#39

-Jak to, nigdzie nie pracuje?- zapytałam z niedowierzaniem.- Sam..sam mi tak powiedział.

Katty popatrzyła na mnie, wzrokiem pełnym współczucia. Oblizała spierzchnięte usta, podciągając nogi pod siebie. Oplotła je rękoma, tak jakby bała się ataku z mojej strony. 

-Reed, uwierz mi...- powiedziała smutno.- Znam Matta trochę dłużej, dużo o nim wiem. 

Gwałtownie wstałam, wtykając dłonie w swoje długie czarne włosy. Niemożliwe, żeby ktoś taki jak on mnie okłamał. Zaczęłam chodzić po salonie, nerwowo oddychając. Niechcący strąciłam ze stołu katalogi, ale nie zwracałam na to uwagi. Rudowłosa po chwili, schyliła sie po nie i starannie przełożyła na kupkę. 

-Jeśli nie pracuje w sklepie...to co robi?- skierowałam swoje pytanie do dziewczyny, która patrzyła na mnie wielkimi oczyma. Wręcz tak, jakby nie wiedziała co ma robić.- Odpowiedz!

-Ja..-zaczęła, kładąc ręce na kolana.- Mama Matta nie wychodzi z domu. Z jakiegoś powodu. Nie wiem czemu. 

-I co dalej?- zapytałam, zakładając ręce na kark.
-To nie jest dobry pomysł- powiedziała pochmurno. Zazwyczaj jest wesoła, ale teraz nie wie co powinna zrobić.- Musisz zapytać jego, dlaczego cię okłamał. 

-Dlaczego miałby mnie okłamywać?!- warknęłam. 

-Jego zapytaj. 

Zagryzłam mocno wargi, czując jak oczy zaczynają mnie piec. To wszystko nie ma sensu. Zrobiłam parę kroków w stronę okna, jednak zawróciłam. Podeszłam do niej, siadając obok. Chwyciłam ją drżącymi dłońmi za kolana, chcąc zwrócić jej uwagę na mnie. 
-Katty, powiedz mi- błagałam.- Mam wrażenie, że coś dzieje się za moimi plecami. Tysiące tajemnic, spraw które mnie dotyczą, ale nic o nich nie wiem... Katty, proszę- czułam, jak w moich oczach zbierają się łzy.- Powiedz mi prawdę. Pozwól mi zrozumieć chociaż to, skoro innych rzeczy nie mogę wiedzieć. 

Dziewczyna patrzyła na mnie, przez dłuższy czas. Ona też biła się z myślami, miała to wypisane na twarzy. Proszę ją w tym momencie o bardzo dużo, ale to nic czego nie mogłaby mi dać. 
-Wiesz, że Matt przeprowadził się tutaj, prawda? Nie mieszkał z nami od zawsze. 

Pokiwałam potakująco głową. W tym, był szczery.

-Wiesz dlaczego?- zapytała cicho, nie patrząc na mnie.

-Jego tata dostał lepszą pracę. Poza tym, z tego co pamiętam.. zawsze ciągnęło ich do mniejszych miast. 

Jej wzrok znów powędrował w moją stronę. 
-W stolicy, na krótko przed wyprowadzką, mama Matta miała wypadek. Trafiła do szpitala. Przeżyła, ale dziecko które nosiła...nie. 
Poczułam, jak w moim sercu rośnie współczucie. 

-Załamała się- kontynuowała.- Nie chce nigdzie wychodzić. Siedzi w domu... są ponoć dni, kiedy siedzi przy oknie, tępo wpatrując się w przestrzeń, nie rozmawia z nikim, czasem płacze. Kolejne dni mijają spokojnie. Sprząta, gotuje.. ale nie chce słyszeć o opuszczeniu domu. Nie chce widzieć ludzi, szczęśliwe pary z dziećmi. 

-To straszne-wyszeptałam. 

-Okropne- potwierdziła.

-Ale dlaczego mi tego nie powiedział?- zapytałam, choć nie liczyłam na jej odpowiedź. Tego nie mogła wiedzieć.- Może..może ten sklep należy do jego ojca? 
Pokręciła przecząco głową. 

