Rozdział 4

Jesteś jakiś niereformowalny
umysłowo!

Ren chwycił mnie za fraki.
Schylił się lekko.
Nasze usta się spotykają, a ja gapię się na niego jak jakaś głupia.
Staram się go odepchnąć, ale trzyma mnie zbyt mocno.
Nie mam już na tego popierdoleńca siły!
Chwyta mnie w pasie, przyciąga do siebie.
Moje ręce zwisają swobodnie.
Mija chwila.
Spuszcza uścisk.
Natychmiast się wyrywam z tego koła szaleństwa.
Zakrywam usta ręką, staram się nie rumienić.
- Ren... To był... - zaczynam, odwracam wzrok.

- Nie liczy się - rzucił - Pierwszy pocałunek, nie liczy się, jeżeli nie ma w nim żadnego uczucia - Spoglądam na niego z niedowierzanien. - Takie bezuczuciowe pocałunki są tylko wprawą, ćwiczeniem - wzrusza ramionami - wedle tego, ja też nie miałem swojego pierwszego pocałunku - wyciera pięścią kącik ust.
Miał tam trochę śliny.
- Okey, skoro nic do mnie nie czujesz to - walę go z całej siły w klatkę piersiową. Nie jestem wkurzona, raczej zdenerwowana jego ignorancją. - To spoko - powstrzymaj łzy.
Powstrzymaj je!
Nie mogę się teraz przed nim rozryczeć!
- Jesteś taki strasznie głupi - uderzam go jeszcze raz - Te twoje teorie! Te twoje teorie są jak z dupy wyjęte! - mój wrzask odbija się echem od ścian pustego, jak moja głowa, korytarza - Dlaczego... Jesteś taki fałszywy? - pytam.
- Huh? - rzuca. Uśmiecha się złośliwie widząc moją reakcję.
Jestem taka żałosna, że na mój widok zdobył się tylko na krótkie "huh".
Egh!
Dlaczego ten dupek musiał być moją pierwszą miłością?
Dlaczego skradł mój pierwszy pocałunek, a teraz robi z tego jakąś błachostkę?
ODDAJ MI MÓJ PIERWSZY POCALUNEK GNOJU!
- Płaczesz z tak błachego powodu? - ziewa - Kobiety - krzyżuje ręce na karku - Nigdy was nie zrozumiem - jęczy i odchodzi, pozostawiając mnie samą.
Drzwi się otwierają.
Ichiro i Shuzo wychodzą.
-Cieszmy się, wszystko wyjaśniłem - powiedział z uśmiechem Ichiro. Odwracam się - co jest? Czemu Płaczesz? - pyta.
Wycieram rękawem oczy.
-

to nic. Po prostu pełno tu kurzu - mówię.
Rena już nie ma.
Nie chcę mieć z nim już nic wspólnego.
Dlaczego.... Moje serce bije teraz tak szybko?
Egh!
Te efekty wnerwienia!
Nigdy nie zrozumiem jak mu się udaje.
Jak on może samą swą obecnością sprawić że osiągam szczyty zdenerwowania.

Okey.
Koniec.
Zapomnij!

***
Poniedziałek

Siadam w ławce i wyglądam przez okno.
Przyglądam się ludziom przechodzącym podwórkiem.
Mój wzrok skupia się na Renie.
- Ktoś tam jest? - pyta Ayato i wypatruje ze mną.
Uśmiecham się pod nosem.
- Nikt ważny. - mówię.
Ayato patrzy w tym samym kierunku co ja.
- Huh? Panicz Idealny? - unosi brew.
Wyrzuca gumę, którą miał przed chwilą w ustach, przez okno.
- HEJ! REN! TY FRAJERZE BEZ JAJ! SPÓJRZ TUTAJ! - drze się krasnal.
Zakrywam mu usta ręką.
Ciągnę go w dół.
Oboje chowamy się pod oknem.
- Nie chcę żeby tu patrzył - burczę. - Koleś mnie wnerwia - wyjaśniam.
- to czemu się na niego gapiłaś, jak głodujący na talerz z jedzeniem? - prycha.
Nie bądź taki mądry Ayato, bo ta mądrość Cię zgubi.
- On mnie pocałował - burczę.
- ŻE CO?! - pisnął, a ja go zdzieliłam elw tył głowy.
- Pocałował mnie - powtarzam - Ale on mówi że to nic nie znaczy, skoro nie było w tym uczucia - wzruszam ramionami - Może to i lepiej. Nie chcę żeby ten głupi, niedorozwinęty troglodyta był moim pierwszym. Już ty byłbyś lepszy - mówię.
- aha... Spoko - kojarzy fakty - Eeeej! - dopiero ogarnąłeś?
Prycham.
Wstaję i idę do łazienki.
BEZ PISUARÓW!
JEEEEJ!
NIE MUSZĘ SRAĆ W KRZAKACH!
JEEEEEEEJ!
Ale brakuje mi Yukki'ego..
I Routy....
Fajni byli.
- Murasaki-kun! Jakiś chłopak czeka przed szkołą - mówi przewodniczący kiedy jestem przed wejściem do łazienki.

