#44

-Rozglądasz się za pracą na wakacje?- zagadnęła Katty, podczas rutynowego procesu gotowania obiadu. Zazwyczaj zajmowała się tym ona, ponieważ moją mamę goniła praca i przygotowania do ślubu.

Spojrzałam nad nią znad lokalnej gazety.

-Nie wiem jeszcze- mruknęłam.- Katt, nie obraź się ale nie masz swojego domu?

Rudowłosa tylko się zaśmiała, mieszając coś w garnku. 

-Tam ze wszystkiego mnie wyręczają.
Nie żeby mi przeszkadzała, ale powoli zaczynam myśleć że ma w piwnicy swój pokój. Pojawia się jeszcze zanim się obudzę, a kiedy wychodzi? Sama dokładnie nie wiem. 

Przenoszę wzrok do rzędu liter, które w tym momencie zaczynają bardzo mnie interesować. Praca na wakacje brzmi bardzo zachęcająco, zwłaszcza że ślub pociągnie za sobą sporo wydatków. Nie, żeby brakowało nam pieniędzy ale nie chciałabym męczyć za bardzo mamy. Problem polega w tym, że praktycznie do niczego się nie nadaję albo nie spełniam kwalifikacji. 
Wypuszczam powietrze ze świstem, skreślając kolejną propozycję. 
"Szukam osoby do pilnowania pięciolatka. Wymagania: doświadczenie, +20 lat....."
To również skreślam, frustrując się. Kogo obchodzi, ile lat będzie miała osoba siedząca z dzieckiem podczas nieobecność rodziców. Więcej niż dwadzieścia! Kto to wymyślił.
Prycham pod nosem, rzucając długopisem. 
-Spokojnie mała- rudowłosa mrugnęła do mnie.- Może to znak, że w wakacje powinnyśmy się zabawić?

Pokręciłam głową. W głębi duszy chciałam znaleźć tę pracę, żeby mieć co robić. Szkoła kończy się już za tydzień i chociaż będę mieć wakacje, nie wiem co mam z nimi zrobić. Bezczynność, może pchnąć mnie w ramiona rozmyślań. Tego nie chcę.

-Reed, jasny gwint- zaklęła głośno, łapiąc się pod boki.- Dlaczego nie byłaś jeszcze na żadnej imprezie?!

Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co jej chodzi. 

-Idziemy wieczorem potańczyć, co ty na to?- zapytała.

Najgorsze było to, że pytała całkiem na poważnie. 
-Co?- zapytałam.

-Mój znajomy robi imprezę- odgarnęła włosy do tyłu, podchodząc do mnie bliżej.- Zresztą jak w każdą sobotę. W weekend ma wolną chatę- sprostowała.- Każdy jest zaproszony. 

-Pierwsze słyszę- wzruszyłam ramionami. 

-Przecież to jasne, że nie każdy jest u niego co sobotę- wzruszyła ramionami.- Ale każdy o tym wie.
-Nie ja- zapewniłam, ogarniając wzrokiem pozostałe ogłoszenia. 

-Reed, nie daj się prosić. Teraz już o niej wiesz i masz dużo czasu, żeby się przygotować! Znasz już trochę ludzi ze szkoły, znasz mnie! Proszę, proszę, proooszę.
-Jak dziecko- skomentowałam. 

-Reeeeed- marudziła.- Proszę! 

-Nie mam w czym iść- mruknęłam. 

-Znajdziemy coś- odpowiedziała od razu pełna zapału.

-Nie wiem, czy to dobry pomysł- burknęłam, zaciskając usta.

-To jest świetny pomysł- zapewniła.

Spojrzałam na nią. Emanowała entuzjazmem a jej oczy błyszczały podekscytowaniem. 

-Nie dasz mi spokoju, prawda?- zapytałam zrezygnowana, ale w sumie. Dlaczego nie?

Może to całkiem dobry pomysł żeby się odstresować i zapomnieć o przykrych zdarzeniach minionych dni. Matthew cały czas próbuje się ze mną skontaktować, natomiast Archera nie ma w domu a jego obecność w szkole, jest śladowa.

