#49

Usta Archera subtelnie dotykały moich, przyprawiając mnie o skurcz w żołądku. Poczułam, jak gdzieś w środku, coś we mnie pęka. Moja ręka, wylądowała na jego ramieniu. Jego język, delikatnie musnął moją dolną wargę. Zadrżałam, a moje serce wyrwało do przodu. Chwycił mnie pewniej, również za drugi bok. Ciepłe ogniki, zaczęły przepływać pomiędzy nami, tworząc iskierki. Te, sprawiały że moje ciało zaczęło stopniowo się ogrzewać. Rozchyliłam usta. Archer bezbłędnie wpasował się w sytuację. Jego język delikatnie pieścił mój. Oddałam mu ten pocałunek, zapominając o całym świecie. Nie istniały żadne problemy, żadne niebo i ziemia, nie było czegoś takiego jak ulica pełna zdemolowanych samochód ani obrzydliwych uśmiechów nieznajomych mężczyzn. Centrum wszechświata tworzył On. Świat był nim, a on światem. Stałam obok w tej hierarchii,  zbyt mała by dominować. Smakował cudownie, nawet pomimo zapachu papierosów. Kiedy jego dłonie, mocniej mnie ścisnęły westchnęłam cicho. Ogarniało mnie ciepłe i przyjemne uczucie, którego nie czułam jeszcze nigdy. Uniosłam ręce ku górze, oplatając dłońmi jego kark. Wbiłam delikatnie paznokcie w jego skórę, starając się nie wypaść z rytmu. Był bardzo ostrożny i precyzyjny. Zaczął delikatnie kreślić kółka palcami, a jego oddech przyśpieszył. Pocałunek zaczął nabierać powoli tępa. Przyciągnęłam go bliżej, chcąc żeby znalazł się bliżej. Zapragnęłam, wtopić się w niego, by już nigdy nie wychodzić na powierzchnię. Potrzebowałam poczuć się bezpiecznie i spokojnie. Do mojego mózgu zaczęły napływać różne myśli, bombardując mnie obawami i przerażeniem. 

-Reed?- odsunął się na parę centymetrów.- Wszystko w porządku? Cała się trzęsiesz.

Nie otworzyłam oczu, starając się uspokoić. Zjechałam dłońmi po jego ciele, układając ręce na swoich nogach. Moje mięśnie drżały, serce łomotało a w żołądku szalało stado motyli. Co się do cholery dzieje!? Przełknęłam ślinę po czym przejechałam czubkiem języka po wargach. Wciąż czułam jego pocałunki i cholernie mi ich brakowało.

Otworzyłam powoli oczy, napotykając jego spojrzenie. Zielone tęczówki błyszczały, szalała w nich burza emocji. Ale był łagodny. Wyglądał tak, jakby na chwilę spadł z jego barków potworny ciężar, jakby odrodził się na nowo. 

-Czy..-zaczęłam niemal szeptem.- Czy..zrobiliśmy to, co mi się..wydaje?

Mój szept, wydawał się dla mnie tak głośny, jak krzyk. Szumiało mi trochę w uszach a głos drżał. 

Uśmiechnął się powoli, zniżając wzrok. Nie wiem, czemu, ale zrobiłam to samo. Nagle, ta sytuacja zaczęła być dla mnie zabawna. Zaśmiałam się pod nosem, zerkając na niego. Znów patrzył na mnie tak intensywnie, że praktycznie byłam pewna jednego- zacznę się rumienić. 
-Jesteś taka piękna- wychrypiał nagle, poprawiając moje włosy i zakładając za ucho.- I bystra- jego palce powędrowały wzdłuż mojej szczęki, delikatnie unosząc podbródek ku górze.- Cholernie piękna, intrygująca i mądra. 

Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Gdzieś w środku, wiedziałam że to głupie i powinnam odejść. Tłumiłam jednak te myśli, tak długo jak się tylko dało.
-Archer..-zaczęłam.