Ugh!
Kogo przywiało?
Wychodzę na podwórko.
Przy bramie, oparty o kraty, stał Routa.
- Ayamecchi! - woła widząc mnie.
Podchodzę do niego.
Po cholerę przylazł.
Czy ja prosiłam żeby przyszedł?
Nie.
Więc po co on tutaj?
- Routa, frajerze, co ty robisz? - pytam.
Podchodzi do mnie i wciska mi w ręce mangę.
Tytuł : Siostrzyczka Predator.
Na okładce jest jakaś zakonnica z piłą mechaniczną.
Boże, człowieku!
Co ty czytasz?
- To moja nowa manga - wciska mi ją - masz. Masz no.... Ichirocchi mówił że lubisz!
- Nie lubię - zaprzeczam.
- Przecież lubisz! No masz.. Noooo maaaasz! - jęczy.
- NAUCZYCIELU! TEN CZŁOWIEK SPRZEDAJE PORNOSY NIELETNIM! - wrzeszczę.
W-fista i Strażnik Teksasu go unieruchomili.
Sprzątaczka założyła mu Nelsona.
- Ejjj.. No... Przyszedłem zobaczyć się z koleżanką! - woła.
Wystukuję na komórce szybko "Przyjdź po lekcjach"
- Okey Ayamecchi! - uśmiechnął się i poszedł.
Czasem naprawdę nie ogarniam facetów.
- Dziwak - wzdycham.
- O kim mówisz? - pyta ktoś za mną.
Odwracam się.
Podskakuję z przerażenia.
Ren zajada sobie pocky.
Nawet się cholernik nie podzielił.
A ja to się z nim zawsze dzielę.
Głupek.
- O! Ren... - jąkam się - j... Ja idę. Pa! - wołam i popierdalam, byle dalej od niego.
Przez to wszystko zapomniałam pójść do kibla.
Jak fajnie.
Zapomniałam się przez niego wysrać.
Rzucam się wkurzona na ławkę.
- Co jest Ayame? - pyta Hiro który, dosłownie znikąd, pojawia się tuż obok.
- Co ty... Jak... UGH! - nie mogę się nawet przez tego debila wysłowić.
Już ma zamiar odpowiedzieć, ale Pani pedagog zabiera go do siebie.
Pewnie wciśnie mu jakąś banalną mangę dla nastolatków.
Do klasy wchodzi Hanabusa.
No pięknie.
Jestem tak nieogarnięta, że nawet nie usłyszałam dzwonka.
Zajebiście.
- Moi drodzy! Piękne panie, szanowni Panowie! Mam dla was wielką nowinę! - co ty? Jesteś jakimś prezenterem telewizyjnym? Ibiszem? - Dzisiaj dochodzi nowy uczeń! Znacie go! Uwielbiacie go! Ba! Kochacie go! - przejdź już do konkretów. Nie mam całego dnia. -  Bez dłuższych wstępów oto.... - drzwi się otwierają i nie pozwalają mu dokończyć jego, jakże fascynującej, mowy.
Dzięki ci człowieku!
Wyjdę za ciebie na miejscu....
- Dobry! Mam się od dzisiaj uczyć w tej klasie - do klasy, z buta niczym Chuck Norris, wlazł Ren -  Gdzie mam siedzieć? - jaki bezpośredni.
Wycofuję się do Ayato.
- Bratku ratuj, moje serce płacze....  - szepczę.
- Ayame! Nie podrywaj Ayato! Stać Cię na więcej! - mówi Hanabusa.
Ayato przeszywa go nienawistnym spojrzeniem, a ja ledwo powtarzuję śmiech.
- Proszę Pana, to proszę nie podrywać Pana Satsukiego. Każdy chyba wie że spędziacie ze sobą każdą wolną chwilę - prycham.
Hanabusa robi się czerwony.
- Ayame, słonko. To tylko przyjaźń. Ja mam żonę i dziecko....
- Czyli jest Pan Bi..  Niedobrze...  - kręcę z dezaprobatą głową - Freddy był bi i źle skończył. Puścił się ze złą osobą i oto co z nim się stało - udaję zmartwioną.
Nie martw się Fredziu! Jestem pewna że Unduś ogarnął ci przezajedwabisty pogrzeb.
- Co? - Hanabusa unosi brew.
- Sro! Jeden do zera! Gramy dalej? - wołam i unoszę rękę w triumfanym geście.
Zasada profesora Hanabusy - każde słowo do którego dodasz Sra, Sro, Sre, Sri, brzmi dziesięć... Nie! Dwadzieścia razy lepiej!
No i on sam nauczył mnie tej gry.
Mieliśmy z nim zastępstwo na zajęciach dodatkowych z angielskiego .
No i cóż...
Nie chciało mu się zajęć prowadzić, więc nauczył nas gry Złap za słowo.
Chciał nauczyć nas Złap za Penisa, ale chłopcy się nie zgodzili.
Poza tym, nie byłoby zabawy.
Było tylko dwóch chłopaków.
- Nie bądź taka sprytna Sikoreczko - wystawia język.
- Jaka? - pytam.
Wiem, sama się wkopałam w gówno.
- Sraka! Wygrałem! - woła.
Cieszy się jak dziecko.
- Dobra! To gdzie mam siedzieć!? - przypomina się Ren.
- w dupie - burczę pod nosem.
- Chyba twojej - prycha.
- Chciałbyś - uśmiecham się złowieszczo.
- i tak byś mi nie dała - na mój złowieszczy uśmiech odpowiada swoim, dziesięć razy bardziej złowieszczym, uśmieszkiem.
-To jest jak kłótnia koooochanków - miauczy Yamato.
- Morda Sasaki! - mówimy jednocześnie. -  Nie mów tego samego co ja! - znowu - Nie! To ty nie mów tego samego co ja! Nie to ty nie mów! Zamknij się! - drzemy się na siebie nawzajem.
- Macie jakoś dziwnie połączone mózgi czy....  - pyta jakaś laska.
- Hikari! To nie jest połączenie mózgów! To miiiiiiłość! - Yamato, ty chyba naprawdę nie kochasz swoich zębów.
Jeżeli tak, to chętnie pomogę Ci w stracie kilku
Nastu.
- Sasaki - mierzę go wrogim spojrzeniem.
- Zamknij mordę, lub ci w tym pomogę - kończy Ren.
Jacy my jesteśmy zgodni dzisiaj.
Jak stare, dobre małżeństwo.
- Ren - Hanabusa wali go w plecy -  Siadasz gdzieś z tyłu - powiadamia go niczym pogodynek.
Dzisiaj na południu będzie zapierducha z piorunami.
Więc radzę sobie już zakupić dodatkowy pakiet, jeżeli nie chce państwo być odizolowane od społeczności w tym, jakże zacnym, okresie porozpierduchowym.
- AYATO! PRZESIADKA! IDZIESZ DO PRZODU! - drze się Hanabusa.
Błagam. Ratuj mnie młody.
W ogóle To nie wiem czy opisywałam wam bliźniaki Ichinose.
Jak nie odpisywałam, to opiszę teraz.
