#87
Kiedy wróciłam rano do domu mama i Adam czekali na mnie w salonie. Wciąż byłam obolała, niewyspana i przygnębiona. Weszłam do pokoju, widząc że oni wiedzą.
-Słyszałaś już?- pan Hale spojrzał na mnie, trzymając za ręce moją rodzicielkę.
-Tak- pokiwałam głową, a mój głos się załamał.- Dostałyśmy z Isabell wiadomość...-skłamałam, ponieważ byli przekonani że to u niej będę nocować, podczas gdy byłam świadkiem śmierci Katty.
A potem dowiedziałam się, że Carter również nie żyje a Aaron był o krok, od przejścia na tamten świat. Miał poważnie połamaną nogę, żebra i rozciętą głowę. W tej chwili leży podpięty do aparatur w szpitalu, pod białą pościelą i odpoczywa.
Przełknęłam głośno ślinę, czując niewyobrażalną suszę w w gardle.
-Kochanie, tak mi przykro- powiedziała mama, wyswobadzając się z objęć narzeczonego.
Wpadłam w jej ramiona, głośno szlochając.
Nie wiedziałam dlaczego płaczę. Z jej powodu? Z powodu Cartera? Mojego opiekuna? Może przez ślub albo dlatego, że przez chwilę wystawiłam się na niebezpieczeństwo?
A może przez to wszystko.
***
Kiedy jako tako odespałam, pierwsze co zrobiłam to wyświetliłam wiadomości na telefonie. Pisały do mnie różne osoby wyrażając to, jak im przykro. Olałam to, wydobywając tylko to, co mnie interesowało.
Od:Archer
Treść:Mam dość. Wyciągam cię z domu równo o 17.00 i nie próbuj protestować. Zwariuję tutaj.
Mentalnie przyznałam mu rację. Teraz przebywał w domu, gdzie trzeba zamknąć pewien pokój na zawsze, a brak Cartera musiał dokuczać wszystkim. Zagryzłam wargę. Odpisałam, że się zgadzam. Zaraz jednak uświadomiłam sobie, że jest już szesnasta. Przespałam cały dzień.
Wzięłam prysznic, obserwując ciemne plamy na moim ciele. Pamiątki po linach i uderzeniach. W głowie mi szumiało, ale trwałam w pewnym stopniu w odrętwieniu. Jeszcze nie rozumiałam do końca, jak to się stało.
-Reed?- mama uniosła brwi z wyrazem konsternacji.- Idziesz gdzieś?
Zakładając białe trampki na stopy, kiwnęłam głową.
-Musze pobyć sama- mruknęłam.
Podeszła do mnie, chwytając opiekuńczo za ramiona.
-Skarbie, chcesz o tym pogadać?- zapytała z troską.
Przytuliłam się do niej, bo jej ramiona zawsze dawały mi poczucie bezpieczeństwa.
-Potem- wyszeptałam.- Najpierw, muszę sama to przetrawić.
-Myślę...-westchnęła.- Myślę, że powinnam przełożyć ślub.
-Co?- zdziwiłam się.
Popatrzyłyśmy sobie w oczy.
-Byłyście z Katty blisko- powiedziała.- To nie w porządku, żebyśmy świętowali podczas gdy ona...-zacisnęła usta w cienką linijkę, nie chcąc kończyć tego zdania.- To siostrzenica pierwszej żony Adama.
Otarłam samotną łzę, spływającą po policzku.
-Katt by nas za to zabiła- odpowiedziałam, ze smutnym uśmiechem.- Wiesz, że imprezy to jej żywioł.
-Porozmawiam o tym z Adamem- zaręczyła.- Ale jeśli sobie tego nie życzysz, to powiedz. Przełożymy to.
-To już jutro- wyszeptałam.- Lepiej nie.
Chociaż..przesunięcie ślubu, równało się z paroma skradzionymi dniami dla mnie i zielonookiego.
Cmoknęłam ją w policzek i wyszłam. Słońce rozgrzewało moje ciało, kiedy szłam uliczką zbliżając się do samochodu Archera. Usiadłam ciężko na fotelu, zapinając pas. Chłopak ruszył i kierował się sobie znaną trasą. Co jakiś czas dodawał gazu, co skutkowało lekkim wbiciem w fotel. Żadne z nas się nie odzywało. Jechaliśmy jakiś czas a potem dostaliśmy się w dobrze znane miejsce. Wzgórze, na które zabrał mnie jednej nocy, tuż po swoim wybuchu. Rozpoznałam ten widok, kiedy zamykając drzwi zdecydowałam się tak jak wtedy, usiąść na masce. Chłopak zrobił to samo, ciasno obejmując mnie ramieniem. Wtuliłam głowę w zagłębienie, pomiędzy jego barkiem a szyją.
