Laughing Jack x Jeff The Killer
To cudo powstało w 2016 roku na znikome zamówienie dla Kuro i długi czas leżało na moim dysku nie tykane, ale oto proszę bardzo. Przekazuję wam, niewyżyte moje Kociątka ten oto, hm, bardzo specjalny rozdział... enjoy :D
- TobiMilobi
*****
17 Luty 2016
Nie pamiętał jak właściwie znalazł się w piwnicy, ani czemu miał związane ręce i powieszone na haku przy ścianie! Ostatnie, co zapamiętał to jak wszedł do kuchni i widział pracującą na komputerze Jill. O coś ją zagadnął, ale nie odpowiedziała, a potem... Właściwie nie było żadnego potem. Spojrzał bykiem na Laughing Jack'a, który patrzył wprost w niego z dziwną satysfakcją. A temu, co taka nagle uciecha?
- Jak tam Jeff?
- Puść mnie, kretynie... - Mruknął zirytowany.
- Ale Jack chce się pobawić z małym uke jak ty, Jeff! - Zaśmiał się cierpko.
- Nie jestem żadnym uke! - Uniósł wściekle ramiona. - I przestańcie mnie tak ciągle traktować do kurwy nędzy!
- Ależ traktujemy cię tak, bo zachowujesz się w sposób, który jasno określa, że nim jesteś, Jeff... - Podszedł niebezpiecznie blisko chłopaka. - Udowodnij, że wszyscy się mylą...
Jack z szerokim uśmiechem ugryzł delikatnie szyję Jeff'a, polizał rankę i zassał mocno. Wolną dłoń wsunął pod jego koszulkę i musnął palcami w sutek, który zaczął delikatnie muskać opuszkami. Odsunął się nieznacznie zerkając na zasinienie. Spojrzał w oczy swojej ofiary i zsunął się niżej, całując powoli szyję, unosząc jednocześnie jego górną część ubioru. Dmuchnął w nabrzmiały sutek i polizał, po czym zassał mocno, kręcąc kółka językiem, słuchając cichego, stłumionego sapnięcia, które wyrwało się niekontrolowanie z ust Jeff'a. Już wiedział, że należy cały do niego. Rozważał czy odwiązać ręce chłopakowi, ale zrezygnował z tego pomysłu, bo przecież mógłby uciec, a tego nie chciał.
- Nadal nie jesteś uke, Jeff? - Wymruczał wprost do jego ucha. - Nic nie powiesz? - Przygryzł delikatnie płatek i spojrzał w mocno czerwoną twarzyczkę. - Wiesz, że jesteś uroczy z rumieńcami?
- Pieprz się... - Warknął niemiło.
Mimo protestującego tonu głosu, Jeff był jeszcze mocniej czerwony, co na jego porcelanowo białej skórze odznaczało się mocnym kolorytem. Jack zaśmiał się cicho, a jego oczy zalśniły niebezpiecznie.
- Och, będę pieprzyć, ale ciebie. - Liznął lubieżnie jego żuchwę. - Wiem, że lubisz takie zabawy...
Jeff powstrzymał sapnięcie, gdy dłoń Jack'a chwycił jego męskość przez spodnie, a drugą sięgnął po duży nóż, którym delikatnie zaczął rozrywać białą bluzę. Szarpnął się, ale niewiele to przeszkodziło L. J. w pozbywaniu się ciuszków z niedoszłego kochanka.
- Jesteś strasznie blady, wiesz? - Zmrużył oczy patrząc na sińca, który zaczął pojawiać się na prawym sutku. - Musimy coś z tym zrobić... - Zachichotał przerażająco, unosząc nóż na wysokość twarzy. - Pobawimy się, Jeffie? - Wyszczerzył się psychopatycznie.
Chwycił dłonią za szczękę Jeff'a i zmusił do głębokiego pocałunku. The Killer spiął się i szarpnął, gdy metal powoli i bez ociągania sunął po jego bladym ciele, zostawiając za sobą krwawą ścieżkę. Kiedy L.J. wbił delikatnie ostrze w bok, uchylił mimo woli usta, co zostało natychmiastowo wykorzystane. Język Jack'a wpełzł bezkarnie do środka, przesuwając się lubieżnie po podniebieniu chłopaka, trącając co pewien czas o jego języczek, chcąc żeby przystąpił do zabawy. Zahaczył niby od niechcenia o zęby, a potem znów trącił język, ale tym razem, ku zaskoczeniu Jack'a, odwzajemnił zachłanny pocałunek. Jeff zadrżał i wygiął się do przodu z cichym jękiem, gdy nóż wbił się między żebra, co niezmiernie rozbawiło Laughing Jack'a, a to nie był koniec zabawy...
