#29
Wieczorem, będąc wciąż pod wpływem doświadczeń minionych godzin przygotowywałam kolację z mamą. Archer wrócił do domu, trzaskając drzwiami i przeszedł szybko do swojego pokoju, zachowując się przy tym nienaturalnie głośno.
-Myślę, że tak zwraca na siebie uwagę- powiedziała moja rodzicielka, krając warzywa.
Nie odpowiedziałam. Nie za bardzo wiedziałam, co mogłabym powiedzieć. Zresztą, wolałam myśleć o czymś bardziej przyjemnym niż humorki mojego przyrodniego brata. Na swoich ustach wciąż czułam gorące pocałunki Matta, jego oddech i dotyk. Oczy. Przerażająco niebieskie, pełne uczuć i czegoś w rodzaju walki. Boi się mnie zranić. To słodkie.
-Reed?- usłyszałam.- Wszystko dobrze?
-T-tak- odpowiedziałam, szybko wracając do rzeczywistości. Dla efektu mrugnęłam parokrotnie i wzięłam głęboki oddech.
-Nie sądzę- powiedziała, przerywając pracę.- Jesteś milcząca i zamyślona. Chodzi o tego Twojego kolegę?
Popatrzyłam na nią, przez ramię.
-O mój Boże, chodzi o niego!- wykrzyknęła rozentuzjazmowana.- Opowiadaj!
Zaśmiałam się nerwowo, wycierając ręce w dresy. Podeszłam do lodówki, wyciągając z niej pokrojone mięso, które zaczęłam przyprawiać.
-Spędziliśmy miło dzień- stwierdziłam.- Bardzo miły.
-W kinie?- zapytała, lekko podnosząc brwi.
-Yhym..-mruknęłam.- Zabrał mnie nad jezioro. I był piasek. Prawdziwy piasek, duuużo pisaku- zachwycałam się, jakby to było najważniejsze w tym wszystkim.
-Okay, woda, piasek rozumiem- pokiwała głową.- I co dalej?
-Rozpadało się, wiec musieliśmy iść. I tak zmokliśmy- zaśmiałam się, na wspomnienie przylepionych do skóry ubrań, i naszych ciał splecionych ze sobą podczas pocałunku.- Wróciliśmy do domu. Znaczy ja tutaj, a on do siebie.
-Zależy ci na nim?- zapytała poważnie, odkładając narzędzia na blat. Popatrzyła na mnie z matczyną miłością i troską.
Zagryzłam wargę. Znałam odpowiedź. Gdy tylko go widzę, moje serce zaczyna bić szybciej. Więc to chyba proste.
-Bardzo- potwierdziłam.
Mama uśmiechnęła się.
-A jemu..na tobie?
-Wygląda na to, że tak..-stwierdziłam, mieszając w misce mięso.- Wierzę mu.
Podeszłą do mnie i objęła mnie.
-Skarbie, cieszę się że znalazłaś kogoś, kto wywołuje u ciebie tak piękny uśmiech- cmoknęła mnie w policzek.- Domyślam się, że to wszystko jest jeszcze zbyt świeże ale... kiedy będziecie gotowi, chciałabym go poznać.
-Jest jeden problem mamuś- mruknęłam, przenosząc na nią wzrok.- Archer bardzo nie lubi Matta, z wzajemnością.
Zrobiła zakłopotaną minę.
-Chodzi o jakieś dawne sprawy, kiedyś się przyjaźnili- powiedziałam cicho.- Ufam mu i wiem, że nie zrobi nic czego nie chciałam oglądać czy przeżywać. Ale sama wiesz jak wybuchowy jest Archer..
Pokiwała głową, na znak że rozumie.
-I co postanowiliście?- zapytała zatroskana.
Wzruszyłam ramionami.
-Nikt nie może o nas wiedzieć- zagryzłam policzek od środka.- Ludzie wiedzą, że się przyjaźnimy. Ale nie mogą wiedzieć nic poza tym. Przynajmniej na razie.
Nie wiem jaka byłą jej reakcja, ale wiem jedno. Na pewno pomyślała, że będzie to bardzo trudne. Bo będzie.
