Wstęp

Niespisane

Nienawidzę chłopców. Zwłaszcza tych w gimnazjum.

Lekkomyślni, hałaśliwi, głupkowaci.

Okropni.

Ale wśród nich wyróżniał się jeden. Haruka Komori, z równoległej klasy. Był niski, blady a jego głos przypominał śpiew skowronka. Miał ciepły głos. Prawie jak dziewczyna. Był jak część wiosny. Pięknej wiosny, podczas której kwitnie tyle wspaniałych kwiatów. Zawsze stał z boku, gdy inni się kłócili i hałasowali. Służył radą, gdy było potrzeba. Nie dało się go nienawidzić, tak czy inaczej. Był prawie jak anioł. I był moim najlepszym przyjacielem. Zaczęło to się w piątej klasie podstawówki.

- Cześć - powiedział. Siedziałam, jak zwykle z resztą, na ławce z tyłu szkoły i czytałam - Mogłabyś się rozerwać - burknął - Zawsze kiedy cię widzę, to czytasz - Dodał. Usiadł koło mnie.

- T-to źle? - Zapytałam. Na mojej twarzy wyraźnie malowało się przerażenie

- CO?! Nie! - Zaprzeczył. Uśmiechnął się słabo - Po prostu mnie to zastanawiało. - Przeczesał swoje kruczoczarne włosy palcami - Niedawno się przeprowadziłem i przykułaś moją uwagę - Uśmiechnął się. - Jestem Haruka. ale wszyscy nazywają mnie Haru - Na oczy opadały mu kosmyki włosów rozwiewanych przez powiew letniego wiatru - Chciałabyś być moją przyjaciółką? - Zapytał. Odgarnęłam włosy z czoła. Moje brązowe oczy otworzyły się szerzej.

- Ty... - Wskazałam na niego drżącą ręką - Chcesz przyjaźnić się ze mną? - Mój głos był cichy i drżący.

- To takie dziwne? - Uniósł brew. Pokręciłam przecząco głową, a on się roześmiał - Nie martw się. To prawda - Jego śmiech, jak dźwięk dzwonków, rozbrzmiewał wśród szumiących drzew. - To jak? - Wyciągnął rękę - Idziesz na to? - Uśmiechnął się. Spojrzałam na niego niepewnie i chwyciłam jego dłoń.

- Mogę spróbować - Odpowiedziałam.

I tak to się zaczęło.

Haru zawsze był blisko. Bronił mnie. Dzięki niemu też poznawałam ludzi i próbowałam rzeczy o których wcześniej nie słyszałam. Było tak do pierwszej gimnazjum

"Haruka i Ayame ciągle ze sobą łażą" mówili.

"Chyba są parą" mówili.

"Podobno kiedyś na tyłach szkoły uprawiali seks" mówili. Ale to były kłamstwa.

- Haruka! - Krzyknęli raz za nim chłopacy gdy kończyliśmy lekcję - Idziemy na lody. Idziesz z nami? My stawiamy - Zapewnili. Haru spojrzał na mnie i dostrzegł mój nieobecny wzrok.

- Sorry, chłopaki. Ale nie mogę... - Uniósł ręce w akcie bezradności, Wiedziałam że robi to ze względu na mnie, I źle się z tym czułam.

- Haru - Powiedziałam cicho - Mogę iść dzisiaj sama do domu - Dodałam z niepewnym i mało widocznym uśmiechem - Możesz iść - Zapewniłam. Odwróciłam się i poszłam w stronę domu. Kiedy byłam pewna że nikt już mnie nie zauważy pozwoliłam sobie usiąść pod drzewem i uronić kilka łez. Wróciłam do domu po szesnastej.

Wyjęłam telefon. 10 wiadomości od Haru.

Pierwsza "Dzięki że pozwoliłaś mi iść. Lody były pyszne" - wysłana po o 14:59

Druga "Wszystko dobrze? Jesteś już w domu?" - o 15:04

Trzecia - "Czemu nie odpisujesz? Co się dzieje?" - o 15:10

Czwarta - "Ayame! MAM JUŻ DOŚĆ! ODPISZ?!" - 15:13

Piąta - "Smuteczek. Odpisz nooooooo. Martwię się" - 15:16

Szósta - "MAM JUŻ DOŚĆ TEGO PISANIA! OBIECUJĘ ŻE JEŻELI MI NIE ODPISZESZ TO NIE BĘDĄ SIĘ DO CIEBIE ODZYWAŁ DO KOŃCA ŻYCIA!" 15:22

Siódma - "No dobra, może do końca tygodnia. Ale odpisz wreszcie." 15: 24

Ósma - "Ayame... no weź odpisz. Martwię się..." - 15:30

Dziewiąta - "No weź... Następnym razem zabiorę cię ze sobą! Odpisz mi wreszcie!" - 15:40

Dziesiąta - "Ayame, proszę cię. Odpisz. Martwię się" 15:50

Westchnęłam czytając wszystkie te wiadomości. Czyżby on nie miał życia?