-Zrozum Reed...nikt z jego rodziny nie prowadzi sklepu. Żadnego. 
Okłamał mnie. Czułam, jak moje zaufanie do niego pęka. Dlaczego mnie okłamał? To z pozoru błaha rzecz, ale te wszystkie razy, kiedy mówił że pracuje w sklepie, robi remanent z mamą, sprząta zaplecze...Co tak na prawdę robił wtedy i dlaczego, nie mógł powiedzieć mi prawdy? A ta rana? Jeśli Matt nie był wtedy tam, to gdzie? I dlaczego na Boga, skończył z rozciętym bokiem i siniakami? 

Pytana bombardowały mnie. Nawet nie zauważyłam, kiedy moja rodzicielka wpadła do pokoju, obładowana słodyczami. Kolejny raz wstałam i popędziłam w stronę schodów.

-Dziecko! Gdzie tak pędzisz?- zdziwiła się, odkładając naczynia na stół. 

-Ja.. ja muszę gdzieś zadzwonić- wyjąkałam zdenerwowana. Nie mogę tu siedzieć spokojnie, udawać że wszystko jest dobrze. Muszę coś zrobić.

-Nawet nie próbuj- odezwała się Katty spanikowana.- Nie powiedziałam ci tego, żeby było wiadome od kogo wiesz..

-Nie mogę tego zostawić, rozumiesz?- ton mojego głosy był zdesperowany.- Nikt się nie dowie, że to Ty. Przysięgam. 

-Nie rób niczego, czego będziesz żałować- poprosiła.- Nie rób niczego, co mnie również skrzywdzi.

-Nigdy w życiu Katt..nigdy w życiu- obiecałam, obserwując wyraźne zdziwienie na twarzy mamy.
-Co się tu stało?- zapytała, rozkładając bezradnie ręce. 

Nie odpowiedziałam, popędziłam na górę do swojego pokoju. Rudowłosa bąknęła coś o problemach ze znajomymi, zostawiając wyjaśnienia na potem. Jak burza wpadłam do pokoju, w momencie uświadamiając sobie, że nie mam żadnego planu. Po prostu do niego zadzwonię i zapytam, dlaczego mnie okłamał? Nie. To nie rozmowa na telefon. Muszę się z nim zobaczyć i zmusić, żeby mi wyjaśnił dlaczego tak zrobił. Nie ufa mu? Otarłam łzę, spadającą po policzku. Zaufałam mu. Czy on, nie potrafi tego zrobić względem mnie? A może to rudowłosa zaczęła mieszać? Lilian, z którą się przyjaźni chyba również nie przepada za Mattem. Zagryzłam wargę, chwytając telefon. Zadzwonić? Może mógłby przyjechać tutaj, moglibyśmy wtedy porozmawiać. Bezsens. Archer jest w domu, a jeśli go tutaj zobaczy rozszarpie go na strzępy. 

Archer. 

Właśnie on. To on jest odpowiedzią. Zna Matta, lepiej niż ktokolwiek inny. Długi czas przyjaźnili się, więc musi coś wiedzieć. Albo uświadomi mnie w przekonaniu, że mój chłopak kłamie, albo rzuci podejrzenie na Katty. 

Zarzuciłam na siebie skórzaną kurtkę, leżącą na krześle. Na tle białego wełnianego sweterka śmiesznie się prezentowała. Wsunęłam na nogi trampki, by móc wyjść do garażu, gdzie chłopak grzebał przy swoim samochodzie. Zeszłam po schodach, orientując się że w salonie nie ma już nikogo. Wyszłam na ganek, zaczerpując wieczornego powietrza. Noc była chłodna. Zeskoczyłam ze schodków, gładko lądując na żwirku. Z garażu nie dochodziły żadne odgłosy maszyn. Oby tylko tam był. Skierowałam się w tamtym kierunku, słysząc rozmowę. Przystanęłam, niedaleko wyjścia czekając, aż skończy telefoniczną rozmowę. Lepiej, mu nie przerywać. 