A jak opisywałam, to i tak opiszę.
LIKE A BOSS B|
Ayato jest niskim szatynem (ma zaledwie metr sześćdziesiąt) o niebieskich oczach i bardzo jasnej skórze i drobnej, puciowatej, twarzyczce.
Miski ma włosy do ramion, również czarne, i duże, niebieskie oczy, jak on. Jest też trochę wyższa od Ayato (ekhem... Każdy jest od niego wyższy... Ekhem). -  Nie przesiadam się - burczy i kładzie głowę na ławce.
- Wystarczy że przejdziesz do innej ławki... -
- Nie dam temu frajerowi mojej kochanej ławeczki! Była ze mną zawsze! Na dobre i na złe! W zdrowiu i w chorobie! - drze się.
Hanabusa już nie ma siły na tego chłopaka.
Prycham.
- to ją przenieś - burczy pod nosem.
Przeczesuje mega jasne blond włosy palcami.
Jest naprawdę wkurzony.
Czoło mu się marszczy.
- Nie chce mi się -  mówi Ayato.
- To poproś Ayame, dziewczyna silna da sobie radę - Hanabusa, nie wiem jak ty usiadłeś swoją obecną żonę.
Nie
Rozumiem
Tego
Faceta
- Nie zrobię tego. Dżentelmen nie powinien wykorzystywać damy - odpowiada szybko malutki.
- W dupie mam te wszystkie damy i Dżentelmenów. Mam dzisiaj z wami spędzić cały dzień, bo tak się dyrkowi usrało! Więc po prostu się przenieś i skończymy ten temat! - uderza głową w ścianę.
- Ale...  No...  - no i młody nie wie c powiedzieć.
Trudno.
Trzeba zainterweniować.
Wstaję.
- Ichinose nie chce się przenieść ponieważ wie że nie chcę siedzieć przy Renie - mówię beznamiętnym tonem.
- A więc to tak...  - śmieje się pod nosem Ren -  Spoko. Usiądę sobie gdzie indziej. Ale żelków nie dostaniesz - pokazuje mi język.
- I tak byś mi nie dał - wzruszam ramionami.
- No, teraz na pewno! - unosi ręce w geście bezradności.
Hanabusa wkurzony wychodzi.
Na pożegnanie rzuca "Znajdźcie kogoś kto ogarnie to wasze Zoo".
Koleś, to ty miałeś je ogarnąć.
- To wy już mówicie do siebie po imieniu? - pyta ktoś.
- Tak? - odpowiadam niepewnie.
To nie brzmi nawet jak odpowiedź. Bardziej jak pytanie.
Błagam Hiro, szybko wróć od tej psycholki.
Potrzebuję wsparcia.
- Nie wiedziałem że jesteście już na takim etapie - chichra się Yamato.
Zajebał ci ktoś kiedyś szpadlem w ryło?
Jeśli nie to Zaraz naprawię ten życiowy błąd.
- PRZESTAŃCIE! - drze się Zmora. Co jest? Okres ci się zbliża? -  Wszyscy wiecie że Ren jest mój! - dodaje.
Jest Twój, tak?
Był w biedronce sprzedawany za marne grosze pewnie.
- Ren jest Twój? - prycham.
Podchodzę do niego i udaję że się mu przyglądam.
Odchodzę go dokładnie.
Podnoszę jego rękę i patrzę co ma pod pachą.
Koleś, istnieje coś takiego jak dezodorant.
Mógłbyś czasem użyć.
- Nie widzę podpisu - stwierdzam po oględzinach.
Po minie Yamato mogę stwierdzić iż wyglądałam komicznie to robiąc.
Cóż, taka rola obrońcy.
- bo tu akurat podpisujesz wszystko co twoje - Burczy Zmora.
Uśmiecham się złośliwie.
-  Książka - pokazuję podręcznik i miejsce w którym go podpisałam - podpisana. Zeszyt - odkładam książkę i macham jej przed nosem zeszytem. - podpisany. Ławka - klepię ją w miejscu gdzie jest mój podpis. -  podpisana - wskakuję na ławeczkę (moja ławka ma na imię Tetsuya, więc się nie zdziwcie jak napiszę że siedzę na Tetsu) -  buty - pokazuję jej podeszwy, przy czym prawie kopię ją w twarzyczkę (jak przyyyyyykro) - podpisane. - zeskakuję - torba - pokazuję jej breloczek na kółku, na którym jest moje imię i nazwisko - podpisana. - odkładam torbę na krzesło -  pokazać ci też mundurek? I stanik? I majtki? O! I podpaski! - wymieniam dalej. - podsumowując, Ren nie jest twoją własnością - wzruszam ramionami, zbliżając się do niej o krok.
- t...  Ty jesteś jakąś psycholką! Jesteś niereformowalna umysłowo! Jak jakaś dziwaczka! Jesteś zwykłą dziwką i tak do mnie mówisz? - Zmora jest najwyraźniej u szczytu swojej wytrzymałości.
Albo już dawno przebiłam się przez granicę jej zdenerwowania.
Ale podsumowując, jej głos jest piskliwy. I z tym swoim piskiem na mnie wyskakuje.
Dziewczyno, chcesz żebym straciła słuch?
- Takatsuki - od tyłu tuli mnie Ren. -  Nie obrażaj mojej dziewczyny numer jeden - burczy.
Tak! Nie obrażaj dziewczyny numer jede......
Zaraz! To jest nas więcej?
I w ogóle to brzmiało dwuznacznie!
Nie jestem żadną jego dziewczyną.
- Co? - pyta, zszokowana, Zmora, kiedy to ja zabijam Rena swoimi morderczymi tęczówkami.
Mam oczy koloru ciemnego piwska.
- Pozwól że się dołączę. - mówię do Zmory -  Co kurwa?! - drę się.
Ren wypuszcza mnie z żelaznego uścisku.
- Po pierwsze - ciąga mnie za policzki - nie przeklinaj - mówi. Zachowujesz się jak sześćdziesięcioletnia ciotka, stary. - po drugie - bierze mnie za rękę - obgadamy to na dworze, jak przyjaciele Pafu Pafu* - rzuca i ciągnie mnie za sobą.
Wychodzimy na boisko.
- DZIEWCZYNA NUMER JEDEN? DZIEWCZYNA NUMER JEDEN? -  drę się na niego i walę w jego klatę z całej siły.
Jest dość twarda.
Pewnie dużo trenuje i w ogóle.
Taki segzi musi mieć brzuszek.
(od autorki - ^^ o czym ty Ayamisiu myślisz :') )
- Dziewczyna numer jeden, Dziewczyna która jest najbliżej - wzrusza ramionami.
Zatrzymuje moją dłoń, tuż przed jej powtórnym spotkaniem z jego klatą, i masuje knykcie.
Co to do cholery ma być?
