XVI


Wchodzę do środka i jak to kultura tego wymaga, przywitałem się głośnym jak na mnie „Dzień dobry". Usiadłem na pierwszym wolnym miejscu. Tym razem trafiłem na miejsce obok mojej siostry, a po drugiej było wolne, pewnie Matt tu usiądzie. Jak na zawołanie chłopak zmaterializował się na miejscu obok. Zaczęliśmy jeść, w pewnym momencie matka mate'a mojej starszej siostry przerwała ciszę. A mogło być tak fajnie.

- No to co dziewczyny dzisiaj idziemy na zakupy? - Mówiąc to spoglądała to na jedną to na drugą.

- Bardzo chętnie się wybiorę. Muszę kupić sobie kilka nowych ciuszków, nigdy nie wiadomo kiedy znajdzie się ten jedyny. - Odezwała się przyjaciółka mojej siostry. Ta, bo trzy walizki, które ze sobą zabrała nie wystarczą. Znając ją to będzie raczej przelotna znajomość, nadal zastanawiam się jak moja siostra z nią wytrzymuje.

- Jeśli to nie będzie dla pani problem to ja nie mam przeciwwskazań. - Uśmiechnęła się do niej Amanda.

- Żaden problem dziewczyny, to co jesteśmy umówione? Dzisiaj po posiłku?

- Oczywiście. - Obie potwierdziły spotkanie.

 Po chwili mate mojej siostry odchrząknął i zabrał głos.

- Skoro jesteśmy tutaj już wszyscy razem to chciałbym poinformować was, że będziemy mieć gościa.

- A kto taki nas odwiedzi, synu? - Odezwał się jego ojciec. Tak właściwie też mnie to ciekawi, ale tylko w pewnym stopniu.

- Mój ukochany kuzyn, Travis przyjedzie. - Widać jak bardzo się cieszy z jego przyjazdu. - Jako, że trudno było mi zorganizować z nim spotkanie, zapracowany jest biedaczek, to przyjeżdża dzisiaj i zostanie tu na trochę, jeszcze nie wiem na ile pozwolą mu obowiązki.

- To o której tu będzie? - Tym razem odezwała się moja siostra.

- Wiesz, powinien być około południa, ale trzeba go odebrać z lotniska, są jacyś chętni? – Oczywiście Amanda bardzo chciała po niego pojechać wraz z przyjaciółką, ale miały już inne plany na to popołudnie. Ale stało się coś czego w tej chwili najmniej się spodziewałem.

Maks musisz tam być, to jest świetna okazja do poznania go. - Odezwała się moja wewnętrzna omega, rzadko się odzywała.

Nie ruszam się nigdzie. - Odburknąłem jej w myślach.

Nooo, aleee dlaczeegoooo nie chcesz jechać. - Brnęła dalej.

- Bo nie, nie przekonasz mnie. - Całe szczęście się już nie odezwała.

Mój wewnętrzny konflikt przerwał szept Matta.

- A może my po niego pojedziemy skoro dziewczyny chcą się zabawić w swoim towarzystwie? – Nawet ty Brutusie przeciwko mnie?

- Nie ja się stąd nie ruszam. - Powiedziałem hardo i skrzyżowałem ręce na piersi.

- No, nie obrażaj się. - Matt zrobił minę zbitego szczeniaczka.

- Matt nie rozumiesz, że ja nie chcę go poznawać? - Co nie do końca było prawdą, bo chciałem wiedzieć, dlaczego moja wewnętrzna omega tak zareagowała.

- No, ale wytłumacz mi dlaczego? - Dalej dopytywał.

- Może dlatego, że może okazać się takim samym idiotą jak ty.

- Spokojnie większym kretynem ode mnie nie można być. – Zapewniał mnie chłopak z uśmiechem na ustach.

- No w sumie masz racje. - Uśmiechnąłem się promiennie na jego słowa, ale po chwili zrobił naburmuszoną minę, chyba do niego dotarło co powiedział przed chwilą.

- Ejj wcale nie jestem takim idiotom za jakiego mnie masz. - Powiedział z pretensją w głosie. Zasmucił się na te słowa.

- Ale nie ja to powiedziałem. Poza tym zgadzam się z tym co powiedziałeś, w sensie z tą pierwszą częścią, że jednak jesteś idiotą. – Zacząłem się śmiać. Na co przyszły alfa tego stada zabrał głos, znowu.

- No widzę, że jednak mamy chętnych aby odebrać mojego kuzyna. Czyż nie, Maksiu? - Zwrócił się do mnie, o nie ja nie chce.

- Coo? Ni-e ja wc-ale nie ch-ce nigdzie jech-ać. - Wyjąkałem, bo przytłaczała mnie jego aura dominacji.

- Udam, że wcale nie słyszałem sprzeciwu. Jak tylko skończysz jeść, masz iść przyszykować się do wyjazdu. Musisz godnie przywitać mojego krewnego. Pojedzie z tobą Matt, tak żeby nie było ci smutno samemu. Zrozumiano? - W jego głosie było słychać władzę czystą chęć dominacji, nie był niemiły tylko zdecydowany.

- Dobrze -odburknąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top