-Jak sobie radzą?- zapytałam cicho.
Wokół nas panowała cisza. Jedynie lekki wietrzyk smagał nasze twarze, kiedy słońce zniżało się za naszymi plecami.
-Chujowo- mruknął.- Diego strasznie to przeżywa.
Zagryzłam wargę, wiedząc że dla niego, to coś w rodzaju osobistej porażki i utraty kogoś tak bliskiego, jak rodzony brat.
-To znaczy?
-Zamknął się w pokoju, z butelką szkockiej- westchnął cierpko.- Will to samo. Z tym, że on nie przepada za whisky, więc nie wiem co w siebie wlewa.
-Omotali ją- powiedziałam, czując że muszę ją bronić.- Ona tego nie chciała.
-Mike ma rację- powiedział, bębniąc palcami w mój bok.- W tym biznesie, kobiety są wykorzystywane. Zawsze tak twierdził a ja uważałem jego poglądy za śmieszne.
-A teraz, co myślisz?- chwyciłam go za drugą rękę, łącząc nasze palce i splatając je ze sobą.
-Że ma rację- wzruszył ramionami.- Evan nią sterował, a ona myślała, że się mści. Wykorzystał jej czuły punkt i zaczął...zaczął nim manewrować.
Nie wiedziałam ile słyszał z mojej rozmowy z rudowłosą. Miałam nadzieję, że nie dosłyszał wątku Kelsey. Wiedziałam, że to by go załamało. Wolałam, aby tkwił w nieświadomości. Ja sama, chciałam udawać, że tego nie wiem.
-Nie usprawiedliwiam jej- dodał po chwili.- Gdyby nie ona, Carter by żył, Will nie miałby złamanego serca i wszystko, wszystko było by lepsze.
-Jeśli nie przez nią- westchnęłam.- To znalazłby inny sposób, żeby dobrać się do was. Może nawet, skutki były by gorsze?
Odsunęłam się, patrząc w jego oczy. Przyłożyłam dłoń do jego policzka, rozkoszując się dotykiem jego twarzy.
-To się już stało i nie możemy tego cofnąć- powiedziałam gorzko.- Straciliśmy przyjaciół, ale dzięki temu, nie żyją też takie pasożyty jak Evan.
Nie liczyło się nic innego, poza jego zielonymi tęczówkami, wpatrującymi się w moje, brązowe, jak w obraz. Potem, jedyne co istniało, to nasze usta, połączone w tańcu i zmieszane, gorące oddechy.
-Co ja bym bez ciebie zrobił?- uśmiechnął się lekko, przekrzywiając głowę.
Wzruszyłam ramionami, zastanawiając się, co ja zrobiłabym bez niego?
***
Spacerowaliśmy wzdłuż wzgórz, trzymając się za ręce. To było całkiem normalne i nawet romantyczne, jeśli brać pod uwagę fakt, że się ściemniało.
-Miałem zabrać cię do kina i na kolację poza miastem- westchnął.- Obiecałem ci randkę, pamiętasz?
Zachichotałam.
-Pamiętam, ale tak też jest dobrze- przyznałam, bo możliwość spacerowania z nim za rękę, to coś czego jeszcze nie doświadczyłam.- Może nawet, jest lepiej.
-Nie jestem romantykiem- wyznał.- Znaczy wiesz, mógłbym robić takie głupoty jak patrzenie w gwiazdy, zabieranie cię na granicę stanów, żebyś mogła być w dwóch miejscach na raz albo mógłbym obsypać twój pokój płatkami róż. Ale to wszystko jest takie przerysowane i znane.
-Patrzyliśmy już w gwiazdy- zauważyłam, przypominając sobie noc, kiedy prawie się pocałowaliśmy. Byłam jeszcze wtedy z Mattem i to wszystko, wydawało się dużo prostsze niż jest teraz.
-Cholera, jestem w to lepszy niż przypuszczałem- powiedział z uznaniem.
-Poziom twojego ego, rośnie coraz bardziej- pokiwałam głową, próbując nie wybuchnąć śmiechem.
-Skarbie, uwierz że jak na ciebie patrzę, to nie tylko ego mi rośnie- mrugnął porozumiewawczo a na jego usta wpełzł ten dobrze znany, zawadiacki uśmieszek.
-Jesteś obrzydliwy- wzdrygnęłam się.
Chwycił mój podbródek w dwa palce, podciągając go do góry.
