#43
Zatrzasnęłam drzwiczki szkolnej szafki, kierując się na historię. To pierwszy przedmiot, na którym będę musiała oglądać Matthewa Crossa. Przybieram obojętny wyraz twarzy, ściskając oburącz książki. Kierując się w stronę odpowiedniej sali, mijając rozweselonych uczniów. Moja mina, zdecydowanie jest kontrastowa, ale taka ma być. Rozlega się dzwonek, a ludzie z korytarza w popłochu udają się do sal. Jakaś para, wymienia ostatnie pocałunki nie przejmując się widownią. Nieopodal w koszu ląduje pusty kubek po kawie, a jego właścicielka narzeka na swoje nieprzygotowanie do testu. Tęga profesorka, zmierza w sobie znanym kierunku z zaciętą miną. W dłoni dzierży sporych rozmiarów teczkę, a kiedy mnie mija czuję mdlący zapach perfum. Gdzieś w tłumie miga mi obraz Katty, śmiejącej się z czegoś do Lilian i wysokiego bruneta w bejsbolówce. Dwóch młodych chłopców, pewnie w pierwszej klasy, biegnie przez korytarz pokrzykując jak dzikie małpy. Za nimi dumnym krokiem podążają trzy farbowane blondynki w krótkich spódniczkach i czerwonych, wyszminkowanych ustach. Na schodach trawa przepychanka, której kibicuje przynajmniej połowa męskiej drużyny futbolowej. Sławne cheerleaderki potrząsają swoimi włosami, śmiejąc się z ich poczynań. Znudzone, odchodzą pod najbliższą klasę. Dziewczyna z irokezem i obrażoną miną, siedzi na podłodze wlepiając wzrok w telefon. Na środku korytarza, ktoś niską brunetkę z fioletowym pasemkiem. Jej notatki wirują po pomieszczeniu, a winowajca schyla się, by pomóc posprzątać. Idę dalej, a wszystko toczy się swoim dziennym, zwyczajnym rytmem. Wszystko jest tak, jak było do tej pory. Wszystko, poza jednym małym szczegółem.
Mną.
W środku Reed Jennifer DiLaurentis panuje chaos i bałagan.
Pchnęłam drzwi do klasy, w której wciąż brakowało paru uczniów. Przejechałam wzrokiem po klasie, podskórnie czując się obserwowana przez niebieskookiego blondyna. Spięłam całe swoje siły by ruszyć z miejsca. Poprawiłam włosy jedną ręką, starając się zignorować to, jak bardzo jest spocona. Pozostało jeszcze parę kroków, by minąć swoją starą ławkę i usiąść dalej. Pod oknem. Lewa. Prawa. Lewa. Prawa. Lewa. Prawa. Lewa..
-Gdzie idziesz?- usłyszałam dobrze znany głos. Matthew chwycił mnie za nadgarstek, a jego palce mocno wszczepiły się w moją skórę.
-Usiąść- odpowiedziałam spokojnie, zatrzymując negatywne emocje w sobie.
-Tu jest twoje miejsce, pamiętasz?- wskazał głową, na ławkę przed sobą.
-Nie, dziękuję- odpowiedziałam, przyklejając do twarzy sztuczny uśmiech.
-Musimy pogadać- stwierdził.
-Nie mamy o czym- wzruszyłam ramionami, wyszarpując rękę.
-Musimy- powiedział twardo, a jego oczy pociemniały.
Miał na sobie biały podkoszulek, koszulkę w niebieską kratę i jeansy. Znów, wyglądał inaczej niż w garażu. A co najgorsze, nie wyglądał na tego kim jest. Na przestępcę.
-Nie mamy o czym rozmawiać- powtórzyłam, mrużąc oczy.- To koniec Matt. Żegnaj.
To mówiąc, podążyłam na koniec sali czując jak łzy zbierają mi się w kącikach. Moje poszarpane serce, prawie rozbiło się na kawałki, kiedy wypowiedziałam to jednoznaczne pożegnanie. Nie mogę z nim być, po czymś takim. Nie mogę.
Usiadłam ciężko, w momencie kiedy profesor wszedł do klasy. Czułam się rozbita, upokorzona i zawiedziona. Ale pomimo tego, że najchętniej rzuciłabym się mu na szyję, będę obojętna.
***
Na zajęciach z literatury siedziałam cicho, tępo wpatrując się w nauczycielkę. Opowiadała żywo, o czymś co powinno zainteresować nas tak samo jak ją. Nikt jednak nie słuchał jej paplaniny, a ja czułam się psychicznie wykończona. Matthew nie pojawił się na biologii, co zdarzyło mu się po raz pierwszy. No...przynajmniej po raz pierwszy, odkąd go poznałam. Jak było wcześniej? Powinnam zapytać kogoś, kto jest w tej szkole dłużej niż ja.
-Reed?- usłyszałam.
-Słucham- zerwałam się, mrugając parokrotnie.
Nauczycielka pokiwała głową.
-Więc mam rozumieć, że przeczytasz nam fragment tekstu, prawda?- jej głos, nagle zainteresował każdą osobę w tej sali.