-Absolutnie- zaśmiała się, zbijając ze mną piątkę.

Idę na imprezę.


***


Ubrałam prostą, czarną sukienkę o której istnieniu dawno zapomniałam. Musiałam nieco podrosnąć, ponieważ przylegała idealnie do mojego ciała, opinając je. Włosy postanowiłam pofalować a Katty, zajęła się moim makijażem. Prosiłam ją, żeby nie przesadzała, ale dziewczyna nie zważała na moje prośby. Z wykonturowaną twarzą, lekką warstwą różu i kreską na powiekach prawie się nie poznałam w lustrze. 
-Jeny Katt- zajęczałam, zamykając jedno oko. Kreska była tak idealna, że aż nieprawdopodobna. 

Przeniosłam swój wzrok na nią. Miała na sobie czerwoną sukienkę z dekoltem w literkę V, który otoczony był czymś złotym. Spięła swoje rude włosy, wypuszczając z nich luźne pasma. Jej makijaż był nienaganny, zielone oczy patrzyły bystro a jej długie nogi, wprost zniewalały. Czerwone szpilki błyszczały. Powiedziała wcześniej, że to jej ulubione. 

-Podoba ci się?- zapytała podekscytowana, wrzucając do torebki najpotrzebniejsze (jej zdaniem) drobiazgi. 

-Mam wrażenie, że to zaraz spłynie- marudziłam.- Poza tym..to nie w moim stylu.

-Wyglądasz idealnie- stwierdziła, łapiąc mnie za ramiona.- Raz można poszaleć, a ostatnio bujasz w obłokach więc trochę szaleństwa wyjdzie ci na dobre, okay?

Uśmiechnęłam się lekko. Kiedy parę minut wcześniej, rudowłosa sięgnęła po szminkę, wytrąciłam ją z jej szczupłej ręki. Na to, nie było szans. 

-Świetnie!- wykrzyknęła, uznając to za aprobatę. 

-Dla kogo się tak wystroiłaś?- zmrużyłam oczy, śmiejąc się. 

Nie powinno mnie to dziwić. Jest osobą, która stoi się bez okazji i wygląda szałowo, nawet w piżamie. Mimo wszystko, mam wrażenie że ma w tym jakiś cel.

-Sama dla siebie- roześmiała się, przy czym nieznacznie mrugnęła okiem.

Wsunęłam na nogi czarne vansy a na ramiona narzuciłam skórzaną ramoneskę. Na moim nadgarstku rudowłosa zapięła złotą bransoletkę a na koniec, spryskała nas dużą ilością perfum. Chociaż pachniały pięknie, zaczęły drażnić moje nozdrza. 
Po godzinie podjechałyśmy pod dom Kellana- kolegi Katty. Wraz z nami była również Lilian oraz reszta paczki rudowłosej. Na początku czułam się dziwnie, będąc znów z nimi. Kiedy zaczęłam kręcić z Mattem, nie miałam okazji przebywać z nimi, ale przyjęli mnie wyjątkowo miło. Przekroczyliśmy próg domu, a bębenki w moich uszach prawie popękały. Głośna muzyka przedzierała się, przez każdy zakamarek tego domu. Na korytarzu stało parę osób, a do mojej dłoni od razu wpadł papierowy kubeczek. 

-Lepiej nie pij na raz- krzyknął wysoki brunet, który praktycznie wyrósł przed nami. Patrzył na moją dłoń, z łobuzerskim uśmiechem. 

-Kellan!- odkrzyknęła Katt, rzucając się na chłopaka. Wymienili uściski, po czym chłopak zrobił podobnie z zielonooką pięknością i innymi dziewczynami. 

-Reed, to Kellan- rudowłosa, obróciła mnie w jego stronę.- Pan tego domu i organizator imprezy.