-A ty pociągająca- mruknął, składając przelotny pocałunek na moich wargach.- Remis?
-Okej- westchnęłam.
-Świetnie- zaśmiał się.- Ścigamy się do jeziora. Dawaj!
I pobiegł a ja przez chwilę, wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem. Co w niego wstąpiło? Mimo wszystko ruszyłam za nim. Potykałam się o kamienie, których nie widziałam pod stopami ale to nie miało większego znaczenia. Chłopak oglądał się co jakiś czas a ja, śmiałam się jak dziecko. Zupełnie, jakby nic się nie stało. W końcu przystanął nad brzegiem a ja z premedytacją, wpadłam na jego plecy. Obrócił się i zwinnym ruchem, chwycił mnie i podniósł.
Zapiszczałam, kiedy zaczął się kręcić. Kiedy przestał, oparł nasze czoła o siebie. Jeszcze przez jakiś czas, nasze oddechy mieszały się ze sobą, kiedy próbowaliśmy uspokoić się po biegu. Chwyciłam pewniej jego kark, poważniejąc na chwilę.
-To pożegnanie, tak?- zapytałam, wiedząc że ta noc nie będzie trwała wiecznie.
-Nie chcę tego- powiedział, przymykając oczy.- Mam pierdolone wrażenie, że kiedy trzymam cię w ramionach, jesteś tam, gdzie powinnaś.
-Chcę tylko ciebie- wyszeptałam, a moje serce zaczęło bić szybciej.- Ale jutro...
-Ciiii- przerwał mi.- Wciąż możemy pokazać te zdjęcia, prawda?
Zmarszczyłam czoło, nie wiedząc czy się przesłyszałam czy powiedział to.
-Co masz na myśli?- zapytałam.
-Schowaj te zdjęcia w ładną kopertę, zostaw mamie i powiedz, że znalazłaś to i że to pewnie życzenia- powiedział.
-Wtedy je zobaczy i to będzie koniec- stwierdziłam.- Ale one są fałszywe.
-Zyskamy na czasie, żeby wymyślić coś innego- mruknął, wprost do mojego ucha.- Sytuacja się wyjaśni po paru dniach i może będziemy mogli wymyślić coś lepszego. Co ty na to?
-Zadziała?- zapytałam drżącym głosem.
Nawet tydzień dłużej, znaczył dla mnie więcej niż kiedykolwiek.
-Obiecuję- przygryzł płatek mojego ucha, trącając go nosem.
-Wchodzę w to.
Wczoraj, prawie go straciłam i nie zamierzałam go oddać tak łatwo. Nawet, jeśli musiałabym zrobić takie świństwo mamie, pani Baker i Adamowi.
Parę sekund później Archer bezceremonialnie wkroczył do jeziora, pomimo moich protestów. Przecież byliśmy w ubraniach, robiła się noc a jakoś nie specjalnie uśmiechało mi się chorowanie, od chłodnej wody. Ale chłopak miał inny plan. Opuścił mnie i postawił na dnie. Woda sięgała mi do bioder.
-Zwariowałeś!- krzyknęłam.
-Zawsze mogłem cię tu wrzucić- wzruszył ramionami, z szerokim uśmiechem.
-Będę cała przemoczona!- burknęłam, zakładając wilgotne ręce na piersi.
-Zabaw się chwilą- polecił, ochlapując mnie.
Pisnęłam przerażona, ale już po chwili mu oddałam, zataczając się do tyłu. Odpłynęłam od niego, kompletnie zaprzestając słuchać rozsądku.
Pieprzyć to. Chcę się dobrze bawić.
-Nie uciekaj mi- zaśmiał się Archer, nurkując w odmętach jeziora.
Po chwili pływaliśmy razem, co jakiś czas starając się sobie dopiec. Nasze śmiechy, mieszały się ze sobą a gwiazdy coraz wyraźniej odznaczały się na niebie. Mimo, że woda była chłodna, ubrania lepiły się do skóry a cały świat był przeciwko nam, ta chwila była wyjątkowa. Bo nasza.
Stanęłam na nierównym dnie a woda lekko się kołysała, tuż pod moimi piersiami. Odgarnęłam mokre włosy do tyłu patrząc wyczekująco w zielone oczy.
