#76

-Chyba cię pojebało-tylko tyle powiedział Archer, obserwując blondyna. 

Matt przedstawił nam swój pomysł. Był..zaskakująco prosty. Na linii startu w aucie zasiadam ja i mój przyrodni brat, w odpowiednim momencie chłopak chce zastosować zamianę. Zamiast mnie, obok zielonookiego zasiądzie jedna z jego znajomych, która wyglądem przypomina nieco mnie. Wystarczy, że założę kaptur i obydwie, nie będziemy się wychylać.  Dziewczyna należy do jednego z zaprzyjaźnionych gangów Kingsów. Mówią na nią Laurel. Archer, będzie skupiał się na wygraniu wyścigu, a ja będę bezpieczna z Mattem, poza ulicami wyścigu. 

-Co ci się nie podoba?- zapytał, zakładając ręce na klatkę piersiową. 

-Czekaj, niech pomyślę- przez chwilę udawał, że intensywnie coś obmyśla, po czym z irytującym uśmieszkiem dodał.- Wszystko!
-To plan, bez wad- zarzekł niebieskooki. 
-A ja jednak widzę wady i to ogromne- odpowiedział, przechodząc pod okno.- Przede wszystkim, wciąganie kolejnej osoby do sprawy, jest zbędne. Po drugie, Evan koniecznie chce dopiec Reed, więc skutki podmianki, będą opłakane. 

Westchnęłam. Na poczatku, nawet mi się to podobało. Jednak Archer okazał się głosem rozsądku. Czy dziewczyna, która miałaby zająć moje miejsce, cieszyłaby się gdyby jednak ciemnowłosy przegrał? Należałaby do Wood'a i no cóż...myślę, że to nie było by miłe doświadczenie. 
-A masz jakiś lepszy pomysł?- westchnął.- Wpakowaliście się w niezłe kłopoty. 

-Powiedz mi coś czego nie wiem- prychnął Archer nie miło, jednak jego twarz była opanowana. 
Usiadłam na łóżku, obserwując tą dwójkę. Pod wieloma względami się różnili, ale mieli również podobne cechy.  Sama próbowałam wiele razy coś wymyślić. Nie jestem jednak stworzona do podstępnych planów. 
-Sprzedajmy mu kulkę w łeb przed czwartkiem i tyle- skwitował Hale z lekkim uśmiechem. 

Matt pokiwał głową, jakby ta wizja mu się podobała. 
-W sumie.. to nie jest głupi pomysł- powiedział. 

-Co!?- zdziwiłam się. 

Popatrzyli na mnie razem, a pod ich spojrzeniem moja osoba skurczyła się do rozmiarów krasnala ogrodowego. 

-Jeśli załatwimy Evana, mamy jeden problem z głowy i znaczną część drugiego- wyjaśnił Archer.-  Obecnie, to on rządzi w Jinetes. Nikt nie wie gdzie jest Rick, ale jedno jest pewne. Nie ma już władzy. Jeśli Wood dostanie to, na co zasłużył grupa zaliczy porządny wstrząs. 
Dobra Reed, musisz ochłonąć. Dla nich, pozbawienie kogoś życia, jest bardzo łatwe. Tylko ciebie to szokuje, a przecież, już nie powinno. 

Czy brzmię jak wariatka? Bo tak się czuję. 
-Czyli zyskamy przewagę- dodał Matthew, pocierając gładką powierzchnię policzka.-Ale..
-Jakie ale?- przerwał mu Archer.- Nie ma ale. 

Blondyn westchnął. 

-Myślę, że rozsądniej byłoby gdybyśmy osłabli ich jeszcze bardziej- powiedział.- Evan na pewno ma kogoś, kto w razie "w", przejmie jego stołek. 

Zagryzłam wnętrze policzka. 

-Może jednak warto podzielić się tym z kimś jeszcze?- zaproponowałam cicho. 

Miałam na myśli Diego, który przecież był tutaj szefem. Czy ktoś taki jak on, akceptuje samowolkę? Nie sądzę. 
-Cholera, nie chcę wciągać to więcej osób!- zielonooki uniósł się, uderzając otwartą dłonią w parapet. 

Obróciłam się w jego stronę, obserwując go. Oddychał szybciej, ale nie miał zamiaru zrobić z pokoju pobojowiska. Chociaż tyle. 

