#40
-Nie będę się tłumaczył, z twoich gierek Hale- warknął Matt, w stronę mojego przyszłego przyrodniego brata. Jego wzrok, rzucał piorunami w chłopaka, który beztrosko bawił się szmatką, wycierając przy tym ręce. Na usta Archera wpełzł zawadiacki uśmieszek.
-Jestem pewien, że wyjaśnisz to lepiej niż ja- odpowiedział.
Patrzyłam na nich jak na wariatów. Może nimi byli. Brat psychopata i chłopak o pomylonym myśleniu. A pośrodku tego cyrku, ja. Reed. Co za bagno.
Chłopaki zaczęli się o coś kłócić, a potok ich słów zlewał się w jedno. Chciało mi się płakać, bo ewidentnie za moimi plecami rozgrywało się bardzo dużo.
-Cisza! Cisza!- krzyknęłam, ile sił w płucach. Zareagowali, dopiero za drugim razem.- W tej chwili, chcę usłyszeć wszystkie wyjaśnienia. I lepiej, żeby to była prawda. Jeśli któryś z was, skłamie lub minie się z prawdą..przysięgam, że pożałujecie.
Zaczęłam ciężko oddychać, przez nerwy i strach, który kręcił się wokół mnie. Przeraża mnie to, co mogę usłyszeć, jednocześnie wiedząc, ze muszę usłyszeć prawdę.
Cross popatrzył na Archera, w sposób który mógłby zabijać. Zacisną dłonie w pięści, jednak wciąż trzymał je po bokach swojego ciała. Miał na sobie czarne jeansy i czarny podkoszulek. Praktycznie nigdy, nie widziałam go w takim zestawie. Wydawało mi się, że to nie w jego stylu. Wyglądał w nim zabójczo przystojnie, a jego oczy zdawały się błyszczeć jeszcze jaśniej. Pod ciemnym materiałem, wciąż siedział bandaż, owinięty wokół jego brzucha. W teorii, była to rana od metalowego regału. A w praktyce?
Kolejna sprawa do poruszenia.
-Reed- powiedział spokojnie mój chłopak.- Tylko..tylko się nie denerwuj.
Zazwyczaj po takich słowach, wiadomo że powinno się zacząć denerwować.
-Jestem spokojna- warknęłam wściekła.- Oaza spokoju, nie widzisz?!
Moje spojrzenie kursowało pomiędzy mężczyznami, z których jeden był wyraźnie spięty a drugi miał wszystko gdzieś.
-Kazałem Mattowi, żeby cię pilnował- powiedział Archer, czego całkowicie się nie spodziewałam. Zarzucił na ramię szmatkę, opierając się o stół z narzędziami. Założył ręce na piersi.
-Co?- zamrugałam parokrotnie, nic nie rozumiejąc.
-W dniu, w którym się tu sprowadziłaś- wzruszył ramionami.- Od tego dnia, Matthew miał się tobą opiekować. Na moje życzenie.
-Opiekować?- gdybym w tym momencie piła wodę, wyplułabym ją dalej niż widzę.- Czy ja jestem psem, który potrzebuje opiekunki?
-Nie jesteś- przyznał niebieskooki, patrząc kątem oka na samochód.
-Więc po co to?- szok mieszał się z niedowierzaniem.
-Miał cię chronić. Czego w tym nie rozumiesz?- spytał szorstko.
Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem. Niczego tu nie rozumiem!
-Miałem cię chronić, przed tym żebyś nie wpadła w tarapaty. Głównym celem było, trzymanie cię na dystans od niego- ruchem głowy wskazał zielonookiego.- Miałem ci go obrzydzić, sprawić żebyś mu nie ufała.. Ale on, nie umie trzymać się z dala od ciebie a wymaga ode mnie, żebym trzymał cię z daleka.
-Ciągnie mnie do niebezpieczeństwa- zażartował.
Bawi go to? Bo mnie ani trochę. Czuję, jak żołądek mi się skurcza.
-To nie jest śmieszne- fuknął Matt.- Chcesz jej bezpieczeństwa, ale cały czas narażasz ją tak samo..
Archer spojrzał na nim tak surowym wzrokiem, że nawet ja uciszyłam swoje chaotyczne myśli. To spojrzenie, mroziło krew w żyłach.
-Przecież Wy się nie znosicie- powiedziałam tępo.
Obydwoje zmierzyli się wzrokiem.
-Cóż... może tylko trochę- powiedział Hale beztrosko, uśmiechając się łobuzersko.
Coś zaczynało do mnie docierać.
-Kłamałeś Matt- szepnęłam cicho, ale na tyle głośno żeby usłyszał.- Okłamałeś mnie.
-Reed, to nie tak- podszedł do mnie parę kroków, ale ja zaczęłam się cofać.
Archer, wyprostował się widząc całą sytuację.
-Okłamałeś.. o-okłamałeś mnie- zaczęłam się jąkać, sparaliżowana prawdą.- Zaufałam ci.. a ty mnie za-zawiodłeś. Wszystko to było kłamstwem..je-jednym wie-wielkim kłamstwem!- czułam, ze zbiera mi się na płacz.
