#41

Jeśli kiedykolwiek, ktokolwiek wątpił w to, że można wylać hektolitry łez powinien mnie zobaczyć własnie w tym momencie. Zapłakana, przedzierająca się przez stosy zużytych chusteczek. Mama siedziała obok, właściwie już przysypiając. 
-Połóż się- powiedziałam.- Adam będzie zaskoczony, kiedy nie zobaczy cię w sypialni.

Machnęła ręką.

-Moja córcia mnie potrzebuje- powiedziała, przytulając mnie do siebie.- Chcesz kolejne opakowanie lodów?
Uwielbiam moją rodzicielkę za to, że nie pyta. Nie błaga o wyjaśnienia, wiedząc że powiem wszystko jak będę gotowa. Może prawda jest trochę skomplikowana i ja sama do końca jej nie rozumiem, ale nawet jeśli zrozumiem, nie będę mogła powiedzieć jej wszystkiego. Matt mnie zranił, Matt mnie okłamał i skrzywdził. Pytała, co się stało, ale nie naciskała. 
-Pójdzie mi w biodra- skomentowałam, wycierając kolejną łzę. 
-Skarbie, faceci są czasem okrutni- pocałowała mnie w czubek głowy.- Czasem robią coś, zanim pomyślą. Czasem, ich myślenie jest tak banalne, że wręcz komiczne i śmieszne, a my kobiety nie radzimy sobie z tą prostotą. 

Zaśmiałam się żałośnie, na jej próby pocieszenia mnie.

-Jestem beznadzieją pocieszycielką, wiem- mruknęła.- Cokolwiek zrobił, wiem że pożałuje. Kochanie, często widziałam jak po ciebie przyjeżdżał. Ta radość w jego oczach, kiedy pojawiałaś się za drzwiami, ten uśmiech..

Zaczęło robić mi się jeszcze bardziej przykro. 

-Może nie zrobił tego celowo? Może przyświecał mu jakiś..wyraźny i dobry cel- zagadnęła.-Ja wiem, że to złe rozwiązanie..kłamać, żeby osoba którą się kocha była szczęśliwa albo bezpieczna. Kiedy już się uspokoisz, prześpisz z tym.. proszę pogadaj zanim. Domyślam się, że nie dopuściłaś go do słowa, a niewyjaśnione sprawy ciągną się latami. 
-Powiedział, że nie może powiedzieć mi dlaczego to zrobił..- zachlipałam.- Rozmowa nic tu nie da. 
-Spróbuj..należą ci się wyjaśnienia- podpowiedziała.- Należy ci się prawda. 

Prawda? Należy mi się. Zdecydowanie.

Ale dostanę ją od kogoś, od kogo by się nie spodziewała. 


***

Była trzecia w nocy, a ja jak głupia siedziałam od godziny w pokoju Archera. Matthew wciąż wydzwaniał, dlatego wyłączyłam telefon i zostawiłam dla bezpieczeństwa w pokoju. Nie odważyłam się zajrzeć do półeczki z sekretnym schowkiem. Oglądałam jednak stary album ze zdjęciami, gdzie obraz małego, pyzatego chłopczyka był tak odległy od tego co teraz mogę obserwować. Nie miałam pojęcia, czy Hale wciąż jest na terenie domu. Chyba nie słyszałam jak odjeżdża, ale żadne dźwięki, świadczące o czyjejś obecności, nie dochodziły z garażu od dłuższego czasu. Siedzenie na podłodze w końcu dało się we znaki, więc odstawiłam przeglądany album na łóżku, a sama podniosłam się do pozycji siedzącej. Kości strzelały mi jak staruszkowi a zmęczone oczy, chciały móc odpocząć. Jednak zaczerwienione i zapuchnięte, bolały do tego stopnia, że przy zamknięciu piekły niemiłosiernie. Ściągnęłam z łóżka przyrodniego brata narzutkę, zakładając ją na ramiona. Skierowałam się w kierunku okna, odchylając zasłony. Zaczęłam obserwować niebo, patrząc na gwiazdy i księżyc. Nie znałam się na astronomii i nigdy nie pomyślałam o tym, żeby chcieć cokolwiek się o tym dowiedzieć. Ciała niebieskie, działały na mnie kojąco. Myślałam, nad tym co stało się wcześniej, dlaczego to wszystko się tak potoczyło. Jaką rolę grał w tym wszystkim Archer? Wcześniej skupiłam się na tym, co zrobił mój..były chłopak, ale nie roztrząsałam zbytnio tego, co leży na stronie zielonookiego. 

Kazał mnie pilnować.

Żebym mu nie zaufała.