Wybrałam numer i napisałam "Nie martw się. Nic mi nie jest. Po prostu miałam wyłączony telefon"
Kłamstwa.
Kłamstwa przychodziły mi tak łatwo, nawet jeżeli chodziło o Haru.

Po kilku minutach odpisał."Aha. Spoko. Jutro ci to jakoś wynagrodzę"

Z czasem Haru i ja zaczęliśmy się od siebie oddalać.
On się zaprzyjaźnił z chłopakami, ja siedziałam sama ze swoimi papierowymi przyjaciółmi.

Raz szłam niedaleko placu zabaw. Chłopaki mieli tam jakiś spęd, czy coś.

- HEJ! Murasaki! - krzyknął któryś. Spojrzałam w ich stronę. Haru tylko patrzył z osłupieniem - Chodź! - Zawołał. Podeszłam do nich.

- O co chodzi? - Zapytałam cicho nawet na nich nie patrząc. Przyciskałam książkę do piersi. To mi dawało poczucie bezpieczeństwa.

- Może byś chciała z nami zagrać? - Zapytał. Miał ciemne włosy, prawie czarne. I piwne oczy. Był wysoki i dobrze zbudowany, do tego miał krostę na nosie. - Gramy w Policjantów i złodziei, brakuje nam jednej osoby - Powiedział.

- Ja.... - Zaczęłam. Oczywiście jąkałam się - Ja muszę się uczyć... i wolałabym poczytać... - Mój głos drżał.

- A co czytasz? - Zapytał. Pokazałam mu okładkę. - Balsa...mista... - Przeczytał powoli. - Co to?- Eeee... - Znów się jąkałam - To jest manga... - Wpatrywałam się tępo w przestrzeń.

- A o czym? - Wiedziałam że się uśmiecha. Że tylko chce mnie ośmieszyć.

- To jest o tym, co czujemy kiedy odchodzą najbliżsi - Wyszeptałam - Jest o bólu, tęsknocie, smutku. Główny bohater to kobieciarz, ale bez żadnej laski na stałe, wiec jeżeli jest się osobą która lubi marzyć to - Westchnęłam - To można sobie pofantazjować na jego temat. Jaka dziewczyna byłaby jego wybranką. Jak wyglądałby ich ślub. Jak by ją traktował. Albo czy w ogóle by ją znalazł...

- Ayato - Usłyszałam głos Haru - Zaczynamy? - Powiedział z uśmiechem.

- No to jak, mała? Grasz z nami? - Zapytał jeszcze raz ciemnowłosy. Zerknęłam na Haru.

- Tak... - Odpowiedziałam niepewnie.

Włożyłam książkę do torby i położyłam przy ich plecakach.
Skończyło się tym że byłam w drużynie złodziei.
Szczęście.

Poszłam za krzaki.
Były przy drabinkach, wiec mogłam się za nimi schować.
Kiedy już usiadłam dostrzegłem obok mnie Haru.
Zerknęłam na niego. Wpatrywał się w przestrzeń w poszukiwaniu policjantów.
- A! JEST ZAJĘTE! - krzyknęłam po czasie. Wstałam gwałtownie. Poczułam jak łapie mnie za rękę.
- Nie musisz - powiedział z lekkim uśmiechem - już szukają - dodał. Spojrzał na mnie wciąż się uśmiechając - chyba się nie boisz? - zapytał żartobliwie. Usiadłam przy nim. Nasłuchiwał. Wypatrywał. Brał tą grę na poważnie.
- Eem... Haru - zaczęłam. Zacisnęłam ręce na kolanach - Chodzi o to że....
- Csii - ucieszył mnie - zbliżają się - dodał. Wychylił się zza drabinek lekko.
- Ktoś musi tam być - usłyszałam - naprawdę - jęknął jeden z policjantów.
- zostań tu - rozkazał Haru. Wstał i wybiegł.
- Mówiłem że ktoś tam był! - krzyknął jeden triumfalnie.
Wychyliłam głowę zza krzewów. Klęczałam. Moje nogi były lekko zabrudzone.
Siedział w więzieniu.
- Teraz albo nigdy - powiedziałam sama do siebie. Wyskoczyłam zza krzaków i pobiegłam, najszybciej jak potrafiłam, do Haru. By go uratować. - Haru! - krzyknęłam. Dotknęłam jego ramienia. Po chwili wstał i pobiegł w innym kierunku. Ułożył usta w bezgłośne "dziękuję"
- Co? UCIEKAJĄ! - krzyknęli policjanci.
Pobiegli po nas.
Skończyło się tym że oboje siedzieliśmy w więzieniu.
- przepraszam - jęknęłam.
- Za co? - zapytał. Siedział w pozycji embrionalnej.
- Gdybym nie ukryła się tam gdzie ty.... Nie znaleźli by Cię - powiedziałam.
Zaśmiał się.
- Głuptasie! - zawołał. Wybuchnął głośnym śmiechem. - To tylko gra - prychnął.
Uśmiechnęłam się. Jednak nie zmienił się tak bardzo... Pomyślałam. - A jeżeli to by było naprawdę? - zapytałam chichocząc.
- Naprawdę? - dalej się śmiał - To co byś wtedy zrobiła?
- Emm - zacisnęłam ręce w pięści - zabiłabym wszystkich - odpowiedziałam.
- Naprawdę? - skinęłam głową. Położył się na ziemi i zwijał ze śmiechu - Dziwaczka - dodał żartobliwie, patrząc na mnie.
Szybko skończyliśmy grę.