- To nie było miłe... - Sapnął cicho patrząc w rozbawionego sadystę z nożem. - Puść...
- Ale ja dopiero zacząłem Jeffie! - Zaśmiał się wesoło i wbił nóż tuż nad głową swojej ofiary, co zaowocowało prychnięciem. - Awww, nie patrz na mnie w ten sposób... - Udał zbolałą minkę, ale natychmiast rozpromienił się. - Mam pomysł! - Wygrzebał z kieszeni długą kolorową wstążkę. - To pomoże nam obu, Jeffie~!
- Przestań tak do mnie mówić, to irytujące! - Warknął z pokaźnym rumieńcem. - Co ty...!?
Spiął się, gdy Laughing Jack przysunął się z szerokim uśmiechem i uniósł kolorowy materiał na wysokość jego oczy, a potem... Nie widział już kompletnie nic... Pierwszy raz od tylu lat po wypaleniu powiek, nie widział niczego i bynajmniej nie był z tego powodu zachwycony. Słyszał stłumiony chichot Laughing Jack'a w pobliżu, ale nie potrafił konkretnie określić jego położenia.
- Z czego się śmiejesz?! - Warknął niepewnie Jeff.
- Jesteś teraz bardziej seksowny, wiesz Jeffie?
Nie pozwolił na odpowiedź. Wbił się zachłannie w ciepłe wargi bruneta, jednocześnie gładząc dłońmi po jasnej skórze, która powoli zabarwiała się od szkarłatu płynącego z ran. Polizał jego wargi i niemal przyklęknął przed poranioną klatka piersiową, po czym zaczął lubieżnie lizać wszystkie zranienia jakich dokonał. Z zachwytem słuchał jak Jeff próbuje stłumić jęki i westchnięcia. Brak widoczności na to, co z nim robił Jack, jedynie pogłębiło do granic możliwości jego wszystkie zmysły. Nie potrafił w żaden sposób oprzeć się fali masochistycznej przyjemności, która napływała z każdym ruchem zwinnego języka i dłoni L. J., a on nie omieszkał wypróbować wszystkiego, co miał ochotę z nim zrobić. A właściwie tylko kilka rzeczy na ten jeden raz, resztę na inny...
- Ta bluza trochę przeszkadza, nie uważasz? - Uśmiechnął się, gdy Jeff przełknął niepewnie ślinę. - Zaraz się jej pozbędziemy, Jeffie...
Nachylił się nad obojczykiem chłopaka, polizał delikatnie i wgryzł się zasysając niemal natychmiast. Spotkało się to z urwanym dźwiękiem wydobywającym się z ust Jeff'a, oscylującym pomiędzy jękiem, a piskiem zaskoczenia. W międzyczasie Jack zmienił prawą dłoń w czarne szpony i jednym ruchem z bluzy zostały strzępy oraz rękawy. Skrępowany brunet zasyczał cicho, a po plecach spłynęły małe stróżki krwi, gdy ostro zakończone szponiaste palce przesunęły się boleśnie wzdłuż nich, zatrzymując przy jednym boku. Uśmiechnął się szeroko ukazując rząd zębów niczym u rekina i z dziką satysfakcją zatopił palce głęboko w jasnym ciele chłopaka.
- Jack ty psychopato! - Warknął z krótkim sapnięciem. - Nie oddam ci kurwa wątroby, więc przestań próbować ją wyciąć do cholery!
- Ależ ja tylko zrobiłem z niej malutkie sito. - Zaśmiał się cicho w odpowiedzi i zlizał krew z palców. - Twoja krew jest pyszna, Jeffie... Chcę spróbować całego ciebie... - Mruknął tuż przy jego uchu. - Ale mama zawsze powtarzała „nie jedz surowego papu, bo pochorujesz się", więęęc przygotowałem coś idealnie dla ciebie!
- Co ty planujesz? - Jeff spytał cicho.