-Tak faktycznie będzie rozsądniej- odpowiedział ten drugi, opierając dłonie na bokach.- Tylko spójrz, jeśli połączymy te dwa fakty razem, możemy na prawdę dużo zyskać. Gdybyśmy zajęli się Evanem, przykładowo w drodze na wyścig, a reszta osłabioną grupką jego pachołów, możliwe, że pozbylibyśmy się ich raz na zawsze. 

Jego słowa mnie przerażały. Ale on, wypowiadał je tak, jakby to był chleb powszedni. Archer natomiast nabrał powietrza w płuca i powoli je wypuścił, jakby to pomogło mu w analizie zaistniałej sytuacji. Wiedziałam, że martwi go to, czy aby na pewno przyjaciele jego braci, są im wierni. Stawka była zbyt wysoka, aby móc dużo ryzykować. 

-Jeśli Evan wygra ten głupi wyścig, będę miała przekichane. Jeśli go przegra, zemści się na wszystkich- stwierdziłam sucho.- Sama nie wierzę, że to mówię, ale chyba faktycznie.. to się ma prawo udać. 

Nasze spojrzenie się skrzyżowało, a w oczach Archera zobaczyłam coś w rodzaju bólu. Nie wiedziałam, skąd to się bierze i co oznacza. 

-Evan musi żyć w przekonaniu, że wyścig się odbędzie. Ale on nie zdąży na niego dotrzeć- powiedział triumfalnie Cross- w międzyczasie wybuchnie jakiś magazyn i przypadkowo, zginą jego ludzie. 

To. Było. Straszne. 

-Porozmawiam o tym z Diego- zaręczył Archer, nad wyraz spokojnie.- Może wymyśli coś lepszego? Zobaczymy..

Nie wiedziałam, czemu nagle zmienił zdanie. Matt, wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale nie odezwał się. Skinął tylko głową, po czym pożegnał się i wyszedł. Kiedy zamknęły się za nim drzwi, nastała głucha cisza, która jednak po paru minutach przerwał mój przyrodni brat. 
-Wiesz, że to polega na tym- podszedł do mnie, siadając obok.- Życie albo śmierć. Tak to działa. 

Pokiwałam głową, zagryzając mocno wargę. 

-Nie chcę, żebyś brała w tym udział- założył za moje ucho, niesforny kosmyk ciemnych włosów. Jego palce przypadkowo musnęły skórę na moim policzku, przez co momentalnie poczułam lekki dreszcz. 

-Też nie chcę, żebyś brał w tym udział- uśmiechnęłam się delikatnie. 

Zaśmiał się cicho. Pachniał żelem do mycia ciała, miętową pastą do zębów i czymś niezidentyfikowanym, czym pachnie każdorazowo. 
-Biorę w tym udział już jakiś czas i nie mogę się wycofać- jego dłoń spoczywała na moim policzku, jednak palce gładziły lekko skórę za uchem.- Ale ty masz to cholerne szczęście, że nie wiążesz się z tym szjastwem. Dlatego wybierz mądrze.

-A jeśli...-zaczęłam, zacinając się.- Jeśli coś ci się stanie? Nie będę mogła siedzieć cicho i nie zareagować. 

-Reed, wystarczy że moje życie jest przejebane- jego usta znalazły się na czubku mojego nosa.- Twoje takie nie będzie. 

-Więc jakie będzie nasze życie?- zadałam to pytanie trochę pod wpływem emocji. Byłam ciekawa co mi odpowie. Przez jakiś moment, byłam nawet gotowa rozwalić ten ślub, nawet jeśli moje podejrzenia będą bezpodstawne. U jego boku, tak na prawdę nie będę mieć stabilnego życia. Więc czy warto?
-Nie wiem- mruknął.- Ale mogę ci obiecać, że nie pozwolę cię skrzywdzić. 

To mówiąc, złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. 


