#66

Patrzyłam tępo na ulicę, po której przed chwilą przejechał czarny samochód. Nim Adam Hale oraz tajemnicza kobieta odjechali daleko. Kim była? Dlaczego tak się zachowywała? Czy to znaczy, że Adam zdradza moją mamę? 
Od nadmiaru pytań rozbolała mnie głowa, a gdy zerknęłam na tackę z jedzeniem, zwalczyłam odruch wymiotny. Miałam już dość. 

Przypomniałam sobie smsa od tajemniczego anonima. Czyżby ktoś domyślał się, że mężczyzna zdradza moją mamę? W popłochu wyciągnęłam telefon i odnalazłam wiadomość. Skierowałam komórkę w stronę chłopaka przede mną, który wyglądał jakby to co zobaczył wcale nie zrobiło na nim wrażenia. Może faktycznie było mu to obojętne?

-Czytaj- nakazałam. 

Spełnił moje polecenie, trochę niechętnie. Zmarszczył brwi a potem spojrzał na mnie. 

-Co to jest?- zapytał podejrzliwie. 

-Myślę, że chodzi o tą scenę za oknem- tłumaczę, a mój głos lekko się łamie. 
-Dostałaś to- wskazuje palcem na ekran- przed chwilą?

Pokręciłam przecząco głową, wyjaśniając całą sytuację. 

-Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu?- warknął. 

Świetnie. Jeszcze się okaże, że włączy mu się "wujek samo zło" i będzie skłony zniszczyć wszystko w promieniu piętnastu kilometrów. 

-Byłeś chory. 

-Wciąż byłem twoim facetem- powiedział przez zęby, tak aby żaden stolik nas nie usłyszał.- Dla przypomnienia, dalej nim jestem. Mógłbym być nawet konający kurwa, ale powinnaś mi powiedzieć!

Rzucając kawałkiem lagsane na talerz, odchylił się gwałtownie na siedzeniu. Był wyraźnie zdenerwowany a ja nie sądziłam, że wzbudzę w nim takie emocje. 

-P-przepraszam- wyszeptałam.- Stwierdziłam, że to żart. Teraz chyba wiem o co chodzi. 

Zaśmiał się sztucznie, a mnie przeszedł dreszcz. Spojrzał na mnie, jednym z tych swoich spojrzeń, balansującym pomiędzy karnym a drwiącym wzrokiem. 

-A gdyby ktoś ci groził? Albo straszył? Też pomyślałabyś, że to żart? 
Pokiwałam głową, na znak że tak. Prychnął pogardliwie, a ja nie wiedziałam czemu. 
-A ja pomyślałbym, że to Evan ponieważ przypominam ci, że już raz...- nie dokończył, chyba ze względu na tamte wydarzenia.- Byłby do tego zdolny, tak. 

-Nie sądzisz, że to trochę popaprane?!- postanowiłam się bronić.- Gdyby ktoś mnie straszył, groził albo coś w tym stylu, pewnie bym ci to pokazała wcześniej. Ale jak widzisz, to coś w stylu dobrej rady! 

Pokręcił głową z niedowierzaniem. 

-Tylko czekać, aż zaczniesz dostawać groźby. A potem skończysz w rowie. 

Zszokowana jego słowami, zamarłam na parę sekund.

-Jedyną osobą, która w tym momencie mnie starszy jesteś ty!- krzyknęłam. 

Parę ciekawskich głów, odwróciło się w nasza stronę. Uśmiechnęłam się przepraszająco, czując zażenowanie. Nie chciałam uzyskać takiego efektu.

Pomiędzy naszą dwójką zapanowała cisza. Archer wyciągnął z portfela pieniądze i niedbale rzucił na blat stołu. 

-Świetny cyrk Reed- mruknął wstając.- Wychodzimy. 

Machnęłam rękami, chcąc odgonić od siebie jego słowa. Mimo to, wstałam i ruszyłam do wyjścia. Drogę do samochodu, również pokonaliśmy w milczeniu. Dopiero kiedy ruszył z parkingu, a mnie zaczynało coraz bardziej wszystko przytłaczać, postanowiłam się odezwać.

-Więc co teraz robimy?- burknęłam, opierając się o szybę. 

-Z czym?- zapytał.- Z tym że mi nie ufasz czy z tym, że wydzierałaś się na pół lokalu? 