-Hm..cześć- przywitałam się z uśmiechem.
-Kojarzę cię ze szkoły- pokiwał głową. Szary T-shirt opinał jego mięśnie a ciemne oczy lustrowały moją osobę.- Ale widzę cię tu pierwszy raz. 
-Jakoś.. nie miałam okazji być tu wcześniej- powiedziałam lekko, na co tylko się uśmiechnął. 

-Cóż, idę zabawiać swoich gości- powiedział dostojnie, zwracając się do wszystkich.- Miłej zabawy i do zobaczenia. 

Odszedł od nas, a my przeszliśmy dalej. W salonie tłoczyło się parę osób, natomiast cała impreza odbywała się na tyłach. Do basenu wskakiwały różne dziewczyny, zostawiając obok swoje buty. Zdarzeniu przyglądali się chłopcy, napędzający ich do dalszych czynów. Jedni tańczyli, drudzy rozmawiali i ze śmiechem, obijali o siebie plastikowe kubki. Powiał wiatr, który przywiódł zapach dymu papierosowego. Rozpoznawałam, szybciej lub wolniej, twarze innych imprezowiczów. Byli tacy, których widziałam pierwszy raz. Odłożyłam kubeczek na najbliższy stolik, wycierając spocone dłonie w materiał sukienki. 

-Idziemy potańczyć?- zaproponowała Lilian, na co wszyscy przytaknęli.
Nie byłam nigdy na takich imprezach, ale zdecydowanie miałam poczucie rytmu, więc nie bałam się o swoje umiejętności taneczne. Wystarczy tylko kiwać się w rytm muzyki, trochę podskakiwać i naśladować innych. Tak jak myślałam, nie było to trudne. Z uśmiechem na ustach, poruszałam się w rytm muzyki a moje włosy podskakiwały rytmicznie. Za nami, zebrała się spora grupka chłopców, którzy patrzyli w naszą stronę. Ich spojrzenia, zatrzymywały się dłużej na czerwonej sukience, która zdecydowanie przyciągała uwagę. Zwłaszcza, że miała tak piękną właścicielkę. Po parunastu minutach, zeszłam z parkietu razem z dziewczynami. Nasi koledzy poszli zapalić, ale obawiam się, że nie zobaczymy ich tak szybko. Rozmawiałyśmy na niezobowiązujące tematy, zatrzymując się obok stołu. Katty wręczyła mi kubek.

-Mam wrażenie, że te kubki są jak bumerangi- mruknęłam.- Cały czas wracają.
-Spróbuj- nalegała.- To zwykły drink. 

Popatrzyłam na zawartość. 

-Nie piłaś nigdy?- zapytała Lilian, pociągając łyk ze swojego. Wyglądała bardzo ładnie w czarnej opinającej spódniczce i kemowej bluzeczce. 
-Jakiś szampan się zdarzył- powiedziałam zgodnie z prawdą. Spróbowałam jednak specyfiku, który miał charakterystyczny smak. Skrzywiłam się mimowolnie, na co dziewczyny się zaśmiały.

-W tym jest chyba więcej wódki, niż soku- stwierdziłam, czując jak przez mój przełyk ciężko przechodzi piekący trunek.
-Przyzwyczaisz się- stwierdziła Katty. 

Po chwili podszedł do nas jakiś chłopak, z którym zniknęła Lilian.  Pognali na parkiet, a dziewczyna śmiała się w głos. 
Obserwowałam jak bawi się reszta, czując jak ciepło rozlewa się po moim ciele. Zaczynałam się relaksować, co bardzo mnie ucieszyło. 

-Tak nawiasem mówiąc, co myślisz o...- odwróciłam się w stronę rudowłosej, ale nie było jej obok.
Zmarszczyłam brwi, rozglądając się wokoło. Nigdzie nie widziałam jej osoby, ani na parkiecie ani przy sąsiednim stoliku z przekąskami. Zostałam sama. Pięknie. Tak zaczynają się straszne historie. Zamrugałam parokrotnie, przeczesując włosy palcami. Dopiłam drinka, kierując się do salonu. Może tam znajdę kogoś, kogo znam. Minęłam po drodze Brittany z jej świtą, która przestała mnie już zaczepiać. Przynajmniej odkąd przestałam pokazywać się z Mattem, kompletnie mnie nie zauważa. Na moje szczęście. 
Niestety, na moje nieszczęście w salonie nie było nikogo znajomego. Na sofie, jakaś para ostentacyjnie wyrażała swoje uczucia, jednak nikt nie zwracał uwagi na ich poczynania. Pokręciłam głową, przekraczając kupkę pogniecionych puszek piwa. Najlepszym wyjściem będzie skorzystanie z łazienki. Przynajmniej da mi to zajęcie na parę najbliższych minut. 