-Nie prawda- zaprotestował.- Uwierz mi, że wszystko co mówiłem.. było prawdziwe. Nigdy nie skłamałem, kiedy mówiłem że jesteś mądra, inteligenta, piękna.. nigdy. Zawsze tak uważałem. I zawsze tak będę uważać.
-Kłamałeś, kłamałeś Matt- powtórzyłam.
-Nie kłamałem Reed!- zaręczył, wpatrując się we mnie.- Nie skłamałbym w takiej sprawie. To..to co ci zrobiliśmy, nie było fair. To przez Archera poznałem cię lepiej. Nie żałuję tego. Jesteś wspaniałą dziewczyną. Chciałbym cię poznać nawet wtedy, kiedy nie miałbym takiego przymusu.
-Więc to był p-przymus? Gadanie ze mną, spędzanie czasu i... o Boże- jęknęłam, zdając sobie sprawę ile rzeczy robiliśmy.- Związek ze mną też był układem?
-Co!? Nie!- krzyknął Matt, kompletnie zszokowany.
-Zaraz zaraz- odezwał się Archer, podchodząc bliżej.- Jaki kurwa związek?
Zmierzył blondyna jednym z tych swoich spojrzeń, zaciskając usta. Jego mięśnie były wyraźnie napięte, a w oczach szklił się dziki blask. Matt nie odezwał się, więc mój przyrodni brat zaszczycił mnie swoim spojrzeniem.
-To też był twój pomysł?- warknęłam na skraju załamania. Balansowałam na cieniej linii.- Kazałeś mu ze mną chodzić, tylko po to żebym... trzymała się od ciebie z daleka?
Te słowa z trudem przeszły mi przez gardło.
-Czy ja kurwa dobrze rozumiem!?- Archer zaczynał tracić swój spokój, a na jego twarzy malowała się furia. Cofnęłam się krok do tyłu, podskórnie czując, że coś się wydarzy.- Miałeś ją pilnować a nie zaciągać do łóżka jebany padalcu!
W momencie pięść zielonookiego, wylądowała na szczęce Matthewa. Krzyknęłam. Ten zaskoczony tym ruchem, łapiąc się za obolałe miejsce, zatoczył się do tyłu. Nie upadł, ale grymas na jego twarzy świadczył o tym, że przy użyciu większej siły leżałby jak długi.
-Odbiło ci!?- ryknął Matt.
Archer złapał go za koszulkę, podciągając pod ścianę. Zakryłam dłońmi usta, powstrzymując krzyk. Jeśli zaraz przyleci tu moja mama, zrobi się jeszcze większe zamieszanie.
-Chyba tobie odbiło- wykrzyczał mu w twarz.- Czy ja ci pozwoliłem ją dotknąć!?
Matt starał się uwolnić, spod miażdżącego ucisku drugiego mężczyzny. Raz po raz wykrzywiał się.
-Sam nie możesz, więc zabraniasz innym?- zaśmiał się szyderczo, spluwając na bok. To rozzłościło Archera jeszcze bardziej, ale niebieskooki kontynuował.- Znalazł się, pies ogrodnika.
-Posłuchaj mnie- odpowiedział z mocą, przyciskając go jeszcze bardziej.- Nie taka była umowa, chuju.
-Woaah! Nie nazywaj mnie tak ładnie, bo się kurwa przyzwyczaję- Matt szydził, co wprawiło mnie w osłupienie. Od kiedy jest taki?
Mój przyszły, przyrodni brat zamierzył się prawą ręką, by jeszcze raz uderzyć blondasa. Tym razem, celował w nos. Zerwałam się na równe nogi, nie chcąc by znów go uderzył.
-Przestań! Natychmiast!- krzyczałam, próbując rozdzielić chłopaków. Nie, żebym miała jakiekolwiek szanse. Jestem zbyt niska, drobna i słaba na jednego. A co dopiero na dwóch.
-Nie wtrącaj się- powiedzieli chórem, spoglądając na mnie z ukosa.
-Będę się wtrącać!- krzyknęłam.- Chyba mam prawo, jeśli chodzi o mnie!?
Byłam zła, zirytowana, smutna, rozdarta, zraniona, zawiedziona i zdecydowanie zmęczona całą sytuacją.
-Jesteś skończony, dupku- warknął Archer, zapominając o mojej obecności.
-Przywal mi jeszcze raz, a pożałujesz stary- bronił się ten drugi.
-A co ty mi kurwa zrobisz?- zaśmiał się w odpowiedzi.- Zawsze byłem silniejszy. I do teraz jestem. Jeden lekki cios, w twój bok i leżysz.. z przyjemnością na to popatrzę. Może nauczysz się nie dotykać czegoś, co nie jest twoje- złośliwy uśmieszek majaczył na twarzy zielonookiego chłopaka.
-Reed nie jest twoją pierdoloną własnością!- warknął oburzony.
Archer znów się zamierzył, a ja pozwoliłam sobie na krzyk. Zasłoniłam się rękami, modląc się by nie dostać w twarz.