Spojrzałam na niego, nie wierząc że to powiedział.

-Ufam ci!

-Zauważyłem- odpowiedział tylko. 

Zraniłam go. Widziałam to. Czułam to. Wiedziałam to!

Zraniłam go taką pierdołą! Jednym smsem, od obcego numeru z dziwną treścią. 

Cholera! 

-Przepraszam- powiedziałam.- Uznałam, że to nie istotne. Na prawdę nie chciałam, żeby tak wyszło..Następnym razem ci powiem, obiecuję. 
-Mam nadzieję, że to był ostatni raz, kiedy dostajesz takie wiadomości- przetarł dłonią twarz, oddychając głęboko. 

Mam wrażenie, że jest zmęczony. Możliwe, że coś go męczy ale nie sądzę, by chciał mi o tym mówić. Zapytam później, musi trochę ochłonąć. Inaczej zacznie się kolejna awantura. 
-Co zrobimy z tą sytuacją, pod firmą twojego ojca?- zapytałam.

Chwycił mocniej kierownicę, zerkając na mnie. 

-Co mamy zrobić?- wzruszył ramionami.

-Jeśli..jeśli to było to, na co wygląda, jak spojrzę mamie w twarz?- mój głos kolejny raz zadrżał.- Powinnam jej powiedzieć? Co wtedy?

Przez chwilę się nie odzywał, a ja zasypywałam go pytaniami i swoimi obawami. Jak na kogoś, komu było wszystko jedno, był całkiem cierpliwy. 

-Nie znam tej kobiety- stwierdził tylko.- Widziałem ją już parę razy, ale nie obchodzi mnie kim jest.

-Myślisz, że to..kochanka?- to stwierdzenie brzmiało jak wyrok. 

Wyrok nieszczęścia mojej mamy. 

-Nie zdziwił bym się. 

Schowałam twarz w dłoniach, wrzeszcząc z bezsilności. 
-Nie to nie może być prawda- stwierdziłam.- Musi być jakieś inne wyjaśnienie. 

Odgarnęłam włosy do tyłu. 

-Nie będę ci mówił tego co chcesz usłyszeć, bo w to nie wierzę- powiedział.- Sama widziałaś jak to wyglądało i wiesz co w trzeba zrobić...

Nie dopuszczałam do siebie myśli, że cudowny Adam Hale może okazać się dwulicowym i zdradliwym dupkiem. Przecież jest taki miły!

-Nie możemy doprowadzić do tego ślubu..- powiedziałam tępo, a słowa rozpływały się w moich myślach. 

Ojciec Archera pokazał jaki jest. Nie umie być wierny i pomimo zbliżającego się wesela, ma kochankę. Moja mama się załamie, ale co jeśli wyjdzie za nieodpowiedniego faceta?

-Reed..-zaczął chłopak.
-Kiedy się dowie, że o tym wiedziałam- przerwałam mu.- Nigdy mi tego nie wybaczy. To ją złamie. Na pewno. Ale byłoby gorzej, jeśli zmarnowałaby życie dla niego, a on okazał się..

Nawet nie potrafiłam dokończyć swoich słów, ponieważ w głowie szalało mi stado dziwnych myśli. 
-Musisz mieć jakieś dowody- mruknął.

-Zdobędę je. 

Adam Hale jest winny, albo nie. 

Logiczne. 

Już dawno temu chciałam rozgryźć jego osobę, ale musiałam czekać na jakiegoś kopniaka, żeby to się stało. No i proszę, oto jest. 

Poznam prawdę o nim.



***

Prywatny gabinet Adama Hale, który mieścił się na przeciwko wspólnej sypialni, zawsze zamknięty był na klucz. Ponownie próbowałam pchnąć drzwi, ale napotykały opór. Trochę się łudziłam, że będą otwarte. Na filmach w takich gabinetach zazwyczaj odkrywa się prawdę, więc zaczęłam pokładać wielkie nadzieje w tym pomieszczeniu. Archer odwiózł mnie do domu i sam pojechał gdzieś, sama nie wiem gdzie. Pewnie praca, plany, interesy.. Wyciągnęłam telefon i oparłam się o ścianę, zjeżdżając w dół, dopóki mój tyłek nie zetknął się z podłogą. 