Nie wiedział, co jeszcze planuje zrobić Jack. To oczywiste, że bawił się z nim, napawał jego cierpieniem i bezsilnością... Był psychopatą i mordercą, obaj nimi byli, więc nie wiele mogło go teraz zaskoczyć, a przynajmniej miał taką nadzieje. Wrzasnął urwanie i zagryzł mocno zęby. Po pokoju rozszedł się zapach palonej skóry i smażonego mięsa. Oddychał szybko i urwanie, próbując uspokoić spazmatyczny ból, który z jakiegoś chorego powodu sprawiał przyjemność.
- Zagoimy trochę twoje rany i będziesz chrupiąco pyszny, prawda Jeffie? - Zagadnął niczym małe dziecko. - Smażonej wątróbki nigdy nie lubiłem, ale twoja wygląda apetycznie...
Odłożył na chwilę rozpaloną do czerwoności grzałkę i musnął delikatnie przypalony bok. Jeff szarpnął się i nabrał mocno powietrza, podczas gdy Laughing nieśmiało i z niesamowitą czułością lizał na przemian całując spaloną skórę oraz przyschniętą już krew.
- Jeszcze tu wciąż leci krew... - Zerknął na klatkę piersiową, gdzie z podłużnych ran wciąż płynęła małymi strumykami czerwień. - Zaraz to naprawimy, nie bój nic~!
Z zadowoleniem chwycił znów grzałkę i nim usłyszał protest przytwierdził rozgrzany metal do rany. Słuchał z lubością jęków i urywanego, spazmatycznego oddechu chłopaka, który teraz niemalże błagał, żeby przestał.
- Ale zabawa się dopiero zaczyna... - Jack przekrzywił głowę w bok. - Masz dość mały uke'siu? - Zachichotał widząc jak The Killer zaciska mocno wargi. - Och, jednak nie?
- Nie jestem pierdolonym uke!
- A ja myślę inaczej, Jeffie... - Uśmiechnął się szeroko z nutą psychozy. - Chcesz się przekonać, że mam rację?
- Wypchaj się...
Jeff rozszerzył do granic możliwości oczy, o ile było to w ogóle możliwe, gdy poczuł jak Jack pozbawia go spodni. Natychmiast spąsowiał. Cholerne upokorzenie nie miało końca, a L. J. zdawał się bawić wyśmienicie jego kosztem. Pierdolony zboczeniec!
- Wiesz, że jesteś już na wpół twardy, Jeffie? - Uniósł brew w górę. - Ciekawe czemu... A może jesteś masochistą seksualnym, hm?
Milczał dając tym jednoznaczną odpowiedź, co tylko jeszcze bardziej ubawiło Jack'a. Z nie małą paniką Jeff próbował się wyrwać, gdy Laughing chwycił go za uda i uniósł jego nogi w górę, eksponując idealnie pośladki i wejście. Przełknął ciężko ślinę z przyspieszonym oddechem. Nie wiedział, co miał w planie zrobić z nim, a właściwie nie chciał dopuścić do siebie takiej myśli. Nabrał mocno powietrza i powstrzymał pisk, gdy coś chłodnego i kolistego wsunęło się do jego wnętrza, potem kolejne i kolejne... Naliczył osiem sztuk, ale co to było?! Co on w niego wsadził do jasnej cholery?!
- Jesteś bardzo pojemny~! - Zaświergotał wesoło Jack. - Zmieściłeś aż osiem kulek analnych, to niesamowite, wiesz?
- Wyciągnij to natychmiast! - Zaoponował, ale gdy tylko poruszył się, kule w jego wnętrzu przesunęły się powodując nieprzyjemny dreszcz. - Cholera... - Sapnął. - Jack wyciągaj je!
- Może za chwilkę, a teraz pobawię się z twoim małym przyjacielem. - Opuścił powoli nogi The Killer'a z uśmiechem patrząc jak powstrzymuje kolejne sapnięcie. - No zobacz, już ci się podoba taka zabawa! - Zaśmiał się, klękając naprzeciw męskości ofiary. - Będziesz błagać o więcej, ja to wiem, Jeffie...
Jeff chciał zaprzeczyć i warknąć coś, ale Jack dmuchnął w jego przyrodzenie, co wywołało niekontrolowany dreszcz po plecach. Usłyszał tylko chichot rozbawienia, a potem zgiął się do przodu na ile był wstanie, gdy ciepłe i wilgotne usta pochłonęły jego penisa w całości. Zwinny język wręcz płynął po penisie, a chłodne palce muskały jądra. Kulki w jego odbycie wcale nie ułatwiły zadania uciskając punkt przyjemności i przesuwając przy każdym ruchu. To było cholernie przyjemne i mimo wszelkich starań, żeby tylko nie dać satysfakcji Jack'owi, skapitulował jęcząc i wzdychając niekontrolowanie. Wysunął mimo woli biodra w stronę chłopaka, który teraz poruszał głową do przodu i tyłu, ssąc i delikatnie podgryzając penisa.