======
Następnego dnia, wracałyśmy razem z Katty, moją mamą i jej najlepszą przyjaciółką Grace, która przyjechała specjalnie po to, by pomóc przy wyborze sukni ślubnej. W salonie spędziłyśmy prawie trzy godziny, mając niezłą frajdę. Śmiałyśmy się, opowiadałyśmy o wszystkim a co najważniejsze...moja mama była szczęśliwa. Nie przeszkadzało jej mierzenie tysiąca bogatych sukien, o kupnie których nawet nie pomyślała przez chwilę. To było zabawne, więc czemu nie. Zdecydowała się na prostą suknię, niekrępującą ruchów i delikatnie zdobioną srebrnymi nitkami górą i rękawami trzy/czwarte. Obojczyki zakrywał biały prześwitujący materiał, dzięki czemu wyglądała bardzo stylowo. Za dwa tygodnie będzie można ją odebrać a wtedy zaczniemy zastanawiać się nad ubraniami dla mnie i Katt. Potem, pojechałyśmy na kolację a Katt dołączyła do znajomych i poszła trochę poszaleć. Nie żeby jutro musiała wstać do szkoły. W domu mama z Grace, zaszyły się w salonie z lampką wina więc poszłam na górę. Był już późny wieczór. Wychodziłam po schodach, kiedy moim oczom ukazał się Archer, oparty o drzwi do mojego pokoju. Miał na sobie biały dopasowany podkoszulek, czarne jeansy i ciemne buty. Jego dłonie spoczywały w kieszeniach a wzrok był skupiony na mnie.
-Eee cześć?- przywitałam się, bezradnie rozkładając ręce.
-Nie rób tak, bo mogę pomyśleć że chcesz się poprzytulać- powiedział używając swojej sławnej chrypki.
Przewróciłam oczami na jego komentarz. Zaczęłam się przyzwyczajać do tego, dlatego najczęściej wszystko ignorowałam.
-Mniejsza o to- mruknęłam, wkładając dłonie do tylnych kieszeni.- Mam za sobą ciężki dzień, więc mogłabym wejść do pokoju?
-Ohh jasne- odpowiedział, przesuwając się. Uśmiechnęłam się wymijając go. Otworzyłam drzwi, pozwalając by zamknęły się same i rzuciłam się na łóżko. Dopiero kiedy materac ugiął się pod ciężarem drugiego ciała, podniosłam głowę. Prawie krzyknęłam, widząc twarz mojego przyrodniego brata. Był rozbawiony a w jego zielonych oczach błyskały iskierki.
-Co ty tu robisz?- zdziwiłam się.
-Leżę- wzruszył ramionami.
-Chyba mówiłam, że jestem zmęczona?- zapytałam.
Zaśmiał się zawadiacko.
-Ja też jestem.
-To dobry powód do tego, żeby stąd iść wiesz?- fuknęłam trochę niegrzecznie.
W głowie cały czas miałam ostrzeżenia Matta, dlatego mimo naszych uregulowanych kontaktów, wolałam być ostrożna.
-Myślę, że nie- powiedział całkiem poważnie, zakładając ręce pod głowę. Patrzył w sufit, uśmeichajac się szeroko.
-Naćpałeś się czegoś?- zapytałam.- Alb jesteś pijany- stwierdziłam.
-Absolutnie- powiedział spokojnie.
-Więc czemu się tak szczerzysz?- zirytowałam się.
Chłopak tylko się zaśmiał, ukazując szereg białych zębów. Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się o co mu chodzi.
-Co jest takie zabawne?
Spojrzał na mnie rozbawiony.
-Ty jesteś.
-Ja?- zdziwiłam się, podnosząc się na rękach. Zaczynało być mi niewygodnie.
-Oczywiście- stwierdził.- Zabawnie się denerwujesz.
W duchu zawyłam z bezsilności. Przewróciłam się na plecy, zakrywając twarz rękami. Chciałam odpocząć, a tymczasem muszę użerać się z nim. Wygonienie go stąd, będzie mega trudne.
