XXXII


Obudziłem się po jakimś czasie, nawet nie wiem ile spałem, ale czy to teraz takie ważne? Przetarłem oczy dłonią powoli je otwierając, aby mnie ostre światło nie oślepiło. Doskonale pamiętam jak to było poprzednio i nie wspominam tego najlepiej.

Czułem się zdecydowanie lepiej niż ostatnio, przynajmniej jest cieplej.

Rozejrzałem się leniwie po pomieszczeniu. Cisza spokój, chociaż nie momencik, coś słyszę. Zwróciłem się w kierunku, z którego dochodził dźwięk, i co widzę?

Travis śpi na krześle obok. Przyjrzałem się bliżej. On chyba się ślini. Skrzywiłem się na to.

- Travis? – Odezwałem się cicho. Nie zareagował. A to drań.

– Travis? – Powtórzyłem głośniej, ale to na nic, dalej śpi jak zabity.

– Travis, kochanie? – Powiedziałem to dość cicho i co się stało? Zadziałało, bo ten gamoń się poruszył. – Wstałeś?

- Mhym. – Przetarł twarz dłonią i dopiero teraz zauważyłem jak jego twarz była zmęczona. On sam był chyba bardzo zmęczony. Ziewnął i przeciągnął się. Ciekawe ile tak tutaj koczował?

- Długo spałem? – Musiałem wiedzieć.

- Byłeś nieprzytomny jakieś dwa dni. – Oznajmił zachrypniętym głosem. Chwycił krzesło, na którym siedział i przystawił je bliżej mojego łóżka.

- Co? – Czyli to jednak nie była kałuża. Dłonią dotknąłem głowy i wyczułem bandaż, czyli jednak.

- Lekarz powiedział, że to zupełnie naturalne. Potrzebowałeś regeneracji po takim upadku.

- Właściwie to jak do tego doszło? Pamiętam tylko wściekłą Paulinę, która mną szarpała a później była tylko ciemność. – Czy było coś jeszcze, czego nie zarejestrowałem?

Westchnął. – Ani Amandzie, ani Paulinie nie podobało się to co robiliśmy wtedy na schodach. Pamiętasz co wtedy robiliśmy, prawda? – Spojrzał na mnie z nadzieją w oczach, a ja odwróciłem wzrok.

Uderzyło we mnie to wspomnienie. Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało, bo było zupełnie odwrotnie. Przybrałem kolor dojrzałego pomidora i delikatnie skinąłem głową na znak, że pamiętam. Nieśmiało spojrzałem na alfę, jego twarz wyrażała ulgę.

- Niby dlaczego im się to nie podobało? – Powiedziałem cicho.

- Wiesz jakie są kobiety. Zazdrość przez nie wtedy przemawiała. – Powiedział całkiem spokojnie.

- Jak długo będę jeszcze tu leżeć?

- Właściwie to nie wiem. – Zapadła chwila ciszy. Travis chyba nad czymś myślał. – Poczekaj, zaraz przyjdę. – Powiedział i zaraz go nie było.

- Gdzie niby miałbym się ruszyć? – Zapytałem sam siebie na głos jak już wyszedł.

Przymknąłem oczy i rozmyślałem.

Chyba jednak dam Travisowi szansę.

- No nareszcie. Ile można było na to czekać? – Moja wewnętrzna omega odezwała się z wyczuwalną pretensją w głosie.

- Dawno cię nie było, po co wróciłaś?

- Jak to po co? Ktoś musi przypilnować abyś nie popełnił największego błędu w swoim życiu. – Jestem pewien, że w tym momencie uśmiechałaby się szeroko jak tylko miałaby taką możliwość.

- O czym ty mówisz? – Zdziwiłem się.

- Maksiu, jakiś ty głupiutki. – Skrzywiłem się na to jak mnie nazwała.

- Nie jestem głupi. – Burknąłem wydymając dolną wargę. Jak ona tak może?

- Jeśli odpuściłbyś sobie Travisa, to byłbyś skończonym kretynem, Maks. - Mówi poważnie.

- Niby dlaczego? Przecież chcę spróbować. – Mówię niepewnie. Z jedne strony chcę tego wszystkiego, a z drugiej to mnie przeraża i mam wrażenie, że nie dam rady.

- Nie możesz tylko chcieć spróbować. Maks, zrozum jeśli ty odejdziesz to on tego nie przeżyje.

- Jak to nie przeżyje. - Zmartwiłem się.

- Nie rozumiesz, że on jest naszym przeznaczonym. Jeśli znikniesz z jego życia to on sobie z tym nie poradzi po raz drugi. – Wyjaśnia.

- Jak to po raz drugi? – Uniosłem zdziwiony brew.

- Maks, lepiej jeśli on ci wszystko wyjaśni, to z jego ust musisz usłyszeć prawdę. On nigdy cię nie oszuka. On jest tym, któremu musisz ufać bezgranicznie w końcu jest naszym alfą.

- Skąd ty to wszystko wiesz? Zresztą zdążyłem się już dowiedzieć, że jest naszym mate. Nadal tylko nie rozumiem, dlaczego mówisz, że stracił mnie już kiedyś. Chwila. – W tym momencie coś sobie przypomniałem. – Travis przecież też mi to mówił, nawet ten mój głupi przyjaciel o tym wspominał.