I prawie mi się to nie udało.. prawie, bo przez te wszystkie nocne wizyty, zaczęłam wierzyć w to, że jest dobrym człowiekiem. 

Również mnie okłamał. 

Ale ranił mnie tyle razy, że zdążyłam przywyknąć, a w tej sytuacji wszelkie wyjaśnienia mogłam uzyskać tylko od niego. Dlatego tkwiłam w jego pokoju, czekając aż wróci. Póki wszystko jest świeże. Momentami czułam, jak po moim policzku płynie kolejna łza ale nie miałam siły jej otrzeć. Otuliłam się szczelniej, czując przeszywające zimno, pomimo że miałam na sobie grubszy sweter. 

-Reed?- usłyszałam chrapliwy głos, na który odwróciłam głowę, podbródkiem dotykając ramienia.

W drzwiach stał on. Właśnie wtedy, kiedy zastanawiałam się nad pójściem do siebie.

Na jego twarzy malowało się zdziwienie, ale też cień czegoś co mogłabym nazwać ulgą. Zamrugałam parokrotnie, czując się bardzo mała. Cicho zamkną drzwi. Słabe światło nocnej lampki, oświecało jego postać wciąż ubrudzoną smarem. 
-Dlaczego?- wyszeptałam cicho, łamiącym się głosem.
-Musiałem- powiedział, podchodząc bliżej. Jego kroki sprawiały, że serce zaczynało bić szybciej w mojej piersi. 
-Nie musiałeś- odpowiedziałam, obracając głowę w stronę okna.

Trwaliśmy w ciszy, ponieważ nie umiałam sklecić ani jednego sensownego zdania. Moje serce na nowo pękało i teraz skupiałam się na rozdzierającym bólu. 

-Nie raz zastanawiałem się, czemu mój pokój nie jest taki, jak go zostawiłem- zaczął, a w jego głosie słychać był nutę rozbawienia.- A to włączona lampka, a to odsunięte zasłony...czemu tu przychodzisz? 

Zagryzłam wargę, czując jak jego spojrzenie wwierca mi się w plecy. No tak. Nie ma dla mnie usprawiedliwienia. 

-Dlaczego, od razu sugerujesz że to twój tata?- odpyskowałam niegrzecznie.- Lecisz na niego z pięściami, tylko dlatego że zasłonki nie są tak, jak je zostawiłeś.

-Nie odpowiada się pytaniem, na pytanie- rzucił. 

Przypomniałam sobie scenę, za którą to ja powinnam oberwać. Czy rzuciłby się na mnie z tego powodu, gdyby wiedział wcześniej? 
-Oglądałaś zdjęcia..- stwierdził cicho. Ciekawe czy zastanawia się, co jeszcze odkryłam. 

-Chciałam cię zrozumieć..- wyszeptałam. 

Podszedł bliżej, a ja zaczęłam czuć jego ciepło. Stał za mną. Czułam jak po moim ciele przeszedł dreszcz, oznajmiający mi jak bardzo się denerwuję. 

-Zrozumiałaś?- wychrypiał nad moich uchem, a jego oddech przedarł się przez włosy tak, że poczułam go na skórze za uchem. 

-Nie- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.- Dlaczego kazałeś Mattowi mnie pilnować?- przeszłam do sprawy. 
-Żebyś była bezpieczna- powtórzył po raz setny, a w jego głosi czuć było nutę rozdrażnienia. 

Zacisnęłam usta w cienką linijkę, wpatrując się w gwiazdę oddaloną miliardy kilometrów ode mnie. 

-Więc oddałeś mnie pod opiekę, komuś kogo nienawidzisz?- zakpiłam z goryczą. 

Nie odpowiedział od razu. Już miałam zacząć triumfować, kiedy usłyszałam jego spokojny, pozbawiony emocji głos:

-To nie do końca tak. I ja i Matt.. przyjaźnimy się. 

Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Czy ja się przesłyszałam!? Odwróciłam się gwałtownie, wpadając na jego klatkę piersiową. Jego refleks był niesamowity. Złapał mnie pod boki, chcąc bym szybciej odzyskała równowagę. Wypuściłam z dłoni trzymany koc, łapiąc się materiału podkoszulka Archera.

-C-co!?- wydukałam zszokowana, mrugając parokrotnie. 

-Nie oddałbym opieki nad tobą, komuś komu nie ufam- powiedział poważnie, intensywnie wpatrując się we mnie. Jego zielone oczy, wwiercały się w moją twarz, sprawiając że oblałam się rumieńcem. Jego spojrzenie było zbyt natarczywe. 