-Spróbuj tylko.. no dalej- zachęcał Matthew, dziwnie opanowany.- Przywal mi jeszcze raz, a pójdę do Hectora i co wtedy zrobisz?
-Hector może mnie pocałować w dupę- odfuknął, ale zniżył rękę.
-Jasne oczywiście- burknął.- Przypomnij sobie, co masz na plecach i kto za tym stoi. Jeśli dalej masz to w swoim spasionym zadzie, to celuj... ale jeśli masz choć trochę rozumu, to długo sie zastanowisz zanim kolejny raz mnie uderzysz.
Archer zacisnął szczęki, wyraźnie zirytowany. Przegrał, ale wciąż był nabuzowany negatywnymi emocjami a jego mięśnie, pozostały napięte.
Na plecach? Co on tam ma.
-Nie zapomnij stary, że ciebie też obowiązują...te same pierdolone zasady, więc zastanów się co robisz.
Kompletnie zgłupiałam. Stałam tam skołowana, niezdolna do wypowiedzenia żadnego konkretnego słowa. Co sie tu wyrabia!? Chłopcy dalej się kłócili, rzucając wyzwiskami aż w końcu wrócili na temat mojej osoby.
-Dotknij ją jeszcze raz, a nie będę patrzył na żadne zasady- Hale nie spuszczał z tempa.
-Dość!- ryknęłam, na całe gardło. Momentalnie zamilkli, jakby dopiero teraz uświadomili sobie moją obecność.- Jesteście..jesteście pomyleni! Obydwaj!- krzyknęłam, czując jak wszystko się zawala.- Okłamaliście mnie... zrobiliście ze mnie idiotkę, wariatkę..- wydyszałam, czując się coraz gorzej.- Nienawidzę was.. nienawidzę!- do moich oczu napłynęły łzy.- Zaufałam ci Matt..nawet cię kochałam- zagryzłam wargi, czując się upokorzona.- Zawiodłeś mnie. Okłamałeś, tak samo jak on- patrzyli na mnie w skupieniu, jednak nie byli zadowoleni z moich słów.- Nie chcę was widzieć na oczy... już nigdy.
-Reed, ale ja cię kocham.. nigdy tego nie udawałem- zarzekł się, na co Archer znów przycisną go do ściany. Niebieskooki zawył, łapiąc się za zraniony bok.- Kurwa..- zaklął siarczyście, wykrzywiając się.
-Okłamałeś mnie- powtórzyłam.
-Ale nie w tej kwestii!- krzyknął.
-Cały czas kłamałeś.. te wszystkie razy, kiedy pomagałaś mamie w sklepie.. też kłamałeś- mówiłam tempo, czując jak serce bije mi szybciej.- To też był kłamstwo.. twoja mama nie pracuje.
Blondyn spojrzał na mnie. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć ale szybko zamknął je znowu.
-Gdzie byłeś, kiedy mówiłeś, że pracujesz? Co robiłeś? Z kim?- mój wyprany z emocji głos przerażał nawet mnie.
-Reed..mówiłem ci, że to nie będzie proste- westchnął.- Pamiętasz?
-Miałeś mnie nie zawieść.. pamiętasz?- zmrużyłam oczy.
-Nie mogę ci tego powiedzieć- jego oczy przygasły, a mięśnie na twarzy napięły się.
-I nie możesz powiedzieć mi, od czego masz tę ranę!?- zdenerwowałam się jeszcze bardziej. Gdybym miała więcej odwagi, uderzyłabym go, ale nie stać mnie na taki krok.
-Nie mogę..- powiedział cicho.- To będzie dla ciebie bezpieczniejsze...nie mieszaj się w to.
Nawet nie zauważyłam, że zielonooki puścił Matta. Ten oddychał niespokojnie.
-Nie możesz- zaśmiałam się szyderczo.- Nie możesz to się do mnie zbliżać!- krzyknęłam.- Oszukałeś mnie, zawiodłeś! Jesteś..jesteś idiotą! Nie mogę na ciebie patrzeć- gorące łzy poleciały po moich policzkach.- I ciebie- powiedziałam do przyrodniego brata.- Również mam dość. Nienawidzę tak samo ciebie, jak i jego. Nienawidzę!
Otarłam szybko łzy, odwracając się na pięcie wybiegłam z garażu. Słyszałam tylko, jak wołają moje imię, ale nie zatrzymałam się. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, rzuciłam się na łóżko. To był odpowiedni czas na łzy.
====
Rozdział miał być wczoraj, ale niestety... miałam bardzo nieprzyjemną sytuację, z ważną dla mnie osobą :/ Nie miałam na to głowy. Dlatego przepraszam ;* Dodaję go dziś, mam nadzieję że się spodoba!
Kochani... trochę już tu piszę, jest Was troszkę.. macie jakieś pytania?
Jeśli chcecie wiedzieć coś o mnie, możecie zadawać pytania. Obiecuję odpowiedzieć na nie, pod moim kolejnym rozdziałem <3
Pozdrawiam, miłego dnia skarby! ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top