Z zadowoleniem wysłuchiwał błagalnego szeptu o więcej, wymieszanego z cichymi westchnięciami i jękami. Wypuścił prącie przyszłego kochanka i wstał. Chwycił czerwoną twarzyczkę w jedną dłoń, a drugą gładko przesunął po pośladkach bruneta, złapał delikatnie za sznurek i bez ostrzeżenia wyszarpnął sznur kulek. Jeff z głośnym jękiem doszedł, po czym bezwładnie opadł z urwanym oddechem. Laughing Jack uśmiechnął się zachwycony, dopiął swego, Jeff należał już tylko do niego...
- To jeszcze nie koniec... - Wymruczał i uniósł delikatnie podróbek chłopaka. - Jesteś tylko mój, Jeffie...
Wbił się w rozpalone wargi Jeff'a pożądliwie, a on bez wahania odwzajemnił pocałunek. W międzyczasie zdjął z siebie spodnie i wciąż nie odrywając się od pocałunku, uniósł biodra chłopaka w górę i wszedł w niego po same jądra. Jeff niemal krzyknął w jego usta zaskoczony.
- To... To nie fair... Jack... - Wysapał.
- Życie nie jest fair... - Uśmiechnął się lekko.
Czuł jak Jeff spina się mając go w swym wnętrzu, więc ruszył na próbę raz i drugi. Zsunął się z pocałunkami na szyję, obojczyk, klatkę piersiową, aż trafił na obrzmiałe sutki. Chwycił The Killer'a za pośladki i ścisnął mocno, w tym samym momencie zasysając gwałtownie jeden sutek. Jeff jęknął niekontrolowanie i wygiął w mały łuczek.
- Ja... Jack, nie...
Nie usłuchał próśb Jeff'a, tylko delikatnie wysunął się z niego i znów wszedł gwałtownie. Chłopak w jego ramionach zakwilił z rozkoszy, otulając nogi wokół jego bioder. Nie próbował już robić tego łagodnie jak przy pierwszy dwóch pchnięciach, nie... Chciał, żeby Jeff należał tylko do niego, całym ciałem i duszą, a żeby to osiągnąć, musiał pokazać mu czym jest prawdziwa rozkosz i jazda bez trzymanki.
Niemal wciskał go w ścianę nasłuchując słodkich dźwięków jakie wydawał. Wiedział, że nie kontroluje siebie tak jak zazwyczaj, bo przecież nigdy by nie błagał nikogo o więcej, prawda? Kiedy zostawił prawy sutek w spokoju, zajął się drugim. Ssał, podgryzał i lizał na przemian, doprowadzając Jeff'a do obłędu. Niemalże wił się w jego ramionach, dysząc ciężko i szeptając, żeby nie przestawał.
Mocniej, głębiej, szybciej... Słuchał wszystkiego, co wydobywało się z ust kochanka i z wielką przyjemnością spełniał te zachcianki. Jak tylko skończył naznaczać jasną skórę bruneta malinkami, wbił się w jego wargi walcząc z nim w namiętnym pocałunku o dominację. Wolną dłonią chwycił ostrze noża, które wciąż tkwiło wbite tuż nad głową Jeff'a i jednym cięciem przeciął liny, które go krępowały. Zamruczał z zadowoleniem, gdy chłopak automatycznie wplótł jedną dłoń w jego włosy, a drugą uwiesił na szyi. Pchnął mocno jeszcze kilka razy i Jeff doszedł po raz drugi, po czym opadł bez siły na Jack'a tuląc się mocno do niego, gdy wciąż nie przestawał z poruszaniem się w jego wnętrzu. Chwilę później on również szczytował wewnątrz kochanka. Poruszył jeszcze parę razy nim ostatecznie opuścił ciało ofiary niedawnej sadystycznej zabawy.
- Mówiłem, że ci się spodoba, Jeffie... - Wyszczerzył się szeroko.
- Spieprzaj... - Wysapał cicho Jeff, ale mimo wszystko nadal opierał się o Jacka w obawie, że zaraz straci równowagę. - I tak cię nie lubię sadysto...
