VI

Po ostatniej lekcji trochę mi się już spieszyło do domu. Nie ukrywam chciałem poznać tego, który spróbuje okiełznać moją siostrę. Jak to ja, po drodze trochę się zamyśliłem i wpadłem na kogoś. No oczywiście nie mogło być inaczej.

-Przepraszam – szepnąłem – nie chciałem na ciebie wpaść.- Dodałem już trochę pewniej. Odwrócił się w moją stronę.

-Nic się nie stało, ale ty się chyba nie zgubiłeś malutki, prawda? - Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Znowu ktoś mnie tak nazywa. To co ujrzałem podnosząc wzrok do góry, niezmiernie mi się spodobało, chociaż to co powiedział już mniej, no ale trudno. Wysoki, umięśniony brunet o tak pięknych lazurowych oczach, w których można utonąć. Widać, że nie był w naszym wieku. Nigdy wcześniej go tutaj nie widziałem. Ciekawe co tutaj robił.

-Dlaczego miałbym się niby zgubić?- Nie wiedziałem o co mu chodzi. Przecież chodzę tutaj już trzy lata.

-Nie wyglądasz na kogoś kto chodzi do tej szkoły, nie jesteś przypadkiem trochę za młody? – Zaniemówiłem. Wiem, że nie wyglądam na swój wiek, ale ludzie bez przesady.

-Ty też nie wyglądasz na kogoś kto tutaj uczęszcza.- Puściłem mimo uszu to co przed chwilą powiedział. Nie będę tłumaczyć się jakiemuś obcemu kolesiowi.

-Czekam na siostrę, miała właśnie kończyć zajęcia.

-Dobra, rób co chcesz, idę do domu. – oznajmiłem i zostawiłem go samego.

Jak powiedziałem tak też zrobiłem, po drodze do domu miałem dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuję, ale za każdym razem jak się odwracałem, to nikogo nie widziałem. Trochę się przestraszyłem, że ktoś może czyhać na moje życie i przyśpieszyłem kroku. Odetchnąłem widząc z daleka mój dom, nie był jakoś przesadnie duży. Dwupiętrowy budynek pomalowany na biało z czerwoną dachówką na górze. Całość odgrodzona czarnym wysokim płotem. Za domem mamy niewielki ogródek, do którego uwielbiam chodzić. Nie wiem o co chodzi, ale już jako dziecko uwielbiałem zajmować się roślinami, to że jesteśmy zmiennymi nie zmienia faktu, przecież i tak jesteśmy związani z naturą. Za ogrodem rozciąga się las, do którego czasem uciekam, aby się wyciszyć, albo zaszyć gdy rodzice robili się nadopiekuńczy.

Wpadłem do domu i od razu wbiegłem po schodach na górę do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi i zsunąłem się po nich w dół. Podkurczyłem kolana pod brodę i oparłem o nie czoło. A co jeśli serio, ktoś chce mnie zabić,- pomyślałem- ale kto chciałby aby mnie nie było, myślałem, że nikomu nie przeszkadzam.

Z moich rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi.

-Maks czy coś się stało?-dopytywała się rodzicielka.

-Nic mamo, nic się nie stało. – no, bo przecież nie powiem jej o tym. Może to tylko mi się wydawało, ja i moje wewnętrzne rozterki zawsze wszystko sobie komplikuje w głowie i tworze najgorsze scenariusze, powiedzcie jak z tym żyć.

-Dobrze nie zapomnij, że dzisiaj mamy gości przyjdzie mate twojej siostry z rodziną, tylko pamiętaj masz wyjść z pokoju i ładnie się przywitać.- Po czym słyszałem jak odchodzi spod drzwi i schodzi po schodach na dół.

Zazwyczaj jak mieliśmy gości, zaszywałem się w swoim pokoju. W tym czasie czytałem, oglądałem, grałem albo po prostu wychodziłem na bardzo długi spacer do lasu. Uwielbiałem tam chodzić, nawet mam swoje ulubione miejsce. W lesie jest mały strumyk, ale jak pójdzie się w górę strumienia to robi się coraz większy i dochodzi się do wodospadu. Ten widok jest cudowny uwielbiam tam przychodzić, mogę patrzeć na to miejsce godzinami. Mam wtedy czas na przemyślenia, czas tak jakby się zatrzymywał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top