Nowy sposób na podryw?
Do tego posyła mu uroczy uśmiech.
Nie polecę na to, stary.
- A twoja matka to co? Chuj? To tylko sprzątaczka, praczka, kucharka, szafiarka.... - nie pozwala mi dokończyć, pewnie wie że będę wymieniać trzy godziny.
- moja matka nic dla mnie nie znaczy - mówi bezuczuciowym tonem. - co powiesz teraz? - dodaje.
Unikam jego wzroku.
Jak możesz mówić takie rzeczy?
Twoja matka przynajmniej żyje!
Moja zginęła dziesięć lat temu!
Po tym mój ojciec wyjechał.
Nawet go nie znam.
I dobrze.
W dupie z nim.
Mam w dupie co u niego, jak Pico ma w dupie czyjegoś penisa.
Taki młody, a już taki zboczony.
Przyznawać się teraz, kto dotarł do ostatniego odcinka?
*podnosi rękę*
no co? Wcale nie jestem zboczona!
Andou chciał obejrzeć, nudziliśmy się, ściągnęliśmy na laptopa, zagraliśmy na płytkę i odpaliliśmy na DVD.
A ta tutaj nie mogła spać przez pół nocy.
Takie to rzeczy robi idealna siostra dla młodszego braciszka.
Ren milczy, czeka aż zacznę gadać.
Patrzę wszędzie, byle żeby nie spojrzeć mu w oczy.
- Spójrz na mnie! - rozkazuje.
Dotyka palcami mojej brody i unosi ją tak, żebym nie mogła już odwrócić wzroku.
- Co mam powiedzieć? - pytam opryskliwie. -  Coś co cię zadowoli? Nie usłyszysz takich rzeczyu z moich ust. Nawet nie myśl - warczę.
Uderzam go z liścia w twarz.
Uciekam na tyły szkoły.
Siadam pod drzewem.
Uderzam tyłem głowy w pień.
To najprawdopodobniej wiśnia.
Bo akurat zaczynają rosnąć kwiaty.
Ostatni semestr się zbliża.
No i wtedy będę najstarszym babskiem w szkole.
Nikt mi nie podskoczy.
Szykujcie się gówniarze, bo Panienka Ayame będzie was terroryzowała.
Buahahahahaha!
Staram się zasnąć, ale nie mogę.
Jasna cholera, rzadko się wybiorę na wagary (na tyle szkoły, ale nie ma mnie na lekcji, więc to wagary), a jak już się wybiorę to jest do dupy, więc daję sobie z nimi spokój i wybywam na lekcje.
Wstaję.
Wsłuchuję się w to co zakłóca ciszę.
Em...
Opening z Free?!?!
Boże! Uwielbiam to anime!
Ci bishowie mają zarąbiste du.... KLATY!
CHODZI TYLKO O KLATY!
Chciałam jeszcze powiedzieć dłonie, ale to by było dziwne, co nie?
Biegnę w stronę z której dobiega Opening.
To będzie przyjaźń na całe życie!
Naprawdę!
- Eeee - mówię kiedy widzę swojego Najlepszego przyjaciela na całe życie.
Chyba to odwołam.
- O! Murasaki! Nic nie robię! A z pewnością nie oglądam anime! - drze się.
- Który odcinek? - wzdycham -  Już byli na bezludnej wyspie? - pytam.
Odgarniam grzywkę z oka.
- o ile się nie mylę to mniej więcej był odcinek czwarty...  Piąty...  - waha się.
Oglądała! Tak!
- Oglądałaś! - wołam.
Uśmiecham się, co zdarza się coraz częściej.
- tak! Nie wierzę że Murasaki-kun też oglądała! - podbiega do mnie i skacze radośnie, niczym małe dziecko. Ja tylko stoję i patrzę się na nią, jak na debila. Naprawdę, otaku się tak cieszą? - Murasaki-kun! Czemu nie skaczesz? - cieszy się dalej.
- Ponieważ skaczę, tańczę i cieszę się, w sercu - kładę jej rękę na głowie, tak żeby się uspokoiła - i tobie też radzę - mówię.
Skacze z nogi na nogę.
Przerażasz mnie krasnalu.
- Dobrze! To ja dokończę odcinek! Czuję że będą segzy! - piszczy podekscytowana.
- Taaa - mówię i wycofuję się.
Cichutko.
Krok po kroku.
Może nie zauważy.
- Pa...  Misaki...  - mówię i uciekam do klasy.
Rzucam się na ławkę, niczym atomówka na Rosję za kilka lat, i walę w nią czołem.
- Jasna cholera kurwa niedorobiona mózgowo pizda pieprzona przez cygana któremu chuja urwała ladacznica jebana przez psa ze wscieklizną którego ślina zmienia się w spermę starego dziwkarza która nie porucha, oj nie -  z moich ust wypływa potok przekleństw, wymawionych głównie z myślą o Renie. Ktoś zaczyna bawić się moimi włosami.
Plecie warkoczyki, rozplątuje je i znowu znowu plecie.
I w kółko powtarza ten łańcuszek.
- Ayato, zostaw mnie. Nie mam humoru - nie przestaje. Boże, jak to wkurza!
Wyobraź sobie:
Jesteś wnerwiona, okres ci się zbliża, a tutaj jakiś człek Cię zadręcza! Do tego największy przystojniak w budzie Cię całuje bez twojej zgody i, nie wiedzieć czemu, nagle jesteś z nim w jednej klasie.
Jak byś zareagowała?
Wkurw?
Jeżeli tak to być może byśmy się dogadały.
- Ayato, przestań - burczę znowu.
Nie słucha.
- AYATO PRZE-- - nawet nie kończę.
Odwracam się i widzę coś co mnie mega wkurza.
Robię się czerwona.
- Ren. Co. Ty. Tu. Robisz? - mówię powooooli, tak żeby zrozumiał.
Hanabusa chyba poszedł na dziwki, i  dochodzi, bo jeszcze go nie ma.
- Siedzę tam gdzie mnie posadził Wielki i Wspaniały Hanabusa - burczy i pokazuje mi język, który jest niebieski, po czym się uśmiecha.
- co ty żresz? - krzywię się.
Wyjmuje z torby paczkę żelków zmieniających kolor języka.
Bierze garść i wpycha mi je do buzi.
Czuję się jak Mistrz Po (Smoczy wojownik!).
- Widzisz? A mówiłaś że się nie podzielę, nosku - ciągnie mnie za nos.
Co go bierze?
Patrzę na jego rękę.
Na palec, który ugryzłam,  nakleił plaster.
Aż tak mocno go dziabnęłam?
- Nie nazywaj mnie noskiem - wystawiam Język, po którym zjeżdża głowa misiożelka.
Sorry Kaaarl.
Ale pocieszę Cię jednym!
Paul już jest w mym brzuszku.
I był Pyszny.

