7.

Tony zapewne nie odczułby zbyt mocno zmian jakie zaszły w jego życiu (albo raczej w jego domu), gdyby nie fakt, iż jak na złość nadszedł czas długich ferii świątecznych, co oznaczało ponad miesiąc wolnego od szkoły. Nie mógł nawet liczyć na wsparcie Rhodey'ego i Pepper, bo oboje wyjechali z rodzicami za granicę. Szczęściarze. Sam też chętnie by wybył, ale bał się zostawić swój dom w rękach tej bandy dziwaków, która dumnie nazywała się „Mścicielami".

Najciekawszym, co wydarzyło się w ciągu kilku ostatnich dni, było dziwne przymierze Banner&Barton. Można było dość do wniosku, że po tym jak obaj próbowali się nawzajem pozabijać, będą się unikać i skrycie nienawidzić.

Nie było nic dalszego od prawdy.

Barton postanowił, że od razu rozmówi się z Bannerem, żeby oszczędzić sobie potem niezręcznych sytuacji. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, a nawet więcej. Pomimo wszystkich dzielących ich różnic, zwyczajnie odkryli w sobie bratnie dusze. Chociaż oddzielnie obaj byli bardzo w porządku, to razem zmieniali się nie do poznania, siejąc dookoła gniew, smutek i zgryzotę w polewie z ironii najwyższych lotów.

Tony nazywał ich po cichu trollami, ale irytację nad takim obrotem sprawy zwyciężała radość, iż nieśmiały i wyobcowany Bruce znalazł sobie nowego przyjaciela.

Kolejnym dziwnym odkryciem było to, iż Natalie Rushman jest w rzeczywistości Natashą Romanoff – światowej klasy zabójczynią, poszukiwaną za liczne zbrodnie, która od TARCZY dostała ostatnią szansę na powrót na jasną stronę mocy. Przez pierwsze kilka dni, po wydobyciu tej informacji na światło dzienne, Tony próbował jej unikać, ale nie dał rady robić tego zbyt długo. Odkryła jego słabość do słodyczy i zaczęła codziennie piec muffinki, przez co postanowił przymknąć oko na jej przeszłość.

Problemem pozostawał Rogers. Chociaż Tony wciąż łudził się, że jakoś uda mu się omijać blondyna szerokim łukiem, szybko okazało się, że jest to absolutnie niemożliwe. Doszedł nawet do wniosku, że reszta domowników sprzymierzyła się przeciwko niemu i specjalnie doprowadza do sytuacji, w których on i Rogers zostawali sami w pomieszczeniu.

Tak było również tego wieczora.

W telewizji miał lecieć maraton Star Treka, na którego oglądanie umówili się już kilka dni wcześniej. Nagle jednak okazało się, że Tasha koniecznie musi zrobić zakupy, a Bruce i Clint są jej do tego bardzo potrzebni. Efekt był taki, że na seansie zostali tylko Tony i Steve.

Tony nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Zajął strategiczne miejsce na brzegu sofy i próbował skupić się na wyświetlaczu swojego tabletu. Fakt, że Steve robił dokładnie to samo na drugim końcu sofy (używał jednak do tego zeszytu i ołówka) wcale nie podnosił go na duchu.

I pomyśleć, że kiedyś uparcie twierdził, że nic nie jest w stanie zniechęcić go do oglądania Star Treka...

Jakby tego było mało, Rogers wyciszał dźwięk za każdym razem gdy zaczynał się spot reklamowy. Nie było absolutnie nic gorszego niż mieć go na wyciągnięcie ręki, słyszeć skrobanie jego ołówka o papier i jego oddech...

- Czy mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego tak bardzo mnie nie lubisz? – zapytał Steve tym swoim cudownym głosem, korzystając z jednej z przerw między odcinkami.

To pytanie zabolało. Dlaczego nie mógł po prostu zostawić tego tematu w spokoju? Dlaczego drążył go bez przerwy z takim uporem? Już dawno powinien zdać sobie sprawę, że im obojgu sprawia to ból. Tym razem przekroczył granicę. Tony poczuł jak coś w nim pęka. Dłużej tego nie wytrzyma, musi to z siebie w końcu wyrzucić.

- Jak mogę cię lubić, skoro sypiasz z moim ojcem?

Steve odwrócił się gwałtownie i spojrzał na Tony'ego z przerażeniem. Chłopak miał ochotę uciec, nie znalazł w sobie nawet dość odwagi, by chociaż rzucić okiem na blondyna. Czuł jak jego twarz zaczyna płonąć ze wstydu pod naporem tych cudownych niebieskich oczu.

- Dlaczego uważasz, że ja... i twój ojciec...

- To jak się do ciebie zwraca, jak ty zwracasz się do niego... i kiedy pierwszy raz was razem zobaczyłem, ty...