-Nie obchodzi mnie to, co sobie myślisz- warknął.- Daj spokój. Jestem jak widzisz dużym chłopcem i sobie poradzę, chyba sobie kurwa nie zrobię krzywdy.

-Właśnie po to tu jestem, żebyś sobie jej nie narobił- warknął męski głos, a mnie aż zmroziło. Tembr głosu, był łudząco podobny do tego, który posiada Matt.- Ani nikomu innemu- dodał ciszej, ale na tyle głośno bym usłyszała. 

-Daj spokój- powiedział Archer, uderzając czymś metalowym w drugi przedmiot.- Jedyne po co w tej chwili tu jesteś, to problem. 

-Widzę co robisz- drugi mężczyzna, był wyraźnie poddenerwowany.- I wiesz co stary? Nie pozwolę ci na to, choćbyś mnie zamknął w sejfie i wrzucił do rzeki. 

-Nie podpuszczaj, z chęcią to zrobię, jeśli zaczniesz mi mieszać..

-W czym kurwa mieszać?- krzykną.
To Matt. Zdecydowanie to jest on. Zamurowało mnie totalnie. Otworzyłam szerzej oczy, czując jak przyrastam do podłoża. To niemożliwe..co on tu robi. I czemu, przy spotkaniu z Archerem wciąż spokojnie oddycha?

-Przypomnij sobie, po co do mnie wtedy zadzwoniłeś. Przypomnij sobie do cholery, czego ode mnie wymagałeś i na co się zgodziłem. Pamiętasz? Pamiętasz?- chwila przerwy.- Świetnie! I wiesz co? Ja wykonuję swoje zadanie. Ale ty nie umiesz się powstrzymać, łazisz do niej, jakbyś miał po co. 

-Może mam- fuknął zirytowany Archer.

Niej? Chodzi o mnie?

-Nie masz kurwa- warknął.- Nie masz. Mam ci to przeliterować? Powiedziałeś mi wtedy jasno i wyraźnie, co mam robić i to robię. Trzymam Reed z daleka od ciebie. Ale kurwa, widzę że to nie pomaga. Może powinienem zmienić obiekt i trzymać ciebie z daleka od niej!

Tego już zdecydowanie za wiele. Coś tu mocno nie gra i ja muszę dowiedzieć się co. Zebrałam wszystkie swoje siły i nabuzowana wtargnęłam do garażu, wywołując tym zdziwienie Archera. Rozmówca, podążył jego wzrokiem i dostrzegając mnie zamarł. Matthew. We własnej osobie.
-Co tu się wyprawia!?- wściekłam się. 

Widok Matta w tym pomieszczeniu, był okropny. Czyżby znowu w czymś mnie okłamał? Mój przyszły przyrodni brat, odłożył obojętnie narzędzie na stół. Miał poplamioną smarem koszulkę i ubrudzone ręce. Pochylił się nad maską, sprawdzając coś beztrosko. 

-Pytam co się tutaj dzieje!?- czułam jak całe moje ciało nagrzewa się od nadmiaru negatywnych emocji.-Wy dwaj.. natychmiast!

-Reed, to nie tak jak myślisz..- zaczął Matt.

-To jest właśnie, dokładnie tak jak myślisz Reed- Archer wyprostował się, wycierając dłonie w szmatkę. 

Problem w tym, że nie wiem co mam myśleć. Chłopaki, zmierzyli się wzrokiem. 

-Powiedz jej Cross- zaczął Archer.- No dawaj. 


=====

Takie cuda! ;D

Czy ktoś się spodziewał, czegoś takiego? Co prawda jeszcze nie jest za dużo wyjaśnione, ale chyba musicie trochę zmienić kierunek. Patrząc na ostatnie komentarze, szczerze się uśmiechałam. To miłe, że próbujecie wybadać co się będzie dziać ^^ <3 Uwielbiam je czytać ;*

Jutro zaczynam szkołę o 7.30 a kończę... grubo po 15 ._. Za jakie grzechy?!
No cóż... miłego dnia jutro kochani! 

Całuski <3 ;*




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top