Rozciągnął usta w lekkim uśmiechu, pochylając się i całując moje wargi. Nie musiał długo czekać, bym zaczęła oddawać jego pieszczoty. Przyciągnął mnie mocno do siebie, tak jakby robił to po raz pierwszy i ostatni. Nasze ciała przylgnęły do siebie bardzo szybko. Zarzuciłam mu ręce na kark, przeczesując łapczywie mokre włosy. Jego język oplatał się wokół mojego a ja nie pozostawałam dłużna. Namiętny taniec rozpalał moje zmysły. Chciałam przelać w to wszystkie swoje uczucia, pragnienia, tęsknoty i żale. Podniósł mnie lekko a ja, oplotłam z wolna jego biodra. Jedną ręką zjechałam na jego policzek, głaszcząc go. Archer trzymał mnie jedną ręką, drugą zanurkował pod mokry podkoszulek, odklejając materiał od mojej skóry. Jego dłoń błądziła po moim boku, plecach i brzuchu. Jęknęłam cicho, kiedy przygryzł moja dolną wargę.
-Kocham cię- wyszeptał, a jego oddech owiał moje wargi.
Nie pozwolił mi nic odpowiedzieć. Przyparł swoje usta do moich po raz kolejny i całował przez kolejne minuty. Potem oparł nasze czoła o siebie, czekając aż nierówne oddechy się unormują.
-Chyba musimy stąd iść- westchnął.- Nie chcę, żebyś była chora.
-Mogłeś o tym pomyśleć wcześniej- zauważyłam, gdy przeszedł mnie dreszcz.- Zanim włożyłeś mnie do wody.
Zaśmiał się lekko, składając parę pocałunków na mojej szyi.
-Nie mów, że ci się nie podobało- wymruczał.
-Więc całowanie mnie w wodzie, w ciemną noc nie jest znane i przerysowane?- uniosłam pytająco brew, powracając do jego wcześniejszych słów.
-Nie jest- zapewnił.- Bo ty sprawiasz, że staje się do wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju.
Zachichotałam, gdy przygryzł lekko mój obojczyk. To było takie normalne a przy tym, tak cholernie niewłaściwe, zważywszy na fakt kim jesteśmy. A raczej na fakt, kim mieliśmy się stać.
***
Kiedy wróciłam do domu, jedyną pamiątką pocałunku w jeziorze, pozostały lekko wilgotne włosy. Kiedy wsiedliśmy do samochodu Archer podkręcił ogrzewanie do tego stopnia, że po paru minutach było mi duszno. Zielonooki obiecał, że wróci na noc do domu ale musiał spełnić obowiązki przyjacielskie.
-Długo cię nie było- westchnęła mama, zamykając laptopa.
-Ale czuję się już lepiej- powiedziałam, opierając się o ścianę.- A Ty?
Uśmiechnęła się lekko.
-Kakao?- zaproponowała.
-Jasne-odpowiedziałam.
Po parunastu minutach, siedziałyśmy na kanapie w salonie z parującymi kubkami. Wspominałyśmy Katty a to trochę pomogło. Najbardziej bolało mnie to, że obydwie miałyśmy ubrać jutro te same sukienki ale finalnie, jej kreacja nigdy nie dotknie jej skóry. Przytuliłam się do mamy a ciepła ciecz rozgrzewała mój żołądek.
-Kochanie- mama pogłaskała mnie po głowie.- Wiem, że to smutne i przykre, ale sama mówiłaś, że Katt była zbyt wesoła i żywiołowa, żeby z jej powodu odwoływać ślub. Myślę, że to samo tyczy się normalnego życia.
-Więc mam zapomnieć?- westchnęłam.- Wczoraj o tej porze, jeszcze żyła.
Pociągnęłam nosem.
-Nie-powiedziała.- Nie da się zapomnieć, ale trzeba się z tym pogodzić i nie zapominać, że ty zostałaś i masz przed sobą jeszcze wiele dróg.
Rozmawiałyśmy jeszcze przez jakiś czas aż w końcu wysłałam ją do spania. Panna Młoda nie powinna być nie wyspana. Zapewniłam, że dam sobie radę, ale tak na prawdę liczyłam na zbawienną pomoc leków na uspokojenie. Wzięłam telefon, który po chwili zaczął wibrować. Odebrałam, wychodząc po schodach na górę.
-Słucham?
-Hej- po drugiej stronie odezwał się Matthew.- Wszystko w porządku?
-Średnio- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.- A u ciebie?
-Beznadziejnie- westchnął.- Chciałem z kimś pogadać, bo ta cisza mnie wykończy...
-Nie mogę uwierzyć, że to się stało- powiedziałam bliska łez. Pchnęłam drzwi do pokoju i zaczęłam szukać piżamy.
-Ja to samo- mruknął.
-Co teraz robisz?- zapytałam.
-Nic- powiedział.- Patrzę w sufit.
-Znajdź sobie jakieś zajęcie- poleciłam.-Może pojedź do mamy?
