IV

Wkurzony, nie czekając na reakcje Matta i Amandy ruszyłem w kierunku klasy. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Z racji tego, że jesteśmy wilkołakami to nie mamy tylko takich zwykłych lekcji, co prawda tych innych nie ma zbyt wielu, ale i tak za nimi nie przepadam. Pierwszą naszą lekcją była samoobrona. Powiedzmy sobie szczerze, ja nie nadaje się do takich rzeczy. Nie lubię wysiłku fizycznego. Zdecydowanie wole sobie poczytać, pograć co najwyżej w wolnej chwili iść na spacer, a nie biegać. No, ale mówi się trudno jak mus to mus.

Po wejściu na sale, skierowałem się do szatni, przebrałem się w mój cudny strój do ćwiczeń, czyli zwykły biały T-shirt i czarne spodenki. Wyszedłem z szatni, teraz trzeba tylko poczekać na nauczyciela. Naszym nauczycielem jest Pan Collins, czyli beta, wysoki, napakowany brunet z niebieskimi oczami w średnim wieku. Z tego co wiem ma dwóch synów, o których uwielbia rozmawiać. Pierworodny chodzi na studia. Młodszy za to ma dopiero dziesięć lat więc jest bardzo rozpieszczany przez Pana Collinsa.

Usiadłem na ławce na sali i zacząłem przyglądać się mojej ukochanej klasie z racji tego, że większość uczniów miała już swoje osiemnaste urodziny, a co za tym idzie i pierwszą przemianę. Część znalazła już swoją drugą połówkę. Trochę im tego zazdrościłem, ale z drugiej strony trochę mi to przeszkadzało, bo na każdym kroku okazywali sobie uczucia. Właściwie gdzie nie spojrzeć tam para gołąbeczków. Jeszcze jakby tylko trzymali się za ręce to by było spoko, ale nie. Oni muszą się nawzajem połykać. Moje rozmyślania przerwał mi ciężar na ramieniu.

-Maksiu czemu zwiałeś nam tak szybko?- Odezwał się Matt. Siadając obok mnie na ławce.

-Nie możecie dać mi spokoju? -zapytałem z nadzieją w głosie. Uwielbiali mi trochę podokuczać, ale tylko słownie, na całe szczęście, jeszcze siniaków by mi brakowało.

-Daj już spokój nic takiego się nie stało. Znowu dramatyzujesz.- tym razem moja siostra zabrała głos. Niby taka mila i spokojna a tu takie coś, zawsze jak była z Mattem to musiała pokazać wyższość nade mną. Gdy byliśmy sami zawsze byłem jej młodszym braciszkiem, którym się opiekowała.

-Ja znowu dramatyzuje?! To wy w końcu skończcie mówić na mnie „mały". Ile można?! Nie znudziło się wam to jeszcze? -zapytałem zdenerwowany. Nasze kłótnie zazwyczaj właśnie tak wyglądały. Później będą przepraszać, czyli kupią mi lody truskawkowe, moje ulubione.

-No powiem ci szczerze, że jak się złościsz to wyglądasz jeszcze lepiej niż normalnie.- oznajmił chłopak, po czym nieznacznie przybliżył się do mnie.

-No wiesz co? – oburzyła się Amanda, po czym dodał – On już ma kogoś z kim mógłby się umawiać. - Sugestywnie uniosła brew. A ja wybuchłem śmiechem, wiedziałem o kim mówi.

-No wiesz, ja nie będę umawiać się z pierwszą lepszą dziewczyną, która za mną łazi. – powiedziałem jak już tylko udało mi się trochę uspokoić.

-Spójrz z innej strony, nie jest wcale jakaś paskudna, nie pochodzi ze złego domu i nie jest najgłupsza. To wszystko przemawia raczej za tym aby dać jej szanse. – Moja siostra wyswatałaby by mnie z każdym. Ostatnio jak byliśmy w kawiarni, chciała mnie umówić z kelnerem. Dla niej każdy nadawał by się dla mnie jako partner. Wystarczy, że chodzi i oddycha. Czy ona już do reszty zdurniała?

-Zastanowię się jeszcze, ale nic nie obiecuje.- musiałem dać jej jakąś wymijającą odpowiedz, bo jak to ona nie dałaby mi później żyć.

Nasze dywagacje przerwał nam nauczyciel wchodząc do sali.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top