***

Chociaż starałam się nie myśleć o obecności swojego biologicznego ojca na ślubie, w nocy tuż przed tym, jak zasnęłam do głowy wbiła mi się pewna straszna myśl. Gwałtownie wstałam i usiadłam wśród miękkich poduszek. Zapaliłam nocną lampkę, nawinie łudząc się, że to rozgoni mój strach. Wszczepiłam zimne palce we włosy, głośno oddychając. Jeśli on przyjedzie na wesele, które rozwali się na parę minut przed ceremonią, będzie światkiem sromotnej porażki życiowej mojej rodzicielki. Zostanie upokorzona przed tym, kto sam ją zostawił parę lat temu. Czy mogę jakoś zapobiec tej katastrofie? Czemu Garet musiał odezwać się akurat teraz?! Dlaczego zależy mu na spotkaniu ze mną? Odrzuciłam kołdrę na bok, uważając aby nie obudzić śpiącego obok Archera. Sama się zdziwiłam, że mój wcześniejszy wyskok go nie obudził. Na palcach wyszłam z pokoju, zamykając cicho drzwi. Na końcu korytarza spała mama i Adam, pogrążeni i bezpiecznych snach, zsyłanych przez Morfeusza. Przeszedł mnie dziwny dreszcz, kiedy pomyślałam, że Jennifer nie jest jedyna kobietą w jego życiu. Zeszłam po schodach, które wydawały raz po raz charakterystyczne skrzypnięcia. Zapaliłam światło w kuchni, a moim oczom ukazał się brązowy notatnik mamy. Liczyłam, że zostawiła go tu, gdzie wcześniej. Podeszłam do wyspy kuchennej siadając na barowym krześle. Przysunęłam notatnik do siebie, otwierając go. Były w nim głównie terminy i numery. Zaczęłam wyszukiwać dobrze znanego imienia. Po krótkich poszukiwaniach, odnalazłam rząd cyferek przy nazwisku takim jak moje. Westchnęłam cicho, długo wpatrując się w liczby. Dla pewności, jeszcze raz zerknęłam na listę gości. Niestety, mój "tatuś" potwierdził swoją obecność i wiedziałam, że muszę to zmienić, dla jej dobra. Chwyciłam telefon leżący na brzegu i wystukałam odpowiednie cyferki. Zanim jednak przycisnęłam zieloną słuchawkę, miałam wiele wątpliwości.  Przede wszystkim było już bardzo późno a po drugie, własnie miałam rozmawiać z ojcem, z którym nigdy nie zamieniłam nawet jednego słowa. Jak mam się zachować? Przełknęłam głośno ślinę. Zaczęło robić mi się zimno, więc zdecydowanym ruchem nacisnęłam przycisk i przyłożyłam aparat do ucha. Im szybciej, tym lepiej.  Najgorsze było oczekiwanie. W słuchawce, słychać było ten jednostajny, wkurzający dźwięk a moje wnętrzności skręcały się coraz bardziej, z każdym takim odgłosem. Powiedzieć że się stresowałam, to mało. Byłam przerażona. 

-Słucham?- usłyszałam mocno zaspany, niski głos. 

Zerknęłam na zegarek, uświadamiając sobie, że jest prawie dwunasta w nocy. Zaschło mi w gardle, z nadmiaru emocji. Siedziałam i słuchałam ciszy, wiedząc że powinnam coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co. 

-Halo?- powtórzył.

Odchrząknęłam, dając do zrozumienia, że jestem. Ale czy chce tu być?

-Z tej strony- zaczęłam słabo.- Reed.

W słuchawce coś zaszeleściło, tak jakby ktoś własnie poprawiał pościel. Zacisnęłam dłoń na telefonie, czując jak robi się wilgotna od potu.

-Reed?- powtórzył.- Tak się cieszę..

-Nie może Pan przyjechać na ślub- powiedziałam twardo, chociaż mój głos zatrząsł się przy ostatnich słowach. 

Nie był moim tata, tatusiem ani nawet ojcem. Uznawałam go za człowieka, nieznajomego Pana. Tylko tym dla mnie był, a nawet jeśli przyczynił się do mojego stworzenia, swoim odejściem skrzywdził mnie oraz osobę najważniejszą w moim życiu. Teraz planuje wielki powrót? Ani mi się śni!

-No tak, nie spodziewałem się, że rzucisz mi się na szyję- stwierdził luźno.

-Nie życzę sobie Pana obecności w tym dniu- ścisnęłam materiał szarej koszulki, w której spałam. 

-Jennifer zaproponowała, że to dobry czas, abyśmy się spotkali...- powiedział. 
-Nie chcę Pana spotykać- warknęłam.- Tym bardziej nie chciałabym tego zrobić w tak wielki dzień dla mamy. Mogę Panu zaręczyć, że jeśli tylko Pan zacznie kręcić się w pobliżu, źle Pna skończy.