Wzięłam torbę i spojrzałam na niebo.
- Będzie padać... - westchnęłam. A ja nie mam nic na deszcz dodalam w myślach. Opuściłam boisko i poszłam w stronę biblioteki. Oddałam szybko książki i wyszłam.
Zaczynało kropić.
- O nieee - jęknęłam.
Pobiegłam do pobliskiej świątyni. Ukryłam pod zadaszeniem.
- Ale się rozpadało - usłyszałam.
- Haru - stwierdziłam. Wychyliłam głowę by się upewnić że to on.
- O. Ayame - powiedzia.
- Nieźle się rozpadało, co nie? - starałam się zacząć rozmowę.
- Pierwszy wiosenny deszcz - jego głos był naturalny - kto by pomyślał że Matka Natura tak nas nienawidzi - dodał. Zaśmiałam się cicho.
- Masz rację - zacisnęłam ręce na ramiączku torby - Haru? - mój głos był jakiś zdenerwowany.
- Tak? - on oczywiście idealnie spokojny.
- Z kim idziesz na Festiwal? - pierwsze co mi przyszło do głowy. - O ile w ogóle idziesz - dodałam. Nieee! Teraz pewnie uzna że myślę że jest nielubiany wśród ludzi... Nieeeee jęknęłam w myślach. Głupia Głupia Głupia!
- nie myślałem jeszcze nad tym - powiedział - Nie ma nikogo z kim chciałbym iść - odparł obojętnie.
- Zupełnie tak jak ja! - zawołałam - To znaczy... Nie że nie mam z kim iść ale....
- Ayame - westchnął. Wiedziałam że unosi oczy ku niebu - nie kłam. Wiem że nie masz z kim iść - coś mnie szturchnęło w ramię. To był jego łokieć.
- Haru.... - Mój głos był cicho.
- Myślałaś że co? Że nie zauważę? - zapytał unosząc brew. - Wiem że nie zdawałobyś się z tymi samymi dziewczynami które Cię odrzuciły - powiedział.
Położył mi coś na głowę.
- koszulka z w-fu? - zapytałam z paniką.
-Nie martw się. Nie używana - zapewnił. Zaczęłam wycierać nią głowę - Dzisiaj - dodał po chwili.
- CO? ZNACZY ŻE BYŁA UŻYWANA? - krzyknęłam. Spojrzał na mnie widocznie rozbawiony. Jego uśmiech był taki ciepły, figlarny. - Dziękuję - powiedziałam po chwili milczenia.
- Nie ma za co - burknął.

Odsunęłam koszulkę na tyle by zobaczyć jego twarz. Rumienił się. Zdenerwowana znów zaczęłam pocierać koszulką o włosy.
Nagle ją zajęłam. Haru patrzył na mnie z osłupieniem.
Starał się stłumić śmiech, nieudolnie.
- C... Co? - jąknęłam.
- Przepraszam, przepraszam - powiedział.
Wplątał swoje dłonie w moje włosy. Jego twarz była zdecydowanie zbyt blisko. Odsunął się po chwili.
- już - oznajmił - lwico - dodał. Czułam jak moja twarz pokrywa się rumieńcem.
- Haru... - zaczęłam. - Za blisko - szepnęłam. Szybko odwrócił głowę.
- Przepraszam - bąknął szybko - O! Przestało padać - walnął szybko - do jutra! - zawołał i pobiegł do domu.
Wróciłam i usiadłam przy biurku.

Był tak blisko. Czułam ciepło jego ciała....
Położyłam bezradnie głowę na biurku.
- Głupia - mówiłam uderzając w biurko - Głupia! Głupia! Głupia! - krzyczała na siebie.