Ren ciągnie mnie za język.
- Ren! Zostaw! - krzyczę na niego, ale on nie przestaje.
Sadysta.
Głowa Karla spada na podłogę.
Łapię Rena za rękę.
Nasze oczy się spotykają.
Zamiera.
Strzelam buraka.
- J... Ja idę - już mam zamiar uciec lecz on, w ostatniej chwili, wziął mnie za rękę.
Wstaje i ciągnie mnie za sobą.
Co tu chcesz?
Odebrać moje dziewictwo?
Masz przynajmniej gumki?
Proszę, powiedz że masz!
Ciągnie mnie do biblioteki.
Rzuca szybkie "Dobry!" w wejściu i wpycha mnie do działu z mangami.
Zerkam na bibliotekarkę, z nadzieją iż mi pomoże.
Ona tylko, zarumieniona jak jakaś małolata, nagrywa nas komórką.
Co ona? Chce wzbogacić swoj fapfolder?

Ren przyciska mnie do regału.
Dzielą nas zaledwie trzy...  Może cztery centymetry.
Nasz twarze już trochę więcej, chyba z pięć.
- Czy ty mnie nadal kochasz? - warczy.
Że co?
Ja?
- Ren, zadajesz sobie sprawę że ta kobieta - wskazuję głową na bibliotekarkę - właśnie nas nagrywa i najprawdopodobniej staniemy się Przez to gwiazdami RuTube? - mamroczę.
Odwraca głowę ku bibliotekarce.
Coś czuję że już mnie nie lubi.
- E! PANI! - krzyczy Ren - jeśli nie przestanie Pani nagrywać to pani komórka, jak i nagranie na niej, skończą w spalarce. Odpowiada pani ten układ? - uśmiecha się czarująco.
Co ja w nim takiego kiedyś widziałam?
Gdybym wiedziała że wyrośnie na...  NA TO to nigdy bym się w nim nie zakochała!
Broń Boże!
Nawet bym nie utrzymywała z nim kontaktu!