- Tak właściwie to musisz dowiedzieć się jeszcze kilku innych ważnych rzeczy, ale to kiedy indziej.

- Dlaczego nie teraz?

- Może dlatego, że Travis wrócił. – Oznajmia uradowana. – Musisz mu powiedzieć, że chcesz być jego omegą.

- Powiem mu to jak tylko stąd wyjdę. – Mówię spokojnie. Chcę mu powiedzieć o tymw lepszym miejscu.

- Powiedź mu teraz. – Nakazuje. – Musi być szczęśliwy. Musisz zrobić wszystko aby był szczęśliwy.

- W swoim czasie.

- Spójrz na niego. – Rozmarzyła się. – Jaki on jest boski. Nasze szczeniaki też będą wyglądać nieziemsko. Z takimi genami jakie ma Travis to na pewno będą zabójczo przystojne, nie to co ty. – Oznajmia, a ja z wrażenia aż otworzyłem usta. Jak ona może?

- Bo się obrażę. – Mówię unosząc brew do góry i krzyżując ręce na piersi.

- Wszystko byle byś był cicho, chcę posłuchać Travisa. – Jak ona potrafi się zmienić przy nim.

- A może byś sobie tak poszła? – Proponuję.

- Niby dlaczego? Chcę byś blisko naszego alfy. – Upiera się przy swoim.

- Jak będziesz grzeczna to może powiem Travisowi szybciej. – Muszę ją jakoś przekonać, mam jej już dość. – Z resztą jeszcze nie jest nasz. - Dodaję.

- Musisz zrobić wszystko co możliwe aby był nasz. – Rozkazuje.

- Zrobię co będzie w mojej mocy, ale najpierw muszę dowiedzieć się kilku kluczowych rzeczy.

- Dobrze umowa stoi. Tylko nie zapomnij, że Travis na nas czeka. – Oznajmia uradowana i znika.

Wracam do świadomości po rozmowie z wilkiem. Przecieram twarz dłonią.

- Widzę, że z naszym pacjentem jest coraz lepiej. – Usłyszałem jakiś obcy męski głos. Nie powiem trochę się przestraszyłem, ale zaraz poczułem tak dobrze znany mi zapach i wszystko minęło. Travis siedział na krześle obok łóżka.

- Doktorze, czyli kiedy mogę stąd wyjść? – Pytam.

- Myślę, że już jutro. Dzisiaj musisz zostać jeszcze na obserwacji. – Informuje i zapisuje coś w dokumentach. – Muszę iść teraz do innych pacjentów, ale spokojnie jeszcze wrócę. – Uśmiecha się. – Zostawię was samych, ale proszę nie przemęczać pacjenta. – Spogląda wymownie na alfę, po czym odwraca się i wychodzi z pomieszczenia.

Nastała chwila ciszy.

- Travis? – Przerywam ją chcąc zwrócić uwagę Travisa na sobie.

- Tak, słoneczko? – Patrzy na mnie jakbym był drogocennym obrazem.

- Jak wyjdziemy będziesz musiał mi dużo wyjaśnić.

- Dobrze. – Złapał mnie za rękę, której nie odtrącam.

- Jestem zmęczony. – Oznajmiam i jak na zawołanie ziewnąłem.

- Śpij spokojnie, nigdzie się nie wybieram. – Posyła mi zniewalający uśmiech.

- A czy... – Zawahałem się, bo nie wiem jak zareaguje. – Nieważne.

- Ważne, czego sobie życzysz, słoneczko?

- Ale nie będziesz się śmiać? – Dopytuję.

- Nie, zrobię co tylko będziesz chciał. - Mówi poważnie.

Przesunąłem się na łóżku robiąc mu miejsce. – Położysz się obok mnie. - Proszę.

- Z wielką chęcią. – Oznajmia po chwili kładąc się po drugiej stronie łóżka. – Nie jest przystosowane do dwóch osób.

- To mnie przytul, gamoniu. – Wystawiam w jego stronę ręce.

Travis wciąga mnie na siebie. Wtulam się w niego i napawam tym cudnym zapachem. Starszy przeczesuje moje włosy.

– Śpij, słoneczko. – Jest mi tak przyjemnie, że momentalnie zasypiam.

----------

Już w poprzednim rozdziale miałam to zrobić no, ale tak jakoś wyszło, że jak już opublikowałam rozdział to mi się przypomniało. Cała ja.

Nie wiedziałam, że kiedyś nastanie ta chwila i będę miała 1k wyświetleń. Teraz jest już 1,2k, ale to tylko szczegół. Dziękuję wszystkim, którzy czytają te wypociny. Brawa dla was. 

Nawet nie wiem czy ktoś czyta te moje komentarze pod rozdziałem no ale trudno, chciałam się z kimś podzielić tą informacją. 

A co do rozdziału. Jego omega jest taka okropna jak każda omega, ale zawsze śmieszy mnie pisanie jej kwestii, nawet nie wiem dlaczego

Do następnego

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top