VII
Miałem jeszcze trochę czasu do przybycia gości, dlatego postanowiłem chwilę się zdrzemnąć. Położyłem się na łóżku i przykryłem się moim szarym kocykiem w gwiazdki. Nawet nie wiedziałem, w którym momencie zasnąłem. Było tak milutko. Obudziło mnie dopiero ściągnięcie, a właściwie zerwanie ze mnie kocyka. Poczułem chłód i powoli otworzyłem oczy, to co zobaczyłem nie do końca mi się spodobało. Mama z rękoma na biodrach, świdrowała mnie zabójczym wzrokiem. Po krótkiej chwili ciszy odezwałem się pierwszy, nie mogłem znieść jej wzroku:
-Goście już są? – zapytałem. Myślałem, że przyszła abym nie przegapił wspólnej kolacji, ale pomyliłem się.
-Wiesz, która jest godzina? – zapytała a ja pokiwałem tylko przecząco głową, po czym dodała- Jest już północ, przespałaś całą kolacje. - Momentalnie podniosłem się i usiadłem po turecku.
-Co!? Przecież ustawiłem sobie budzik, żeby nie zaspać. - wziąłem telefon z szafki nocnej przy łóżku i sprawdziłem, czy aby na pewno go ustawiłem. Próbowałem go włączyć, ale okazało się, że był rozładowany. - Nie no super. - powiedziałem bardziej do siebie niż do rodzicielki.
-Rozczarowałam się twoim zachowaniem. - Powiedziała to z dziwnym spokojem w głosie, który może zwiastować tylko jedno. Mianowicie, że ta oto tu kobieta nie jest już zła, tylko gorzej, jest w tej chwili obrażona, a to gorsze, dużo gorsze.
-Przepraszam mamo. - zdążyłem tylko tyle powiedzieć, bo wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Słyszałem tylko jak schodzi na dół po schodach.
Opadłem na poduszki i tylko westchnąłem. Zobaczymy co mnie jutro czeka, ciekawe jaką karę tym razem mi wymyśli. Owinąłem się szczelnie kocem i udałem się ponownie w objęcia Morfeusza.
____
Następnego dnia budzę się wypoczęty, długo spałem. Najwyraźniej mój organizm tego potrzebował, po tylu zarwanych nocach spędzonych na czytaniu. Ubrałem się i odświeżyłem w łazience, po czym udałem się na dół. Dzisiaj nie musiałem jakoś bardzo śpieszyć się do szkoły. Zajęcia rozpoczynały się dopiero o dziewiątej.
Wchodząc do kuchni przywitałem się ze wszystkimi. Jako rodzina staramy się jeść wszystkie posiłki razem, chociaż czasem nam to nie wychodzi, zwłaszcza teraz gdy dwójka mojego rodzeństwa ma już swoich przeznaczonych.
-Maks, z racji tego, że wczoraj nie było cię na spotkaniu, to powiem ci, że w te wakacje wyjeżdżasz. Nie ma siedzenia w domu jak ostatnio. – Znowu wypomina mi moje uzależnienie.
-Ale mamooo – przerwałem jej.
-Nie, nie będziesz siedział w domu całymi dniami, tym bardziej, że masz zaproszenie na wakacje do sąsiedniej watahy. - Nie no super czego to oni jeszcze nie wymyślą.
-Ale jak to? - zdziwiłem się, kto chciałby mnie na wakacje.
-A no tak, że mate twojej siostry was zaprosił. – A no tak zapomniałem, że ma zostać przywódcą tej watahy. Muszę go w końcu poznać.
-To kto jeszcze jedzie? – byłem tego bardzo ciekawy.
-Tak się składa, kochany braciszku, że ja też jestem zaproszona. – odezwała się Amanda. – Dodatkowo możemy zabrać kogoś ze sobą. – oznajmiła z uśmiechem na twarzy. No super to kogo ja mam ze sobą zabrać.
-Dobra, mniejsza o to. -Przybrałem maskę obojętności, tak było najłatwiej. Często ją zakładałem, zwłaszcza jak chciałem uciec od jakiegoś tematu.
Zrobiłem sobie pośpiesznie kanapki. Mama tym razem nic mi nie zrobiła, bo wiedziała, że zajęcia kończę szybciej niż zazwyczaj, więc ich nie potrzebuje. Tak dzisiaj mieliśmy skrócone lekcje, bo to już końcówka i nauczyciele potrzebują czasu na przygotowanie się do zakończenia roku. Pośpiesznie zjadłem śniadanie i wyszedłem. Droga minęła mi szybko. Amanda zaczynała zajęcia później, więc nikt nie przeszkadzał mi po drodze, ale nie obyło się bez tego dziwnego uczucia w środku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top