V


Powiedzmy sobie szczerze on nigdy nie robił zwykłych wejść do sali. Zawsze wbiegał na sale spóźniony, nikt nie wiedział dlaczego się tak działo. Po tylu latach w tej szkole wszyscy się przyzwyczaili do tego zachowania.

Wszyscy jak jeden mąż wstaliśmy z miejsca jak tylko się pojawił, witając się z nauczycielem.

No to teraz się zacznie, mój ulubiony przedmiot. Nauczyciel kazał nam zrobić rozgrzewkę. Najpierw kilka kółek dookoła sali, później trochę rozciągania. Dobra jak na razie jeszcze żyje- pomyślałem- to dobry znak.

-Dobrze a teraz dobierzcie się w pary! – krzyknął pan Collins.

-Maks będziesz ze mną w parze?- odezwał się osobnik, na którego jestem trochę zły.

-Żebyś znów mnie wnerwiał?- o nie, nie ma mowy, abym z nim ćwiczył.

-No nie złość się już, nie będę już nazywał cię małym. – poczochrał mi włosy. Strzepnąłem jego dłoń, po czym pokazałem mu język i podszedłem do pierwszej lepszej wolne osoby. Matt tylko posłał mi wzrok pełen smutku, ale nic więcej nie powiedział.

-Hej widzę, że też nie masz pary. – bardziej stwierdziłem niż zapytałem. Blondyn odwrócił się w moim kierunku i delikatnie się uśmiechnął. Również się uśmiechnąłem na ten gest, po czym dodałem – No to jak będzie?

-Właściwie to czemu nie.- odpowiedział mi zielonooki.

-Skoro już wszyscy mają swoje pary to poćwiczymy blokowanie ciosów na początek. Jeden uderza drugi próbuje się obronić. – jakich to ciekawych zajęć to nasz nauczyciel nie wymyśli.

-Postaraj się nie uderzać za mocno. – powiedział z ironią Ron.

-No wiesz, spróbuje zapanować nad mają siłą, ale nie wiem czy dam rade.– odgryzłem się.

-Mam zamiar przeżyć dzisiejszy dzień bez uszczerbku na zdrowi. Nie rób mi siniaków, postaraj się omijać moją twarz, dobra?

-Spoko, ale powiedz mi od kiedy ty się tak tym przejmujesz? – jako wilkołaki szybciej się regenerujemy. No wiecie, alfy szybciej niż bety, omegi z nich wszystkich najwolniej, no mówi się trudno.

-No, bo widzisz Maks... -chwile się zawahał jakby nie chciał mi tego mówić, ale po chwili dodał z takim bananem na twarzy – Idę na randkę, ale pamiętaj, to tajemnica.- wyszczerzył się- Długo zajęło mi wyciągnięcie jej na wspólny wypad.

-No to musi być wyjątkowa.- serio musiała mu się spodobać. Nigdy nie starał się tak dla dziewczyny, która mu się podobała. Zazwyczaj jak już był z jakąś to nie byli ze sobą jakoś bardzo długo. Jego najdłuższy związek z tego co słyszałem, trwał jakieś dwa miesiące.

-Nawet nie wiesz jak bardzo.- rozmarzył się trochę.

Po naszej krótkiej wymianie zdań trzeba było zacząć ćwiczyć. Najpierw to ja atakowałem, nie szło mi najgorzej. Ron dał mi małe fory i dał się uderzyć kilka razy. Gdy przyszła kolej na mnie wiedziałem, że to nie skończy się dobrze i po chwili leżałem na podłodze z rozciętą wargą.

-Bardzo cię przepraszam Maks, to samo tak jakoś wyszło- zaczął się tłumaczyć.- Ja naprawdę nie chciałem zrobić ci krzywdy.

-Spokojnie to tylko warga, nie umrę od tego.- dobrze, że nie oberwałem gorzej, jak wyglądałbym na kolacji. Powinienem się dobrze prezentować.

-Ale ja naprawdę przepraszam.

-Daj już spokój, było minęło- miałem nadzieje, że odczepi się w końcu. Wróciliśmy do ćwiczeń, na całe szczęście obyło się bez większych problemów.

Lekcja się powoli kończyła, dlatego pan Collins pozwolił nam się już przebrać w szatni. Reszta lekcji nie była jakoś wyjątkowo interesująca, ale za to szybko minęło. Całe szczęście, że obyło się bez większych problemów, oczywiście te miały nastąpić dopiero później.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top