#55

W poniedziałkowy poranek, wstałam wcześniej niż zwykle. Spięłam włosy w wysokiego kucyka, sporo się na tym trudząc. Wykonałam delikatny makijaż, imitujący ten "no make-up". Całość, musiały dopełnić czarne rurki oraz trochę przydługawa, luźna czarno-biała koszula. Podwinęłam rękawy do połowy, uznając że tak będzie mi wygodniej. Problem stanowiły jednak buty. Oczywiście, botki na słupku prezentowały by się lepiej, ale trampki są zdecydowanie wygodniejsze. Dziś, nie wiadomo czemu stawiam na piękną niewygodę. 
W dobrym humorze wychodzę ze szkoły, z torebką przewieszoną przez ramię. Mijam znajome już budynki i ulice. Ruch uliczny, nie jest jeszcze tak duży a poranne powietrze, wybuza mnie całkowicie. Przejeżdżam opuszkami palców, po miejscy gdzie parę tygodni temu był opatrunek. Została tylko mała rysa, która tak na prawdę nie rzuca się w oczy. Uśmiecham się lekko, kiedy na chodniku mija mnie kobieta w średnim wieku. Pracuje w małym sklepiku, gdzie czasem robię małe zakupy, jeśli nie chce mi się jechać do centrum. West Richmonds Falls. Teraz to moje miasto, do którego w dużej mierze już się przyzwyczaiłam. Nauczyłam się, gdzie nie chodzić a co jest ciekawe. Jeszcze parę miesięcy temu, nie pomyślałabym, że tak szybko się tu znajdę. Oczywiście, odkąd moja mama zaczęła spotykać się z Adamem Hale, wiedziałam że kiedyś będę musiała się przeprowadzić. Ale zrobiła to bardzo szybko. Celowałam, że stanie się to na krótko przed ślubem albo po nim. Tak czy tak.. dobrze się stało. Wzięłam głęboki oddech, myślami wracając do wcześniejszego miejsca zamieszkania. Życie tam, było dziwne. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak monotoniczne życie tam wiodłam. Wstawałam rano, szłam do szkoły, wracałam, uczyłam się, miałam chwilę czasu dla siebie, potem kąpiel i sen. W weekendy, wychodziłam z dziewczynami z sąsiedztwa na zakupy czy do kina, bardziej dlatego, żeby mama myślała, iż mam przyjaciół. Tak na prawdę, relacja z tamtymi dziewczynami była raczej neutralna. Nie pasowałam do ich towarzystwa, nie chodziłam na imprezy, nie interesowałam się szkolnymi ploteczkami, a niestety tylko to je interesowało. Czasem żaliły się do mnie, zwierzały..nigdy nie potrafiłam zrobić tego samego. 

Chciałam wyciągnąć z torebki telefon, jednak nie zdążyłam. Było już za późno, na jakąkolwiek reakcję.



MATT POV


Miałem małą ochotę, żeby podjechać pod dobrze znany adres i przywieźć Reed do szkoły, jak dawniej. Oczywiście pomysł ten był chory. Przede wszystkim, to że mi wybaczyła nie oznacza, że mam się jej naprzykrzać. Mimo to, fajnie byłoby zobaczyć ją w swoim samochodzie (dobra, tak na prawdę w samochodzie Willa), walczącą z pasem (czy tylko ona nie umie zapiąć go od razu?), uśmiechniętą (ma cudowny uśmiech) i radosną (jak zawsze). 
Pewnie dlatego, siedzę w tej głupiej furze, czekając aż pojawi się na horyzoncie. Jeśli nie mogłem jej zabrać rano, to spotkam ją pod szkołą. To nie jest prześladowanie. To tęsknota. 

Reed, jest zdecydowanie za delikatna i za inteligenta na Archera. Co do Kelsey, chyba się nie wypowiem. O nieżyjących, mówi się tylko dobrze albo wcale. Wybiorę drugą opcję. 

Zagryzam wargę zniecierpliwiony. DiLaurentis to zdecydowanie punktualna i sumienna osoba, dlatego nerwowo zerkam na zegarek. Minuty lecą, coraz mniej uczniów przechodzi przez bramę a w tłumie, nigdzie nie ma jej postaci. Nie mówiła, że nie wybiera się na zajęcia. Nie możliwe, żeby przyszła tu wcześniej, jestem tu dobre pół godziny. Tym bardziej nieprawdopodobne jest to, ażeby ktoś ją podrzucił. Katty nie jeździ samochodami, a raczej nie sądzę żeby ten dupek ją podwiózł. Dlaczego? Leży skacowany w pokoju na piętrze, nie chcąc z nikim rozmawiać. Na prawdę nie wiem co mu jest. Nie wyglądał, jakby był na imprezie, dlatego obstawiam picie do lusterka. 

Westchnąłem głęboko. Kiedy zadzwonił dzwonek, nie miałem najmniejszej ochoty wysiadać z auta. Nie wiem czemu, ale bardzo mi to nie pasowało. Bez zastanowienia wybrałem numer drobnej brunetki. Nie odbierała. Ani za pierwszym razem, ani za drugim. Cholera. Błądziłem po liście kontaktów, nie wiedząc czy dobrze robię. Ponownie kliknąłem zieloną słuchawkę. 