- Jasne, jasne! - Zaśmiał się cicho. - Co nie zmienia faktu, że jesteś uroczy, Jeff~!
- Nie jestem uroczy. - Prychnął z mocnymi wypiekami, po czym zdjął wstążkę z oczu. - I oberwiesz za ten numer Jack, obiecuję ci to...
- Czyżby zemsta Uke'sia? - Roześmiał się głośno. - Daj spokój Jeff, ty jako jedyny z naszej chorej rodzinki jesteś najmniej groźny, uwierz mi!
Jeff The Killer ściągnął bardzo mocno łuki brwiowe, opuszczając jednocześnie nisko głowę i patrząc bykiem na rozbawionego Laughing Jack'a. On najmniej groźny z nich wszystkich? Najmniej, kurwa, groźny?! Odepchnął od siebie z wściekłością chłopaka i zachwiał się opadając na ścianę.
- Jeff! - Jack natychmiast chwycił go za ramiona. - Uważaj, jesteś jeszcze obolały i może ci się stać krzywda jeśli...!
- Jestem najmniej groźny, tak? - Szepnął gardłowo. - Najmniej?!
Nim Laughing zdążył odskoczyć, Jeff chwycił nóż wbity w ścianę i zatopił go po samiuteńki trzon w udzie chłopaka, po czym przekręcił z całej siły. Jack z urwanym wrzaskiem odskoczył i zaczął kicać jak pojebany, lamentując niczym zarzynane zwierzę nad swoją poranioną nogą.
- Pojebało cię?! To bolało! - Wydusił Jack z warknięciem oscylującym przy jęku. - Nogi to ja ci zostawiłem w spokoju! - Spróbował wyjąć nóż, ale na niewiele to się zdawało. - Nosz kurwa mać, nie będę z tym gównem chodzić po mieście!
Brunet bez większego oporu przeszedł obok niego i chwycił wielki młot należący do Zero. Prawdopodobnie to tym go ogłuszył Jack. Spojrzał z grobową miną na chłopaka, który uśmiechnął się głupio widząc co trzyma w dłoniach.
- Eee, Jeffie? Spokojnie, co? Ja tylko żartowałem z tym najmniej groźnym, serio...
- Jakoś ci nie wierzę... - Prychnął idąc w jego stronę. - I jak sam mówiłeś, to będzie „Zemsta Uke'sia", ale raczej ci się nie spodoba...
- Jeffie, no co ty...!
Jeff uniósł młot Zero nad głową i bez większych skrupułów uderzył z całej siły w nóż wystający z uda. Jack zawył urwanie i zacisnął mocno zęby, gdy ostrze przeszło na wylot przez kość i mięśnie. Chwycił się za nogę skacząc chwilkę zanim nie poślizgnął się na kałuży krwi i z głośnym hukiem wypierdolił plecami na posadzkę. Zaklął siarczyście, a kiedy Jeff przykucnął obok niego, przełknął głośno ślinę patrząc na niego niepewnie.
- Jeffie chyba nie jesteś aż taki zły, co? - Zaśmiał się cicho.
- Nazywanie mnie uke jakoś przeboleje... - Szepnął sięgając po nóż. Wstał z opuszczoną głową. - Ale nazywanie mnie najsłabszym mordercą... - Wbił wściekłe spojrzenie w Jack'a. - Tego nikomu nie popuszczę, zwłaszcza tobie Jack! - Chwycił go za fraki i przeciągnął po podłodze w stronę ściany. - Przekonasz się, że Jeff The Killer jest jednym z największych morderców tego świata! - Warknął wściekle.
- Wiesz, że jakoś słabo to brzmi, gdy jesteś w negliżu? - Jack uśmiechnął się pobłażliwie.
- Spierdalaj zboczeńcu! - Jeff spurpurowiał, ale nie wiedział czy ze wstydu czy wściekłości. - Gdybyś nie był nieśmiertelny, to zabiłbym na miejscu.
- A teraz niby nie chcesz? - Zaśmiał się, gdy został rzucony o ścianę z rękami w górze.
- Teraz? - Jeff uśmiechnął się szeroko. - Teraz tylko cię skrzywdzę w bolesny sposób, żebyś zapamiętał jedno... Z Jeff'a The Killer'a nie żartuje się w taki chory sposób! - Wrzasnął przebijając dłonie Jack'a nożem i przytwierdzając tym sposobem do ściany. - Popamiętasz mnie Jack...