- Tony – powiedział Steve przerażająco głośno. – Spójrz na mnie.

Brunet bardzo powoli odwrócił głowę i poczuł jak wszystko w nim mięknie i zaczyna wirować w zawrotnym tempie. Chciał uciec od niego wzrokiem, ale nie potrafił. Steve działał na niego jak magnes; gdy już raz dał mu się przyciągnąć nie był w stanie uciec.

- Dlaczego tak bardzo boli cię, że mógłbym być z twoim ojcem?

- Po prostu nie chcę...

- Dlaczego?

Spróbował odwrócić głowę, ale Steve ujął w dłonie jego policzki i przytrzymał mocno.

- Bo to boli...

- Tony, zacznij się jaśniej wyrażać – westchnął blondyn. – Próbuję zrozumieć, o co ci chodzi, ale twoje odpowiedzi ani trochę mi nie pomagają. Co cię boli? Że mógłbym być z twoim ojcem? Dlaczego miałoby cię to boleć?

- On cię skrzywdzi – szepnął Tony. Z każdą chwilą wszystko bolało go coraz bardziej. Czy on tego nie widział? – Wszystkich zawsze krzywdził. Nie robił tego specjalnie, ale nigdy nikt nie był z nim szczęśliwy dłużej niż kilka tygodni. Nie chciałem żeby skrzywdził też ciebie.

- To nie prawda – prychnął Steve. – Gdyby tak było, próbowałbyś zniechęcić mnie do swojego ojca, natomiast ty, za wszelką cenę, chciałeś zniechęcić mnie do siebie. To nie ma sensu, Tony.

- Po prostu wolałem żebyś nie lubił mnie od razu, niż najpierw mnie lubił, a potem nienawidził przez mojego ojca.

Rogers odetchnął głęboko i powoli odsunął się od niego. Co dalej? Wciąż patrzył się uważnie na Tony'ego, po czym...

...zaczął się śmiać.

Śmiał się tak głośno i tak szczerze, że Stark w ogóle przestał z tego cokolwiek rozumieć. Wyrwany spod magnetycznego wpływu blondyna, zerwał się z sofy i spróbował uciec, jednak Steve szybko złapał go za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Przez chwilę szarpał się i wyrywał, ale w końcu dał za wygraną.

- Co jest w tym takiego śmiesznego? – jęknął Tony zbolałym głosem, co w końcu doprowadziło Rogersa do porządku.

- Zanim przystąpiłem do projektu doktora Erskine'a miałem astmę i poważną wadę serca.

- To nadal nie jest...

- Tony, twój ojciec robił mi EKG.

Bruneta zatkało. Cóż... to rzeczywiście wiele tłumaczyło. Na pewno większość. Dlaczego sam na to nie wpadł? Dlaczego od razu podejrzewał najgorsze? To wszystko wina jego ojca. Gdyby nie jego rozwiązłe życie towarzyskie Tony'emu coś takiego nigdy nie przyszłoby do głowy.

- Czyli ty... i mój ojciec... nie...?

- Oczywiście, że nie.

- To wcale nie jest takie oczywiste.

- To jest bardzo oczywiste, bo jestem zainteresowany kimś innym.

Tony'emu dość długo zajęło zrozumienie tej aluzji. Myślenie zdecydowanie utrudniał mu fakt, że tylko jedna ręka Steve'a spoczywała na jego ręce. Drugą natomiast zaczął gładzić jego plecy wzdłuż linii kręgosłupa, od szyi, aż po kość krzyżową i z powrotem, przyciągając go jednocześnie w swoją stronę. Dlatego właśnie Tony uświadomił sobie, że blondyn bezczelnie go podrywa dopiero w momencie, w którym usiadł na jego kolanach, a jego cudownie miękkie usta dotknęły jego własnych.

To był bardzo krótki pocałunek, bardziej przypominał próbę przed czymś poważniejszym, niż prawdziwą pieszczotę.

- Chcesz dalej oglądać, czy wolisz pójść do mojego pokoju? – zapytał Steve, pochylając się nad nim tak nisko, że niemal stykali się nosami.

Co miał mu odpowiedzieć? „Bardzo chętnie, ale mam tylko siedemnaście lat"? Nie miał w tym żadnego doświadczenia, nie potrafił nawet rozmawiać o podobnych rzeczach. Właśnie dlatego do tej pory nigdy mu nie wychodziło...

- No ładnie, Steve – zaśmiał się Clint, wchodząc do pokoju. Tuż za nim szedł Bruce i obaj byli obładowani zakupami. – Jak to będzie wyglądało, gdy chluba narodu, uosobienie cnót wszelakich pójdzie siedzieć za seks z nieletnim?

Rogers spojrzał na niego zdezorientowany, po czym przeniósł spojrzenie na Tony'ego. Już miał coś powiedzieć, gdy Stark odwrócił się do Clinta i syknął:

- Nie twój interes, Barton, co będziemy robić.