-Ale..skąd ta cała..szopka?- zacinałam się, zbyt zszokowana tym co słyszę. Zrobiłam krok w tył, wpadając na parapet. Wtedy mnie puścił. Wolno i spokojnie, jakby jeszcze myślał czy warto. Chwyciłam za koc, naciągając go na siebie. 

-Musiał być przekonujący- stwierdził. 

-Musiał perfekcyjne udawać, że mnie kocha, prawda?- do moich oczu napłynęły łzy. 

Twarz mojego przyrodniego brata stężała, mięśnie napięły się a usta zacisnęły w cienką linijkę. Nieznacznie zacisnął pięści, rozprostowując palce dopiero po chwili. 

-On nie miał z Tobą być- warknął.- Miał być niedaleko, miałaś mu zaufać, miał być osobą, do której zadzwoniłabyś w razie kłopotów. Nie prosiłem go, żeby kurwa pakował swoje zarazki w twoją buzię ani o to, żeby zaciągał cię do łóżka. 

Oddychał niespokojnie. Był zdenerwowany.

-Nie spaliśmy ze sobą!- pisnęłam. Nawet o tym nie pomyślałam. 
-Co nie zmienia faktu, że połamię mu za to kości- coś w jego głosie mówiło mi, że nie żartuje. 

-Przyjaźnicie się?- zapytałam. 
-Łączy nas..dużo- odpowiedział.

-Nie widziałam, żeby był w twojej paczce- mruknęłam.

Za Archerem najczęściej podążało czterech chłopaków, zazwyczaj ubranych na czarno z czerwonymi albo białymi elementami. Byli tak samo pewni siebie i aroganccy, jak on. To nie pasuje do Matta.
-On zawsze był z nami- prychnął.- Odkąd się poznaliśmy.

Prawda uderzyła mnie niespodziewanie. Jak mogłam być taka głupia! Lilian ostrzegała mnie. Mówiła, że Matthew ma jakiś sekret oraz to, że kto raz wchodzi do ekipy Hale'a nigdy z niej nie wyjdzie. Dlaczego byłam taka ślepa!? Nawet ona o tym wiedziała! Nawet ona!

-Nic mi nie powiedział- odpowiedziałam tępo, bardziej do siebie niż do niego. 

-Taki był plan- westchnął, wkładając dłonie do kieszeni spodni. Wciąż był tak blisko, że czułam jego zapach.- Jeśli miałaś trzymać się ode mnie z daleka, nie mogłaś zobaczyć nas razem. Przykład idzie z góry, prawda? Jeśli wiedziałabyś, że się przyjaźnimy to jak mogłabyś uwierzyć w to, że nie byłbym odpowiednim znajomym dla ciebie. Ile razy powtarzał ci, że jestem niebezpieczny? Ile razy, ostrzegał cię przede mną? Miałaś się mnie bać, miałaś mnie unikać, miałaś mi nie ufać...
Zbliżył się do mnie. Nie miałam jak uciec, ponieważ parapet mocno wbijał się w moje plecy. Mrugając szybko, próbowałam wyostrzyć sobie jego obraz. Kiedy poczułam łzę na policzku, mentalne kopnęłam się w twarz. Idiotko! Jak możesz przy nim płakać. 

Poczułam, jak jego kciuk ściera tą małą, słoną kropelkę, a jego palce zanurzają się w moich włosach. Zadrżałam. W moim sercu szalała nienawiść tak silna, jak ciekawość. Dlatego tu jestem. Dla prawdy. 
-Twój plan nawet się powiódł- powiedziałam cicho, starając się panować nad głosem. Marzenie ściętej głowy. 

-Nie- zaśmiał się, głaszcząc mój policzek.- Ponieważ to ja, łamałem część tego planu. 

Zmarszczyłam brwi. Chyba śnię. 

-Łamałem go każdej nocy, kiedy cię odwiedzałem. Każdego razu, gdy wsiadałaś do mojego samochodu, każdego razu kiedy na ciebie patrzyłem za długo- jego głos zniżył się do szeptu.- A najgorsze jest to, że kurewsko podobało mi się łamanie tych zasad. 
Przełknęłam głośno ślinę, nie wiedząc co zrobić. 

-Więc..więc dlaczego je złamałeś?- zapytałam. 

Cholerka. Dlaczego on musi być tak bardzo przystojny i jednocześnie, tak bardzo trudny i głupi? 

-Żeby móc przebywać z Tobą- jego głos był taki ciepły i przyjemny, że mogłabym słuchać go godzinami.