Laughing Jack zaśmiał się lekko histerycznie. Nigdy nie widział aż tak wściekłego Jeff'a, a znał go niemal od zawsze... choć z drugiej strony patrzenie na jego zgrabny, goły tyłek było ciekawym zajęciem, nawet jak za chwilę miałby oberwać po głowie. Poczuł silne uderzenie i odkaszlnął krwią, tracąc na chwilę oddech. Z lekkim oporem spojrzał w dół. Jeff właśnie połamał mu kilka żeber, które przebijały się przez skórę. Uniósł głowę, patrząc niepewnie na bruneta z wielkim młotem w dłoniach. Zamachnął się znów i tym razem Jack oberwał w szczękę. Usłyszał cichy zgrzyt i chrupnięcie.
- Świetnie, właśnie rozjebał mi szczękę... - Pomyślał z niesmakiem.
Gdyby był śmiertelny, to już dawno leżałby trupem... Błogosławić wszystko, że jednak nie może zginąć!
- Chcesz wiedzieć jak przyjemnie jest oberwać czymś ostrym po nerach? - Jeff uśmiechnął się szeroko, gdy odrzucał narzędzie pracy. - Ja wiem... - Podszedł do Jack'a i sięgnął po coś opartego tuż obok niego. - Ale za ośmieszanie mnie, dostaniesz czymś mocniejszym... - Jego oczy zalśniły złowieszczo, gdy uniósł siekierę przed twarzą. - I lepiej ciesz się, że jesteś nieśmiertelny... - Zrobił zamach i...
- Co robisz?
Laughing Jack'a wszedł do kuchni, gdzie Jeff aktualnie siedział z irytacją przed laptopem. The Killer spojrzał na niego z czystą furią.
- No co?
Jack zamrugał niepewnie i bezceremonialnie zabrał laptopa sprzed oczu The Killer'a, który niemal toczył pianę z ust. Uniósł brew w górę, a na usta wdarł się złośliwy uśmieszek.
- Nieźle... - Gwizdnął z podziwem.
- Zabiję!! - Jeff wydarł się, wstając gwałtownie z zamiarem wyjścia. - Jak tylko kurwa ją zobaczę, to zabiję!!
- Czekaj, czekaj, to jest zajebiste! - Zaśmiał się L.J. łapiąc Jeff'a za kołnierz. - No, zobacz jaki jesteś uroczy!
- Puszczaj do cholery... - Warknął brunet. - Jill! - Wrzasnął.
Dziewczyna weszła do kuchni i automatycznie zrobiła w tył zwrot opuszczając pomieszczenie, gdy dostrzegła w rękach brata swój kochany laptop. Jack z szerokim uśmiechem złapał go za twarz, żeby był cicho i czytał dalej. Jeff próbował się wyswobodzić, żeby móc zabić Laughing Jill, która była autorką tego czegoś! Jak w ogóle ona śmiała coś takiego napisać o nim i Jack'u?! Jakim kurwa prawem?!
- Sally, lepiej tam nie idź! - Usłyszeli głoś Jill zza drzwi. - Jeff tam siedzi z Jack'iem.
- I co z tego? - Zagadnęło dziecko. - Przecież to miejsce wspólne...
- No taaak, ale teraz nie chcesz tam wchodzić, uwierz mi. - Zaśmiała się niepewnie. - Są zajęci sobą, wiesz...
- To znaczy?
- Dowiesz się jak dorośniesz skarbie. - Jill zachichotała krótko. - Eee, może pójdziemy na gofry do miasta, co ty na to?
Tup, tup, tup, tup!
- Ktoś powiedział gofry?! - Ticci Toby wrzasnął, zjawiając się niespodziewanie. - Idę z wami!
- Okay!
Jeff słyszał oddalające się kroki, otwieranie frontowych drzwi i trzask. Warknął przez rękę Jack'a z kilkoma kąśliwymi epitetami, które prawdopodobnie było informowaniem, co zrobi z dziewczyną, gdy tylko się uwolni. Nieśmiertelna czy nie, będzie cierpiała!
- Podoba mi się... - Jack wyszczerzył się szeroko. - Może wypróbujemy to, co napisała Jill, co Jeffie?
- NIE!!!
Wrzask Jeff'a i śmiech Jack'a rozniósł się po całej posiadłości. Slenderman zerknął znad gazety w stronę kuchni, pokręcił głową i wrócił do czytania. Ech, co on musiał znosić z tymi dzieciakami?
Koniec
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top