Przełknęłam ślinę, szukając wzrokiem fragmentu o który prosiła. Do jasnej cholery, o który chodziło. Gorączkowo przebiegałam wzrokiem, licząc że coś mi się skojarzy i doznam olśnienia. Momentalnie poczułam zimny pot na plechach.
-Jest ci zimno..- zaczęła recytując, czym dała mi podpowiedź.
Dziwne, byłam wręcz przekonana że postawi mi jedynkę za brak skupienia. W szybkim tempie odnalazłam to o co prosiła.
-Jest ci zimno, ponieważ jesteś sama- wydukałam.- Żadne zetknięcie nie krzesze z ciebie tego ognia, który jest w tobie. Jest ci niedobrze, ponieważ najlepsze z uczuć, danych człowiekowi, najwyższe i najsłodsze, trzyma się z dala od ciebie- wzięłam głęboki oddech, czując wzrok paru osób na swojej osobie. Pochyliłam się do przodu.- Jesteś niemądra, ponieważ jakkolwiek cierpisz, nie chcesz przyznać skinieniem tego uczucia, nie chcesz posunąć się krokiem tam, gdzie ono na ciebie czeka. *
-Świetnie- skomentowała, zakładając ręce za siebie.- Ktoś chce rozważyć te słowa?
Cisza.
Przeczytałam w myślach tekst na nowo, ale pół słów było jakby bez znaczenia. Zagryzłam wargę, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu.
-Może ty Reed?- zachęciła.- Co myślisz o tym cytacie?
Wyobraziłam sobie, jak moje chude palce zaciskają się na jej szyi. Akurat w takim momencie, musi prosić mnie o publiczne wyrażanie zdania. Jedyne co chciałabym powiedzieć, to to że mam w domu mordercę a mój były chłopak nie dość, że mnie okłamał to okazał się przestępcą. I ja mam rozmyślać nad tym, co miał na myśli autor? Nonsens.
-Ja..- zaczęłam. Nie ważne, co dzieje się w środku. Ważne, co pokażę innym.- No cóż...- westchnęłam.- To chyba proste.
Pani profesor uśmiechnęła się zachęcająco, co tylko pogorszyło moje nastawienie.
-Ona cierpi- stwierdziłam obojętnie, wpatrując się w tekst.- Cierpi poprzez odczuwanie zimna na przykład- wbiłam palce w udo, ze zdenerwowania.- Wszystkie ludzkie złe odczucia, są według autorki skutkiem jej zachowania..- nawet nie wiem, czy moje słowa mają sens.- Ponieważ, nie chce wykonać tego jednego kroku do szczęścia. A szczęście na nią czeka.
Po mojej wypowiedzi, swoje pomysły i wizje wyrażali inni. Zaczęli mocno dyskutować na temat jego znaczenia, ale nie słuchałam. Na szybko przepisałam ten fragment w notatki, czując jak ściska mi się żołądek. Nie wiem czemu, ale nie miałam dobrych przeczuć.
-Podlegam niekiedy- melodyjny głos wyrwał mnie z zadumy. Kolejny fragment przypadł drobnej dziewczynie, która rano została potrącona na korytarzu.- W stosunku do Ciebie dziwnemu uczuciu, zwłaszcza gdy znajdujesz się blisko mnie ... mam wrażenie, ze gdzieś w okolicy lewych żeber mam umocowany sznur silnym węzłem spojony z takimże sznurem przytwierdzonym w takimże miejscu u Ciebie.**
Rozpoczęła się kolejna dyskusja. Czułam jakby na moją głowę spadały kamienie.
Moja ręka wystrzeliła w górę.
-Tak Reed? Chcesz coś powiedzieć?- ożywiła się nauczycielka.
-Mogę iść do łazienki?- zapytałam.- Źle się czuję.
-Kochana, dzwonek jest za parę minut. Dasz radę- powachlowała się czystą kartką, słuchając opinii innych.
Moje serce przyśpieszyło, dziwnie przeczucie majaczyło w umyśle a mój żołądek, zapewne przypominał teraz orzeszek. Pomimo, że siedziałam kręciło mi się w głowie. Słowa nie docierały tak jak należy.
-Na następnej lekcji, zajmiemy się odniesieniem do historii opisanej w książce- usłyszałam głos kobiety, przedzierający się przez odgłos szurania krzesełkami.
Poderwałam się z miejsca i nie czekając aż skończy, wypadłam z klasy a zaraz za mną reszta uczniów. Wpadłam do łazienki a pierwsze co zrobiłam, było zamoczenie rąk w lodowatej wodzie. Przejechałam dłońmi po karku i szyi chcąc się ochłodzić.
Czułam, że to wszystko to jakiś chory żart. To nie może być prawda.
Nie mogę kochać, kogoś takiego jak on.
====
*;**
Obydwa cytaty pochodzą z książki "Dziwne losy Jane Eyre" autorstwa Charlotte Bronte.
Troszkę wcześniej niż zazwyczaj ^^
Zapraszam do komentowania, gwiazdkowania i wyrażania własnego zdania.
Pozdrawiam!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top