-Nie Reed- przerwał mi, a jego seksowny ton głosu sprawił, że po moim karku przeszedł dreszcz.- Wiem, że byłem dupkiem wobec ciebie. Tysiąc razy. Ale.. kiedy zobaczyłem cię na tej kolacji, wiedziałem że jesteś definicją mojego problemu. Nie mogłem przestać myśleć o Tobie, o Twoim melodyjnym głosie a co najciekawsze... codziennie zastanawiałem się, jakie to musi być cudowne uczucie, gdybyś tymi delikatnymi dłońmi, miała dotknąć mnie chociaż na parę sekund. Ale wiedziałem, że sprowadzę na ciebie kłopoty. Musiałem..Reed, musiałem postarać się o to, żebyś była bezpieczna. Starałem się być arogancki bardziej niż zazwyczaj, ale widok Twoich załzawionych oczu był ciosem w moje skamieniałe serce. Rozkruszyłaś mur, który wybudowałem wokół siebie. Poprosiłem Matta, żeby się tobą zaopiekował, żeby dopilnował abyś mi nie zaufała- zamrugał parokrotnie, zanim zaczął mówić dalej.- Codziennie pytałem go, jak się czujesz, czy wszystko w porządku. Ale teraz widzę.. że powinienem prosić go, by pilnował mnie-zawinął usta w cienką linijkę.- Ponieważ nie umiem się bez ciebie obejść. 
-Wiesz..wiesz, że nie możemy..-plątałam się, nie wiedząc co robić.

Przybliżył się.

-Czego nie możemy?- zapytał pewny swego, dotykając wargami mojego policzka.- Nie mogę tak robić?- przeniósł, swoje usta na moją szczękę, składając tam kilka drobnych pocałunków.- Tego też, co?- trącił nosem moją szyję, dmuchając w skórę w tamtym miejscu. Nabrałam powietrza, czując jak dziwne uczucie powraca.- A tak?- zaczął składać pocałunki w tamtym miejscu. Mimowolnie westchnęłam, przymykając oczy. Zrównał się ze mną.- Więc nie mogę, tak? I gdybym chciał teraz znów cię pocałować, powiedz głośno że tego nie chcesz, Reed. I już nigdy tego nie zrobię.

Przełknęłam ślinę, czując mrowienie w miejscu, gdzie jego wargi pieściły moją skórę. 
-Archer- powiedziałam cicho. Wiedziałam, co powinnam zrobić.- Ni-nie chcę..tego- wyszeptałam drżącym głosem. 
-Powiedz to głośniej- zażądał.- Głośniej.

-Nie chc..-zaczęłam, jednak mój głos zniżył się do szeptu.
-Głośno!- rozkazał, wciąż pozostając blisko. Było by łatwiej, gdyby był dalej.
-Ja nie chcę żeb...- zaczęłam zdenerwowana. Mój głos łamał się, sprawiając że po kilku literach traciłam ton. 

-Wykrzycz to- rozkazał, naciskając na mnie.
Czułam jak pod powiekami zbierają mi się łzy. Znów cała drżałam, nie mogąc wysiedzieć na miejscu. On nie może mnie całować, nie możemy się całować, nie ma dla nas przyszłości, nie powinniśmy cierpieć. To co miało miejsce przed chwilą, nie miało prawa się zdarzyć, ale jeśli już się wydarzyło, dla dobra mamy powinnam zrobić tak, aby już nigdy nie miało to miejsca. Nawet jeśli...

-Nie chcę- powiedziałam.- Nie chcę..-powtórzyłam ciszej. 

-No powiedz to do cholery- jego ton był ostry, zniecierpliwiony i daleki od wszystkiego co bezpieczne. 

Zaczęłam oddychać szybciej. Po moim policzku poleciała słona łza, która zmusiła mnie do otwarcia oczu. Lekko rozmyty obraz, wciąż przedstawiał Archera.

-Powiedz to-powtórzył twardo.- Że nigdy więcej nie chcesz, żebym cie całował. Że nie będziesz tęsknić. Powiedz to cholera! Powiedz!
Jego determinacja była aż zbytnio przesadzona. Oblizałam usta, czując jak wszystkie bariery pękają, świat trzęsie się w posadach a kolejne łzy, chcąc wydostać się na zewnątrz. Co robić, kiedy musisz podjąć właściwą decyzję a wciąż nie wiesz, czy to dobre rozwiązanie?

-Kocham cię- wydukałam przez łzy, które spadały jak gwiazdy, podczas deszczu meteorów.- Rozumiesz?- teraz nie widziałam praktycznie nic, czując jak spadam w otchłań.- Kocham cię Archer. 