-Słucham- powiedziała Katty.
-Cześć- przytknęłam komórkę bliżej ucha, czując coraz większe nerwy.- Potrzebuję pomocy.

-Stało się coś?- zapytała przerażona.- Wszystko z Tobą dobrze?

-Tak, ze mną w porządku- powiedziałam, chociaż nie wiedziałam czy to do końca prawda.- Fajnie by było, gdybyś tutaj przyjechała...

-Ale co się stało?- zapytała ponownie.

Twój wujek prawdopodobnie ma kochankę, więc muszę zebrać dowody, które przedstawię mamie. Poza tym, chcę się włamać do jego gabinetu.

-To nie jest rozmowa na telefon- westchnęłam ciężko.

-Reed, bardzo bym chciała ale jestem teraz z Willem i po prostu...

-Nie no okej- przerwałam jej.-Każdy ma swoje prywatne sprawy.

-To nie tak, ze nie chcę ale on przechodzi teraz trudne chwile i nie mogę go zostawić.- powiedziała cicho, tak jakby bała się, że ktoś ją usłyszy.

-Coś się stało?- zainteresowałam się. Dobrze pamiętam tego chłopaka, którego przedramię zdobi blizna. 

-Nic nie wiesz?

Poczułam, jakbym dostała z liścia. Jest coś, o czym powinnam wiedzieć a nie wiem. Reasumując, powinnam się dowiedzieć od Archera, ale jak widać..chyba ma coś do ukrycia.

-N-nic- zająknęłam się. 

-Carter trafił do szpitala- powiadomiła mnie.- Tej nocy został postrzelony na akcji i no... oni są przyjaciółmi, wiec...
Zmarłam słysząc te słowa. Rudowłosa jeszcze coś mówiła, ale do mnie nie docierały te słowa. POSTRZELONY.

P O S T R Z E L O N Y.

Przełknęłam głośno ślinę, na odchodne mówiąc że pogadamy w takim razie później. Przez kilka długich minut siedziałam i myślałam nad tym, co mi powiedziała. Dlaczego nie podzielił się ze mną tą informacją? Sam również narażał wczoraj życie, żeby móc zarobić. Zupełnie nie potrzebnie! Gdyby chciał, mógłby żyć jak normalny nastolatek, zdać egzamin i dostać się na dobre studia. Ale nie! Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. 
Równie dobrze pistolet mógłby być wycelowany w niego. 

Po paru minutach, kiedy już się ogarnęłam, wykonałam kolejny telefon.  Po trzech sygnałach w słuchawce rozległ się zaspany głos Matta.
-Obudziłam cię?- zapytałam na starcie.

-Taa..tak jakby- powiedział, ziewając.- Nie szkodzi. Stało się coś?

Oblizałam spierzchnięte usta. Teraz miałam dwie sprawy, o które chciałam go zapytać, ale uleciały ze mnie wszystkie chęci. Odpoczywa, a ja mu przerywam. 

-Nie..w sumie to nie- westchnęłam.- Chciałam sprawdzić, czy wszystko okej.
Matthew pewnie też przejmuje się Carterem, a poza tym, w nocy był tam. Kim jestem, żeby wypytywać go o to zajście a potem zwalić na niego swoje obawy dotyczące przyszłego ojczyma. Nonsens.

-Tak, wszystko dobrze- zapewnił.

Pożegnałam się z nim, zastanawiając się co mam teraz zrobić. Zamiast rozwiązać jeden problem, dostałam kolejny w prezencie. Sama nie wiedząc czemu, wybrałam numer Isabell.
-Co jest?- zapytała wesoło, kiedy się przywitałam.

-Umiesz się włamywać?- moje pytanie było całkiem poważne.

Zaśmiała się.

-Planujesz okraść bank?

-Nie- pokręciłam przecząco głową, chociaż mnie nie widziała.- Pytam, czy umiesz otworzyć zakluczone drzwi, bez klucza. 
-Hmmm..-mruknęła.- Nie wiem, ale mogłabym spróbować. O ile nie trafię za kratki.

-Spokojnie- zapewniłam.- Muszę się dostać do jednego pomieszczenia w domu. Bardzo mi na tym zależy.