-Jak ci miną dzień?- zagadną beztrosko. Jego oddech był spokojny, zrelaksowany.
-Dobrze- powiedziałam.-A tobie?
-Dzień jak każdy inny. Okradłem bank, kupiłem nową broń i zabiłem nią dwójkę niczemu nie winnych ludzi- stwierdził.
-Co!?- prawie krzyknęłam, odsuwając się i siadając.
Wiedziałam, że serce zaczyna bić mi szybciej a z twarzy odpływają wszystkie kolory. Poczułam się dziwnie, jakby ktoś kopną mnie w brzuch a następnie oblał zimną wodą. To uświadomiło mi, że Archer jest niebezpieczny a pistolet w jego pokoju to najbardziej realna rzecz na świecie.
-Żartowałem- zaniósł się śmiechem.- Serio? Wystraszyłaś się?
Zamrugałam parokrotnie, trawiąc jego słowa. Żarty? Dobra. Ale przecież za ścianą, znajduje się prawdziwa spluwa i musi mieć swoje przeznaczenie. Zrobiło mi się nie dobrze. Jak mogę żyć z kimś takim pod jednym dachem!?
-Ej Reed- oparł się na łokciach, a jego uśmiech zamienił się w dziwny grymas.- Żartowałem. Daj spokój.
Próbując uspokoić oddech, wytarłam spocone dłonie w kolana.
-Myślałem, że w to nie uwierzysz- stwierdził rzeczowo, aczkolwiek cierpliwie. Tak, jakby tłumaczył mi geometrię albo matematyczne twierdzenia.- Robię sobie z ciebie żarty, a ty bierzesz takie..-zastanowił się, uporczywie patrząc na mnie.- Głupoty, na poważnie.
-Zabijanie ludzi to nie głupota- mruknęłam.- To okropna rzecz.
Wzdrygnęłam się, na samą myśl że mógłby to robić. Nigdy jakoś szczególnie się nad tym nie zastanawiałam.
Kiedyś, dawno temu byłam zakochana w pewnym chłopaku. Podobał mi się, mieliśmy podobne zainteresowania i gust muzyczny. Ale nie miałam odwagi nic z tym zrobić, dziewczyny bardzo go lubiły i większość z nich, była na każde jego zawołanie. Pewnego dnia napisał do mnie, a dzień ten pamiętam jakby to było wczoraj. Rozmawialiśmy dużo i często, aż w końcu spotkaliśmy się. Wyglądało na to, że czuje do mnie to samo co ja do niego. Powtarzał mi, że jestem najważniejsza i piękna a ja czerwieniłam się, kiedy całował mnie w czoło. Nigdy nie byliśmy oficjalnie razem, ale mam wrażenie że był moim pierwszym chłopakiem. Jednak szybko znudziłam mu się, więc przestał pisać. Długo rozpaczałam i co rano budziłam się z myślą, że mnie przeprosi i będzie jak dawniej. Tak się nie stało. Po dwóch miesiącach, zaczął chodzić z jedną z dziewczyn ze szkoły. Bolało mnie to, więc omijałam ich dwoje jak mogłam. Było mi źle i czułam się jak wykorzystana, bezbronna zabawka. Wciąż jednak, czekałam aż do mnie wróci. Jednak najgorsze w tym wszystkim nie było to, że są ze sobą. Najgorsze było uświadamianie sobie, że się całują, że chłopak mówi do niej tak jak kiedyś do mnie, że wieczory spędzają wtuleni w siebie oglądając filmy. To było najgorsze.
Podobnie jest w tym przypadku. Wiem, że Archer ma broń. Wiem, gdzie leży i wiem, jak jest schowana. Chodź jest to straszne, uświadomienie sobie że jej używa jest jeszcze gorsze. Tak jak Evan był z Sylvią, tak okropna jest spluwa w posiadaniu mojego przyszłego brata.Jednak to świadomość, że chłopak którego kocham całuje inną, zabijała mnie od środka.
Teraz zabija mnie fakt, że Archer przynosi śmierć innym.
-Reed?- usłyszałam jego zniecierpliwiony głos.- Powiedz coś.