Jego usta szybko odnalazły moje, wpijając się w nie łapczywie. Chwycił mnie pod boki, przechylając mocno do tyłu. Wylądowałam na miękkiej pościeli, ani na chwile nie przestając oddawać pocałunki. Tym razem, przypominały gorący taniec, pełen erotyzmu i zachłanności. Jego klatka piersiowa, obijała się o moją, za każdym razem gdy próbował złapać powietrze. Objęłam go za szyję, przybliżając jeszcze bliżej. Jego dłoń, powędrowała na moje udo, zginając moją nogę w kolanie. Jeździł otwartą dłonią po tamtym miejscu, ignorując fakt, że jestem w sukience. Nasze języki toczyły walkę o dominację, w której nie pozostawałam w tyłu. Moje ciało i umysł szalały, rozgrzane jego ciepłem i uczuciem, którego doznawałam. Parę dni temu, zrozumiałam, że nigdy nie kochałam Matta. Tak na prawdę, od zawsze uczuciem darzyłam zielonookiego, którego nie potrafiłam wyprzeć ze swojego serca. Nie chciałam się do tego przyznać, licząc że się ułoży.


 Podlegam niekiedy w stosunku do Ciebie dziwnemu uczuciu, zwłaszcza gdy znajdujesz się blisko mnie ... mam wrażenie, ze gdzieś w okolicy lewych żeber mam umocowany sznur silnym węzłem spojony z takimże sznurem przytwierdzonym w takimże miejscu u Ciebie. *


 Kiedy zabrakło nam tchu, delikatnie się odsunął. 
-Reed, nie płacz- wychrypiał, wycierając dłonią moje policzki. Robił to delikatnie, tak jakbym była z porcelany.

Gorące łzy, wciąż wylewały się z moich oczu.

-Przecież...- zaczęłam.- To nie ma sensu. 

-Dlatego płaczesz?- zapytał z troską, głaszcząc moje policzki. 

Moje dłonie zjechały na jego policzki. Czułam kilkudniowy zarost pod palcami. Pokiwałam głową. 

-Nie możemy- wyszeptałam.- To się źle skończy.

-Zależy mi na tobie- wyszeptał w moje usta. 

-Nasi rodzice biorą ślub, Archer- załkałam.

-Nie obchodzi mnie to- powiedział swoim zwyczajem.

-Obchodzi mnie szczęście mojej mamy- zaręczyłam. 
-Czy jedno, wyklucza drugie?- zapytał.
Bardzo. Wiem, że nie łączą nas więzy krwi, ale nie możemy czegoś do siebie czuć, jeśli zaraz zostaniemy przyrodnim rodzeństwem. 

-Nie można tak- wyszeptałam.- To przeczy wszystkim zasadom..

-Pierdolić zasady- mruknął, głaszcząc kciukiem środek mojego policzka.
-Archer.

-Reed, proszę. Nie myśl o tym teraz- powiedział cicho.- Nie jesteśmy jeszcze rodzeństwem, formalnie..wszystko gra. Prawdopodobnie, mamy jedyny taki czas, gdzie...nie ma żadnych konsekwencji. Tutaj, możemy być bezpieczni.
-A chłopaki?
-Nigdy nie wchodzimy do swoich pokoi, bez pozwolenia- zaręczył.

-Ja..nie wiem, do czego zmierzasz.

-Reed, to jedyna taka noc gdzie mamy się dla siebie, gdzie nikt nas nie zobaczy. To zostanie tylko między nami- oparł nasze czoła o siebie.- Skarbie, chcę tylko móc zasnąć, tuląc cię do siebie, chcę patrzeć jak śpisz oddychając spokojnie. Chcę cię całować, chcę z tobą rozmawiać, móc głaskać każdy skrawek twojego ciała- przymknął oczy.- Potem zastanowimy się, co z tym zrobić... Ale... daj nam te parę godzin.

To szalony pomysł. Zdecydowanie szalony. Wyrównałam oddech.

-Diego chciał z Tobą porozmawiać- przypomniałam mu.

-Pójdę z nim pogadać, dobra? Nie chcę, żeby się złościł- stwierdził.- Możesz się ogarnąć jeśli chcesz, tam jest łazienka- ruchem głowy wskazał drzwi.- Ale chcę wrócić tutaj, wiedząc że na mnie czekasz..wiedząc, że przed nami długa noc, tylko dla mnie i ciebie.

-Jest po drugiej- zaśmiałam się.- Za chwilę zacznie świtać.

-Nawet rok to za mało, żeby nacieszyć się twoją obecnością.

Zarumieniłam się. Po chwili, wstał cmokając mnie w czubek nosa.
-Wracam za dziesięć minut.
Wyszedł, zostawiając mnie ogłuszoną, zszokowaną i rozdartą. Wewnętrznie jednak..szczęśliwą.



====

*

"Dziwne losy Jane Eyre" Ch. Bronte


Zapraszam do komentowania i gwiazdkowania!

Pozdrawiam! <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top