-Jest z nią kuzynka o której ci mówiłem- poinformował.- Nie chcę przeszkadzać.
-Rozumiem- pokiwałam głową, chociaż tego nie widział.- Oby to pomogło.
-Tez na to liczę- powiedział.
-Kiedy przyjechała?- zapytałam, żeby jakoś zapełnić ciszę.
-Wczoraj rano. Kazała mi przyjść jutro. Chce spróbować nawiązać z nią kontakt i nie chce, abym jej przeszkadzał.
Niebieskooki miał na prawdę pod górkę i podziwiałam go za to, ze jest tak silny.
-Będę trzymać kciuki-obiecałam.
Westchnął przeciągle. Nie wiedziałam co powiedzieć dalej. Byliśmy kiedyś ze sobą a to powodowało, że nasze rozmowy momentami stawały w martwym punkcie. To było męczące zwłaszcza w porównaniu z tym, że bywały chwile całkowicie swobodnej i fajnej konwersacji. Ale w takich momentach jak ten, czułam się źle.
-Tęsknię za tobą- powiedział cicho, lekko przygnębionym głosem.
Boże, nie. Niech on tak nie mówi.
-Matt- ostrzegłam.
-Przepraszam- zreflektował się.
-Idę pod prysznic- powiadomiłam.- Miłej nocy.
-Tobie też- wyszeptał, a jego głos wyprany był z emocji.
Rozłączyłam się, zanim zdążyłby dopowiedzieć kolejne rzeczy. Kiedy wyszłam z pokoju Archer właśnie wychodził po schodach. Jego oczy były strapione, pomimo uśmiechu jaki wpełzł na jego usta.
Kiedy się minęliśmy, chwycił mnie pod boki składając przelotny pocałunek na ustach.
-Pośpiesz się- mruknął.- Czekam u ciebie.
Pokiwałam tylko głową. Czasem był niemożliwy i rozbrajający ja pięciolatek.
***
Wślizgnęłam się do pokoju po piętnastu minutach. Zamknęłam ostrożnie drzwi, opierając się o nie plecami. Zielonooki leżał na moim łóżku, kartkując książkę, która leżała na stoliczku nocnym. Nie pamiętam co ostatnio czytałam, ale nie sądzę, aby w jakikolwiek sposób mu się to podobało.
-Serio Reed- jęknął.- Głupie romansidła?
-Nie są głupie- pokręciłam głową, podchodząc do łóżka i klękając na krawędzi. Wyrwałam mu książkę z ręki i odłożyłam na swoje miejsce. Kiedy się nad nim pochylałam, złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Pisnęłam cicho, lądując na jego klatce piersiowej.
-Jezu, nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłem- jego usta wyznaczały krętą ścieżką po mojej szyi.
-Nie widzieliśmy się tylko dwie godziny- zauważyłam. - Jak chłopaki?
-Bez zmian- westchnął, przekręcając głowę tak, żeby popatrzyć na moją twarz.- Zostałem sam z pogrzebem, bo oni nie są w stanie mi pomóc.
-Skąd masz tą siłę?- zapytałam.
Wzruszył ramionami, mrużąc delikatnie oczy.
-Nie wiem. Chyba traciłem już w życiu tyle ważnych osób, że jestem w stanie lepiej to znieść.
-Chcę w nim uczestniczyć- zadeklarowałam.
Nie mogłabym opuścić Cartera w jego ostatniej drodze. Był przyjazny, wesoły i zawsze uśmiechnięty. Wycierpiał dużo i próbował mnie uratować.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł- mruknął.
Przewróciłam oczami.
-Serio?- jęknęłam.- Nie ma dyskusji. Będę tam, nawet jeśli mi zabronisz.
-To pogrzeb, Reed- powiedział zielonooki.- Nic wesołego.
-Wiem jak to wygląda- odpowiedziałam.- Mam prawo tam być.
Patrzył na mnie przez dłużą chwilę. Już wiedziałam, że wygrałam. Bo niby dlaczego miałoby mnie tam zabraknąć? Może nie znałam go jakoś bardzo dobrze, ale polubiłam go. Wydawał się na prawdę w porządku.
-Aaron się obudził- powiedział po chwili.- Nie pamięta nic z tamtego dnia.
-W sensie nie pamięta samego wypadku czy nawet tego, że zeżarł nam pół wyposażenia lodówki?- uśmiechnęłam się lekko, ucieszona wiadomością że operacje się powiodły.
-Pamięta środę, ale nie czwartek- sprostował.
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem.