-Prze-przepraszam- zająknęłam się. Wiem, że wcześniej coś do mnie mówił, ale nie mam pojęcia co.- Zamyśliłam się.
-Powiedziałem- ton jego głosu był zdecydowany.- Że to były tylko żarty i jeśli cię uraziłem, to nie miałem tego na celu.
-Przepraszasz mnie?- spojrzałam na niego kątem oka.
-Przecież wiesz, że ja tego nie robię- stwierdził, wracając do poprzedniej pozycji.
Typowe dla mordercy, prawda?
-Co robisz, kiedy nie ma cię w domu?- zapytałam cicho, bawiąc się palcami.- Nocami.
Obserwowałam go przez ramię, starając się zachować obojętny wyraz twarzy. W środku gotowałam się od nadmiaru emocji.
-Zależy- powiedział wolno, badając moje intencje.- Zazwyczaj jestem ze znajomymi.
-Tymi, którzy chodzą za tobą w szkole?- spytałam.
-Między innymi- przytakną.- Mam znajomych w całym mieście, nie wszyscy chodzą do naszego liceum.
-Yhymm..- mruknęłam. Dobrze wiedzieć, że jest jakieś inne. Chyba serio powinnam wybrać się na wycieczkę krajoznawczą.
-Dlaczego pytasz?- usłyszałam.
Zagryzłam wargę, myśląc nad odpowiedzią.
-Tak się po prostu zastanawiałam- wzruszyłam ramionami.- Nie ma cię czasem parę dni, więc gdzieś wtedy musisz być...skoro nie ma cię tutaj. Nocujesz u nich?
Kącik jego ust powędrował ku górze, ale szybko opadł. Przymkną powieki, wypuszczając powietrze ustami.
-Zadajesz za dużo pytań słoneczko- westchną.
-Czy odpowiedź jest taka straszna, że nie mogę jej poznać?- zapytałam ignorując fakt, jak mnie nazwał.
-Dużo bardziej straszniejsza, niż myślisz.
Znów powrócił ten szalenie straszliwy i tajemniczy Archer. Nie lubiłam tej strony jego osobowości.
-Dlaczego chcesz rozmawiać o mnie?- zapytał.- Dużo ciekawszym tematem do rozmów, jesteś ty.
Popatrzyłam na niego podejrzliwie, jednak wszystko wskazywało na to, że jest całkiem poważny. Dlaczego chce rozmawiać o mnie? Chce poznać swoją ofiarę, zanim ją zabije?
Stop.
Przecież mnie uratował. Pomógł mi i zaopiekował się mną. Więc chyba nie może mnie skrzywdzić. W filmach jednak, tak właśnie robią zabójcy. Sprawiają, że ofiara zaczyna im ufać. To robiło się coraz bardziej chore.
-Jestem nudna- powiedziałam obojętnie.- Twoje życie, jest ciekawsze.
-Nie jest. Zaręczam ci.
-Wydaje mi się, że jest..- przełknęłam ślinę. Teraz albo nigdy.- Wychodzisz gdzie chcesz i kiedy chcesz, nie wracasz na noc, czasem nawet na parę nocy. Pewnie masz masę ciekawych znajomych, o których z chęcią bym posłuchała. Znasz tyle fajnych miejsc, więc pewnie tam siedzicie, prawda? A może robicie coś innego? Może coś bardziej..niebezpiecznego?
Otworzył jedno oko, lustrując mnie. Wyglądał jakby bił się z myślami, jakby gdzieś w środku niego toczyła się wojna, ale jego postawa była chłodna. Napięte mięśnie, były idealnie widoczne przez koszulkę.
-Cóż, fajnie że tak uważasz- zbył mnie.-To bardzo..interesująca wizja.
Mogłam się spodziewać, że nie będzie tak prosto.
-A nie jest tak?- zapytałam niewinnie, czując jak oblewa mnie zimny pot.- Pewnie chodzisz na imprezy, imprezujesz ze swoimi kolegami. Na pewno opowiadacie sobie sprośne kawały, bo tak robią faceci. I chwalicie się kogo zaliczyliście w tym tygodniu- mięśnie jego twarzy napięły się.- Życie idealne. Nie musisz się niczym martwić, w razie czego możesz tu wrócić i masz wszystko! Jedzenie, pieniądze, dach nad głową, ubrania.. Też bym tak chciała.