Zerkam na kobietę, która z przerażeniem chowa się za biurkiem.
Po chwili zza niego wychyla się aparat telefonu, a po nim głowa bibliotekarki.
Twarz jej przyozdobił uśmiech godny samego Lucyfera.
Nie zwracamy już na nią uwagi.
Staram się omijać wzrok Rena, ale on trzyma moją brodę.
- Odpowiedz na moje pytanie - mówi - kochasz mnie, czy nie? - powtarza.
- Ja...  Zakochałam się w Haru - mówię cicho - Nie w Renie - dodaję głośno - możesz zrozumieć to jak Ci się chce - wzruszam ramionami.
- Mogłem się domyśleć - prycha.
Zbliża swoje usta do moich.
Łączymy się w pocałunku, a bibliotekarka wydaje z siebie głośne "Awawawawawawa"
Staram się go odepchnąć, ale on jest zbyt silny.
Nie mam już sił.
Kładę bezwładnie ręce na jego klacie.
Zaczyna bawić się językiem w moich ustach (od autorki - zaczął grać w pokera czy kółko i krzyżyk? :P).
Chwyta mnie w talii.
Aż mnie mdli od tego wszystkiego.
Chcesz żebym ci się zżygała prosto na buty dupku?
Odrywa się ode mnie po pięciu minutach.
- co to ma być? Kolejne ćwiczenie? - pytam.
W moim głosie jest widocznie słyszalna pretensja.
- Nie. To było pożegnanie. Znikaj z mojego życia i przestań się w nie wpierniczać - mówi i odchodzi.
Zjeżdżam dupą na podłogę.
Zerkam na bibliotekarkę.
- I jak? Dobry materiał ba RuTuba? - pytam znudzona, a ona zszokowana patrzy się na mnie.
Siedzę przez chwilę i wpatruję się w sufit.
Łzy ciekną mi po policzkach.
Wycieram je.
Czemu ja ryczę?
I to w takim momencie?
Przecież to nie jest tak że go kocham, czy coś.
Ugh!
Przestań ryczeć!
Głupia!
Debilka!
Dziwaczka!
Wstaję i poprawiam spódniczkę.
Idę do klasy, gdzie jest tylko Hiro czytający jakąś książkę.
- Jaka książka? - staram się żeby mój głos brzmiał jak najbardziej normalnie.
Co niestety, do dupy mi wychodzi.
- Pięćdziesiąt twarzy Greya. Podobno nauczę się dzięki temu jak lepiej spławić laskę, ale już nie rozumiem tego! Oni w kółko się sekszą! To wkurza! Nie ma w tym żadnych edukacyjnych wartości! - gryzie jabłko niedaleko -  Fee...  Atrapa - krzywi się - Mogła mi dać Harry'ego! To uczyło o przyjaźni, odwadze, walce ze słabościami! A nie, takie gówno! Jak narazie zrozumiałem tylko jak zrobić anala - mówi.
Zerka na mnie.
Jest trochę przerażony.
- Co się stało? - pyta.
W jego głosie, bardzo wyraźnie, słyszę troskę.
Podchodzę do niego i tulę.
- mam focha, przytul mnie - szepczę.
Hiro wykonuje polecenie.
Jestem jak dyktator!
Słuchać mnie!
Stawiajmy mój pomnik!
Niech Putinek zazdrości!
- Dobra, zbieramy się - puszcza mnie. Bierze moją i swoją torbę na jedno ramię.
Nawet się nie krzywi.
- Odprowadzę Cię. - uśmiecha się promiennie.
Wzruszam ramionami.
Idę na dół i wychodzę z budy.
- Ayame - zatrzymuje mnie - Szalik - pokazuje mi mój węglowy szaliczek.
- Ale nie jest zimno - wkładam ręce do kieszeni spódnicy.
- Ale nie jest też gorąco - zakłada mi, dość pokracznie szalik -  a nie chcemy żebyś nam się tutaj rozchorowała, prawda Ayame? - pyta retorycznie.
- Zachowujesz się trochę jak dobra mamusia - uśmiecham się pod nosem.
Zamiera.
- Okeey...  Mamy teraz pociąg, co nie? - bierze mnie pod ramię i zmusza do przyspieszenia tępa.
Wbiegamy do pociągu.
Wpatruję się w krajobraz za szklanymi drzwiami.