-Czy to jest forma zastraszania?- zapytał podejrzliwe. 

Zaczęłam go sobie wyobrażać, ale prawdę mówiąc nie wiedziałam, jak mógłby teraz wyglądać. Na zdjęciach był młodym mężczyzną, z bujnymi ciemnymi włosami, ciemnymi oczami i lekkim zarostem. Jaki był teraz? 
-Możliwe- rzucam od niechcenia.- Gwarantuję tylko, że jeśli pojawi sie Pan na ślubie, nawet mnie Pan nie zobaczy a jedyną rzeczą z jaką Pan będzie miał możliwość się zapoznać, to pięść mojego przyjaciela, więc chyba przekaz jest jasny. 

Mój głos był coraz bardziej opanowany i poważny. 

-Przyjaciela?- powtórzył.- Mam rozumieć, że moja córka jest już młodą damą i tak nazywa przed rodzicami swojego chłopaka?

Powstrzymałam się przed niegrzecznym parsknięciem. Czy on własnie nazwał swoją osobę, moim rodzicem? Przez ponad siedemnaście lat tego nie robił i teraz nagle obudził się w nim instynkt ojcowski? Gdybym nie siedziała na krześle, poleciałabym jak długa na podłogę. Co za tupet.

-To nie jest Pana sprawa- odpowiedziałam z udawaną grzecznością, jednak mój głos przepełniony był ironią.- Jeśli tak bardzo, zależy Panu na spotkaniu ze mną, mogę znaleźć czas i spotkać się na chwilę. Jednak o żadnym ślubie nie ma mowy. 

Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam lekkie westchnięcie. 

-Twoja mama nie ma nic przeciwko...-zaczął, ale weszłam mu w słowo i nie pozwoliłam dokończyć.

-Znam tę kobietę całe swoje życie, a to oznacza, że znam ją dłużej niż Pan- zdenerwowałam się.- Stara się być miła i kulturalna, ale jej również nie podoba się taki obrót spraw. Myślała, że nie będzie Pan na tyle głupi, aby zgodzić się na taką opcję. 

-Potwierdziłem obecność-bronił się.

-To ją Pan odwoła, najlepiej z samego rana!- podniosłam głos, jednak szybko odzyskałam nad sobą panowanie.- W zamian za to, spotkam się z Panem w jakiejś restauracji czy coś i porozmawiamy, skoro tak bardzo Panu na tym zależy. Bo chyba nie jestem przykrywką do tego, aby wbić się na ślub, prawda?

Odchrząknął.

-Oczywiście, że nie- odpowiedział skruszonym tonem.- Jak najbardziej chodzi mi o odnowienie kontaktów ojca i córki. 

-Odnowienie było by, gdybyśmy mieli jakikolwiek kontakt wcześniej- prychnęłam.- Jednak nie sądzę, aby miało dojść do ponownych spotkań. Jestem w stanie zrobić to, aby dał pan spokój naszej rodzinie. 

Przez chwilę milczał. Oglądnęłam się za siebie, czując się obserwowana ale nikogo nie było. 

-Cały dzień?- zapytał.

-Chyba Pan śni- zdziwiłam się. -Godzinę, dwie. 

-Na ślubie, mógłbym porozmawiać z Tobą przez cały wieczór, więc to kiepska opcja.

Czy ten facet jest zdrowy na umyśle!? 

-Niech mi Pan wierzy, że nie- uśmiechnęłam się sztucznie, chociaż mnie nie widział.- Zostałby Pan wyproszony od razu. Nikt nie życzy sobie Pana obecności w ten dzień. 

-Proszę, przestań nazywać mnie Panem Reed- westchną zrezygnowany.- Dobrze, więc kiedy? 
-Dostosuję się- odpowiedziałam, mrużąc oczy.

-Może jutro?- zapytał z nadzieją.

Dlaczego tak bardzo zależy mu na szybkim spotkaniu ze mną? Co się dzieje?
-Nie mogę jutro- skłamałam, chociaż nie do końca. Po prostu muszę się na to mentalnie przygotować i nie starczy mi na to parę godzin.- Poniedziałek? 

