XXI
Odetchnąłem z ulgą i tym razem jego ręce mnie nie powstrzymały. Wygramoliłem się spod jego uścisku i od razu chwyciłem ubrania leżące przede mną.
Pomimo palącego wzroku na moim ciele udało mi się ubrać dość sprawnie. Miałem wrażenie, że głośniej wciągnął powietrze gdy tylko się nachyliłem. No wiecie, wypiąłem tyłek w jego stronę, ale to przecież było konieczne, jak inaczej można podnieść coś, co leży na ziemi? Po co gapi się na bezbronnego chłopca?
Gdy udało mi się uporać z ubraniami, usiadłem po drugiej stronie łóżka na samym skraju, tak aby być jak najdalej. Cały czas starszy mnie obserwował co skutkowało tym, że przybrałem kolor dojrzałego pomidora. Nie do końca wiedziałem też po co mu poduszka na kolanach. Zaraz po tym jak udało mi się opuścić jego kolana to w to miejsce wziął sobie poduszkę. Nie pomyślałbym, że taki przystojny gość może być taki dziwny. No mniejsza o to.
-A więc co się wczoraj wydarzyło? -odezwałem się jako pierwszy, bo alfa cały czas się tylko na mnie gapił i poprawiał tą swoją poduszkę. Ciekawe, ale nie będę o to pytać, może innym razem teraz mam coś dużo ważniejszego do załatwienia.
-Akhm -odchrząknął po dłuższej chwili, po czym dodał. – Czy na pewno chcesz to wszystko wiedzieć?- wypowiedział to z powagą na twarzy.
-Inaczej bym cię o to nie pytał. – Czy na tej ziemi każda alfa, którą spotykam musi być idiotą, byłem już trochę tym zdenerwowany, ile można.
- Myślałem, że uda mi się to przed tobą ukryć noo, ale widzę, że nie ustąpisz. - Odetchnął dość głośno.
-No raczej, że nie, a teraz masz mi wszystko powiedzieć jak na spowiedzi. –Powiedziałem hardo wyprostowałem się i skrzyżowałem ręce na piersi. Zapadła chwila ciszy. Mężczyzna nie kwapił się żeby chociaż spojrzeć mi w oczy. A na początku był taki hop do przodu. Siedzi ze spuszczoną głową i bawi się frędzlami od poduszki. No co za typ.
-No dalej, wcześniej byłeś jakoś bardziej rozmowny. -Ponagliłem go.
-Nie wiem czy uwierzysz mi jak ci powiem. -Czy on serio teraz próbuje mnie jakoś zwieźć swoimi wypowiedziami? A może po prostu gra na czas aby wymyślić jakąś dobrą ściemę.
-Jak mi tego nie powiesz, to się nie dowiemy, czyż nie? – Uśmiechnąłem się zachęcająco, ale zamiast tego wyszedł mi jakiś grymas na twarzy. Jak z tym żyć.
-No, bo ja ci tylko pomagałem. – Spuścił głowę. Coś mi tu nie gra, jakby mi tylko pomagał to chyba by się tak nie zachowywał.
- Z czym ty mi właściwie pomagałeś? – Byłem bardzo ciekaw jego odpowiedzi.
-No wiesz jak to jest jak wilk spotyka swojego przeznaczonego. Wtedy jego feromony pobudzają tego drugiego i co nieco mogą przyspieszyć. – Próbował się uśmiechnąć, ale nadal miał smutną minę.
- Co masz przez to na myśli? -spojrzałem na niego z poważną miną.
-No wiesz, do twoich urodzin zostało już niewiele czasu, więc to jest czysto teoretycznie możliwe. - O czym on teraz mówi, przecież urodziny mam dużo później, bo dopiero w grudniu, a o ile mnie pamięć nie myli mamy początek wakacji. Coś mi tu serio nie gra.
-Nadal nie rozumiem o czym ty mówisz, na pewno się nie uderzyłeś w głowę? -Może faktycznie się uderzył i teraz coś mu się pomieszało.
- Nie, nie uderzyłem się w głowę a ty jesteś moim przeznaczonym, wiem to od kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, byłeś jeszcze bardzo mały. – A może on się czegoś naćpał.
-Poczekaj, jak to? - Nie mogłem tego zrozumieć.
-No normalnie. -Może dla ciebie bałwanie.
-Widzę cię drugi raz w życiu, nigdy wcześniej cię nie spotkałem. -Pierwszy raz było na lotnisku, ale czy my serio się znamy? Zaczyna mi się mieszać w głowie. Może faktycznie kiedyś się spotkaliśmy, ale tego nie pamiętam. Zresztą na pewno bym pamiętał swoją własną upragnioną bratnią duszę.
-Jak to ty nic nie pamiętasz słoneczko?
-O czy mam niby pamiętać? -A może on jest chory psychicznie i wymyślił sobie swój własny wymyślony świat a ja jestem z nim w jednym pokoju. Trzeba się stąd czym prędzej ewakuować, zanim wymyśli coś gorszego od rozmowy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top