Lubię tę dziewczynę, ale nie sądziłam, że podzielę się z nią czymś takim. Tak na prawdę, z przypadku zaczęłyśmy się dogadywać i wciąż nie wiedziałam, czy mogłabym się z nią przyjaźnić. Jednak jestem zdesperowana i liczę, że chociaż ona mi pomoże. 

-Okej, mogę do ciebie wpaść. Parę tutoriali na Internecie i będę mistrzem włamywania się- zaśmiała się dźwięcznie. 

-Tylko szybko- zastrzegłam.-Za godzinę w domu będzie mama i Adam, a wolałabym, żeby o tym nie wiedzieli. 

-Tak jest proszę Pani!



***


Isabell przyklękła przy gałce od białych drzwi. Z kieszeni wyciągnęła kawałek drutu i zaczęła delikatnie go wyginać. To nie ma szans się udać. 

-Właściwie- zaczęła.- To dlaczego to robimy?

Nie wiedziałam, czy mogę podzielić się z nią tyloma informacjami.

-Szukam..czegoś...czegoś ważnego- odpowiedziałam, przejeżdżając dłonią po włosach. 

-Okej, rozumiem- powiedziała.- Nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz.
Uśmiechnęłam się wdzięcznie, obserwując jej poczynania. Była cierpliwa i dokładna. Za szóstym razem, o dziwo, udało się otworzyć te przeklęte drzwi. Wydałam z siebie radosny pisk niedowierzania. A jednak się udało! 
Dziewczyna wstała na równe nogi, teatralnie trzepocząc rzęsami. Uściskałam ją z całych sił.

-Nie ma za co- zachichotała.

Weszłam do środka a Isabel stanęła w progu, dając mi znak, że będzie stać na czatach. Podbiegłam do obszernego biurka, lustrując to co znajdowało się na jego blacie. Laptop, kubeczek z długopisami, lampka, kalendarz oraz zdjęcie jego pierwszej żony. 

Czyli jednak ja kochał. Nie było tak, jak mówił Archer. 

Zaczęłam otwierać kolejne szafki, przeglądając papiery. Głównie były to wykresy, raporty i wszelkie inne rzeczy, których znaczenia nie rozumiałam. Dwie szafki były zamknięte i nie dało się ich otworzyć.

-Cholera- mruknęłam.

Zostawiłam je w spokoju, przechodząc do regału pod ścianą. Pobieżnie oglądnęłam zawartość segregatorów, czując się jak złodziej. Mimo wszystko, nie znalazłam nic co by mnie zainteresowało. Wróciłam do biurka, przeglądając kolejne półki. Znalazłam drugi- prywatny kalendarz w formie notesu. Zaczęłam przeglądać. Większość wpisów dotyczyło wizyt u lekarzy, krawcowej, spotkań rodzinnych, ślubu. Z tyłu natomiast znalazłam notatkę "Alyssa Baker, 9.15". Rozglądnęłam się, szukając czegoś co mogłoby mi pomóc. Obszerna metalowy regał, w rogu pokoju. Miał pozaznaczane litery na poszczególnych półkach. Mimowolnie szarpnęłam przedział, gdzie znajdowała się litera "B". Zaczęłam szukać nazwiska tej kobiety, chociaż nie było pewności, że cokolwiek tutaj znajdę. Jak się domyśliłam, były to informacje o pracownikach firmy "Hale&Darcy". 

-Reed- pisnęła Isabel.- Długo jeszcze?

-Chwileczkę- zapewniłam. 

Przebierałam w papierach, modląc się aby coś znaleźć.

Jest!

Wyciągnęłam kopertę, która została podpisana jako "Alyssa Baker". Wysypałam jej zawartość, na rękę. Pierwsze co zauważyłam, to zdjęcie kobiety, o ciemno rudych włosach. Tej samej kobiety, która wpadła w ramiona Adamowi. 

Bingo!

-Reed!- usłyszałam.- Słyszę na podjeździe jakieś auto!

Cholerka. Odpaliłam telefon i zaczęłam wykonywać pośpieszne zdjecia, całej dokumentacji, nie mając czasu na to, aby przeczytać jej teraz. Informacji nie było dużo, ale niemiłosiernie trzęsły mi się ręce, dlatego powtarzałam parę razy ujęcia.
-Reed!- głos Isabel rozniósł się po pokoju.- Szybciej, za chwilę ktoś tu wejdzie! 