-Odwiedzę go w najbliższym czasie- westchnęłam, obserwując jak jego oczy wciąż pozostają zatroskane i przybite.- Radzisz sobie?
-Jasne- odpowiedział od razu.
-Archer.
-Jest w porządku- zapewnił, zakładając zbłąkany kosmyk włosów za moje ucho.- Na prawdę.
-Właśnie widzę- wyswobadzam się z jego objęć, opadając miękko na poduszki.
Teraz to on góruje nade mną. Opiera dłonie pomiędzy moją głową z zawadiackim uśmieszkiem na ustach.
-Jestem tylko trochę zmęczony- mówi beztrosko.- Nic, co powinno cię martwić.
-Ale się martwię- obruszyłam się.
-Powiem ci coś- złożył skromny pocałunek na moim nosie, po czym zaczął hipnotyzować mnie zielonym spojrzeniem, co w połączeniu z seksowną chrypką, wywoływało ciarki na moim ciele.-Jestem facetem, który stracił już trochę w swoim życiu. Nie chodzi o pieniądze, dom czy samochód. Chodzi o rzeczy, których nie da się kupić za żadne pieniądze. Powiedziałem rzeczy? Raczej osoby. Straciłem już matkę, Kelsey i Cartera. Jestem facetem, który dzień po kolejnej tragedii, patrzy na swoją dziewczynę i wie, że równie dobrze ona może być następna. Jestem facetem, który uświadamia sobie, że tak na prawdę nigdy nie zapewni jej bezpieczeństwa. Jestem facetem, który mógł wczoraj patrzeć na śmierć swojej ukochanej. To nie jest coś, co odeśpię w jedną noc, Reed.
Słuchałam jego słów jak zaczarowana. Nawet nie pomyślałam o tym, jak wielkie ważnie musiało to na nim wywrzeć.
-Nigdzie się nie wybieram- wyszeptałam, układając ręce na jego karku po czym jedna z dłoni, powędrowała na jego serce.- Zawsze będę tutaj- zastukałam palcami w tamto miejsce.
Jego usta odnalazły moje. Najpierw pocałunek był delikatny i rozkoszny. Leniwie poruszaliśmy ustami, ale po chwili Archer nadał szybsze tępo. Teraz nasze języki tańczyły w namiętnym i erotycznym tańcu, a oddechy stały się nierówne. Przeczesywałam jego włosy jak natchniona, podczas kiedy jego usta wyznaczały ścieżkę wzdłuż mojej szyi. Przymknęłam oczy, starając się czerpać jak najwięcej z tej chwili. Jego ręce zaczęły błądzić po moim ciele, badając każdą, nawet najmniejszą krzywiznę. Pociągnęłam mocniej końcówki jego włosów, kiedy malonowe wargi pięły się wzdłuż ucha. Przygryzając płatek ucha, chwycił moją koszulkę lekko podciągając do góry. Po chwili rzucił ją na podłogę, na powrót całując każdy skrawek mojej szyi i dekoltu. Sam również pozbył się T-shirtu, który wylądował po drugiej stronie łóżka. Jego wyrzeźbione ciało, naznaczone bliznami i widocznymi siniakami, wciąż wydawało mi się tak samo piękne i idealne. Pochylił się nade mną, powracając do moich ust. Delikatnie badałam jego tors swoimi palcami, przechodząc na plecy i kark. Jego pocałunki schodziły coraz niżej. Podobało mi się to coraz bardziej i wiedziałam, że jeśli nie przerwę tego w ciągu pół minuty, to nie przerwę tego wcale.
I nie przerwałam, nawet wtedy kiedy Archer odpiął mój biustonosz i ściągnął go najdelikatniej jak mógł. Nie przerwałam, kiedy jego dłonie pieściły moje piersi. Nie przerwałam, kiedy wodząc ustami po moim brzuchu, zahaczył palcami o spodenki od piżamy. Byłam przed nim prawie naga, ale cholera...nie przeszkadzało mi to. Przestałam się go wstydzić już dawno temu i nie mogłam na to nic poradzić. Jego wzrok szklił się, kiedy odchylił się i spojrzał na moją rozgrzaną twarz.
-Reed- wychrypiał cicho, pochylając się nade mną.- Każ mi przestać, bo inaczej..
Nie dokończył, ponieważ gwałtownie pociągnęłam go za kark. Nasze nosy trącały się lekko a oddechy mieszały się ze sobą.
-Nawet nie próbuj- odpowiedziałam pewnie, wpijając się w jego usta.