Przeszłam przez pokój, przeciskając się przez grupkę roześmianych imprezowiczów. Zaczęłam rozglądać się za łazienką, nie wiedząc czy otwierać najbliższe drzwi czy szukać jej na górze.
-Czyżbyś czegoś szukała?- usłyszałam nad sobą, więc szybko się odwróciłam.

Zmarszczyłam czoło. Nie znałam tego chłopaka. Miał ciemne włosy i podkoszulek, jeansy oraz zabójczy uśmiech.

-Koleżanki- powiedziałam, zaglądając przez jego ramię.- Ewentualnie łazienki.

-Jeśli znajdziesz jedno, to drugie będzie w pakiecie?- zażartował.

Zaśmiałam się nerwowo. 
-Możliwe- odpowiedziałam.
-Jestem Evan- przedstawił się.- A ty?

-Reed-poprawiłam włosy, przestępując z nogi na nogę.- Nie kojarzę cię ze szkoły. 

-Ja ciebie też- uśmiechnął się.- A szkoda, bo chyba wiele straciłem. 

Spuściłam wzrok, czując jak się rumienię. 

-To co?- zapytał po chwili, więc spojrzałam na niego.- Szukasz swojej znajomej czy mógłbym porwać cię na zewnątrz?
-To znaczy?- zaciekawiłam się.

-Proponuję ci właśnie taniec, co ty na to?

Roześmiałam się, zgadzając się. Wygląda na to, że wszyscy moi znajomi znaleźli inne zajęcia, pozostawiając mnie samą. Ruszyliśmy na parkiet, gdzie korzystając z każdej możliwej okazji, staraliśmy się pogadać. Potem, zahaczyliśmy o stół z drinkami, gdzie wzięłam kolejnego. Słodki napój, kolejny raz palił moje gardło, ale tym razem nie wykrzywiłam się. 

-Ładnie wyglądasz- stwierdził, wkładając ręce do kieszeni, jednak jego kciuki wystawały na zewnątrz.

-Cóż, dziękuję- powiedziałam.- A ty nie pijesz?

Dopiero teraz zauważyłam, że chociaż ja kończę swój napój, on nic nie pije. 

-Nie mogę- roześmiał się dźwięcznie. 

-Dlaczego?- zrobiłam naburmuszoną minę.- Przecież jest impreza, każdy powinien się zabawić. 

Zaczęłam śmiać się sama z siebie, jak gdybym powiedziała coś śmiesznego.
-Za pół godziny, muszę wsiąść za kierownicę- powiedział, delikatnie łapiąc mnie pod boki. 

Jednym płynnym ruchem, wlałam w siebie resztę drinka rzucając kubeczek na bok. 

-Zostawisz mnie?- zapytałam.- Wciąż nie znalazłam koleżanki.

Nie chciałam zostać sama, bez nikogo do kogo mogłabym się odezwać. On jednak zaśmiał się, pokazując zęby.
-Muszę jechać..w pewne miejsce.
-Czyli mnie zostawisz- posmutniałam.
-W sumie- nachylił się do mojego ucha, a jego ciepły oddech łaskotał mnie w szyję.- Mogę zabrać cię ze sobą.

Uśmiechnęłam się. Ponad jego ramieniem, widziałam innych ludzi, którzy świetnie się bawili. Leniwie obserwowałam, jak kołyszą się w rytm muzyki. W pewnym momencie mój wzrok zatrzymał się na opierającym się o framugę mężczyźnie. Przyglądał mi się, więc zmrużyłam oczy. Po chwili zorientowałam się, że patrzę na...Matthewa Crossa. 