- Ayame - ciszę przerywa głos Hiro. Zwracam na niego swoje, przynoszące zgubę i cierpienie, spojrzenie -  Jutro mnie najprawdopodobniej nie będą - uśmiecha się smutno. -  W każdym razie, kiedy dziewczyny będą cię męczyć i maltretować pytaniami "Gdzie Hiro?" i takim innym pierdzieleniem, to powiedz im że nic mi nie jest. Bo wtedy, znając ciebie, zaczęłabyś z tymi mongolskimi mądrościami - mówi.
Moje mongolskie mądrości są akurat bardzo fajne, inteligentne, poruszające, kreatywne.
- Nie lubisz tego, prawda? - uśmiecham się
- NIE ZNOSZĘ! - krzyczy, a jakaś babka posyła mu złowrogie spojrzenie -  Te wszystkie laski skaczą dookoła, z tym pisklwyn głosikiem wiszą mi nad głową, i w kółko miauczą "Hiro-chan! Hiro-chan!"! Wiesz jak to wkurza?! - jest najwyraźniej wkurzony. W końcu znalazł miejsce gdzie może się wyżalić. Tylko czemu to musiałam być ja?! - " Hiro-chan! Mam dla ciebie Bento!", "Hiro-chan! Chodźmy na randkę!", "Hiro-chan! Kocham cię!". To dobrze! To zajebiście! Życzę szczęścia w życiu! Ale po cholerę mi to mówisz?! - jego czoło spotyka moje ramię, a ja tylko wzdycham.
Głaszczę jego blond włosy.
- To mój przystanek - kładę mu ręce na ramionach i odpycham go - Do zoba - i odchodzę.
Wchodzę do domu.
Jestem w swoim pokoju.
PIĘKNIE! PRZEZ TO WSZYSTKO ZAPOMNIAŁAM O SPOTKANIU Z ROUTĄ!
BRAWO SKLEROTYCZKO!?
Coś puka mi w okno.
To pewnie drzewo, lub coś.
Zerkam.
Elizabeth....
Elizabeth to moja kotka.
Jedyny zwierzak który nie ucieka na mój widok.
Otwieram jej okno.
- Cześć księżniczko - mówię z uśmiechem.
Kilka dni już jej tutaj nie było.
Kiedy jest już w pokoju zamykam okno.
Padam plackiem na łóżko, a ona wpycha mi się na kolana.
Wchodzi mi na brzuch.
- BOŻE! DZIEWCZYNO! - stękam.
- Ayamecchi! - do pokoju wparowywuje Routa. Jakiś zjebany jest. -  Tęskniłem! - bierze kotkę za fraki i zrzuca ją ze mnie, a ona wydaje z siebie tylko miauknięcie.
Patrzę na nią wzrokiem mówiącym "Chłopów nie ogarniesz młoda".
Błękitnowłosy przytula mnie mocno, prawie dusi.
- Jesteś taka śliczna! W każdym razie ładniejsza od moich trzech starszych sióstr, ci się ciągle rządzą! - dalej ściska.
W drzwiach pojawiają się Yukki i Ichiro.
Ratujcie chłopaki...
Nie no! Co ja pierniczę!
Na Ichiro nie mam co liczyć!
YUKKI! RATUJ! ON MNIE ZADUSI!
- Routa. Brakuje jej powietrza. Twarz ma fioletową - uśmiecha się serdecznie.
Ah! Ta życzliwość!
- Przepraszam - puszcza mnie Routa, a ja dyszę jak po pięćdziesięciokilometrowym maratonie.
Boże! Powietrza!
Powietrza!
- Proszę Ayamecchi! - mówi z uśmiechem psychopaty. - z myślą o tobie poszedłem po nie do księgarni! - szczerzy się szaleńczo.
- A to po drodze nie było - wtrąca Ichiro.
Podaje mi torbę po brzegi wypełnioną mangami.
Chyba nietrudno domyślić się, iż owe mangi to hentai.
- Dobra Routa. Zrobiłeś już co chciałeś. Z dupy - Yukki ciągnie go za koszulę do pokoju Ichiro.
Dzięki ci!
Będę ci całować stopy przy najbliższej okazji, o mistru!
- Nie! Jeszcze coś! - wyje nasz Hentai-kun.
- Możesz powiedzieć to teraz. Przecież ryła ci nie zakleiliśmy taśmą - burczy Ichiro - chyba że chcesz? - mój brat jest sadystą?
Jak fajnie!
- AYAMECCHI! NIE WAHAJ SIĘ PRZYCHODZIĆ DO MNIE PO RADĘ! ZAWSZE CHĘTNIE CIĘ WYSLUCHAM! A! I ZAWSZE CHĘTNIE POCHODZĘ PO SKLEPACH! I OGARNĘ NA RANDKĘ! TO TYLE! PAAAA! - drze się gdy go wynoszą z pokoju.
Zatrzaskują drzwi od Świątyni Ichiro.
Coś jeszcze krzyczą.
Prycham.
Elizabeth znów się wciska na moje kolana.
Zasypiam przez jej usypiającą pieśń, zwaną również Mruczeniem.
Już wiem czemu mama ją wtedy uratowała.