Następnego dnia przed wejściem do klasy czekał na mnie Haru.
- Cześć! - powiedział.
- o! Cześć - odpowiedziałam szybko.
- Ayame wiesz....... - zaczął - rozmawialiśmy wczoraj o tym festiwalu i no wiesz.... Bo ten..... - uniósł dłoń ku twarzy i zakrył jej większość - skoro nie masz z kim iść to może.... - moje serce zamarło - może poszła byś ze mną? - zdałam sobie wtedy sprawę że nie oddycha.
Przez chwilę z zaciśniętymi ustami stałam i wpatrywałam się w niego.
- Ja.... - zająknęłam się - Jasne - odpowiedziałam cicho.
- Miło - uśmiechnął się. Poszedł w stronę swojej klasy - A! Ayame! Jeszcze jedno - odwrócił się - Ayato powiedział że jak chcesz to możesz z nami chodzić.
- Ch-chodzić? - mój głos zadrżal.
- no wiesz... Spędzać z nami czas na przerwach. - wyjaśnił - chyba Cię polubił - dodał.
Ja miałabym chodzić z chłopakami.
Z tymi samymi których tak bardzo nienawidzę.
Nienawidzę wszystkich
Poza Haru.

Od tamtej pory, raz na jakiś czas, spoglądaliśmy na siebie. Potem odwracaliśmy wzrok, tylko po to, żeby znów spojrzeć.

Zaczęliśmy częściej rozmawiać.
Wszystko znów było piękne.

- eeej - jęknął jakiś chłopak - znowu prowadzasz się z Komorim? - jęczał. Jedyne co robiłam to go ignorowałam. - No powiedz mi! No powiedz! - łaził za mną.

- Zamknij się - burknęłam pod nosem - Jesteś taki jak wszyscy - dodałam. Odwróciłam się do niego - Jesteś nieznośny i uciążliwy. Nienawidzę przez to chłopców - powiedziałam - WSZYSTKICH WAS NIENAWIDZĘ! - wrzasnęłam. Ręce miałam zaciśnięte w pięści.
Podniosłam głowę. Haru patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Haru... - szepnęłam cicho. Odwrócił się i poszedł w głąb korytarza.

W weekend poszłam o dziewiętnastej na Festiwal. Mieliśmy się tam spotkać piętnaście po.
Czekałam. Czekałam.
Było już po dwudziestej drugiej, ale ja dalej czekałam.
Na niebie zaczęły pojawiać się gwiazdy.
- To bezcelowe - szepnęłam sama do siebie - nie przyjdzie - mój głos, cichy i przepełniony smutkiem, nawet nie przebił się przez szum liści.
Łzy napłynęły mi do oczu. Dlaczego płaczę? Przecież to nie powód do płaczu myślałam opierając łzy.
Pobiegłam do domu.
Na pasach było zielone światło. Poszłam szybko.
Wtedy coś zabłysnęło mi przed oczami.

Pojawiła się ciemność.

Kiedy się obudziłam wszystko było rozmazane.

Po chwili obraz zaczął nabierać ostrości.

Byłam w szpitalu. W SZPITALU!

- Ayame - Powiedział mój brat bliźniak Ichiro. Miał rudobrązowe włosy, jak ja, i brązowe oczy, też jak ja. - Już się obudziłaś?

- Co się stało? - Jęknęłam.- co ja tu robię? - Byłam poddenerwowana. Zaczęłam się kręcić.

- Uspokój się - Położył mi dłoń na ramieniu - Wieczorem jakiś pijak potrącił cię samochodem - burknął. - Ktoś udzielił ci pierwszej pomocy i zadzwonił po karetkę - Dodał.

- Ile tu leżę?

- Od dwudziestej trzeciej coś... a teraz jest piętnasta czternaście to.... - Zastanowił się - Wiesz ze nie lubię matmy - Jęknął - Policz se sama - Wzruszył ramionami.

Po godzinie wyszedł. Wtedy nie było już nawet odgłosu klawiszy telefonu, która tak bardzo mnie denerwowały.

Była tylko cisza. Pustka.

Po dwóch tygodniach wróciłam do szkoły.

Haru... Gdzie jest Haru myślałam.

- Hej! - Pomachałam do Ayato - Wiesz gdzie jest Haru? - Zapytałam.

- Haru em... - Przeczesał włosy palcami. - Wyjechał. W tamten poniedziałek... - Wytłumaczył.

Moje oczy otworzyły się szerzej.

- No nie.... - Jęknęłam. - Dzięki Ayato - Podziękowałam cicho.

Zbliżał się koniec semestru. Koniec pierwszego roku w gimnazjum.

Koniec mojej miłości do Haru.
Wiosna się skończyła. Miało nadejść lato.
Lato którego tak nienawidzę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top