O mój Boże. 

Próbowałam uciec od problemu, a on wciąż do mnie wraca. Moje serce przyśpieszyło ze zdenerwowania. Blondyn, ubrany oczywiście na czarno wwiercał dziurę w mojej głowie, a mi zrobiło się niedobrze. 
-Zabierz mnie stąd- powiedziałam cicho.- Nie chcę już tu być.

Evan wyprostował się, bacznie przyglądając się mojej twarzy. Zaczęłam oddychać szybciej.

-Wszystko okej?- zapytał.- Coś się stało?
Cross zaczął powoli przeciskać się w moją stronę.

-Po prostu zabierz mnie stąd- poprosiłam, czując się jak w klatce.- Teraz.

Mój nowy znajomy, odwrócił mnie po czym przeprowadził przez tłum ludzi. Mam nadzieję, że to wystarczające zamaskowanie. Zagryzłam usta, kiedy przechodziliśmy przez boczne wyjście. 
-To mój samochód- wskazał swoją maszynę, która wyglądała na bardzo drogą. 
-Ładny- stwierdziłam, powoli się uspokajając. 

-Odwieźć cię do domu?- zaproponował, chwytając mnie za rękę, wolną dłonią otwierając drzwi od strony pasażera.
-Mówiłeś, że musisz gdzieś jechać- powiedziałam, czując lekki szum w głowie. 
-Bo muszę- odpowiedział.- Ale może zdążę cię podwieźć. 

Wsiadłam na miejsce, czekając aż sam pojawi się obok. Był taki przystojny i uroczy. Kiedy odpalił silnik, odezwałam się.

-Mogę jechać z Tobą w to miejsce?

-Nawet nie wiesz, co to za miejsce- zaśmiał się, znów chwytając moją zimną dłoń w swoją. 

-Nie chcę wracać do domu- marudziłam, czując że chcę być przy kimś takim jak on. 

Jestem trzeźwa, na prawdę. 

Zaśmiał się łobuzersko, odpalając silnik. Jego uśmiech, był zniewalający. Kolejny raz pochylił się nade mną, a jego słodki oddech owiał moją twarz.
-Jedziemy na uliczny wyścig, co ty na to?
Uśmiechnęłam się  tępo, czując jak poddaję się jego spojrzeniu. Drugą dłoń, położył na moim boku, lekko przyciągając do siebie. Prawie dotykaliśmy się nosami.

-Nigdy nie byłam na czymś takim- stwierdziłam nieśmiało. 

-A chcesz?- wyszeptał uwodzicielsko. 

Zapragnęłam tego. 

-Bardzo- odpowiedziałam. 
Złożył delikatny pocałunek na moim nosie, po czym odpalił silnik. Szum w mojej głowie się nasilił, ale nie zwracałam na to uwagi. Evan opowiadał mi o sobie, a ja słuchałam niejednokrotnie wybuchając śmiechem. 

-Słodko się śmiejesz- stwierdził.

-Daleko jeszcze?- zapytałam. Mój żołądek, po tych drinkach chyba nie tolerował jazdy samochodem. 

-Nie, już nie daleko- zapewnił, skręcając. 

-Co tam będziemy robić?- zapytałam głupio, jednak całkowicie poważnie. 

-Jak to co- spojrzał na mnie przelotnie, po czym jego usta rozciągnęły się w uśmiech.- Mam zamiar wygrać ten wyścig, a ty będziesz moim amuletem na szczęście.


O. Słodkie. Dzieciątko. Jezus. 


=====
Ta dam!

Wybaczcie za opóźnienia. 

Ostatnio mam..gorszy czas? Moje serce wciąż łamie się na drobne kawałki, tylko dlatego że mimo wszystko chcę szczęścia jednej osoby...

Ale trudno...

Liczy się opowiadanie ;)

A więc do zobaczenia!

Pozdrawiam ;*


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top