W normalnej sytuacji Clint nie darowałby sobie rzucenia kilku dosadnych uwag, jednak tym razem Bruce szturchnął go lekko biodrem i puścił mu oko, po czym obaj wyszli.

- Podejrzanie łatwo nam odpuścili – zauważył Tony, uśmiechając się nieśmiało do Rogersa.

Steve odwzajemnił uśmiech i znów go pocałował. Ich usta stykały się tak delikatnie, że Stark zaczął się obawiać, iż tego wieczoru nie przekroczą granicy skromnych pocałunków. Na to nie mógł pozwolić. Akurat na całowaniu znał się co nieco, postanowił więc narzucić blondynowi odrobinę szybsze tempo.

Przysunął się do niego, oparł dłonie na jego ramionach i ostrożnie ugryzł jego dolną wargę. Rogers, zupełnie jakby tylko na to czekał, objął go mocniej i przysunął jeszcze bliżej do siebie, po czym wsunął język między jego usta. Tony aż westchnął z rozkoszy. Nie spodziewał się, że tak dyskretna motywacja może zmienić aż tyle.

Zmieniła absolutnie wszystko.

Z każdą chwilą Steve był coraz bardziej agresywny. Na przemian ssał i przygryzał wargi Tony'ego, rozczesywał mu palcami włosy, masował klatkę piersiową. Stark próbował odwdzięczać się mu tym samym, ale bardzo szybko dotarło do niego, że zupełnie stracił kontrolę nad sytuacją. Nie sprzeciwiał się nawet, gdy Steve podniósł go i zaniósł do swojego pokoju.

Próbował się rozejrzeć, ale blondyn nie włączył światła i od razu położył go na łóżku. Odsunął się od niego tylko na chwilę, by włączyć odtwarzacz. Tony zaśmiał się mimowolnie, gdy usłyszał Sinatrę. Steve potarł kark, speszony jego reakcją. Nawet w ciemnym pokoju jego niebieskie oczy zdawały się błyszczeć. Niby jak mógł mu czegokolwiek odmówić? Dosunął się do ściany, by zrobić mu więcej miejsca, z czego blondyn od razu skorzystał.

Leżeli obok siebie, całowali się, ocierali się o siebie nawzajem. Tony nie zauważył nawet, w którym momencie zaczęli się rozbierać (zauważył jedynie, że bardzo trudno rozpina się koszulę jedną ręką), a potem byli już w samej bieliźnie. Dysząc ciężko przysunął się jeszcze bliżej do Steve'a, oparł nos o jego obojczyk i pozwolił mu wsunąć kolano między swoje uda.

- Och, Tony, i co ja mam teraz zrobić? – zaśmiał się Rogers prosto w jego ucho.

Doskonale czuł pulsowanie gorąca przez cienki materiał, nie musiał więc pytać, co miał na myśli. Nie odpowiedział mu; zamiast tego zaczął się o niego mocno ocierać. Steve od razu pojął jego zamiar i zaczął mu pomagać. Ich ciała zaczęły lekko drżeć i wibrować, po czym naparli na siebie w przypływie spełnienia.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, od jak dawna nie mogę przestać o tobie myśleć? – wydyszał blondyn, głaszcząc kciukiem policzek Tony'ego.

- Od trzech miesięcy?

- Od ponad roku.

Tony odsunął się od niego, aby móc spojrzeć mu w oczy. Steve wykorzystał to, aby położyć się na plecy, przyciągnął do siebie z powrotem młodego Starka i pozwolił mu położyć głowę na swoim ramieniu.

- To bardzo długa historia, ale z grubsza sprowadza się do tego, że Howard kiedyś zmusił mnie do obejrzenia wywiadu z tobą. Potem nagle zacząłem zauważać, że wszędzie jest ciebie pełno. No wiesz, w gazetach, radiu, telewizji. Normalnie w ogóle nie pomyślałbym że jesteś w moim zasięgu, ale w końcu znałem twojego ojca.

- Nie mogłeś go poprosić żeby wcześniej nas sobie przedstawił? – Tony aż zaklął w duchu na myśl, ile problemów by im to zaoszczędziło.

- Bałem się, że możesz mnie uznać za zbyt... nachalnego?

- Dlaczego uważasz, że miałoby mi to przeszkadzać?

Nie mieli siły długo rozmawiać. Tony pozwolił Steve'owi całować się i głaskać, odwzajemniając mu się tym samym, dopóki nie był zbyt zmęczony, by choćby ruszyć palcem u nogi. Cudownie było mu zasypiać z myślą, że wreszcie znalazł sobie idealne miejsce do spania, bez kłębiących się w jego głowie myśli i koszmarów, i obudzi się przy kimś, kto należał tylko i wyłącznie do niego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top