-Czego kurwa..- usłyszałem po drugiej stronie, po paru sygnałach. Z trzeźwym Archerem ciężko się dogadać, a co dopiero teraz. 
-Reed nie przyszła do szkoły- mruknąłem.
Usłyszałem dziwny dźwięk, więc chłopak najpewniej musiał się poprawiać.

-No to co.. jest koniec semestru, pewnie się jej nie chciało- burknął, zdecydowanie nie zadowolony z mojego telefonu.

-Ona nie jest taka- zaręczyłem.- Przyszła by. 

-Jezu Matt, daj spokój- jęknął.- Pewnie się spóźni. Cześć.

Rozłączył się. 

Jak zawsze.

Coraz bardziej mi się to nie podoba. Z godziny na godzinę, wolne miejsce w sali, przypominało mi o jej nieobecności. Na każdej przerwie, próbowałem się do niej dodzwonić- na marne. Nie mogłem nigdzie znaleźć rudowłosej, a kiedy w końcu ją zobaczyłem, była zbyt zajęta, żeby udzielić mi jakiejkolwiek informacji. Jej zajęcie: William DeVitto. Pokręciłem głową. Była przerwa na lunch, więc w sumie.. popędziłem na parking, nie uprzedzając kumpla, że biorę samochód. Najwyżej będzie się wściekał, ale trudno. Nie zostawię tej sprawy, dopóki nie dowiem się, o co chodzi. Z piskiem opon, wyjeżdżam ze szkoły, mając cholernie złe przeczucia. Po parunastu minutach  wjeżdżam na podjazd państwa Hale. Mam nadzieję, że on tam jest. Szybko docieram do drzwi, dzwoniąc dzwonkiem. Po paru długich minutach, drzwi otwiera kobieta- mama Reed. 
-Dzień dobry- witam się.
-Dzień dobry- odpowiada szybko, lekko się uśmiechając.- W czym mogę pomóc.

Siląc się na spokojny ton odpowiadam:
-Zastałem Reed? 

Czekam w skupieniu na odpowiedź. Kiedy jej czoło lekko się martwi, wiem co mi odpowie a tego nie chcę usłyszeć.

-Ale..ale ona poszła do szkoły- mówi tępo. 

Cholera. Cholera. Cholera. 

Odkaszlnąłem.
-Na prawdę?-zapytałem.

-Oczywiście- potwierdziła.

-Proszę Pani, na prawdę..jeśli ona jest w domu.. chcę to wiedzieć.

Kobieta zaśmiała się.

-Nie ma jej tu. Poszła do szkoły- zaręczyła.-Przysięgam.

Uśmiechnąłem się słabo. 
-Musiałem się z nią mijać..- skłamałem.- Dobrze. Dziękuje za pomoc. Do widzenia. 
-Do widzenia- odpowiada przyjaźnie.- Próbowałeś do niej zadzwonić?- zapytała.  

Zagryzłem wnętrze policzka. Na prawdę, nie chciałem jej zmartwić.

-Padła mi bateria- skłamałem.

Pokiwała głową, na znak ze rozumie po czym żegnając się, zamknęła drzwi.

Drogę pomiędzy domem a autem, pokonałem w dziwnym amoku. Czyżby moje przeczucia się potwierdziły? Wyjeżdżam na ulicę, kierując się w nie wiadoma stronę. Dzwonię do tego padalca, który nie obiera. Wkurzam się, bo widocznie tylko ja czuję, że coś jest nie tak.Dopiero za drugim razem, postanawia odebrać. 
-Kurwa Matt, czego ty chcesz- jęczy na wpół przytomny. 

Pij więcej przyjacielu. 

-Nie mam jej- przechodzę do sprawy.

-Stary, słuchaj to nie jest dobry moment żeby informować mnie, że nie masz laski- zaśmiał się. 

Nieśmieszne. 

-Mówię o Reed do cholery- przeklinam, decydując się skręcić.- Byłem u Was w domu, ale jej matka twierdzi, że poszła do szkoły.

Archer nie odzywał się chwilę, jakby zbierał w całość moje słowa. Oby zmusiło go to, do nagłego otrzeźwienia, bo ten stan jest niemożliwy do wytrzymania. 

-Jesteś całkowicie pewny, że jej nie ma?- zapytał poważnie. 

Brawo. Prawdopodobnie zaczyna myśleć logicznie, chowając swoją arogancję w kieszeń. 

-Nie było jej na żadnych zajęciach- potwierdziłem. 

Po drugiej stronie usłyszałem siarczyste przekleństwa. 
-Dobra- mruknął.- Zbieraj chłopaków i wracaj tutaj. 

-Myślisz, że jest źle?- zapytałem. Nie chciałem, żeby tak było ale to jest coraz bardziej prawdopodobne. 

-Jest fatalnie- odpowiedział, rozłączając się. 

Jego słowa, wcale mnie nie uspokoiły. Jeśli Reed coś się stało, to nie daruję sobie tego, że nie podjechałem po nią. Wracam do szkoły po Willa i Mike'a. 

Oby znalazła się gdzieś w galerii, na szalonych zakupach. 
Trochę wątpię. 

Ale wolałby to, niż szukanie jej po rowach. 



=====

Przepraszam za ostatnie zastoje :(

Mam bardzo mało czasu, więc pewnie dlatego pisze do was o godzinie drugiej w nocy xdd

Zapraszam do komentowania i gwiazdkowania! <3

Z góry przepraszam za pomyłki, ale z racji później godziny.. pomyłki są możliwe.

Kocham <3

Wasza, 

czarodziejka2604

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top