Nie obchodziło mnie nic innego, poza nim. Nie istniały żadne granice, żadne konsekwencje, zakazy i nakazy ani nawet to, że to co robiliśmy, było złe. Złe, bo nasi rodzicie byli ze sobą i planowali wspólną przyszłość.
Narzucił szybkie tempo, wędrując palcami pod materiał moich majtek. Jęknęłam wprost w jego rozchylone wargi, kiedy jego palce natrafiły na czułe miejsce. Wyczułam pod swoimi ustami, jak uśmiecha się przeciągle. Czułam, jak gorące iskierki przeskakują między nami a w dole brzucha panował dziwny uścisk. Zaczęłam wyłapywać powietrze, starając się nadążyć za jego wargami, kiedy jego palce poruszały się coraz szybciej we wrażliwym miejscu. Po chwili, zaczął składać niedbałe pocałunki na moim ciele, zjeżdżając niżej i pozbywając mnie ostatniej części garderoby. Rozchylił moje nogi pochylając się i zginając je lekko w kolanach. Jego usta wędrowały po wewnętrznej części moich ud, przyprawiając mnie o dreszcze podniecenia. Wygięłam się w łuk, przykładając dłoń do ust, aby z mojego gardła nie wydostał się zdradziecki jęk. Po chwili Archer pozbył się swoich spodni i bokserek, wyciągając z portfela małą saszetkę.
Rozerwał ją zębami. Następnie znów wrócił do mnie, układając się pomiędzy moimi nogami i kolejny raz nachylił się nade mną.
-Będę delikatny- wychrypiał.- Obiecuję.
Zamrugałam parokrotnie, nie będąc w stanie nic powiedzieć. Moje ciało szalało, pragnąc żeby znowu mnie dotknął i wypełnił sobą. Tylko to się liczyło i chociaż nie potrafiłam tego rozgryźć, bardzo tego chciałam.
-Ufam ci- wyszeptałam, chociaż nie wiem czy moje słowa były słyszalne.
Zaczął składać niechlujne pocałunki, podczas kiedy nasze biodra zaczęły uderzać o siebie. Archer zdusił we mnie lekki krzyk, kiedy poczułam dziwny ból. Pociągnął mnie lekko za dolną wargę. Splótł nasze palce ze sobą, zakładając je nad moją głowę. Archer poruszał się coraz szybciej, obsypując mnie pocałunkami. Jęczałam cicho, czując jak przyjemne uczucie rozlewa się po moim ciele.
Na końcu korytarza, w największej sypialni tego domu spał Adam oraz moja mama. Od godziny ich miarowe oddechy oznaczały, że zbierają siły na jutrzejszy wielki dzień. Tymczasem my- ich dzieci, kochaliśmy się cicho, zapominając o całym świecie. Może dlatego właśnie, było w tym coś niezwykłego i wzbudzającego jeszcze większe emocje.
Świadomość, że robimy coś takiego, że musimy być cicho, wprawiała mnie w jeszcze mocniejsze dreszcze podniecenia. To było zakazane. Ale mnie to nie obchodziło. Liczył się tylko on.
ARCHER POV
Uprawiałem seks już wiele razy. Zanim poznałem Kelsey, miałem wiele przygód na jedną noc. Pamiętam jak było i z reguły, nigdy nie zagłębiałem się w szczegóły. Dla mnie nie było czegoś takiego jak miłość, uczucia i oddawanie się komuś, bo się go kocha. Liczyło się tylko to, aby się wyżyć. Kelsey, zawróciła mi w głowie i nie mogę o tym nigdy zapomnieć. To ile nocy spędziliśmy ze sobą, do końca życia pozostanie ze mną. Pociągała mnie i cholera, najpier bardzo mnie wkurwiała. Potem stwierdziłem, że chcę zasmakować jej ciała. Kiedy już to zrobiłem, za cholerę nie potrafiłem jej zostawić.
Ale z Reed było jeszcze inaczej... Nie umiem wyjaśnić co takiego wyróżnia ją spośród tłumu innych dziewczyn. Ma w oczach coś, co nie pozwala mi o niej zapomnieć. Jej ruchy są przepełnione gracją, nie stara się za wszelką cenę ukryć swojego niedoświadczenia. Jest sobą i to mnie nakręca. Bo kocham ją a nie tą osobę, którą pokazuje innym, bojąc się że ją zranią.
Nie byłem pewny, czy powinienem. Nie chciałem jej stracić, zrobić czegoś co sprawi, że ode mnie ucieknie. Po raz pierwszy w życiu, nie myślałem o tym, żeby dogodzić sobie, ale obchodziły mnie jedynie jej uczucia. Po raz pierwszy, byłem w stanie przerwać to w każdym możliwym momencie, gdyby o to poprosiła. Musiała mi dać pozwolenie, musiała mieć wiele szans na to, aby mi przerwać. Nie zrobiła tego, a nawet pociągnęła mnie do tej decyzji.
