfońską czerwień – zaśmiał się. Kobieta kiwnęła potwierdzająco.

- Harry, co zamierzasz robić w najbliższej przyszłości? – spytała.

- Ja chcę zostać aurorem. Już zrobiłem pierwszy krok. Usidliłem największy postrach czarodziejskiego świata – wskazał na Toma. Mężczyzna znowu go walnął w potylicę – Reszta jest naszymi przyjaciółmi.

- A co z Weasley'mi? – spytała Amelia.

- Większość jest po naszej stronie, tylko Molly nie jest. Wydziedziczyła córkę. Obecnie Ginny przebywa z Draco i jest szczęśliwa i ma się dobrze – odparł Harry.

- Ostatnie pytanie: Co zamierzacie teraz zrobić?

- Teraz? – spytał Tom. Spojrzał na Harry'ego, a on na niego, po czym uśmiechnęli się do siebie – Zamierzamy iść na dzisiejszy proces Dumbledore'a. Zobaczymy, jak to się potoczy. Dziękujemy, pani Bones – wstał i wraz z Harrym wyszedł. Deportował ich z korytarza do ich domu. Tam dopiero odetchnął po tych wszystkich pytaniach. Czekał ich jeszcze proces dziś wieczorem, ale tym razem nie musieli być przepytywani. Ulżyło mu.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top