*
*
*
*
*

Trzecia lekcja.
Właśnie wracam ze sklepiku, padnięta.
Czołgam się po schodach do klasy i padam na ławce.
- Murasaki-kun! - woła jakaś laska.
Patrzę na nią z łaski swojej.
Jedna z faneczek Hiro.
- Wiesz gdzie może jest Hiro-chan? Od rana go nie widziałam? - uśmiecha się głupio.
- nie ma go - burczę -  robi sobie urlop - posyłam jej wrogie spojrzenie - ma już was dość. Nigdy nie chciał żebyście przy nim skakały. Nigdy nie chciał żeby ktokolwiek wokół niego skakał. Więc z łaski swojej, dajcie mu spokój z tymi śniadańkami i przestańcie go nachodzić - grzywka opada mi na oko.
- Ale...  On się nigdy nie skarżył.... - czy ty jesteś naprawdę taka głupia?
Naprawdę myślałaś że lubi to wszystko?
- Hiro jest grzeczny. Jest miły i słodki. Niewinny. - prycham. Zarzucam grzywkę na bok -  oto co mu z tego przyszło. Po prostu dajcie mu spokój - mówię i wymijam dziewczynę, która stoi jak wryta.
Co jest?
Oshowatt (od autorki - czy jak tak się go pisze xD) walną ci z Lodowego promienia.
Nawet nie zauważam kiedy idę na peron i kiedy wsiadam do pierwszego pociągu jadącego w kierunku części miasta w której mieszka Hiro.
Nie zauważam też kiedy jestem po jego domem i kiedy walę a drzwi, jakbym miała zamiar je wyważyć.
Otwiera mi Kenji.
Już ma zamiar powiedzieć "Co tu robisz?"
- Ja do Hiro - odpowiadam od razu.
Oszczędzę sobie zbędnych pytań, i tobie też radzę.
Otwiera szerzej drzwi i pozwala mi wejść.
Idzie ze mną przed drzwi do pokoju Hiro.
- Hiro! Koleżanka do ciebie! - wali w drzwi.
-Niech spierdala! - drze się zza drzwi.
- NIE BĘDZIESZ MI KAZAŁ SPIERDALAĆ! - drę się - I tak co się tam wbiję! Więc niewiele możesz zrobić! - walę w drzwi -  Możesz rzucać we mnie czosnkiem zza łóżka, odprawiać egzorcyzmy! Ja i tak nie pójdę! - krzyczę.
Drzwi się otwierają.
Hiro bierze mnie za rękę i wciąga do środka, po czym zamyka szybko drzwi.
Nie będę marnować wielu słów żeby opisać jego pokój.
Ściany niebieskie, łóżko jednoosobowe pod oknem, biurko, z kompem, niedaleko łóżka.
Sztalugi w kącie, specjalne biurko na którym są skicowniki i ołówki, regał z książkami, gdzie jedna pułka jest poświęcona na, zapełnione już, skicowniki.
Podsumowując - pokój typowego Artysty.
Hiro siada na podłodze, sygnalizując tym samym że też mam to zrobić.
Zerkam na niego.
Wygląda fatalnie.
Znaczy....  Fatalnie w porównaniu do jego wyglądu w budzie.
Włosy ma mokre od łez, oczy przesiąknięte krwią i podkrążone, no i ten zbołały wyraz twarzy.
Tuli mnie.
Kamienieję.
Wzdrygam się.
- Jak już tu jesteś to się do ciebie przytulę - burczy.
Uh...  Faceci.
- powiedz mi przynajmniej co i jak. - wzruszam ramionami.
- Nie zrozumiesz - rzuca tylko.
A jak mam wiedzieć czy to zrozumiem, do cholery?
Powiedz to sprawdzę!
- Mój młodszy brat ogląda Hentaie i sypia z poduszką z wizerunkiem rozebranej Rias Gremory, do tego wie na temat seksu więcej niż ja - prycham.
Zerkam na niego.
Gapi się na mnie ja na jakąś nienornalną.
No co?
Takie są dzisiejsze dzieci.
- To mów - uderzam go w ramię. -  Bo zacznę ci tutaj jęczeć - grożę.
- Dobra - wzdycha -  kiedy byłem bardzo mały miałem słabe zdrowie. Nie chodziłem przez to do szkoły. Nie pochodziliśmy z jakiejś mega bogatej rodziny, a wiesz... Lekarstwa, szpital... Kosztują. W domu bywałem raz na ruski rok, a z Mamą to się widywałem jeszcze rzadziej, ale rozumiem ją. Musiało pracować żeby utrzymać mnie, siebie, dom. Brała kilkanaście zmian w pracy, była na każde zawołanie szefa, a w wolnym czasie zajmowała się domem, ale zawsze, mim tego nakładu zajęć, prac, była uśmiechnięta i pełna życia. Była wspaniała. Zmarła cztery lata temu, z przepracowania.
No i rok później, mimo że byłem zdrowy, nie chodziłem do szkoły. Zacząłem pracować w bibliotece, bo kocham książki. No i dzisiaj jest rocznica śmierci mojej mamy....
- a ojciec? -  przerywam mu.
- Odszedł miesiąc przed moimi narodzinami. Zginął na raka płuc, był nałogowym palaczem. Podobno wdałem się w niego, jeżeli chodzi o wygląd. A z charakteru niby jestem czystą mamą - prycha.
Kładę mu rękę na głowie i czochram mu włosy.
- co ty robisz? - pyta i unosi brew.
- chciałam Cię pocieszyć, ale jestem w tym słaba - burczę.
Hiro wstaje.
- dobra! Zasiedsieliśmy się trochę! Odprowadzę Cię tylko się trochę ogarnę i idę. Możesz już iść. Dobiegnę - uśmiecha się słabo.
Wzruszam ramionami.
Hiro, nie musisz przy mnie nosić tej cholernej maski.
Wychodzę, i patrzę jakie to wielkie jest moje nieszczęście.
Pada.
Znowu.
Biegnę pod daszkami.
Jakimiś zadaszonymi zakamarkami.
Aż mnie zanraża.
- Ren...  - mówię tylko pod nosem.
Paniczyk Idealny liże się z jakąś dziewczyną.
I to dość namiętnie.
Deszcz mocy jego czarne włosy.
Boże! Przestań w końcu na nas szczać i weź się za Polskę!
- Już jestem Aya... Me - podbiega do mnie Hiro g Dlaczego płaczesz? - pyta.
Spanikowana wycieran brutalnie łzy.
- Ja nie płaczę! To deszcz! Po co miałbym płakać?! - drę się na niego. Patrzy tam gdzie ja się gapiłam przed chwilą.
- dobra. Rozumiem - uśmiecha się do mnie - Chodźmy już, bo zaraz się tam wbijemy, a ty niczym Yuno zabijesz każdego kto choćby na niego spojrzy - podgarnia mnie ramieniem.
- wcale nie płakałam Przez niego - burczę.
- Wiem - odpowiada tylko.
- I nic do niego nie czuję - dodaję.
- to też wiem - znowu.
- więc czemu płaaaczę?! - wyję.
- Hm...  - zastanawia się. Wygląda jak jakiś medrsefu, tylko brody brak.
Hiro! Zapuszczasz brodę!
- najprawdopodobniej to z zazdrości że on, mimo że jest takim dupkiem ma takie powodzenie u płci przeciwnej, a ty, mimo ładnej Buźki, nie możesz sobie znaleźć chłopaka. Ale to to tylko zasługa twojego parszywego charakteru - stwierdza z figlarnym uśmiechem.
- To wcale nie prawda! - drę się na niego -  jeżeli bym chciała mieć faceta to już dawno bym miała! - krzyczę.
- tak...  Taaak - droczy się ze mną.
Najwyraźniej już mu lepiej.

Hiro, gdybym wiedziała jak Ci to powiedziecy, powiedziałabym to.
Ale wiedz że Twoja matka, tam po drugiej stronie, widzi Cię i chciałaby żebyś w ten dzień się śmiał i szczerze uśmiechał.
I wiedz że wtedy ona na pewno również się uśmiechnie.

Kącik autorki!

Bam bam bam!
Tym razem koniec z akcentem parringu Hiro x Ayame (nie bijcie)
REN TY GNOJU! NIE KRZYWDŹ JUŻ MOJEJ CÓRECZKI!
No co? Każda główna postać (tutaj Ayame) jest dla mnie niczym dziecko.
W ogóle przepraszam, tak krótki rozdział ;-;
Wybaczcie i nie bijcie.
Rzucajcie czosnkiem, odprawiajcie egzorcyzmy, ale nie bijcie ;-;
Arisa mówi dobranoc!
*czuje się jak teletubiś*
Karol w końcu chciał współpracować :') 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top