Jej rozgrzane ciało, drżało pod moim kiedy przesuwałem swoje dłonie po jej bladej skórze. Ciemne włosy, rozsypane na poduszce kontrastowały z jej oczami, których spojrzenie wbite było we mnie. Kiedy je przymknęła, rozchyliła usta w ten kuszący sposób, dając mi do zrozumienia, że jej się to podoba. Całowanie jej, możliwość dotykania najbardziej wrażliwych stref jej ciała i słuchanie cichych jęków, sprawiało, że o dziwo ja również czułem się się spełniony. Jak jeszcze nigdy w życiu.
Po wszystkim, kiedy wysunąłem się z niej, wciąż rozkojarzony po minionych minutach, uspokajaliśmy rozszalałe oddechy w ciszy. Przykryłem nas pościelą, domyślając się że za chwilę zacznie się mnie wstydzić, co było przecież niedorzeczne. Jest piękna, nawet kiedy pot ozdabia jej czoło a na policzkach czerwieni się rumieniec.
Kiedy chłodna pościel, okryła jej ciało, wtuliła się we mnie jak mały kotek. Uśmiechnąłem się, widząc jak próbuje ukryć swoje zawstydzenie. Objąłem ją, całując w czubek głowy. Ścisnęła mnie, a jej skóra dotykała mojej w ten rozkoszny sposób. Od dawna myślałem o tym, jak cudownie było by zasmakować jej ciała. Ale wciąż, było coś co spychało to doznanie na dalszy tor. Biznes, Evan i piętrzące się problemy z tym związane, cały ten szajs wokół ślubu.
Wkurwiało mnie, to wszystko, co związane z Adamem. Najchętniej wyrządziłbym mu jakąś cholernie wielką krzywdę, która odbiła by się na jego zdrowiu, ale ona nie wybaczyłaby mi tego nigdy.
-Jak się czujesz?- zapytałem, spragniony jej miękkiego głosu.
-Dobrze- wyszeptała.- Wiesz...
-Tak?- ponagliłem ją, kiedy umilkła na długie sekundy.
-Wiesz, że jesteś moim pierwszym...razem?- wyznała, wtulając głowę w zagłębienie pomiędzy moją szyją a barkiem.
Tak na prawdę nie miałem większej pewności, ale coś kazało mi myśleć, że tak jest. Była dobra, nawet bez doświadczenia, nawet jeśli jej ruchy były lekko niepozorne i ostrożne, jakby bała się zrobić coś źle. Ale to ja prowadziłem i ona nie miała się o co bać.
-Wolałbym, być pierwszym i ostatnim, który dotyka cię w ten sposób- wyszeptałem do jej ucha, całując tamto miejsce.
Zachichotała słodko, by po chwili unieść swoje spojrzenie w górę. Patrzyła mi w oczy, przygryzając lekko wargi. Uśmiechnąłem się do niej. Nie było żadnych słów, które w tym momencie byłyby właściwe.
-Kocham cię, Archer- powiedziała pewnie, dotykając palcem moich ust.
-Ja ciebie też, skarbie- zapewniłem.
No dobra, może były. Te dwa słowa, które w jakimś stopniu normalizowały moje pojebane życie. I ona. Najlepsze co mnie do tej pory spotkało.
Tej nocy kochaliśmy się jeszcze wiele razu, by potem zasnąć w swoich objęciach i nie przejmować się zupełnie niczym, co miało nas spotkać.
========
Musicie wybaczyć ostatnią nieobecność. Zmogła mnie choroba, do tego stopnia, że sięgnięcie po telefon i odczytanie paru wiadomości było dla mnie cholernie ciężkie. Dziś czuję się już znacznie lepiej i dlatego powstał rozdział! :)
Chyba większość z Was na to czekało a mi tak spodobały się perspektywy innych osób, że cholerka...znowu to zrobiłam xdd
Chodzi mi p ogłowie pewien pomysł, ale nie wiem, czy opłaca mi się to realizować. usiałabym wtedy tworzyć na opowiadania na raz... Pomyślę, ale to drugie wciąż obracałoby się wokół tego. Nie była by to jednak żadna druga część, ale coś w stylu...powrotu do przeszłości? Cholerka..jak o tym piszę, to mi się to podoba, ale z drugiej strony nie wiem... A jak Wy myślicie?
Pozdrawiam! ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top