XVIII
Nie zwróciłem uwagi kiedy dotarliśmy na lotnisko. Dopiero gdy kierowca zwrócił mi uwagę, że jesteśmy już na miejscu, ogarnąłem co się dzieje. Przeprosiłem go grzecznie i zwróciłem swoje kroki w stronę lotniska.
Budynek, jak to budynek był duży. Stanąłem przed wejściem i teraz dopiero uświadomiłem sobie, że nigdy nie byłem w takim miejscu, a żeby tego było mało to nigdzie nie widzę tego idioty zwanego Mattem. Dobra wdech i wydech, dasz rade Maks, powtarzałem sobie aby dodać sobie chociaż trochę otuchy. Nadzieja Matką głupich powiadają. Wszedłem do budynku i stanąłem na środku. Pomyślałem, co dalej? Gdzie mam iść? Może kogoś zapytam, ale z drugiej strony nie wiedziałem nawet jak nazywa się Travis. Nawet godziny przylotu nie mam skąd wziąć skoro nie wiem skąd miał przylecieć. Nie ma to jak przegrać życie.
Po dłuższej chwili błądzenia postanowiłem, że udam się do punktu informacyjnego, może tam coś znajdę. Chyba jednak wyczerpałem pulę mojego szczęścia, bo nie udzielono mi żadnych przydatnych informacji. I co ja mam teraz zrobić, a idioty też nigdzie nie spotkałem.
Już zupełnie zrezygnowany usiadłem na jednej z ławek w budynku. Może po prostu poczekam na zewnątrz, aż Matt wyjdzie z budynku wraz z Travisem. Tylko pytanie czy ten idiota da radę go znaleźć i czy aby się nie zgubił. No dobra, osobiście kompletnie nie mam poczucia kierunku i to ja przeważnie gubię się bardzo szybko, dlatego nie wychodzę sam w nie znane mi miejsca. Jak już mi się zdąży to jestem z kimś znajomy. Co ze mnie za wilk, skoro nawet kierunków nie ogarniam. Matka Natura chyba serio sobie ze mnie zakpiła. Nie dość, że jestem chłopakiem omegą to jeszcze nie potrafię tak oczywistych rzeczy dla każdego zmiennego, chociaż jak tak teraz pomyśle to ja nawet na omegę się nie nadaje. Chyba lepiej byłoby gdybym wcale się nie urodził albo urodził jako zwykły człowiek. Właściwie może byłoby łatwiej.
Moje użalanie się nad sobą przerwał mi znajomy głos. Odwróciłem się i uderzył we mnie ten zniewalający zapach. Przepraszam ludzie, ale on jest tak przyjemny, że mógłbym nigdy tego nie przerywać. Zauważyłem tylko, że obok mojej zguby stał nieziemsko przystojny mężczyzna, chyba już gdzieś go widziałem, ale nie jestem pewny skąd, mniejsza o to. Może później Matt mi to wyjaśni. Skąd on może znać takiego kolesia?
Mój brzuch zaczął boleć, dlatego nie mogłem skupić się na cudnym zapachu. Takiego bólu jeszcze nigdy wcześniej nie czułem. Postanowiłem, że udam się do toalety. Powoli wstałem, myślałem, że się przewrócę, ale całe szczęście dałem radę utrzymać pion. Wzrokiem odszukałem odpowiednie pomieszczenie. Było w niewielkiej wnęce za rogiem. Odetchnąłem z niewielką ulgą, że chociaż nie musiałem iść za daleko. Szczerze nie wiem czy bym tam doszedł jak miałbym iść dalej niż parę kroków. Powoli ruszyłem w wyznaczonym sobie kierunku. Niektórzy nic nie robili sobie z mojej obecność, ale niektórzy z kolei mierzyli mnie pogardliwym wzrokiem. Inni jakby chcieli coś powiedzieć otwierali buzię i po chwili ją zamykali, jak ryba wyciągnięta z wody. Co ja im zrobiłem? Nigdy nie widzieli człowieka, który trzymał się za brzuch i miał grymas bólu na twarzy?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top