Jednak jego słowa, jakkolwiek piękne by nie były, nie są tym co chciałam usłyszeć. Wpatrywałam się w niego tak, jak on we mnie, a jego kciuk delikatnie kreślił kółeczka na moim policzku. Było prawie tak, jak ostatnio na balkonie. Wtedy, kiedy prawie zniszczyłam życie wszystkim naokoło. Nie mogę zapomnieć, że będzie moim przyrodnim bratem.
-Okłamaliście mnie- wychrypiałam.- Obydwaj. Potraktowaliście jak zabawkę, którą można się bawić- pociągnęłam lekko nosem, czując jak łzy znów zbierają mi się w kącikach oczu.- Ale Matt..co mu się stało? Powiedział, że został ranny kiedy spadła na niego metalowa szafka w sklepie mamy. Ale skłamał? Prawda?

Pokiwał twierdząco głową. Wycofał dłoń, a ja poczułam chłód na skórze. Chwycił mnie jednak pod boki, odchylając koc. Jego dłonie ułożyły się na moim swetrze. W momencie, kiedy na jego usta wpełzł zawadiacki uśmieszek, poczułam jak moje stopy odrywają się od podłoża. 

-Co ty robisz?- zdenerwowałam się, chwytając się jego ramion. Koc ześlizgnął się z moich ramion, a ja poczułam się naga. 

Archer jednak nic sobie nie robił z mojego nastroju. Położył mnie na swoim łóżku, wrócił po narzutkę, która została na podłodze, po czym przykrył mnie nią po samą szyję. Sam położył się obok, zakładając ręce za głowę. 

Obróciłam głowę, by na niego spojrzeć. 
-Więc, co się mu stało?- spytałam szeptem.
-Reed- westchnął.- Cokolwiek robię. Czy ja, czy on.. czy ktokolwiek z naszej ekipy, nie jest to nic o czym chciałabyś słuchać. I zdecydowanie nie powinnaś. Dla Twojego..

-Bezpieczeństwa- przedrzeźniałam go. Chciało mi się wyć. Wszystko co powinnam wiedzieć, zostaje okryte cenzurą, tylko po to żebym przypadkiem nie wystawiła się na jakieś zagrożenie. Zagryzłam wargę, bijąc się z myślami. Jest tylko jeden sposób, żeby namówić go do mówienia. Podniosłam się delikatnie, co spowodowało że jego wzrok przeniósł się na mnie. Praktycznie położyłam swój tułów na nim, co wywołało u niego zdziwienie. Musnęłam palcem jego policzek przekładając prawą nogę pomiędzy jego. Jego serce, lekko przyśpieszyło co wydało mi się dziwne. 
-Archer- zaczęłam, wiedząc jak bardzo lubi gdy to mówię. - Proszę. Musisz mi powiedzieć. Wszystko ukrywasz. Za dużo trzymasz w sobie. Mam tysiące pytań, na które nigdy nie poznam odpowiedzi. Więc daj mi odpowiedź chociaż na jedno, bym wiedziała dlaczego nie mogę poznać odpowiedzi na pozostałe dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć- starałam się by mój głos był spokojny i opanowany, a spojrzenie utkwiłam w jego oczach. W nich również, można łatwo się zatracić.- Proszę. To dla mnie ważne. Zrobiłeś mu coś? On zrobił coś sobie? 

Chłopak patrzył na mnie intensywnie. Po chwili jego ręce, znalazły się na moich plecach przyciskając mnie do siebie jeszcze mocniej. Otworzyłam lekko usta, zdziwiona. Jego dłonie, zjechały niżej ale nie za nisko. 

-Proszę- poprosiłam jeszcze raz, uśmiechając się delikatnie. Złożyłam ręce na jego klatce piersiowej, kładąc podbródek na wierzchu swych dłoni. Byliśmy praktycznie zrównani wzrokiem a jego oddech łaskotał mój nos.

-Skarbie- wychrypiał, a mnie przeszły ciarki.- Nie zrobiłem mu tego. Są pewne zasady, których jednak nie łamię- nasze nosy prawie się stykały, a jego usta podczas mówienia praktycznie muskały moje. Mówił cicho.- Został dźgnięty nożem. 



======

Witam witam witam! <3

Nigdy nie spodziewałam się, że będę mieć przyjemność czytać tyle wspaniałych komentarzy! Jestem w szoku! Nigdy nie spodziewałam się, ze uzyskam jakichkolwiek czytelników a już zwłaszcza takich, którzy przeżywają to co się dzieje. 

Kochani...dziękuję <3 

To jest mega miłe i bardzo pomaga, przy pisaniu kolejnych rozdziałów. 

Następny? Standardowo w poniedziałek... ale może pojawić się coś wcześniej, ponieważ wiem że zawisnę za skończenie w takim momencie xdd 


Kocham! ;*

Pozdrawiam wszystkich i zachęcam do wyrażania własnej opnii! :D


PS

Chyba pobiłam rekord słów o.O 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top