-Nie chciałabyś- wtrącił. Ton jego głosu świadczył o tym, że nie jest zadowolony z przebiegu rozmowy.
-Mam nudne życie. Monotoniczne- wzruszyłam ramionami.- Jestem..ta grzeczna. Ułożona perfekcjonista. A ty? Retyy..- zaczęłam się wręcz zachwycać jego stylem życia, a mój głos idealne oddawał zachwyt. Chodź czułam tylko niesmak.- Pewnie robicie coś niebezpiecznego. Uciekacie przed ochroniarzami, skaczecie z budynków. Widziałam to na jednym filmie i wygląda na serio fajnie!- rozentuzjazmowałam się.- Lubisz adrenalinę, prawda? W dzień pewnie pakujecie na siłowni, a pod osłoną nocy organizujecie sobie nielegalne walki zdobywając jakieś pieniądze na piwo albo fajki. Może jakieś wyścigi samochodowe? Nic dziwnego, że nie wracasz na noc. To co robisz, na pewno jest fajniejsze niż siedzenie w pokoju i gapienie się w telewizor.
-Dość!- krzykną, momentalnie wstając. Złapał mnie za ręce, i przewrócił na poduszki. Zszokowana momentalnie przymknęłam się, a w mojej głowie pojawił się czerwony alarm. Przesadziłam? W jego oczach widać było wściekłość, a ciężki oddech owiewał moją twarz. Poczułam lekki smród dymu papierosowego i woń ostrych perfum.- Jeszcze jedno słowo i pożałujesz, że zaczęłaś cokolwiek mówić, jasne?!- ton jego głosu nie znosił sprzeciwu.
Wystraszyłam się.
-J-ja- zaczęłam, ale nawet nie wiedziałam co powinnam powiedzieć.
-Ile razy mam ci mówić, żebyś kurwa nie zadawała tylu pytań, co!?- zdenerwował się.- Nie chcesz poznać odpowiedzi, i dopóki jej nie znasz jesteś bezpieczna więc na chuj to psujesz, co!?- patrzył mi w oczy, pełen wściekłości a ja czułam się coraz bardziej mniejsza pod jego uściskiem.- Wiesz co się stało ostatnio? Kiedy ktoś próbował mnie poznać? Wiesz?- dyszał ciężko.- Nie ma jej już. Rozumiesz? Nie ma już jej, bo zaczęła węszyć. Zadając zbyt dużo pytań, tak właśnie będzie- warkną.- Skończysz jak Kelsey- powiedział, a mnie przeszły ciarki. Wzmianka o jego zmarłej dziewczynie, sprawiła że poczułam się dziwnie.- W ogniu. Rozumiesz?- widać było, że ten temat jest dla niego bolesny.- Dla swojego jebanego bezpieczeństwa nigdy więcej nie drąż tematu, jasne?
Pokiwałam niepewnie głową.
-Świetnie- warkną i puścił mnie. W momencie podszedł do drzwi i wyszedł, zatrzaskując je za sobą.
Minęła długa chwila, zanim ochłonęłam. Odtwarzałam naszą rozmowę wiele razy. Rozbolała mnie głowa, więc skuliłam się próbując zasnąć. W oczach miałam łzy.
Trzy najważniejsze pytania:
1. Kim jest Archer Hale?
2. Dlaczego, nie mogę poznać jego życia?
3. Dlaczego i przez kogo, Kelsey skończyła w ogniu?
======
Skończyły się słodkości, wracamy do rzeczywistości! :D
Mam nadzieję, że trochę Archera osłodzi jego zwolennikom ten dzień ^^ Wybaczcie, że znowu ma humorki... taki z niego typ ;)
Dziękuję za wszystkie komentarze, gwiazdki i wyświetlenia! Zapraszam do dalszej wymiany zdań, to wielka motywacja ;*
Pozdrawiam!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top