-Dobrze, może być- odpowiedział.- Domyślam się, że wiele mnie ominęło w twoim życiu.

-Wszystko Pana ominęło- mruknęłam cicho.- Wyślę Panu adres i godzinę jutro. 

-Będę czekać córeczko- powiedział cicho.- Na prawdę nie chciałem Was zranić...

Pokręciłam przecząco głową. Będę musiała uzbroić się w cierpliwość na takie teksty. 

-Do widzenia- pożegnałam się i nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się. 

Odłożyłam telefon, opierając dłonie na zimnym blacie. Wzięłam głęboki oddech i powoli wypuściłam powietrze, aby się uspokoić. Powtórzyłam to trzy razy po czym wstałam i napełniłam szklankę wodą. Wypiłam ją duszkiem, po czym opuściłam kuchnię, uprzednio gasząc światło. Wróciłam do pokoju, jednak wciąż miałam bałagan w myślach. Zamknęłam cicho drzwi, przekręcając w nich kluczyk. Archer wciąż spał, nie zauważając nawet, że nie było mnie koło niego. Wyglądał spokojnie. Zaczęłam się trząść, więc szybko wskoczyłam pod kołdrę. Myślałam, że to z zimna, jednak kiedy zrobiło mi się cieplej, moje ciało dalej trzęsło się jak galaretka. 

-Archer- mruknęłam, delikatnie go szturchając.

Po chwili przebudził się, otwierając oczy. Zmarszczył czoło, obserwując moją twarz. 

-Stało się coś?- zapytał rozespany, powoli oplatając moje ciało swoimi rękami. Przyciągnął mnie do siebie, składając delikatny pocałunek na moim czole. 

-Boję się- wyszeptałam, wtulając się w niego mocno. Czułam pod skóra, jak spokojnie bije jego serce. 

-Czego?- zapytał, przechylając głowę tak, aby móc obserwować moją twarz.- Śniło ci się coś?
Pokiwałam przecząco głową, mocno zamykając oczy.
-Po prostu mnie przytul, okej?- poprosiłam drżącym głosem. 

Zrobił o co prosiłam, przyciskając mnie do swojego ciała. Czekałam, aż ogarnie mnie całkowite poczucie bezpieczeństwa, które dawały mi te ramiona. 

-Czego się boisz?- zapytał wprost do mojego ucha. Jego oddech owiewał moja skórę. 

Dobre pytanie. Nie mam pojęcia co napawa mnie strachem. Tyle się dzieje. Począwszy od Evana, po Gareta, kończąc na zrujnowanym weselu i utratą Archera. 
Kiedy zaczęłam się uspokajać, otworzyłam oczy i zaczęłam swobodniej oddychać, nawet pomimo szczelnego uścisku. Chłopak zaczął głaskać mnie po plecach a moje obawy znikały jak kamfora.
-Zapomniałam- zachichotałam.- Czegokolwiek się boję, przechodzi mi, kiedy jesteś obok.

Złożył parę pocałunków na moim policzku, więc w odpowiedzi, moja dłoń wylądowała na jego szyi, delikatnie głaszcząc skórę w tamtym miejscu. 
-Śpij skarbie- wymruczał, trącając nosem moje ucho.- Jestem przy tobie. 

Poprawiłam się lekko, swobodnie przymykając oczy. 

-Obiecujesz, że rano też tu będziesz?- zapytałam. 

-Zrobię wszystko, aby być przy tobie każdego wieczora kiedy zasypiasz, każdego poranka kiedy otwierasz swoje piękne oczy i każdego dnia, kiedy będziesz mnie potrzebować- wyszeptał.

Zasnęłam z uśmiechem na ustach. 
Archer jest jaki jest. Prowadzi życie, jakie prowadzi. Ale sprawia jak nikt inny, że czuję się bezpieczna, kochana i szczęśliwa. Nie chcę zamieniać go na nikogo innego, chociaż to niebezpieczne.



====

Dużo Archera tak jak lubicie :D I to jeszcze jaki kochany :D 

Dobra, a teraz za namową jednej osoby ogłaszam małe Q&A :D Możecie zadać mi pytanie, na które odpowiem pod następnym rozdziałem. Jeśli jest coś, co chcecie o mnie wiedzieć, to jest to świetna okazja. Nie będę dzięki temu taka anonimowa ;) 


Pozdrawiam! ;*






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top