Schowałam komórkę do kieszeni, odkładając kopertę na miejsce. Wyraźnie słyszałam warkot silnika, więc ktoś już wrócił do domu. Wybiegłam z pokoju, a moja koleżanka zajęła się, ponownym zamknięciem drzwi. 

Kiedy już jej się to udało, wpadłyśmy do mojego pokoju. Oparłam się o drzwi, zanosząc się śmiechem.
-Dobra jesteś- powiedziałam, słysząc jak z dołu dobiegają podekscytowane głosy Adama i mojej rodzicielki.
-Znalazłaś to, czego szukałaś?- zapytała.

-Chyba tak- stwierdziłam, siadając obok niej.- Tylko proszę..nikomu nie mów.

-Jasne- powiedziała.- W końcu brałam udział w tej zbrodni.

Zaśmiałyśmy się cicho. 

-Wiesz co? Lubię cię Reed. Jesteś pokręcona, ale możesz na mnie liczyć.

Przybiłyśmy sobie piątkę, a ja stwierdziłam, że zyskałam nową przyjaciółkę. 



***


Alyssa Baker- lat 40, urodzona w Los Angeles, przeprowadziła się do West Richmond Falls w wieku dwóch lat. Tutaj ukończyła liceum, ale nie zdecydowała się na studia, chociaż osiągnęła wysoki wynik na egzaminach. Obecnie mieszka na przedmieściach, przy stacji benzynowej obok ulicy stanowej (specjalnie wyszukałam ten adres w internecie). Stan cywilny: panna. Oczywiście. Nie ma dzieci, brak kryminalnej przeszłości, pracowała dorywczo w sklepie, była sprzątaczką w pubie a także sprzątała prywatne posiadłości. Mimo braku wyraźnego doświadczenia w biznesie, dostała od razu wysoką pozycję w firmie i o dziwo "umowę na czas nieokreślony". Pracuje tu niespełna rok.

Dziwne. 

Odnalazłam jej profil na jednym z portali internetowych. Nie dodaje zbyt często jakichś postów, a jeśli już, zazwyczaj udostępnia jakieś piosenki albo filmy. Cztery miesiące temu, dodała zdjęcie z Nowego Yorku, podpisane jako "Uroki wyjazdów służbowych". Była na nim ona, oraz parę innych osób na tle rozświetlonego nocą miasta. Wśród jej towarzyszy był również Adam Hale. 
Alyssa była szczupłą kobietą, z małymi oczkami i długimi włosami. Miała przepracowane dłonie, więc jak się domyślałam, wcześniejsza praca odbiła na nich swoje piętno. Przyjrzałam się jej dokładnie, zauważając, że tak na prawdę farbuje włosy. Z wcześniejszych zdjęć wynika, że jej naturalny kolor to brązowy. 

Nie znalazłam nic więcej, ale nie mogę powiedzieć, żeby zdobyte prze zemnie informacje nie były pożyteczne. Od czegoś muszę zacząć, prawda?



=====

Nie wiem, czy dodam jeszcze coś w tym roku :(

Nie chcę nic obiecywać, ale w razie gdybyśmy mieli zobaczyć się dopiero w 2017...
Życzę wszystkim udanego Sylwestra! ^^ Chociaż nie lubię sformułowania "Szczęśliwego Nowego Roku", bo zazwyczaj tak nie jest... to życzę Wam zmian i najlepszych wspomnień! <3

Zmian? To takie banalne! Wiem :)
Ale zmiany są piękne! Jeśli chcesz coś zmienić w życiu, Nowy Rok to dobry czas! Nie stawiaj sobie wygórowanych celów... postaw sobie realne cele i dąż do ich spełnienia.
Zamiast "Będę szczupła!" powiedz "Zrzucę chociaż 3 kilo!".

Zamiast "Będę jeść zdrowo!" powiedz "Ograniczę słodycze!".

Zamiast "Będę szczęśliwy!" powiedz "Będę cieszyć się z każdej, nawet najdrobniejszej rzeczy!"

Tak będzie prościej, a z czasem tak się spodoba, że zaczniemy dodawać sobie jeszcze jedne kilogramy, zdrowe potrawy, chwile...


Pozdrawiam! <3 







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top